Wieczni

Rodzimy się, żyjemy i umieramy. Jeszcze nikomu nie udało się zatrzymać tego procesu, choć wielu próbowało.

Kazuo urodził się dwa razy. Tak przynajmniej twierdził, choć od zawsze tkwił jedną nogą w świecie fantazji. Opowiadał, że po raz pierwszy przyszedł na świat w zupełnie innym miejscu, na zewnątrz, gdzie można zobaczyć niekończące się łąki, lasy i rzeki. Pamiętał swoich prawdziwych rodziców, a potem go zabrano i narodził się po raz drugi, tam gdzie my, w Uniwersytecie.

- To dowód na reinkarnację – powiedziałem do Misaki, mojej żony. Pokręciła głową, a jej twarz przybrała smutny odcień. Biedny Kazuo postradał zmysły po tym, jak zagubił się w podziemiach i przez kilka dni próbował się z nich wydostać. Wyobraziłem sobie, że musiało tam być naprawdę okropnie, zimno, ciemno i strasznie. Przekonywał nas, żebyśmy poszli za nim. Zapewniał, że tym razem się nie zgubi, bo cały czas znaczył drogę. W końcu dotarł do wrót, które prowadziły na powierzchnię. Spotkał tam ludzi mieszkających w ogromnych budynkach z betonu, ale nie chcieli z nim rozmawiać.

- Narzekali, że muszą na nas pracować, a my nawet nie opuszczamy murów uczelni, tylko cały czas studiujemy. Mówią, że jesteśmy darmozjadami.

- Mylisz się, na zewnątrz jest tylko Wirujący Wszechświat – wyjaśniłem. - Tam nie ma życia.

Przychodziły jednak takie momenty, kiedy zastanawiałem się, czy to faktycznie prawda. Czy Uniwersytet to wszystko, co istnieje, a poza jego murami rozciąga się tylko bezgraniczna pustka? Przecież skoro Wirujący Wszechświat nie ma końca, to gdzieś tam musi istnieć jakieś życie, podobne do naszego. Być może identyczny Uniwersytet, w którym ludzie rodzą się, żyją i umierają. Zapewne Kazuo nigdy nie dotarł do wyjścia, po prostu znalazł się w innej części uczelni, a głuptas pomyślał, że to jakiś nowy świat. Nigdy nie zapuszczałem się do odległych wydziałów, więc nie wiedziałem, co tam się dzieje, być może rzeczy niezwykłe, ale wystarczało mi to, co miałem tutaj. Żona, dzieci, rodzina, miłość. Po co szukać czegoś więcej, skoro ma się wszystko?

Misaki była w kolejnej ciąży. Twierdziła, że tym razem to będzie chłopiec. Mieliśmy już sporą gromadkę dzieci. Większość z nich studiowała eugenikę jak mama, a część filologię, tak jak ja. Nie chciałem, by Kazuo mieszał im w głowach swoim głupim gadaniem.

- Nie chcą nam pokazać prawdziwego świata na zewnątrz – mówił. – Ciągle mamią kłamstwami.

- Przestań wreszcie zmyślać. Pogódź się z tym, że to tylko twoje urojenia i nie ma nic poza Wirującym Wszechświatem.

- Wiecie tylko to, co wyczytacie w książkach, napisanych przez waszych poprzedników, ale ja urodziłem się dwa razy i znam prawdę. Wyjdę na zewnątrz i już nie wrócę. Zobaczycie. Znajdę swoich prawdziwych rodziców, a wy siedźcie sobie po wieczność w tych murach.

Zszedł do podziemi i tak jak zapowiedział więcej go nie widzieliśmy. Kiedy mijały kolejne dni jego nieobecności, zastanawiałem się, czy wciąż krąży po tunelach, zmęczony, zziębnięty i głodny. A może dotarł już do swojej ziemi obiecanej albo po prostu umarł.

Pewnego razu w bibliotece znalazłem książkę, która opisywała fikcyjny świat na zewnątrz. Wspominano tam o ogromnych betonowych budynkach oraz niekończących się lasach i łąkach. Wtedy zrozumiałem, skąd wzięła się ta obsesja Kazuo. Musiał to przeczytać, a potem wyobraził sobie, że to prawda. Zdałem sobie sprawę, że szalona wizja autora mogła być niebezpieczna dla młodych umysłów. Nie chciałem, żeby moje dzieci zapuszczały się do tunelów w poszukiwaniu nieistniejących mitycznych krain. Zaniosłem książkę do rektoratu. Chciałem, żeby się jej pozbyli. Tam popatrzono na mnie ze zdziwieniem.

- A więc pański kolega twierdził, że znalazł się poza Uniwersytetem i spotkał tam innych ludzi? Przecież to brednie. Czy pan mu uwierzył?

- Oczywiście, że nie. On oszalał, po tym jak zszedł do podziemi i przez kilka dni błąkał się, szukając wyjścia.

- Powiedział o tym komuś więcej?

- Moja żona przy tym była.

- Proszę ją przyprowadzić.

Zabrali mnie i Misaki do podziemi. Nie widzieliśmy nic poza tym, co można było dostrzec w nikłym świetle latarki prowadzącego nas mężczyzny. Szliśmy wąskimi korytarzami, które co jakiś czas się rozdzielały, ale nas przewodnik dobrze wiedział, w którą stronę się kierować. Czułem chłód i słyszałem szmery dochodzące zza ścian. W końcu dotarliśmy do zamkniętych wrót.

- Pokażę państwu, jak wygląda świat na zewnątrz, o którym tak ochoczo opowiadał wasz kolega.

Pociągnął za stalowy uchwyt i wrota się uchyliły. Wyjrzałem i oniemiałem. Przede mną rozciągał się Wirujący Wszechświat. Nie było tam nic z tego, o czym opowiadał Kazuo, a jedynie odległe gwiazdy i planety.

- Gdzie w takim razie podziewa się mój znajomy? – zapytałem.

- Pewnie wciąż błąka się po tych tunelach i szuka innego wyjścia, gdyż nie chce uwierzyć w prawdę.

***

Oglądaliśmy telewizję. Pokazywano nagranie z olimpiady, w której niedawno brali udział studenci. Potem krótki rzut okiem na nowe gatunki zwierząt i roślin wyhodowane przez genetyków i eugeników oraz wymyślne maszyny stworzone przez inżynierów. Zapraszano też na taneczne zabawy, które miały wkrótce się odbyć. W pewnym momencie obraz zaczął zanikać i śnieżyć, a z odbiornika wydobywały się tylko szumy i trzaski.

A my oglądaliśmy dalej.

***

Siedzieliśmy na ławkach w parku naprzeciwko siebie. Liście z drzew już dawno pospadały, a ziemię pokrywał śnieg. Wodę w jeziorku ściął lód. Dzieciaki biegały dookoła nas i cieszyły białym puchem. Przyjrzałem się żonie. Jej brzuch mocno napęczniał.

- Nie powinnaś już urodzić?

- Jutro. Jutro będziesz miał syna.

Nie wiem, jak to robiła, ale zawsze potrafiła wszystko dokładnie przewidzieć. Następnego dnia przyszedł na świat nasz syn. Nadałem mu imię Kazuo.

- Niech będzie, ale następnym razem to ja wybieram – powiedziała Misaki i się uśmiechnęła.

***

Nadszedł czas, kiedy znów się do siebie zbliżyliśmy. Śniegu w parku już nie było, a drzewa zaczynały wypuszczać pierwsze pąki.

- Tym razem będzie dziewczynka – stwierdziła stanowczo.

- Skąd możesz wiedzieć?

- Słyszę szepty naszych nienarodzonych dzieci. Tym razem to cieniutki dziewczęcy głosik. Mówi: Już do ciebie idę, mamusiu, ale droga jest daleka. Nie wypatruj mnie dziś, ani jutro. Powiem ci kiedy.

***

- Pamiętasz Kazuo? – zapytałem, kiedy ponownie siedzieliśmy w parku, a drzewa kwitły.

- Masz na myśli naszego syna?

- Nie, mężczyznę, który opowiadał o świecie poza Uniwersytetem. Nie przypominasz go sobie?

- Nie znam nikogo o imieniu Kazuo. Pewnie wyczytałeś o nim w jednej z tych fikcyjnych książek, które przeglądasz w bibliotece i wyobraziłeś sobie, że ktoś taki istniał.

- Nie, pamiętam, że z nim rozmawiałem.

- To gdzie teraz jest?

- Nie wiem. Pewnie umarł.

Udałem się do biblioteki i zacząłem wertować książki. W pewnym momencie natrafiłem na tę opowiadającą o świecie na zewnątrz, o ogromnych łąkach i niekończących się lasach, a jej bohater miał na imię Kazuo. Moja żona miała rację. Nikt taki nie istniał.

Być może nawet ja opisałem kiedyś tę historię o tym zapomniałem.

***

Rodzimy się, żyjemy i umieramy, a jedyne, co po nas pozostaje to stosy wypracowań, notatek, artykułów naukowych i książek, które w przyszłości będą czytać nasze dzieci, wnuki i prawnuki.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Dekaos Dondi rok temu
    Fanthomas↔Ciekaw historia. Tak trochę inna, jak na Ciebie.
    Jakby spojrzenie na świat, który wcale nie musi być taki, jaki am się wydaje.
    Takie skojarzenie jeno. I w pewnym stopniu z bardzo dawna książką "Poczwarki" J. Wyndham,
    chociaż nie potrafię wyjaśnić, czemu:)↔Pozdrawiam?:)
  • Dekaos Dondi rok temu
    Ciekawa*  nam*?
  • Bettina rok temu
    Rodzimy się, żyjemy i umieramy, a jedyne, co po nas pozostaje to stosy wypracowań, notatek, artykułów naukowych i książek, które w przyszłości będą czytać nasze dzieci, wnuki i prawnuki.

    He?
    Ale to była inna historia.
    Kończyła się , twoi poddani rodzą się, żyją i umierają.
  • Bettina rok temu
    Wygląda jak cyberstatek.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania