Poprzednie częściWilczy amulet - Rozdział 1

Wilczy amulet - Rozdział 2 - Część 1

II

Był dzień chyba piąty albo szósty marca. Może to był jednak jedenasty marca? Nie pamiętam już dokładnie. Tak czy inaczej był to początek marca. Zima już odeszła, ale wiosny jeszcze nie było widać. Zimno, dżdżysto. Normalnie by mi to nie przeszkadzało jednak tego roku - a był to rok 1922 - zmarł mój dziadek. Kontakt z nim miałem, delikatnie mówiąc, chłodny, ale na pogrzeb jechać jednak trzeba. I to jechać nie byle gdzie, bo aż w bieszczadzkie lasy. Dziadek mieszkał sam z babcią w ogromnym, bardzo starym, jeszcze siedemnastowiecznym, drewnianym domu. Bardzo łady, zawsze nienagannie odmalowany na biało, ze strzechą dawno zamienioną na dachówkę. Strych przebudowali na mieszkania i musze przyznać, robił niesamowite wrażenie. Za dworkiem rozciągał się kawałek pola, po którym, pamiętam, jeździłem gdy jeszcze byłem chłopcem. Zawsze starannie oporządzone, zadbane, zresztą jak wszystko tam. Na około pola, oraz domostwa rozciągały się bezgraniczne lasy. Nie lubiłem nigdy dziadków odwiedzać. Może to dlatego, że zawsze surowi, nie pamiętam czy się w ogóle kiedyś uśmiechnęli. Wydawali mi się jacyś, jakby oderwani od rzeczywistości.

Cóż, pojechałem na ten pogrzeb wtedy, a było to jakieś pięć lat temu. Droga dłużyła mi się w nieskończoność. Jechałem wiele godzin wpatrzony w szybę pociągu. Widoki były znośne, choć pewnie dla niektórych nudne: pola, łąki, lasy nieraz jakieś wioski. Wszystko bardzo kameralne aż do chwili gdy dojechaliśmy do stacji docelowej. Peron przywitał mnie swoją obskurną fasadą, brudny i nieprzyjemny peron krzyczał żebym nawet nie wysiadał. W powietrzu unosił się zapach zgnilizny. Wprost z dworca wsiadłem w jakiś autobus. Prócz mnie jechał nim tylko kierowca. Człowiek jak to człowiek, widać było że zmęczony życiem. Zapach zgnilizny towarzyszył mi potem jeszcze długi czas, przez to że w autobusie panowała taka sama atmosfera jak na stacji. Jazda trwała dłużej niż się spodziewałem. W pociągu mogłem podziwiać piękne widoki za oknem, teraz natomiast widziałem tylko upiorny las i nie wiele lepszą wioskę na końcu podróży. Dom dziadka stoi poza osadą, na niewielkim wzniesieniu, więc musiałem tam podejść pieszo. Przeszedłem wąską polną drogą, która prowadziła przez środek wioski i potem w górę aż pod sam dziedziniec dziadkowego domu. Cała mieścinka to w praktyce kilka walących się domów. Ludzie jacyś dzicy, kiedy tylko mnie zobaczyli zamykali drzwi i okiennice. Trochę wydało mi się to dziwne, ale nie miałem czasu żeby się nad tym zastanawiać. Zbliżał się wieczór, a nad lasem poczęły gromadzić się burzowe chmury, więc chciałem jak najszybciej dotrzeć do domu. Będąc na skraju wioski, poczułem jakąś ulgę, że już opuszczam to nieprzyjemne miejsce. W głębi duszy cieszyłem się, choć szedłem do niemal tak samo posępnego miejsca jak ta wieś. Dom choć ładny i zadbany nie zachęcał do częstego odwiedzania. Duszną atmosferę dało się wyczuć już od progu. Atmosferę która z każdą minutą przebywania tam, potęgowała poczucie obawy, niczym nieuzasadnionej, ale jednak obawy.

Pierwsze krople deszczu zmusiły mnie wówczas do przyspieszenia kroku. Za wszelką cenę chciałem dojść do domu, zanim na dobre się rozpada. Złowrogie grzmoty raz po raz przecinały zachmurzony nieboskłon, a blask błyskawic rozświetlał konary drzew gdzieś w oddali. Widać było to bardzo dobrze, w końcu wszedłem już na wzniesienie na którym postawiono drewnianą werandę. Paręnaście metrów od domostwa rozpadało się na dobre. Zanim przekroczyłem wielkie dębowe drzwi już całkowicie przemokłem. Otworzyła mi stara kobieta o zmęczonych rysach twarzy, służąca dziadków. Zawsze wyprostowana jak by połknęła sztyl od miotły, nigdy się nie garbiła. Odkąd pamiętam, jeszcze za młokosa, zawsze wyglądała dokładnie tak jak teraz. Tak jak niegdyś miała na sobie czarną suknię jakby żywcem wydartą poprzednim wiekom. Nic nadzwyczajnego, ot prosty czarny ubiór, z wąskimi rękawami, na końcu tylko zwieńczony lekką falbaną. Kiedy byłem kilkuletnim chłopcem, kobieta budziła we mnie lęk. Nigdy nie zauważyłem uśmiechu na jej twarzy, ale jak już wspomniałem w tym domu to nic nowego. Prawdę powiedziawszy nawet teraz poczułem dreszcze, kiedy otwarła mi drzwi. Dotarłszy do swojego pokoju, już nawet jeść mi się nie chciało. Jedyną rzeczą jaką zrobiłem to mycie, co przyniosło mi taką ulgę jakiej się nie spodziewałem. Zmyłem z siebie zapach zgnilizny i zdjąłem ubrania przesiąknięte tym ohydnym zapachem, wzmocnionym jeszcze przez padający deszcz. Jedyną rzeczą o której myślałem w tym momencie był sen. Położyłem się pośpiesznie do dużego łóżka. Jakoś specjalnie nadzwyczajne się nie czułem, jednak kiedy tylko przymknąłem oczy wróciły zmory z przeszłości. Leżąc tak mimochodem zacząłem nasłuchiwać. Dom był stary, toteż co rusz do mych uszu dobiegał dźwięk skrzypnięcia czy też huk okiennicy, która od wiatru uderzała o ściany. Między tymi odgłosami wyłapałem coś jeszcze. Jakby szum wiatru wpadającego przez jedną z licznych dziur pod dachem. Zrobiły to zapewne jakiejś wiosenne ptaki, które w taki sposób postanowiły uwić gniazdko. Szelest wiatru wzmacniał się, to znów cichł na dłuższą chwilę, tylko po to aby znów ze zdwojoną siłą zaszeleścić. Wyczulony słuch począł teraz jeszcze łapczywiej chwytać wszystkie dźwięki, które się pojawią. Wiatr który przelatywał przez dziury zdał się teraz być szeptem. Może to tylko urojenia zmęczonego człowieka? Teraz już sam nie wiem. W tamtej chwili, szepty zdawały mi się być wyraźne. Nie, nie. Nie zrozumiałem ich, jednak przypominały nawoływanie, jakiś jęk tęsknoty. Nie wiem w jaki sposób udało mi się zasnąć tej nocy. Wiem natomiast, że stało się to nagle, tak jak nagle zawsze się budziłem śpiąc w tym budynku. Odpoczynek miałem jakiś niespokojny, dlatego o świcie wstałem bardzo zmęczony. Zawsze obcowanie w tym przeklętym domu przyprawiało mnie o cierpnięcie skóry. Nigdy nie miałem powodu żeby czegokolwiek się obawiać, jednak to uczucie dopadało mnie codziennie kiedy się budziłem. Tym razem nie mogło być inaczej.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania