Wilczy amulet - Rozdział 3 - Część 2
Starzec widocznie oszalał, inne rozwiązanie nie przychodziło mi do głowy. Większych głupot nie słyszałem nigdy wcześniej. Bez słowa, wyszedłem. Dalsza rozmowa mijała się z celem, jeszcze gotów mi wmówić, że jest królem polski albo prorokiem jakimś. Kroki skierowałem drogą w stronę wsi. Innej trasy nie było i w sumie nawet jej nie szukałem. Przecież nie będę panikował, przez jakieś urojone historie obłąkanego starca.
W wiosce panowała złowieszcza cisza, którą potęgowało skrzypienie okiennicy w którymś z domów. Rzeczywiście zdawało się, że nikt tu nie mieszka od kilku lat. Rzuciło mi się w oczy, że w większości domów które były w jakimś znośnym stanie, drzwi i okna ktoś szczelnie pozamykał. W środku, na kawałku wydeptanego terenu znajdowała się studnia. To tutaj wcześniej stał przestanek autobusowy. Pewnie też ten placyk pełnił rolę jakby rynku, który skupiał życie towarzyskie we wsi. Jeden dom w istocie był doszczętnie spalony. Czyżby to był dom wójta? Może jednak przewoźnik kilka faktów podał w tej swojej wymyślonej opowieści? Nie wiem tego. Kiedy poszedłem dalej tą samą ścieżką, ogarnęło mnie dziwne uczucie, jakie już wcześniej wyczuwałem. W zasadzie pojawiało się to bardzo często w mych koszmarach: ktoś mnie obserwuje. Przystanąłem na moment, ale nic nie było słychać. Na pewno mi się wydawało. Przyspieszyłem trochę kroku, chyba za dużo się nasłuchałem bajek i teraz wyobraźnia pracuje. Do końca wioski już nie daleko, jeszcze tylko kilka domów minąć. Tuż przy wyjściu, między domami, kątem oka zauważyłem postać. Kiedy jednak się odwróciłem, nikogo tam nie było. Nie wiem już co jest rzeczywistością, a co tworzy mój umysł. Musze odpocząć.
Minąłem ostatnie domostwa, i poczułem ulgę. Doszedłem do wzniesienia, potem pod drzwi dworku. Tym razem nie padało, choć chmury zawisły tuż nad dachem domu. To co ujrzałem, zaskoczyło mnie jeszcze bardziej niż wioska, i bełkot kierowcy. Dworek, ongiś piękny, zawsze odremontowany, teraz przypominał ruinę. Nie był, jak zawsze biały, teraz odznaczał się kurzem brudem, szarością i ohydną. Czyli był dokładnie taki sam jak cała wieś. Na odrapanych drzwiach wisiała kołatka. Nigdy się jej nie przypatrywałem, teraz dopiero zauważyłem że ma dziwny kształt. Przedstawia jakąś głowę, wykrzywioną w niesamowitym grymasie bólu tudzież upośledzenia. Była to głowa zwierzęca, jakiegoś psa chyba. Uderzyłem kilkakrotnie kołatką o drzwi. Metaliczny dźwięk wzniósł się w powietrze ponad suche gałęzie drzew. Drzwi otworzyła mi postać, którą spodziewałem się zobaczyć. Służąca nie wiele się zmieniła i pasowała teraz idealnie do tego domu. Prócz niej w domu przebywał jeszcze pan Alojzy. Bardzo chłopina podupadł na zdrowiu, na domiar wszystkiego kulał na prawą nogę. Schudł niesamowicie i zmizerniał, dosłownie zmalał w oczach. Włosy niemal mu wypadły, a jego prawie łysa czaszka bardziej pasowałaby do trupa. Nie poznałbym go na ulicy.
Po przywitaniu podreptałem do pokoju, oczywiście zawsze tego samego. Znów usnąłem i tak jak w autobusie nie wiem kiedy. Zbudziła mnie pani Kunegunda, tak miała na imię służąca. Kolację podano. Wielki pokój, na środku długi dębowy stół zastawiony dla dwóch osób. Dla mnie i dla pana Alojza. Służąca bowiem nigdy nie ucztowała razem z innymi domownikami. Wieczór upłynął pod znakiem ciszy. Kunegundy krzątała się po kuchni, a staruszek nie odezwał się słowem. Mając w świadomości, że w sąsiednim pokoju leży w trumnie babcia, tez nie miałem ochoty ani na jedzenie, ani na rozmowę. Męczący dzień najbardziej dał się we znaki na sam wieczór. Postanowiłem się położyć i chwile później leżałem w znajomym łóżku. Znów te same zmory powróciły. Będąc w tym domu nigdy nie miałem koszmarów, ale tez inne czynniki nie dawały mi spać. Tym razem było inaczej. Usnąłem niemal natychmiast po położeniu głowy na poduszkę.
Zbudziła mnie dopiero fizjologiczna potrzeba. Udałem się więc do łazienki. Nie wiem która mogła być godzina, w każdym razie ciemno jeszcze. Wracając do pokoju, już nieźle rozbudzony usłyszałem jakieś głosy. Podszedłem do schodów, prowadzących na parter, skąd już wyraźnie słyszałem.
- On nie może stąd jutro wyjechać! – dał się słyszeć stanowczy ton służącej. – Musi zostać.
- Ale jak mamy go zatrzymać? – odpowiedział, jakiś męski głos. To chyba pan Alojz. Nie jestem pewien, bo w końcu odezwał się dziś tylko raz, na powitanie. Widocznie rozmawiali o mnie, tylko po co miałbym tutaj zostawać? Głosy jakby przycichły. Musiałem podejść bliżej. Bliżej, bliżej i już prawie słyszałem i…
- niech to szlag – pomyślałem, zaraz po tym jak uderzyłem kolanem w barierkę przy schodach. Nie miałem wyjścia. Ukradkiem, i to bardzo szybko należało wracać do pokoju. Tak tez zrobiłem. Służka, jeszcze klika godzin węszyła na korytarzu, ale chyba nie zorientowała się, że podsłuchałem część rozmowy. Resztę nocy nie zmrużyłem oka.
Nazajutrz wstałem wcześnie. Pogrzeb zaplanowany na godzinę południową odbył się zgodnie z planem, a ja przeżyłem jakieś deja vu. Niemal identyczny pogrzeb jak ten z przed dokładnie pięciu lat. Nad małym cmentarzykiem zawisła znów gęsta mgła. Nabożeństwo odprawił ten sam ksiądz co wtedy. Teraz jego twarz wyglądała inaczej i ledwo mogłem go rozpoznać. Wszyscy ludzie którzy zamieszkiwali te okolice wyjątkowo się ostatnio postarzeli. Cały proces tylko raz zakłóciło wycie z głębi lasu. Mimo swoich koszmarów nie bałem się nigdy wilków. Coś mnie przyciągało i interesowało w tych stworzeniach. Specjalnie, nie słuchałem obrzędu odprawionego po łacinie, tylko nasłuchiwałem odgłosów lasu. Młodzi chłopcy uwinęli się bardzo szybko z zakopaniem trumny, tu też nie ma sensu stać tutaj dłużej. Zaraz po powrocie, pomimo że pamiętałem wczorajszą, nocną rozmowę, poszedłem się spakować. Wychodziłem z domu, wpadłem na służąca, która wyraźnie czekała na ten moment.
- Nie może Pan teraz wyjechać – rzekła. – Jest Pan jedynym spadkobiercą tej posiadłości, pola i lasów. Po prostu musi pan zostać. Poza tem autobus dziś nie przyjedzie… zepsuł się.
- Musze dziś wracać. – uciąłem rozmowę. Byłem pewien, że z tym autobusem to tylko próba zatrzymania mnie na siłę. Nie mogłem tego zrobić, mając na uwadze tajemniczą rozmowę w środku nocy, którą przypadkiem posłuchałem. Nie byłem do końca pewien jaką w tym wszystkim odgrywam rolę, ale mało mnie to obchodziło. Jakoś specjalnie nie miałem ochoty sprawdzać.
Stanowczym krokiem ruszyłem przed siebie. Nie dalej jak w dziesięć minut byłem już w centrum wioski. Nie rozglądałem się więcej, jedynym moim celem był przestanek autobusowy na drugim jej końcu. Doszedłem, gdy wybiła godzina czternasta czterdzieści pięć. Autobus za kwadrans powinien być na miejscu, czyli jestem w samą porę. Myślami krążyłem już w około pracy, której mi nie brakowało na co dzień. Z zamyślenia wybił mnie dźwięk dzwonów, wydobywający się z oddalonego nieco klasztoru. Spojrzałem na złoty zegarek. Minuta po piętnastej, autobus się spóźnia, ale pewnie zaraz nadjedzie. A swoją drogą ciekaw jestem co mogą oznaczać dzwony o godzinie trzecie po południu? Po kolejnym kwadransie zacząłem się trochę niepokoić, może rzeczywiście się zespół? Zadawałem sobie to pytanie w myślach kilka razy. Za każdym razem odpowiadając, że to nie możliwe. Tak upłynął kolejny kwadrans. Trzeba wracać, innego wyjścia nie ma. Kolejny raz przez wioskę szedłem szybko, nie rozglądając się na boki. Tuz za nią trochę zwolniłem kroku bo i niespecjalnie mi się spieszyło, a miałem masę rzeczy do przemyślenia. Próbowałem przede wszystkim wymyślić jak wrócić do domu. Pociąg pewnie już odjechał, więc bilet mogę wyrzucić. A może by tak… Myśli nie skończyłem, bo gdy mijałem ścieżkę prowadząca do małego cmentarzyka, usłyszałem ledwo dosłyszalne kwilenie. Dochodziło zza żelaznej balustrady, okalającej miejsce pochówku. Ostrożnie, bardzo wolno postanowiłem zobaczyć co to. Znalazłszy się już opodal balustrady, kwilenie stało się silniejsze i bardziej wyraziste, a mym oczom pokazał się wiklinowy koszyk. Bardzo brudny i zniszczony. Odgłosy dobiegały właśnie z niego. Zbliżyłem się jeszcze bardziej. Coś się poruszyło, pod strzępkiem brudnego fioletowego koca. Mimochodem rozejrzałem się we wszystkich możliwych kierunkach, byłem bez wątpienia sam z tym czymś w koszyku.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania