Wierzba ludziom

Potężna Wierzba płakała cicho zwieszając swe kościste ręce ku ziemi. Każda z nich ciążyła w dół, jakby straciła wszelką moc egzystencji i kreacji. A owa kreacja była niezwykle ważna dla istot, które podobno zwane są ludźmi. Wielokrotnie kiedy dostrzegali stare, dumnie stojące drzewo, które przetrwało niejedną burzę i wichurę, ich głowy wcześniej spuszczone ku ziemi, unosiły się nieco wyżej. W oczach pojawiał się mały błysk na tle wszechobecnego bólu lub wyuczonej obojętności. Jak gdyby sędziwa roślina tworzyła własnymi siłami płomyki nadziei i pchał prosto w ich serca i umysły.

Wierzba będąc świadoma swojej mocy, wypychała dumnie pierś do przodu, gdy tylko obok pojawiała się zbłąkana dusza. Jednak płomienie, choćby i były zaledwie zalążkami nadziei, nie pozostawały w zgodzie z drewnem, jej budulcem. Istniały obok siebie, wiecznie zatopione w nieustannym konflikcie, nie mogąc znaleźć pokoju. W duszy drzewa te przeciwstawne siły zebrały się lata temu, jakby ktoś chciał przeprowadzić niemądry eksperyment. Ta relacja rozwijała się tak pięknie i toksycznie. Dawała nieograniczone możliwości, kreując w ludziach poczucie szansy, sensu, sprowadzając ich na ścieżkę, z której nieopacznie kiedyś zboczyli. Wierzba jednak wiedziała, że każda spotkana na drodze duszyczka, zabiera jej płucom kolejny dech, wypija nieco krwi, skraca czas egzystencji. Na przestrzeni lat kawałeczek po kawałeczku oddawała swoją duszę oczom i myślą innych, płaciła cenę za swój dar. W świecie porządek musiał zostać zachowany.

W pobliskim domu mieszkała mała dziewczynka, która przez jakże krótki okres swojego istnienia bacznie obserwowała dzieje drzewa. Wydawać by się mogło, że gdzieś głęboko w niej rozwinęła się świadomość roli jaką owa roślina odgrywa w świecie ludzi. Codziennie rano wyglądała przez okno, machając potężnemu konarowi. Aż pewnego dnia zasmucona zawołała głośno: Mamo! Pani Wierzba umarła! Niebo zaszło ciemnymi, ciężkimi od deszczu chmurami. Na suche, zmęczone gałęzie opadały słone krople. Spływały po powstałych w korze bruzdach, przypominających zmarszczki na twarzy. Gdyby ktokolwiek zechciał się uważnie przyjrzeć, dostrzegłby jak do zbieraniny wody dołączyła mała łza, która wymsknęła się z dziury po nożu, wbitym niegdyś przez człowieka. Gdyby ktokolwiek zechciał uważnie słuchać, do jego uszu dobiegło by ostatnie tchnienie wybrzmiałe na tle rytmicznego szumu deszczu. Jak się później miało okazać, chmury przybyły opłakać nie tylko śmierć koleżanki, ale również przyszłe dzieje ludzkości.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Dekaos Dondi 18.12.2020
    Mroźny Ryś→Tekst ma coś w sobie. Trochę jakby baśń. Można sobie wyobrazić, co człek czyta:)
    ''dołączyła mała łza, która wymsknęła się z dziury po nożu''→takie szczegóły dodają ''smaczku''
    Jedynie mi trochę przeszkadzało, że tekst niepodzielony. Np 3 rozdzielone kawałki w nieprzypadkowych miejscach.
    Pozdrawiam:)↔5
  • Mroźny Ryś 18.12.2020
    Dzięki, pokombinuję coś w tym kierunku. :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania