Wiecznie młodzi rozdział 1

Natalia wyłączyła laptopa.

- Czego ci Śmiertelnicy nie wymyślą, żeby obyć się bez magii – westchnęła.

Wyjęła z kieszeni dżinsów różdżkę, która rozciągnęła się w jej dłoni na długość kilkunastu centymetrów i zatoczyła nią w powietrzu krąg, myśląc o szklance wody. Drzwi jej pokoju otworzyły się i wleciał błękitny kubek, który podfrunął do jej ręki, rozpryskując połowę swojej zawartości na jej zieloną koszulkę.

- Cholera! – zaklęła głośno.

- Musisz jeszcze poćwiczyć zaklęcia przywołujące.

Do pokoju wszedł starszy brat Natalii – Filip i jednym machnięciem różdżki wysuszył jej bluzkę.

- Jak ty to robisz? – spytała z zazdrością, przyglądając się, jak chowa różdżkę do kieszeni.

- Trening czyni mistrza – powiedział z uśmiechem.

- Przecież ja trenuję! – oburzyła się Natalia, a Filip dosłyszał nutkę rezygnacji w jej głosie. – Przynajmniej w szkole… - dodała po chwili nieco zmieszana.

- Może to też być kwestia skupienia. – Wyjaśnił. – Nie myśl o tym, że z góry coś ci się nie uda.

- Ale ty wcale nie wyglądasz na skupionego, gdy czarujesz. Robisz to tak łatwo, jakbyś wszystko miał już w małym palcu. To niesprawiedliwe.

Filip dostrzegł łzy w jej błękitnych oczach.

- Nie sprawiedliwie byłoby, gdybyś od razu wszystko umiała – powiedział i wyszedł z pokoju, pozostawiając ją samą.

Natalia z rezygnacją usiadła na łóżku i otoczyła ramionami kolana. Może ona rzeczywiście do niczego się nie nadaje? Może powinna zacząć żyć, jak prawdziwa śmiertelniczka? A co, jeśli okaże się. Że zacznie się starzeć? Czytała kiedyś o kilku takich przypadkach. Czarodzieje popełniali błędy i próbowali uczyć magii zwykłych Śmiertelników. A jeśli ona jest jednym z takich rzadkich okazów? Wychowywała się przecież w sierocińcu. Tam łatwo mogło dojść do pomyłki. Pani Milczek, która osobiście ją stamtąd zabrała i powiedziała jej, że w jej żyłach płynie magia, mogło chodzić o inne dziecko. Nie o nią. Natalia nigdy nie wykazywała dużych umiejętności magicznych, a czasami problemy sprawiały jej nawet najprostsze zaklęcia. Początkowo nikt się tym nie przejmował. Gdy miała siedem lat i po raz pierwszy przekroczyła próg domu państwa Kowalików, uważano ją za miłą, nieszkodliwą dziewczynkę i nikomu nie przeszkadzało, że tylko czasami udało się jej strącić w złości wazon czy zepsuć jakiemuś Śmiertelnikowi jego nową komórkę. Ale gdy skończyła trzynaście lat i zgodnie z prawem poszła do szkoły dla Czarodziejów, w której miała nauczyć się w pełni kontrolować swoją moc i korzystać z różdżki, zaczęły się poważne problemy, a ona przestała być ulubienicą jej przybranych rodziców. Okazało się bowiem, że nie ma żadnego talentu, którym mogłaby się w nowej szkole pochwalić. Nie szło jej ani w zielarstwie, ani w transmutacji, ani w zaklęciach, a najgorzej było z astronomią i wróżbiarstwem. Profesor Wietrzyk często upokarzał ją przy całej klasie, mówiąc, że jest nieudacznikiem i jedną wielką pomyłką i cieszyła się, że od września nie będzie już musiała uczyć się, jak odczytywać czyjąś przyszłość z kryształowej kuli, w której widziała tylko swoje odbicie lub różne świetlne wzory, jakie pozostawiało na niej słońce czy wróżyć komuś z ręki.

Miała dwójkę bardzo uzdolnionych przyjaciół: Karola i Blankę i choć starali się, jak mogli, by Natalia nie czuła się przy nich jak idiotka, często po prostu miała wrażenie, że nie pasuje do ich świata. Rodzice też nie wiedzieli, jak jej pomóc. Zaopiekowali się nią, gdy miała siedem lat, bo bardzo chcieli mieć córkę, ale z pewnością nie spodziewali się, że w przyszłości będzie z nią tyle problemów.

Natalia westchnęła i poszła do kuchni, gdzie jej matka gotowała obiad.

- Dzwoniła Klaudia – oznajmiła kobieta, celując różdżką w stojącą na kuchence patelnię, a znajdujące się na niej mięso, natychmiast zaczęło się smażyć.

- Dlaczego mnie nie zawołałaś? – zdenerwowała się Natalia i sprawdziła na zostawionej tu wcześniej komórce, że rzeczywiście ma jedno nieodebrane połączenie.

- Myślałam, że ćwiczysz z Filipem – wyjaśniła matka.

Natalia westchnęła. Dwa lata temu odbyła z bratem swój pierwszy i jedyny trening. Czuła się przy nim jak ofiara losu. Nie mogła patrzeć, jak Filip bez najmniejszych trudności zamienia cieniutkie, kolorowe niteczki w grube i ostre igły, jak układa jej książki w kolejności alfabetycznej, nie dotykając żadnej z nich ręką, jak wyczarowuje na ścianach jej pokoju bajeczne wzorki. Poprosiła go więc, by okłamał rodziców i powiedział im, że trenują, ale nie przynosi to żadnego efektu. Była przekonana, że brat odmówi, ale on zgodził się bez problemów.

- Kiedyś będziesz tego żałowała – powiedział tylko.

Ale Natalia nie miała czego żałować. Była przekonana, że skoro w szkole nie osiąga żadnych sukcesów, w domu byłoby podobnie. Przyglądała się z zazdrością zgrabnym ruchom jej matki, która przenosiła naczynia z szafek na stół, i za pomocą różdżki, nakładała obiad na talerze.

- Nie oddzwonisz? – spytała mama.

- Za chwilę – odpowiedziała Natalia. – Najpierw zjem, a potem może nawet do niej pójdę.

Natalia od razu pożałowała, że to powiedziała, bo jej matka spojrzała na nią niechętnie. Dziewczyna wiedziała, że jej przyjaźń z Klaudią, ze Śmiertelniczką, nie jest w domu pochwalana, a nawet uważa się ją za hańbę dla rodziny. Postanowiła jednak się tym nie przejmować. Skoro kiedyś miała żyć jak Śmiertelniczka, musiała teraz z nimi przebywać, by się tego nauczyć.

Dziesięć minut później cała rodzina siedziała już przy stole i z apetytem pałaszowała posiłek przyrządzony dla nich przez panią domu.

- Jest już lista podręczników dla Natalki? – spytał, krojąc kotleta, pan Wojciech – dobrze zbudowany brodaty mężczyzna o dużych, mądrych, szarych oczach.

- Jeszcze nie ma – odpowiedziała mu żona, - ale na dniach powinna przyjść.

- To dziwne – zauważył pan Wojciech. – Zawsze była już w połowie lipca. Ciekawe, dlaczego w tym roku mają opóźnienie.

- Słyszałem, że nie mogą znaleźć nikogo na zastępstwo za panią Kruk – wtrącił się Filip.

- A dlaczego ona właściwie odchodzi? – spytała z zainteresowaniem mama.

- Podobno jest chora. – Wyjaśniła Natalia, - ale mało osób w to wierzy.

- No tak… - Mruknął ojciec. – Zielarka mająca problemy ze zdrowiem… To mało prawdopodobne.

- A jednak coś musi w tym być – odezwał się Filip. – Poco miałaby kłamać?

- Tego nie wie nikt – westchnęła Anna.

- Kochanie – powiedział czule Wojciech. – Wszyscy słyszeli o jej… nocnym życiu.

- Nocnym życiu? – podchwyciła Natalia. – Ja nie słyszałam.

- Ja też nie – dołączył się Filip, przyciągając do siebie talerzyk z szarlotką. – Mamo, miałaś zrobić sernik! Nie pamiętasz, że nie lubię pieczonych jabłek?

- Skończył mi się twaróg – usprawiedliwiła się mama. – Poza tym jeśli ci nie smakuje, to nie jedz.

- Nie mogłaś go po prostu wyczarować? – zdziwił się Filip, pochłaniając kolejny kęs ciasta.

- A podobno byłeś najlepszy w klasie… - ojciec uśmiechnął się, a w jego oczach… czy to naprawdę możliwe? Natalia dostrzegła odrobinę drwiny. – Jedzenia nie można wyczarować z powietrza. Tak jest jeszcze z wodą i metalami szlachetnymi.

- No jak? W filmach i książkach Śmiertelników często czaruje się złote puchary i różne takie… Gdzieś musieli to zobaczyć.

- W dawnych czasach czarodzieje często ich oszukiwali, żeby otrzymać w zamian choćby trochę jedzenia czy wody albo zapoznać się z ich nowymi wynalazkami. Nie zapominajcie, że my także z nich korzystamy i gdyby nie Śmiertelnicy, na pewno byśmy nie przetrwali.

Natalia rozejrzała się po kuchni. Było to duże i jasne pomieszczenie i na pierwszy rzut oka nikt by się nie domyślił, że korzystają z niej Czarodzieje. Pod oknem stała kuchenka gazowa, dalej zlewozmywak, jasnozielone meble, mikrofalówka… Nikt nie musiał wiedzieć, że kuchenka nie jest podłączona do prądu, bo w tym domu nie ma elektryczności i wstawiono ją tu tylko dla zachowania pozorów. Meble, kafelki, garnki… wszystko to praca rąk Śmiertelników. Dlaczego wcześniej nie zwracała na to uwagi? Dlaczego ich nie doceniała?

Wstała, podziękowała za obiad i odłożyła naczynia do zlewu.

- Dzisiaj ty zmywasz! – zawołała za nią mama.

- Przecież to jest tylko jedno zaklęcie. Równie dobrze ty mogłabyś je rzucić.

- Natalko, musisz się uczyć.

- Nie szkoda ci tych pięknych naczyń? – zaśmiała się Natalia.

- Poświęcę je dla ciebie.

A jednak Natalii nie poszło tak źle, jak się spodziewała, choć początki nie zapowiadały niczego dobrego. Gdy wycelowała różdżką w zlew, mrucząc pod nosem: „Umyj” brudne talerze, talerzyki i półmiski wypełniły się wodą i wyfrunęły ze zlewu, mocząc całą kuchnię, a potem wróciły na swoje miejsce, jakby nic się nie stało. Nawet kran sam się zakręcił. Natalia załamała ręce.

- O Boże! – zawołała mama, rzucając przeciągłe spojrzenie na kuchnię. – A to co? Powódź. – Coś w oczach Natalii wzbudziło chyba jej litość, bo dodała już nieco łagodniej – Nie martw się. Ja też tak miałam, gdy byłam w twoim wieku. Zaklęcia sprzątające nie są wcale łatwe, bo choć nie mają trudnych do zapamiętania formułek, należy w nie włożyć dużo wysiłku psychicznego. Musisz się rozluźnić i pomyśleć, krótko, ale bardzo intensywnie, co chcesz, żeby się stało z tymi naczyniami. Musisz skupić się na tym całą siłą woli.

Natalia zamknęła oczy, myśląc o zmywających się talerzach, sztućcach i półmiskach, a potem przemknęło jej przez głowę, że może gdyby się jej udało, mama byłaby z niej zadowolona wszystko stało się nagle łatwiejsze.

- Brawo! – Zawołała mama, widząc, jak naczynia same ustawiają się na suszarce. – Zawołaj mi tu natychmiast Filipa.

Zaskoczona Natalia oderwała wzrok od swojego dzieła i pobiegła do pokoju brata. Siedział na łóżku z lusterkiem kontaktowym, małym przyrządem, służącym do wzrokowego i słuchowego porozumiewania się ze znajomymi posiadającymi takie samo lusterko. Na jej widok wcisnął, zapewne, przycisk „Zakończ” i schował je do szuflady.

- Czego?! – warknął.

- Nie wiem – odburknęła podobnym tonem Natalia. – Mama coś od ciebie chce.

Filip westchnął, przeciągnął się leniwie, aż wreszcie wstał i podszedł do drzwi.

- Spadaj do siebie – rozkazał, wychodząc z pokoju.

Mama wciąż stała obok zlewu i obserwowała samodzielnie myjące się naczynia.

- Miałem przestać gadać z Wiolą, żeby zobaczyć, jak się myją gary? – spytał Filip z niedowierzaniem.

- Tak – odpowiedziała mama, nie kryjąc złości.

Filip natychmiast spoważniał.

- Coś się stało? – spytał zaniepokojony.

- Okłamałeś mnie! – warknęła, mierząc syna świdrującym spojrzeniem.

- Ale ja… nic nie…

- Ja wiem, że Czarszkoła w Polsce nie jest na zbyt wysokim poziomie. – zaczęła lodowato. - Rozważaliśmy z ojcem nawet możliwość wysłania Natalki do Francji albo do Niemiec, ale stwierdziliśmy, że jest to zupełnie niepotrzebne, bo ty na pewno pomożesz jej stanąć na nogi. Chyba jednak nie nadajesz się na nauczyciela, skoro po dwóch latach treningów nie ma efektów, a wystarczyło, że ja pogadałam coś do niej przez dwie minuty!

- Mamo! – odezwał się Filip. – Ja wiem, że Natalia jest dobrą Czarodziejką, ale jej… naprawdę nic nie wychodzi.

- Gdyby nic jej nie wychodziło, nie wzięłabym jej na wychowanie. No co? Nie pamiętasz już?!

Ale Filip pamiętał. Bardzo dobrze pamiętał dzień, w którym po raz pierwszy zobaczył małą Natalkę. Nie była ładna. Drobniutka, przeraźliwie chuda blondynka w zniszczonym ubraniu Śmiertelnej dziewczynki. Rodzice wahali się długo przed podjęciem ostatecznej decyzji, ale wszystko zmienił rysunek. Rysunek przepowiadający śmierć królowej Marii.

Średnia ocena: 2.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Tynina 11.08.2014
    Krótsze fragmenty ale częściej ;) !
    Podoba mi się pomysł umieszczenia akcji w Polsce, polskie imiona i nazwiska. Większość osób pisząc jakieś fantasy przenosi się albo do wymyślonej krainy albo chociaż za granice kraju tutaj jest inaczej.
    Postaram się śledzić dalsze losy .
    POZDRAWIAM !

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania