Wieś

Werbiwka to duża i malownicza wieś, w której znajduje się ponad tysiąc domów. Rozciąga się na kilka kilometrów, a jej ulice biegną między zielonymi sadami, ogrodami i szerokimi polami. Choć wieś jest duża, wszyscy tu znali się nawzajem. Ludzie zawsze się witali, rozmawiali — jedni z drugimi. Na wsi jak to na wsi: kobiety o pełnych kształtach, silnych nogach, przyzwyczajone do pracy i codziennych trosk. A mężczyźni — mocni, pracowici, złote ręce, którym żadna robota nie była straszna. W tej wsi żyła dziewczyna z rodziny kowala. Matka, jak większość kobiet na wsi, pracowała w gospodarstwie, a ojciec — silny, stanowczy mężczyzna — dzień po dniu trudził się w kuźni. W ogniu i dźwięku uderzeń młota kuł nie tylko żelazo, ale i los swojej rodziny. Dziewczyna dorastała jak wszystkie inne dzieci — wśród pracy i codziennego zgiełku. A jednak była inna. Bardzo inna. Miała w sobie jakiś nieziemski urok — czysty, naturalny, niemal boski. Smukła i wysoka, jak łodyga kwiatu obmytego poranną rosą, który wyciąga się ku słońcu. W jej postawie było coś dumnego, w spojrzeniu — łagodność i głębia, a w uśmiechu — szczerość, której nie sposób zapomnieć. Jej duże, piwne oczy jaśniały dobrocią i żywym blaskiem, jakby odbijało się w nich samo słońce. Czarne, kręcone włosy spadały miękkimi falami aż poniżej pasa, lśniąc w świetle niczym jedwab. Cienkie, równe brwi — jak ciemne nitki nad oczami — dodawały jej twarzy delikatności i wyrazistości. A usta... usta były jak brzeg wschodzącego słońca — ciepłe, łagodne, zawsze uśmiechnięte.

Jej urodą można było się zachwycać jak obrazem w muzeum — tak doskonałą, że chciało się patrzeć na nią wciąż od nowa. Miała w sobie coś niezwykłego — nie tylko piękno, lecz także tę czarodziejską siłę, która przyciąga ludzi bez słów.

Dziewczęta zazdrościły jej po cichu, bo wiedziały, że wszyscy chłopcy ze wsi marzyli tylko o tym, by choć raz spojrzała w ich stronę. A ona marzyła o jednym — jedynym, wyjątkowym. O tym, którego widywała w swoich snach, który przychodził do niej w ciche, gwiaździste noce, gdy wszystko wokół zamierało. We śnie był blisko — łagodny, dobry, z ciepłym spojrzeniem, które mówiło więcej niż jakiekolwiek słowa. Wierzyła, że ten sen kiedyś stanie się rzeczywistością. Wiedziała — on gdzieś istnieje. I czekała — spokojnie, z nadzieją w sercu, że pewnego dnia przyjdzie…

Wiejskie kobiety nieraz plotkowały o niej, siedząc na ławkach pod płotami. Mówiły, że się wywyższa, że chodzi jak panienka z miasta, z zadartym nosem, a wszyscy chłopcy we wsi zupełnie dla niej tracą głowy. Ale jej to nie obchodziło.

Plotki, plotki… Sypały się na nią jak wrzątek na głowę. Szły zewsząd — szeptem przy studni, półgłosem między płotami, a czasem i całkiem otwarcie. Złe, zawistne kobiety nie mogły spokojnie patrzeć na jej urodę i wewnętrzny spokój.

Mówiły, że jest dumna, że patrzy na wszystkich z góry, bo żadnemu chłopakowi nie daje szansy. A przecież chętnych nie brakowało. Jeden przysięgał, że zbuduje dla niej dom, drugi obiecywał nosić ją na rękach, trzeci — obsypać złotem i kosztownościami. Lecz wszystkie ich słowa były dla niej puste.

Żaden z nich nie potrafił poruszyć tych cichych, delikatnych strun jej serca. Patrzyła dalej — poza granice obietnic, poza granice wsi. Tam, gdzie może czekał na nią ten jedyny, naprawdę jej przeznaczony. Odległy huk armat dobiegał z daleka, ale każdy już rozumiał — spokojne życie dobiegło końca. Wielu chłopców z ich wioski zebrało się i poszło bronić swojej ziemi, swoich pól i domów. Kiedy się żegnali, wielu z nich zatrzymywało wzrok właśnie na niej — pięknej i delikatnej, jak promień światła pośród ciemności. Każdy starał się zapamiętać jej twarz, jej oczy, by potem, tam, wśród dymu i chłodu, przypomnieć je sobie i ogrzać serce obrazem tej, która została w domu. Dla każdego z nich stawała się symbolem piękna, pokoju i cichej nadziei na powrót.

Kiedy mężczyźni poszli na wojnę, większość pracy spadła na kobiece ramiona.

Ale ona się nie ukrywała i nie szukała łatwiejszych dróg. Nie zwracała uwagi ani na plotki, ani na złe spojrzenia, które czasem rzucano za nią. Wstawała razem z innymi, szła na pole, pracowała od świtu do zmierzchu — ramię w ramię z kobietami, które tak jak ona dźwigały całą wieś na swoich barkach. Nie bała się zmęczenia, upału ani chłodu — bo czekała. Czekała na niego, jedynego.

Czas mijał w codziennej, ciężkiej pracy. Dni płynęły podobne do siebie — pole, zwierzęta, troski, niekończące się zmęczenie. A jednak, mimo wszystko, w jej sercu tliła się nadzieja. Czekała — sama nie wiedziała dokładnie na co, ale czuła, że gdzieś przed nią jest coś dobrego, łagodnego, jasnego. Coś, co przyniesie jej łyk radości pośród codzienności, ogrzeje duszę i przypomni, że życie to nie tylko praca i ból, lecz także chwile szczęścia, na które warto czekać. Chłopcy zaczęli wracać do domu. Szli powoli, z opuszczonymi ramionami, ze zmęczonymi oczami, w których na zawsze pozostał blask wojny. Ich ciała były poranione, a dusze — jeszcze bardziej. Każdy z nich niósł za sobą ból, straty i wspomnienia, o których trudno było mówić. Wieś witała ich w milczeniu — z radością i łzami jednocześnie. Cieszyły się, że żyją, ale każdy widział, jak bardzo wojna ich zmieniła.

Wtedy ona go zobaczyła... Jakby sercem poczuła, że coś się zmieniło — w powietrzu, w samym oddechu wsi.

Wrócił jeden z jej ziomków — cichy, poszarzały od przeżyć, ale żywy. Obok niego szedł jego towarzysz — ten, który uratował mu życie, lecz zapłacił za to straszną cenę: stracił wzrok.

Teraz był niewidomy, ale trzymał się dumnie, krok po kroku pokonując nową drogę życia.

Zatrzymali się.

Chwila jakby zawisła w powietrzu. Jej serce nagle zaczęło bić tak mocno, że wydawało się, iż zaraz wyskoczy z piersi. Niewidomy chłopak, stojący obok, jakby to poczuł — to ciche, drżące, żywe bicie. Nie widział jej, lecz jakby duszą usłyszał falę ciepła, która od niej płynęła.

Na jego twarzy pojawił się ledwie dostrzegalny uśmiech, jakby serce podpowiedziało mu, że przed nim stoi ktoś wyjątkowy.

Ona cicho wyciągnęła rękę — i gdy dotknął jej dłoni, niebo nagle pociemniało. Nad wsią zebrały się ciężkie chmury, a z nich spadł deszcz — obfity, ciepły, żywy. Stali pod tym deszczem, nie kryjąc się, pozwalając kroplom spływać po twarzach. Wydawało się, że sama natura obmywa z nich cały smutek, cały ból, wszystko to, co przyniosła wojna.

A wraz z tym deszczem do ich serc wchodziły spokój, ciepło i ciche szczęście.

— Widzę cię — wyszeptał, lekko się uśmiechając. — Widzę twoje czarujące oczy… Widziałem cię w moim śnie.

Zamarła, patrząc na niego przez łzy i krople deszczu. W jej sercu coś zadrżało — delikatne, ciepłe, długo oczekiwane. Poczuła, że te słowa to nie przypadek, nie sen i nie złudzenie, lecz los, który wreszcie zapukał do drzwi jej życia. Deszcz wciąż padał, cicho śpiewając nad wsią, zmywając z ziemi kurz i zmęczenie, a z ludzkich serc — ból i samotność.

Stali obok siebie, trzymając się za ręce, a wokół jakby na nowo rodził się świat — czysty, odnowiony, żywy. Patrzył na nią, a z jego oczu płynęły łzy, mieszając się z kroplami deszczu.

Nie sposób było odróżnić, czy to łzy, czy tylko woda z nieba. Ale ona wiedziała — to były łzy. Łzy, w których zlał się ból, wdzięczność i szczęście — wszystko to, czego nie sposób wyrazić słowami. Stał przed nią jak dziecko przed cudem i patrzył w jej wielkie, piwne oczy.

Wydawało się, że w tej chwili naprawdę ją widzi — może tak samo, jak kiedyś we śnie.

Tę samą dziewczynę, o której marzył w ciszy i ciemności. Jego twarz rozjaśnił cichy, niemal dziecięcy uśmiech, gdy duszą, jakby po omacku, wpatrywał się w te oczy, w których świeciło samo życie. Deszcz powoli cichł. I nagle z nieba, niczym błogosławieństwo z wysoka, przebił się promień słońca. Musnął łagodnie ich twarze, splatając dwa losy w jeden.

W tej chwili nie istniała ani wojna, ani przeszłość, ani ból. Była tylko cisza, wypełniona światłem i miłością.

Tylko oni — dwoje ludzi, dwie dusze, dwa serca, które wreszcie rozpoznały się nawzajem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • najmniejsza 2 miesiące temu
    Piękna historia.Przypomniales mi coś, kiedyś ktoś do kogoś napisał.,,Kazałem wydłubać sobie oczy żeby na ciebie nie patrzeć "Czasem jak się patrzy na tego ...chyba tego ? człowieka to rzeczywiście jakby oczu nie miał, chyba że się podejdzie bliżej...ale czy widzi tego nie wiem.
  • NinjaC 2 miesiące temu
    Za dużo dekoru na drogę z pola. Rdzeń jest przy dotyku niewidomego — reszta tylko cukruje.
  • najmniejsza 2 miesiące temu
    Dotyk odpada,tak liczy się prostotą,pokorą i uniżenie. Drogą przekreślona przez pożądanie.Wieś pogrążona w żałobie,mleko się rozlało miasto zgnilizny pogrzebało dwoje żywcem.
    Znów wieś pozostawiona samym sobie...
    Oby sen z drogi do Wa-wy( opowiadany) nie okazał się proroczy ...oby.
    Klucz jest w Maryi.
  • najmniejsza 2 miesiące temu
    Jeden z werbistów na KULu wykładał mi Religiologię, bardzo dobrze go wspominam i on dobrze wspomina Beskidy.:-)
    Każdy obszar z czegoś słynie, różne są przejawy duchowości...historia,położenie...kultura ...kult...itd.
  • najmniejsza 2 miesiące temu
    wojna,Ukraina ..śmierć :-((((

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania