Wieczór, który przyniósł nadzieję.

- Ach, chciałabym, żeby ta chwila trwała wiecznie – rozmarzyła się Frezka. Było piękne letnie popołudnie, wiał lekki wiaterek, było ciepło, ale nie upalnie. W takie dni nie trzeba zakładać żadnych kurtek, bluz, czapek czy chustek pod szyje – po prostu wychodzisz z domu i już. Luz, blues, pełna swoboda. Życie jest takie piękne.

 

Szli razem przez ulice miasta, w którym kiedyś mieszkali. Dawno go już nie odwiedzali. Wszystko było takie fascynujące – nowe lokale, szyldy z wymyślnymi nazwami, uśmiechnięci ludzie. Towarzyszyło im przy tym ekscytujące, dobre napięcie. Taka radość z bycia tu i teraz, ale jednocześnie niecierpliwość dotycząca tego co będzie. A będzie na pewno świetnie.

 

Frezka i Misiek byli małżeństwem od 10 lat. Rajciu, kiedy to zleciało! Znali się o 4 lata dłużej, także w sumie byli parą aż 14 lat. To kawał czasu! Zostali potrójnymi rodzicami. Zapomnieli jak to jest chodzić swobodnie po mieście i wąchać zapachy jedzenia z knajpek, wody toaletowej wymieszanej z potem mijających ich ludzi, czy innych bliżej nie określonych bryz, które trafiały w ich nozdrza. Na nowo poczuli się tak, jak te 14 lat temu, kiedy po raz pierwszy się poznali, kiedy się sobą zauroczyli i wreszcie zakochali. Wtedy miasto należało do nich, a przynajmniej kilka części tego miasta.

 

Dziś Warszawa była inna – ulice niby te same, ale widać było, że ktoś bardzo o nie zadbał. Na zrewitalizowanej Świętokrzyskiej było bardzo dużo zielonych drzew, na Marszałkowskiej otworzyły się nowe ciekawe lokale i sklepy (o, sklep z samymi skarpetkami i bokserkami!). Było na co popatrzeć, głowa chodziła na wszystkie strony.

 

- Może skoczymy na lody zanim wejdziemy do Zachęty? – zagadnął Misiek

- Świetny pomysł. Choć ja chętniej przekąsiłabym coś słonego, bo zasłodziłam się dziś zbyt słodką kawką – przyznała Frezka

 

Wstąpili do lokalu „U Rysia” na ulicy nomen omen Rysiej. Lokal specjalizował się w daniach rybnych, jednak w 100% spełniał oczekiwania zarówno Miśka jak i Frezki – lody, jak i frytasy były dostępne.

- Ale bosko, w spokoju możemy zjeść sobie co chcemy, nikt nam nic nie wyrywa, nie kłóci się o nic, nikt nie siedzi na kolanach i nie wysmarowuje mi bluzki, rąk i włosów na czekoladowo – wyraziła swą radość Frezka. Rzeczywiście takie chwile jak ta, były im praktycznie nieznane od dłuższego czasu. Od wieeeeelu dłuuuugich lat. Teraz mogli się oddać spokojnej konsumpcji zamówionych smakołyków, jednocześnie obserwując otaczający ich świat.

 

„Lubię wracać tam, gdzie byłem już” – śpiewał kiedyś Wodecki i tak też wybrzmiał w tej chwili w myślach Frezki. Kiedyś ta dziewczyna była wprost zakochana w swoim mieście. Chciała wiedzieć o nim dosłownie wszystko. Każda mijana tablica pamiątkowa, czy też informacyjna nie mogła zostać przez nią nieprzeczytana. Frezka chłonęła Warszawę całą sobą. Zaczytywała się w Gazecie Stołecznej, z której wycinki artykułów trzymała w szafce, kontemplowała również ciekawostki z miesięcznika Stolica. Jedną z rozrywek Frezki było rozpoznawanie ulic na niepodpisanych zdjęciach lub pocztówkach – szczególnie tych przedwojennych. Była w tym całkiem niezła, naprawdę! Jej biblioteczka wypełniona była po brzegi różnorodnymi varsavianami, do których często sięgała. Z miłości do Warszawy ukończyła kurs przewodnika turystycznego po Warszawie. To była jedna z piękniejszych przygód w jej życiu. Oprócz ogromu wiedzy o stolicy, poznała tam grono bardzo sympatycznych osób, z którymi kontakty utrzymywała całkiem długo. No właśnie, utrzymywała…

 

- Hej, idziemy dalej? – Przerwał rozmyślania Misiek.

 

Po lodach i frytkach nie było już śladu, czas iść do galerii. Czekały tam na nich jakieś wystawy, coś o przeciętnym człowieku, o życiu w społeczeństwie, dopasowywaniu się. I rzeczywiście zwiedzili salę, która o tym opowiadała, jednak wyszli z niej lekko rozczarowani. Galeria Sztuki „Zachęta” nie kryła się w swych opisach z tym, że dzieła sztuki zostały wyciągnięte z magazynów galerii i podpasowane pod jeden pasujący temat. Spoko, można i tak. Czasy takie, że zawsze dobrze mieć coś w zanadrzu, jeśli artyści nie zdążą dostarczyć swej twórczości do galerii. A może galeria ma problemy finansowe? Kto tam komu płaci? Hmmm…

 

Frezka wraz Miśkiem skierowali się ku schodom, by dojść na piętro do kolejnych wystaw. Nie doszli do połowy schodów, gdy Misiek spotkał swojego kolegę Krisa.

 

- Kopę lat, Kris! Znowu tutaj się spotykamy? Jak to możliwe? – z niedowierzaniem powiedział Misiek. Faktem było, że kiedy ostatni raz Frezka i Misiek byli w Zachęcie (dobrych kilka lat temu) to również spotkali tego samego Krisa, na tych samych schodach, w tej samej galerii.

- Wygląda to, jakbym tu na was czekał na tych schodach, co? Nooo, trochę wam się zeszło, ale nareszcie jesteście – zażartował Kris.

- Kris, nie wiem jak ty to robisz, ale właśnie tak to wygląda! Co słychać? Jak żyjesz?

 

Po krótkich streszczeniach aktualnych sytuacji życiowych, wszyscy zgodnie stwierdzili, że wspólnie zwiedzą pozostałe wystawy w tym pięknym Szyllerowskim gmachu.

 

Wszyscy troje poszli oglądać wystawę na piętrze, która przedstawiała świat w przyszłości – po strasznym kataklizmie, gdzie ludzie mieszkają pod ziemią, w ciemnościach. Ostrożnie weszli do ciemnej sali, w której z sufitu zwisało bardzo dużo korzeni ubrudzonych ziemią. Ostrożnie poruszali się po pomieszczeniu, na którego podłodze była ziemia, jakieś siano, gałązki. Następnie pan, który pilnował tej wystawy zaprosił ich do kolejnej salki, w której był ekran, miejsca do siedzenia, zwykłe ściany, podłoga i sufit. Na ekranie mogli zobaczyć samych siebie sprzed kilku minut. Zobaczenie swoich naturalnych reakcji na pierwsze spotkanie z wystawą było ciekawym doznaniem. Gdyby ktoś im wcześniej powiedział, że będą nagrywani, ich reakcje na pewno różniłyby się od tych, które teraz zobaczyli.

 

- Lubię przychodzić do Zachęty, bo mam po niej dziwne sny – przyznał Kris.

- Faktycznie, zawsze można tu zobaczyć coś intrygującego – dodał Misiek – Poza tym stąd jest już blisko do klubów, kafejek, różnych fajnych miejsc. To taki dobry punkt na rozpoczęcie ciekawego wieczoru.

- W takim razie przejdźmy się trochę, a potem usiądźmy sobie w jakiejś knajpeczce. Kris, jakie miałeś plany po Zachecie? – zagadnęła Frezka.

- Chciałem się przejść do ronda de Gaulle’a, do budynku dawnej partii, no wiecie gdzie – tam za pomnikiem, jest fajne miejsce do posiedzenia. Ale to jest jednak kawałek stąd – odpowiedział Kris.

- Chętnie byśmy z tobą tam poszli, jeśli nie masz nic przeciwko. A ten budynek to dawna siedziba Komitetu Centralnego, prawda? – Frezka nie byłby sobą, gdyby nie skonkretyzowała celu.

 

Kris przytaknął i cała trójka ruszyła do drzwi wyjściowych Galerii Sztuki „Zachęta”. Idąc, rozmawiali o tym co się zmieniło przez te kilka lat, kiedy się nie widzieli. Nie dochodząc do hotelu Victoria (teraz to już Sofitel Victoria), skręcili w prawo. Po lewej stronie górował nad nimi dumnie piękny budynek z wielkimi oknami i misternymi płaskorzeźbami. Kris i Misiek zachwycili się jego dostojeństwem.

 

„Kurcze, jak ten budynek się nazywał? Pamiętam, że to był pierwszy w Warszawie z tak wielkimi oknami i w dodatku taki szykowny budynek… należał do Towarzystwa…hmmm, a może był tu jednak jakiś dom handlowy i dlatego miał takie duże okna?” – Frezka walczyła z gonitwą myśli. Tak bardzo chciała zabłysnąć w towarzystwie, powiedzieć coś mądrego, tak jak kiedyś to czyniła nie raz i nie dwa. Tymczasem jej pamięć nie chciała wydobyć z czeluści właściwych informacji. Potem, już w domu sprawdziła – chodziło o kamienicę Krasińskich, zwaną też kamienicą Heurichowską bądź Raczyńskiego, w której parterze rzeczywiście znajdowały się sklepy. Był to od początku monumentalny gmach, z wysokimi kondygnacjami. Spalony w czasie wojny, następnie został odbudowany z przeznaczeniem na siedzibę Ministerstwa Poczt i Telegrafów. Obecnie w prywatnych rękach. Kamienica Krasińskich była jednym z wzorców dla projektantów socrealistycznej Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej, czyli znanego MDMu przy placu Konstytucji.

 

Frezka nie była zbyt łaskawa dla siebie samej. Co tam, że nie była czynnym przewodnikiem od 11 lat, co tam, że od 8 lat jest aktywnie zajęta macierzyństwem i wychowaniem trójką malców i ledwo jej starcza czasu na pobycie z samą sobą, a o czasie z mężem nie wspominając. Frezka wymagała od siebie za dużo i nie potrafiła odpuścić. Skoro zrobiłaś licencję przewodnika, to powinnaś teraz śpiewać o historii Warszawy jak z nut! A tu cooo? Pustka? Kochana, co się z tobą stało? Nie nadajesz się do niczego!

 

Szczęśliwie tego wieczoru, te straszne myśli, te bicze egzystencjalne szybko odpłynęły w siną dal. Towarzystwo chłopaków nie pozwoliło jej rozkręcić się w karceniu siebie samej na dobre, a potem również w użalaniu się nad sobą. Ciepły wieczór płynął powoli, pszeniczne piwko bezalkoholowe smakowało wybornie. Żyć, nie umierać! Ten dzień dał Frezi bardzo dużo – NADZIEJĘ, że kiedyś tam wyjdzie z pieluch, wózków, fotelików samochodowych, że kiedyś tam wróci do tego, co już kochała i pokocha na nowo. Będzie miała więcej czasu dla siebie i na życie, w którym miłość do ludzi i pasja robienia tego co się chce robić, grają pierwsze skrzypce.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Ocmel 06.08.2021
    Hej, z góry przepraszam za długość tego komentarza :/ Bywam czepialska, ale wszystko z dobrej woli! Znalazłam jeden błąd i uznałam, że nie wypada pomijać kolejnych, a potem jakoś tak same mi się nagromadziły. W gruncie rzeczy chodzi jedynie o pogubione przecinki i powtórzenia.
    Co do tekstu, lekki i prosty, ma puentę i sens. Widzę kobietę, która tęskni za piękną młodością i czuje się zmęczona codziennymi obowiązkami. Myślę, że wiele osób może się z nią identyfikować. Plus za wycieczkę po Warszawie, nigdy nie byłam ;)
    A teraz ta nieszczęsna wyliczanka...:
    "chustek pod szyje" - ę
    "ale jednocześnie niecierpliwość dotycząca tego (+,) co będzie."
    "Zapomnieli (+,) jak to jest (+,) chodzić swobodnie po mieście..."
    "kiedy po raz pierwszy się poznali, kiedy się sobą zauroczyli i wreszcie zakochali." - średnio brzmi to powtórzenie
    "Dziś Warszawa była inna – ulice niby te same, ale widać było, że ktoś bardzo o nie zadbał. Na zrewitalizowanej Świętokrzyskiej było bardzo dużo zielonych drzew, na Marszałkowskiej otworzyły się nowe ciekawe lokale i sklepy (o, sklep z samymi skarpetkami i bokserkami!). Było na co popatrzeć, głowa chodziła na wszystkie strony." - w trzech zdaniach mamy aż 4 razy "być", można zastąpić je czymś innym ;)
    "- Może skoczymy na lody (+,) zanim wejdziemy do Zachęty? – zagadnął Misiek (+.)"
    "bo zasłodziłam się dziś zbyt słodką kawką – przyznała Frezka" - tu też zabrakło kropki na końcu. I co do zasłodzenia słodką kawą, dziwnie to brzmi, ale rozumiem, że celowo zrobione masło maślane? ;)
    "zarówno Miśka jak i Frezki – lody, jak i frytasy były dostępne." - to "jak i", "jak i" też trochę kłuje
    "- Ale bosko, w spokoju możemy zjeść sobie (+,) co chcemy"
    "Każda mijana tablica pamiątkowa, czy też informacyjna nie mogła zostać przez nią nieprzeczytana." - zdaje się, że przecinek niepotrzebny
    "Była w tym całkiem niezła, naprawdę! Jej biblioteczka wypełniona była po brzegi różnorodnymi varsavianami, do których często sięgała." - była i była
    "Frezka wraz Miśkiem skierowali się ku schodom, by dojść na piętro do kolejnych wystaw. Nie doszli do połowy schodów, gdy Misiek spotkał swojego kolegę Krisa." - wszystkie dojścia i miśki są tu potrzebne? ;)
    "Po krótkich streszczeniach aktualnych sytuacji życiowych, wszyscy zgodnie stwierdzili, że wspólnie zwiedzą pozostałe wystawy w tym pięknym Szyllerowskim gmachu. Wszyscy troje poszli oglądać wystawę na piętrze..." - wszyscy i wystawy się podublowały
    "Ostrożnie weszli do ciemnej sali, w której z sufitu zwisało bardzo dużo korzeni ubrudzonych ziemią. Ostrożnie.." - to celowe?
    "Następnie pan, który pilnował tej wystawy (+,) zaprosił ich do kolejnej salki..."
    "...dodał Misiek (+.)"
    "Idąc, rozmawiali o tym (+,) co się zmieniło"
    "w której parterze rzeczywiście znajdowały się sklepy." - na której brzmiałoby chyba lepiej
    "Frezka nie była zbyt łaskawa dla siebie samej. Co tam, że nie była czynnym przewodnikiem od 11 lat, co tam, że od 8 lat jest aktywnie zajęta macierzyństwem i wychowaniem trójką malców i ledwo jej starcza czasu na pobycie z samą sobą, a o czasie z mężem nie wspominając." - była, jest i pobycie kłują w oczy
  • Małgorzata 10.08.2021
    Dziękuję Ci bardzo za ten komentarz! Zajrzałam na portal po czterech dniach od publikacji, a tu taki długi tekst dla mnie! Bardzo Ci jestem wdzięczna, Ocmel, za zwrócenie uwagi na ewidentne błędy, powtórzenia. Tak wnikliwie podeszłaś do mojego tekstu, tyle czasu poświęciłaś na jego korektę. Jeszcze raz dziękuję!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania