Poprzednie częściWiecznie młodzi rozdział 1

Wiecznie młodzi rozdział 2 cz. 3

- Chyba miałaś rację, że malinowe byłyby lepsze. Trochę dużo czarnego…

- Właśnie wiem – jęknęła Natalia. – W sklepie wydawało mi się, że ta sukienka ma trochę więcej złotego…

- Właśnie! Masz jeszcze tą złotą?

Natalia spojrzała na przyjaciółkę z politowaniem.

- Będę wyglądać jak…

- Nie narzekaj, tylko przymierz.

- Nie ma mowy! – wrzasnęła Natalia, przeglądając się w lustrze.

- Eee… Myślałam, że ona jest trochę ładniejsza – przyznała Klaudia z lekkim zmieszaniem. – A ta niebieska? Pasuje ci do oczu.

Okazało się, że tym razem Klaudia miała rację.

- Będę chociaż mogła pochwalić się nowymi butami – stwierdziła Natalia, przechadzając się po pokoju i postukując obcasami.

- Kiedy ty właściwie masz tę imprezę? – zapytała Klaudia, dopiero teraz uświadamiając sobie, że tego nie wie.

- To w szkole – wyjaśniła lekceważącym tonem Natalia, przyglądając się swemu odbiciu. – Zaprosiłabym cię, ale nie mogę…

- Spoko. Nie mam zamiaru jechać trzystu kilometrów tylko po to, żeby pójść z tobą na imprezę.

- No wiesz! – Oburzyła się Natalia. – Myślałam, że zrobisz dla mnie wszystko!

Czas mijał, a Klaudia nadal nie wracała do domu. Nie potrafiła. Nie mogła ruszyć się z miejsca. Było jej tu tak dobrze… Dlaczego miałaby to wszystko zostawić? Tak po prostu porzucić i odejść na zawsze? Wyobraziła sobie swoją matkę, samą w wielkim domu, płaczącą po utracie kolejnego członka rodziny. Nie miałaby już przy sobie nikogo. Dlaczego akurat ona jest najmłodsza i najtrudniej jej jest opuścić rodzinne gniazdo? Jej bracia mogli się pocieszać myślą, że nie zostawiają matki samej, że będzie miała się do kogo odezwać, a ona? Gdyby jeszcze był jej ojciec… Ale on zginął przed jej narodzeniem, a Klaudia nigdy nie poznała przyczyny ani sposobu jego śmierci. Właściwie nie mogła mieć pewności czy on rzeczywiście umarł. Po prostu wyszedł pewnego dnia z domu i już nie wrócił.

Gdy Klaudia pożegnała się serdecznie z Natalią, dziewczyna nie była zdziwiona, bo często tak się żegnały, i wróciła do domu, dwaj posłańcy królowej już na nią czekali. Dlaczego nikt jej nie wezwał? Przecież królowa nie może czekać.

- Zachowuj się grzecznie, kochanie – szepnęła mama, przytulając córkę na pożegnanie.

- Na pewno sobie poradzę – zapewniła ją Klaudia. – Bardziej martwię się o ciebie.

Nie chciała tego mówić, ale już nie było odwrotu.

- Jestem twardsza, niż ci się wydaje – zapewniła ją mama i pocałowała w czoło.

Posłańcy królowej nie mieli karety ani innego środka transportu, bo Elfy nie potrzebowały takich rzeczy. Potrafiły poruszać się szybciej niż większość samochodów produkowanych przez Ludzi.

- Wiesz, dlaczego Jej Wysokość wezwała mnie osobiście? – spytała Klaudia młodszego i przyjaźniej wyglądającego Elfa.

Uśmiechnął się, a ona poczuła się trochę lepiej.

- Sam chciałem cię o to zapytać. Powinnaś czuć się zaszczycona zwłaszcza, że nie jesteś z Jej Wysokością spokrewniona.

- Jestem pewien że nie odprowadzimy cię już do domu – odezwał się starszy posłaniec. – Królowa nie oddaje Elfów, którzy są jej potrzebni.

Resztę drogi przebiegli w milczeniu. Klaudia rzadko miała okazję do rozwijania takich prędkości, więc napawała się teraz błogim uczuciem wolności i dziecinnej radości. Mimo szaleńczego pędu widziała wszystko bardzo wyraźnie, może nawet jeszcze lepiej, niż gdy poruszała się w zwykłym, ludzkim tempie. Z zachwytem obserwowała leśne życie. Widziała latające nad nią ptaki, biegające po ziemi maleńkie stworzonka, o których istnieniu Śmiertelnicy nie mają pojęcia, każdą krople na liściach mijanych przez nich drzew. Słyszała śpiewy ptaków i doskonale rozumiała. Co one do siebie mówią. Patrzyła w oczy zwierzętom, by odczytać z nich pozdrowienia i miłe słowa. Spoglądała ze współczuciem na zniszczone i chore drzewa, gładziła delikatnie ich spróchniałe pnie, a one natychmiast czuły się lepiej. Wszystkiego tego nauczyła ją matka, zanim jeszcze Klaudia skończyła dziesięć lat. Każdy Elf potrafi rozmawiać z przyrodą.

Pałacem królowej Gracji był po prostu nigdy nie odwiedzany przez śmiertelników las. Klaudia czuła się cudownie w miejscu, gdzie wszyscy żyli zgodnie z naturą. Zaprowadzono ją do siedziby Jej Wysokości, ale po krótkiej chwili poinformowano ją, że królowa jest zajęta i nie może teraz przyjąć swojego gościa, więc Klaudia zyskała trochę czasu dla siebie. Chociaż nigdy w tym lesie nie była, wiedziała, że nie ma szans się zgubić, a nawet jeśli tak by się stało, miałaby kogo zapytać o drogę.

- Hej, jak masz na imię? – spytał ją młody, jasnowłosy Elf, który wynurzył się właśnie z niewielkiego strumyka.

- Klaudia – odpowiedziała. – A ty?

- Nie chodzi mi o ludzkie imię – powiedział pogardliwie. - Od lat nie posługuję się tym językiem. Ja jestem Ellofir.

- Aria – przedstawiła się.

- I tak kojarzy mi się z ludźmi. – Stwierdził Ellofir. – Co ty tu właściwie robisz? Chyba nigdy cię nie widziałem…

- Na pewno nie – przyznała Klaudia. – Jej Wysokość mnie wezwała.

Ellofir wyraźnie się zmieszał.

- Wybacz mi… Nie wiedziałem…

- Nie jestem księżniczką – odpowiedziała ze śmiechem Klaudia. – Nie mam pojęcia, czego ode mnie może chcieć królowa.

- Jeśli chcesz, możemy pobiegać sobie po lesie – zaproponował Ellofir, który znowu się rozweselił i przybrał luzacką pozę.

- Spoko. Jak długo tu jesteś?

- Praktycznie od urodzenia. Byłem pod opieką domu Elfika, bo moi rodzice zginęli w czasie wojny. Już do niego nie należę i właściwie mogłem odejść, ale jest mi tu tak dobrze, że…

- Przykro mi – wymamrotała Klaudia, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.

- I tak cud, że mnie przyjęli – odezwał się po dłuższej chwili Ellofir.

- Dlaczego? – zdziwiła się Klaudia. – Myślałam, że opiekują się wszystkimi.

- Tak – przyznał jej towarzysz, przeskakując przez niewielką rzeczkę – ale kiedy ja byłem mały, zastanawiano się poważnie czy nie zamknąć sierocińca. Wiesz przecież, że to księżniczka Sofia go założyła.

- I co z tego? Myślałam, że rodzice ją kochali i…

- Na początku tak, ale gdy dowiedzieli się, że księżniczka spodziewa się dziecka, chcieli o niej jak najszybciej zapomnieć. Jej śmierć była dla nich najlepszym rozwiązaniem. Gdyby nie Jej Wysokość Gracja, nie rozmawiałbym teraz z tobą.

- Pewnie to dziecko i księcia Brajana zabili – stwierdziła posępnie Klaudia, myśląc, jak niesprawiedliwi są rodzice obecnej królowej.

- Nasze wojska nigdy nie zdobyli kryjówki księcia. Nie wiadomo też co stało się z nim oraz jego córką.

- Naprawdę? Myślałam, że ta legenda została wymyślona przez jakiś trubadurów albo kogoś takiego.

Ellofir uśmiechnął się przyjaźnie.

- O to właśnie chodziło Starej królowej. Pewnie gdyby nie Gracja…

- Skąd ty o tym wszystkim wiesz?

Ellofir prychnął zniecierpliwiony.

- Wychowałem się tutaj – powiedział. – Znam ten las jak własną kieszeń. Słyszałem o tajemnicach, o których nie śniło się nawet samej królowej Gracji.

Uśmiechnął się zagadkowo. Klaudia pragnęła dowiedzieć się czegoś więcej, ale miała świadomość, ze młody Elf i tak dużo już jej powiedział, a przecież nie mogła przeciągać struny. Spytałą więc tylko cicho:

- Jak myślisz, co teraz dzieje się z małą Vanessą? – Nie wiedziała, dlaczego szepcze. Może bała się, że ktoś mógłby dowiedzieć się, o czym rozmawiają, bo Elfy mają przecież doskonały słuch.

- Słyszałem plotki, że Jej Wysokość wie, gdzie ona jest i ma nad nią pieczę. Podobno jacyś Czarodzieje też wiedzą.

- Gdyby ta mała się odnalazła, rozwiązałoby się mnóstwo konfliktów. Ona z pewnością połączyłaby nasze rasy.

- Ona nie jest już taka mała – zauważył Ellofir. – Ma chyba piętnaście lat.

- Wracajmy już – poprosiła Klaudia. – Nie chcę się spóźnić.

- Oczywiście – zawołał Ellofir, natychmiast zawracając. – Jej Wysokość ceni sobie punktualność.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania