Wilki z Laurazji - Tom I - rozdział III
Lake zaczęła odzyskiwać przytomność. Mruknęła i bardzo powoli podniosła powieki. Zamrugała kilka razy, aby odzyskać ostrość widzenia i rozejrzała się wokoło. Ze zdumieniem stwierdziła, że na kostkach, nadgarstkach i pysku ma już nie tylko więzy, ale również opatrunki z zielonych liści jakieś rośliny. Próbowała sięgnąć pamięcią do tego, co się stało, ale za nic w świecie nie mogła sobie przypomnieć wydarzeń ostatnich kilku godzin.
- Lake? - usłyszała nad sobą dziwnie znajomy głos.
Spojrzała w górę i zobaczyła pełną zatroskania twarz Arianny.
- Słyszysz mnie? - dopytała wilczyca kładąc łapę na jej czole. Lake pokiwała głową. - Miałaś atak halucynacji – oznajmiła Arianna. - Nie masz gorączki, więc to pewnie ,,Choroba Głosów”.
Lake zaczęła wracać pamięć. Przypomniała sobie te wszystkie okropności, które zobaczyła i przestraszyła się, że mogą zaraz wrócić.
- Muszę wyjść – powiedziała szamocząc się z więzami. - Rozwiążcie mnie. Ja…
- Uspokój się Lake – rzekła Arianna głaskając ją łapą po głowie. - Zrobiliśmy ci inhalacje. Przez najbliższe dwa dni nie grozi ci nawrót halucynacji.
Lake spojrzała na bok i dostrzegła niewielką kupkę wciąż tlących się liści oraz zaschniętego mchu. Z kupki unosiła się smuga białego dymu, a cała nora przesycona była słodkawym i delikatnym zapachem ziół. Wilczyca podniosła wzrok i poprosiła szeptem:
- Pić.
- Hunar! - Arianna zwróciła się do chudego, jasnoszarego wilka siedzącego w rogu nory. - Weź miseczkę i przynieś jej trochę wody ze strumienia.
Basior bez słowa wykonał polecenie i wyszedł z nory. Lake w tym czasie przepełniło poczucie bezsilności, bezradności i lęku. Nigdy wcześniej się tak nie czuła, ale przeczuwała, że tym razem wszystko jest inaczej. Bała się, bo sama nie wiedziała, czy otaczający ją świat jest prawdą, czy tylko halucynacją. Czuła się zagubiona, bo pierwszy raz w życiu obce wilki były dla niej miłe i otaczały ją opieką. Nie wiedziała, jak ma się wobec nich zachować. Przez to wszystko dotarło do niej również, jak bardzo jest samotna. Nikt przecież do niej nie przyjdzie i nikt nie przejmie się tym, jeśli tutaj umrze.
Schowała pysk pomiędzy przednie łapy i zaczęła płakać.
- Lake! - rzekła Arianna głosem pełnym zatroskania. - Nie płacz. Wszystko będzie dobrze – dodała kładąc się obok niej.
- Nic nie będzie dobrze – odpowiedziała Lake łkając. - Tkwię związana w jakieś norze, mam halucynacje, jutro pewnie zostanę skazana na śmierć, a na dodatek jestem zupełnie sama!
Arianna przytuliła ją do piersi i rzekła:
- Nie prawda. Nie jesteś sama, a Storm na pewno nie skaże cię na śmierć. Zobaczysz, jutro wcale nie będzie twoim końcem, ale początkiem czegoś wspaniałego. Wszystko zacznie się układać, naprawdę, wiem co mówię.
Lake wciąż jednak płakała, więc Arianna zaczęła śpiewać jej kołysankę:
Konik polny skrzypki ma,
małym wilkom chętnie gra,
kołysankę, co do snu je ułoży.
A nim konik skończy grać,
ty do rana będziesz spać
i mieć sny kolorowe jak zorze.
Mama mocno kocha Cię,
tata też nie życzy źle,
nie płacz już, boś jest przecież kochana.
Księżyc łypie okiem swym,
jeszcze nie spać, to jest wstyd,
śpij więc wilczku malutki do rana…
Czuły głos Arianny, bijące od jej ciała ciepło oraz jej piękna kołysanka sprawiły, że Lake niemal natychmiast przestała płakać. Jednocześnie poczuła się bardzo zmęczona i zapadła w drzemkę…
- Wszystko będzie dobrze – usłyszała przez sen czuły głos Arianny. - Pomożemy ci.
***
Storm przeorganizowała swój grafik tak, aby móc w spokoju zająć się sprawą Lake. Stone miał poprowadzić dzisiejsze ćwiczenia Gwardii, Eagle przewodzić Grupie Łowieckiej podczas polowania, a Whitetree przekazać Arinowi wiadomość o przesunięciu spotkania na pojutrze. Sama natomiast udała się do nory Wintera, swojego zaufanego oficera Gwardii, aby wypytać go o kilka szczegółów.
- Winter? - zapytała zbliżając się do jego nory. - Winter? Jesteś tam?
- Storm? - ze środka dobiegł do niej zaspany głos basiora. - Zaczekaj! Jestem bez opaski.
Storm usiadła przed wejściem do jamy i czekała. Winter nigdy nie pokazywał się nikomu bez opaski na wyłupionym, lewym oku. Wstydził się tego, podobnie jak innych rzeczy, które zrobiły mu Marabijki.
- Możesz już wejść – oznajmił Winter.
- Nie zabiorę ci dużo czasu – rzekła Storm wchodząc do nory. - Chcę cię tylko zapytać o wczorajszą noc.
Winter siedział pośrodku nory, tuż obok swojego leża. Naciągnięta prowizorycznie opaska nadawała mu groźnego wyglądu, lecz po jego prawym oku widać było, że jest bardzo zmęczony.
- Co chciałabyś wiedzieć, Alfo? - spytał Winter.
- Chodzi o Lake – rzekła Storm siadając przed nim. - Powiedz mi, jak to było, gdy ją znaleźliście?
Winter ziewnął przeciągle i odpowiedział:
- Pierwszy raz spotkaliśmy ją tydzień temu. To było tuż przed świtem. Ja i Greenlight sprawdziliśmy Zachodnią Polanę i już mieliśmy wracać do osady, gdy nagle usłyszeliśmy jakiś pełen paniki krzyk. Pomyśleliśmy, że to lisy znów naruszyły granicę i napadły na któregoś z naszych samotników-terytorialistów. Udaliśmy się tam, skąd dochodził głos i zauważyliśmy tę wilczycę. Bardzo dziwnie się zachowywała. Biegała w kółko i gadała do siebie. Cały czas kłapała szczękami, jakby próbowała gryźć powietrze. Oboje z Greenlight pomyśleliśmy, że przyda się wsparcie, więc zostawiliśmy ją i poszliśmy po resztę Gwardzistów, ale gdy wróciliśmy, już jej tam nie było. Z kolei dzisiaj w nocy znalazłem Lake była już związaną, otoczoną przez Rahakura, Liszę, Hutusa i innych. Chcieli ją zlinczować, ale powstrzymałem ich. Potem przynieśliśmy ją do Ciebie.
Storm z zaciekawieniem słuchała opowieści Wintera. Powoli zaczynała rozumieć, w jaki sposób należy pomóc tej samotniczce.
- Dziękuję Winter – rzekła Storm z uśmiechem. - Chciałam wiedzieć tylko to. Mam jednakowosz nowe zadanie dla ciebie.
- Cokolwiek rozkażesz Alfo – rzekł Winter siadając na baczność.
- Zrób sobie dzisiaj wolne i nie idź na nocną wartę. Jutro w południe, razem z Blue, zaprowadzisz Lake pod Ścianę Czterech Tablic.
- Tak jest – rzekł Winter kłaniając jej się z szacunkiem.
Storm skinęła głową, pożegnała się, a potem udała się do Blue, aby jej również zlecić zadanie na jutro.
***
Lake ocknęła się z odrętwienia. Przez jakiś czas dochodziła do siebie, ale gdy w końcu odzyskała orientację, pierwszą rzeczą, jaką zauważyła, była promienna, uśmiechnięta twarz Arianny. Wilczyca zdała sobie również sprawę, że ma rozwiązany pysk.
- W porządku? - spytała Arianna.
Lake pokiwała głową.
- Długo spałam?
- Niecałą godzinę – odparła lekarka, a potem wstała i rzekła: - Muszę już iść, bo mam jeszcze innych pacjentów. Hunar, mój syn, zostanie z tobą, zgoda?
Lake spojrzała na siedzącego obok basiora. Nie wiedziała, kim jest ten wilk, ani jak zachowa się w jej obecności, ale mimo wszystko pokiwała głową.
Arianna podeszła do swojego syna i patrząc mu w oczy, bardzo powoli powiedziała:
- Posłuchaj Hunar. Zostaniesz teraz z Lake, dobrze? - Hunar podniósł wzrok i pokiwał głową. - Skoncentruj się – dodała Arianna. - Dasz jej teraz wody i mięso, które przyniosłeś. Gdyby źle się poczuła, niech żuje dwa liście karkumy przez dwie minuty. Zapamiętasz?
- Tak mamo – odpowiedział basior półszeptem.
Arianna pocałowała go w czubek głowy i powiedziawszy:
- W razie czego będę u Greya i Ever – zabrała swoją torbę i wyszła z nory.
Hunar, unikając wzroku Lake, podał jej drewnianą miseczkę wypełnioną po brzegi wodą i położył przed nią soczysty, pachnący świeżością kawał jeleniego mięsa.
- Dziękuję – rzekła Lake, ale Hunar nie zareagował, tylko odszedł, położył się obok Lake i wbił wzrok w podłoże.
Lake chciwie spiła wodę z miseczki, a potem zjadła przyniesiony kawał mięsa. Gdy w końcu zaspokoiła głód i pragnienie, zaczęła z zainteresowaniem obserwować Hunara. Ten wilk był jakiś… inny. Przez niemal cały czas po wyjściu Arianny leżał w całkowitym bezruchu, gapiąc się w jeden punkt na podłożu. W ogóle nie odzywał się ani nie patrzał na Lake.
W pewnym momencie pęcherz wilczycy zaczął dawać o sobie znać. ,,A niech to! Jeszcze sikać się zachciało!” - pomyślała. Postanowiła poprosić o pomoc Hunara.
- Hunar – zwróciła się do wilka. Ten nie zareagował. - Hunar! - powtórzyła trochę głośniej.
Basior wzdrygnął się, jakby został wyrwany z jakiegoś transu i spojrzał na nią.
- Pomożesz mi? Muszę siusiu – rzekła Lake.
Hunar podniósł się na równe łapy, podszedł do niej, a potem rozejrzał się i zapytał:
- Chcesz pić?
Lake spojrzała na niego zdziwiona.
- Nie! Mówię, że muszę siusiu! - powtórzyła głośniej sądząc, że ten wilk ma problemy ze słuchem. - Rozwiążesz mnie? Wyjdę na dwór i zaraz wrócę.
Hunar przez chwilę milczał, jakby zastanawiał się, co wilczyca w ogóle do niego powiedziała. W końcu odezwał się:
- Nie. Nie mogę cię rozwiązać, bo wtedy uciekniesz.
Lake pokręciła głową i powiedziała:
- Nie ucieknę. Zresztą, dokąd w ogóle miałaby uciec?
Hunar wzdrygnął się, jakby uderzył go podniesiony ton wilczycy. Czyli jednak dobrze słyszał. Nic dziwnego, skoro nie był stary. Lake dałaby mu co najwyżej rok.
- No to, może podstawię ci miskę? - zaproponował.
Lake aż się skrzywiła.
- Nie! - odwarknęła. - Nie będę sikać przy tobie, a poza tym jestem dziewczyną i leżę związana na boku, więc niby jak mam oddać mocz do miski?!
Hunar zaczął nerwowo biegać wzrokiem po norze.
- Prze… przepraszam – powiedział łamiącym się głosem. - Ja… ja nie… nie chciałem źle. Naprawdę.
Lake zdała sobie sprawę, że ten wilk chyba potrzebuje pomocy bardziej niż ona. Rozejrzała się więc po norze i zauważywszy leżący na ziemi spory kawałek liny, powiedziała:
- Mam inny pomysł. Weź tą linę i zrób uprząż. Wtedy na pewno ci nie ucieknę.
Hunar sprawiając wrażenie przestraszonego, podniósł wspomnianą linę i zaczął próbować na przemian pyskiem i łapami uformować pętlę. Wiązał, rozwiązywał, zakładał na szyję sobie i Lake, znów ściągał, a jego próby nadal spełzały na niczym. Lake poczuła się zażenowana całą tą sytuacją.
- Nie umiesz nawet zawiązać dwóch pętli?! - spytała poirytowana. - Czy ty naprawdę jesteś aż tak durny?!
Ostatnie słowa wypowiedziała podniesionym tonem, bo przepełniony pęcherz coraz bardziej dawał jej się we znaki. Niestety dla Hunara, jej podniesiony ton był niczym cios prosto w serce. W jego oczach zalśniły łzy, a chwilę później, po kolejnej nieudanej próbie zawiązania pętli, położył się na ziemi, ukrył twarz pod łapą i rozpłakał się.
Lake przeszedł zimny dreszcz. ,,O nie! Co ja narobiłam!” - pomyślała.
- Hej! Nie! Spokojnie! Ja tylko żartowałam – zarzekała się wilczyca próbując uspokoić Hunara. Ten jednak nie zareagował. Lake na tyle, ile pozwalały jej więzy, przysunęła się bliżej Hunara i mówiąc:
- Nie płacz! Ciii! Już dobrze. Ciii! - próbowała go uspokoić.
Ten nie przestawał jednak płakać. Lake zrozumiała, że wpakowała się w niezłe bagno i jej samej zaczęło się zbierać na płacz.
- Przestań! Do jasnej anielki! Zabiją mnie przez ciebie! - wykrzyknęła i sama wybuchła płaczem.
Bała się, że Storm oskarży ją o sponiewieranie Hunara, a wtedy na pewno powyrywają jej wszystkie zęby. Przez chwile oboje płakali leżąc obok siebie, aż w którymś momencie Lake zdała sobie sprawę, że Hunar przestał szlochać. Podniosła na niego swoje spłakane oczy i zauważyła, że basior wpatruje się w nią ze zdziwieniem. Ona też przestała płakać, bo dotarła do niej komiczność całej tej sytuacji. Po dłuższej chwili wpatrywania się w siebie, oboje zaczęli najpierw się podśmiechiwać, a potem w głos śmiać.
- Z czego my się właściwie śmiejemy? - zapytał Hunar w którymś momencie.
Lake pokręciła głową i odpowiadając:
- Nie wiem – znów wybuchła śmiechem. - Słuchaj – rzekła opanowując się. - Lepiej kończ już wiązać tę uprząż, bo zaraz będzie tutaj potop.
Hunar spoważniał.
- Ale jak właściwie mam to zrobić?
- Rozwiąż mnie, to ci pomogę.
Wilk uwolnił Lake, a ona pokazała mu, w jaki sposób zrobić z liny dwie pętle, a potem zawiesić jedną z nich na jego szyi, a drugą na jej. Co prawda wilczyca była już wolna i mogła uciec, ale nie widziała takiej potrzeby. Coś mówiło jej, że Hunar na pewno nie będzie się z niej śmiał, bo po prostu nie jest w stanie, Arianna nie zrobi jej krzywdy, a Storm… cóż, jest po prostu Alfą inną niż wszystkie.
Gdy uprząż była już gotowa, do nory niespodziewanie weszła Storm w towarzystwie jakieś innej wadery.
- O! Widzę, żeście się zakolegowali – rzekła Storm radosnym tonem.
Lake spłoszona tym, że nie jest już związana, próbowała się usprawiedliwić:
- Ja tylko chciałam się załatwić i pomyślałam, że…
- Hunar wyprowadzi cię na uprzęży – dokończyła za nią Storm. - Bardzo dobry pomysł – pochwaliła ją. - Ale ja mam lepszy. Zostaniesz teraz z Blue. Ona wyprowadzi cię na zewnątrz, a potem razem z Hunarem pójdziecie na spacer. Oczywiście z uprzężą, zgoda?
Lake przyjrzała się wilczycy, która przyszła razem ze Storm. Sprawiała wrażenie doświadczonej wadery w średnim wieku. Miała jasnoszarą sierść i brązowe oczy. Pokiwała głową i odparła:
- Zgoda.
Storm przytaknęła, a potem wyszła z nory. Blue podeszła do niej i uśmiechając się zapytała:
- Jesteś Lake, zgadza się?
Lake pokiwała głową.
- Miło mi poznać. Jestem Blue, ale to już pewnie wiesz. Po twojej minie wnioskuję, że zaraz możemy tutaj mieć potop, więc nie traćmy już czasu.
Blue założyła sobie jedną pętlę na szyję, a drugą zacisnęła na szyi Lake, a potem we trójkę z Hunarem wyszli na zewnątrz. Hunar, na polecenie Blue, odszedł na bok, aby Lake mogła się załatwić. Gdy skończyła, Blue zabrała ją i Hunara na spacer. W pierwszej chwili wilczyca przestraszyła się, że zostanie zabrana do reszty watahy, gdzie z pewnością czekałby ją drwiny ze strony innych wilków, lecz na szczęście Blue miała inne plany. Zaprowadziła ją z dala od osady w spokojne i ustronne miejsca terytorium. Pokazała jej Południowy Stok, gdzie rosły gęste, usiane owocami jagodziny, niewielkie oczko wodne znajdujące się zaraz za osadą i płynący przez las krystalicznie czysty strumień, gdzie cała trójka zatrzymała się na krótki biwak.
- I jak ci się u nas podoba? - spytała Blue, gdy razem z Lake odpoczywały w cieniu nad brzegiem strumienia.
- Bardzo tu ładnie – odpowiedziała Lake.
Wciąż trochę się jej bała. Blue była bowiem bardzo duża i dobrze zbudowana, jak na samicę. Gdyby choć podjęła próbę ucieczki, na pewno zdrowo by się jej za to oberwało. Jednakże ta zachowywała się w stosunku do niej bardzo grzecznie. Była delikatna, dużo się uśmiechała, prawiła jej komplementy, żartowała. Sprawiała wrażenie kogoś, komu naprawdę można zaufać.
- To może zostaniesz u nas? - zaproponowała.
Lake pokręciła głową.
- Nie wiem, czy w ogóle nadaję się do życia w waszym stadzie.
Blue wzruszyła ramionami.
- Więc możesz zostać samotnicą-terytorialistką, tak jak ja.
- Kim? - zdziwiła się Blue.
- Samotnik-terytorialista to wilk, który formalnie należy do stada, ale żyje poza osadą na jakimś ściśle określonym kawałku terytorium – wyjaśniła Blue. - Jeśli jesteś kimś takim, to nie musisz brać udziału w życiu stada. Musisz tylko płacić daninę, na przykład jednego zająca tygodniowo oraz stawiać się na każde wezwanie Alfy.
Lake znów pokręciła głową.
- Sama nie wiem.
Blue poklepała ją po ramieniu i rzekła:
- Powinnaś spróbować, prawda Hunar?
Basior nie zareagował. Leżał tylko obok wilczyc i bawił się żołędziami.
- Hunar – powiedziała do niego Blue, ale ten znów nie zareagował. - Hunar! - krzyknęła głośniej, a basior znów sprawił wrażenie, jakby został wyrwany z jakiegoś transu. - Pytam, czy twoim zdaniem Lake będzie tutaj dobrze.
Hunar popatrzył na wilczycę i pokiwał głową, a potem znów wbił wzrok w ziemię. Lake zaczęła mu się uważnie przyglądać i zastanawiać się, co mu właściwie jest.
- Znam trudy bycia samotnym wilkiem – rzekła Blue. - Sama byłam nim przez kilka ładnych lat. Dopóki nie dołączyłam do tego stada.
- Byłaś samotnicą? - spytała zdziwiona Lake.
Blue pokiwała głową.
- Wcześniej mieszkałam na północy. Rodzice wypędzili mnie ze stada, bo uważali, że jestem do niczego. I rzeczywiście kompletnie sobie z niczym tam nie radziłam, ale naprawdę nie jest łatwo nad sobą pracować, gdy ktoś cały czas na ciebie krzyczy i wmawia ci, że jesteś do niczego. Przez ich zachowanie straciłam wiarę w dobro innych wilków. Stałam się zatwardziałą samotnicą błąkającą się po lasach. Momentami było mi dobrze. Sama nauczyłam się polować, kopać nory i szukać jedzenia. Najgorsze były jednak momenty, gdy się zraniłam albo gdy nachodziło mnie poczucie samotności. - Pokręciła głową. - To uczucie, że nikt cię nie chce, że nie możesz nikomu zaufać, że już do końca życia będziesz sama. Znasz to, prawda?
Lake pokiwała głową. Musiała przyznać rację Blue. Znała doskonale ból samotności i poczucia odrzucenia. Tym bardziej, że na północy, jeśli samotnik napotka inną watahę, najczęściej jest przepędzany. Albo zabijany, jeśli akurat wataha ma zły dzień.
- W końcu jednak trafiłam do Borowej Puszczy. - Kontynuowała. - Była akurat pora deszczowa, a ja byłam przeziębiona. Miałam gorączkę i zapalenie oskrzeli. Gdy mnie znaleźli, ledwo żyłam. Leżałam na deszczu pod pniem drzewa. W pierwszej chwili, podobnie jak ty, zareagowałam wrogością, bo myślałam, że chcą mnie skrzywdzić, ale później okazało się, że chcą mi jedynie pomóc i przyjąć do stada. - Westchnęła. - Nie ma to jak Alfa, która świetnie rozumie samotników i przyjmuje ich do stada.
Lake spojrzała nań zdziwiona.
- Storm też była samotnym wilkiem?
Blue pokiwała głową.
- Pół stada to byli samotnicy. Na przykład Winter. Wiesz dlaczego ma tylko jedno oko? To pamiątka po niewoli u Marabijek. Te wilczyce są nienormalne. Jak pewnie widziałaś, cały jest w bliznach. To one go tak poharatały. Strach nawet pomyśleć, przez co musiał tam przejść. Kiedy do nas trafił, bardziej przypominał dziką bestię niż wilka. Warczał, krzyczał, rzucał się na wszystko i wszystkich. Pięć samców nie mogło dać mu rady. Ale Storm to dobra Alfa. Doskonale go rozumiała. Oswoiła go i zdobyła jego zaufanie. Dziś Winter jest chyba jej najwierniejszym oficerem. Zaopiekował się nawet Storm po śmierci jej męża. I coś czuję, że niedługo będziemy mięli nowego Samca Alfa – kończąc puściła oczko.
- Dlaczego Storm pomaga samotnikom? - spytała Lake.
- Bo tak nakazuje jej Prawo Czterech Tablic – odpowiedziała Blue. - A nikt nie szanuje prawa tak bardzo, jak Storm i jej oficerowie. Poza tym, Storm wierzy, że słowo ,,samotny wilk” nie oznacza kogoś, kto jest sam z własnej winy, lecz kogoś, kto został z jakiegoś powodu odrzucony i trzeba mu pomóc. Mnie pomogła i wierz mi, że skoczyłabym za nią choćby w ogień.
- Co to jest Prawo Czterech Tablic? - spytała Lake.
- Chodź, pokażę ci – rzekła Blue i kazała jej pójść za sobą.
Udały się na północ, gdzie w odległości około kilometra od osady, znajdowała się wielka, samotna skała. Miała kształt prostopadłościanu wystającego z ziemi na blisko dwadzieścia metrów. Jej ściany były popękane i porośnięte mchem, a na jednym z dłuższych boków, znajdowały się cztery, niemal płaskie tablice, na których pismem glificznym zapisano jakieś zdania. Bezpośrednio przed skałą znajdowała się natomiast niewielka, porośnięta mchem polana, na której ustawiono trzy głazy w kształcie dysku. Jeden z nich był większy i znajdował się pośrodku. Dwa inne, nieco mniejsze, stały w pewnej odległości od siebie i niżej od poprzedniego.
- Wiesz, co to jest? - spytała Blue wskazując na skałę. - To właśnie Skała Czterech Tablic. Swoją nazwę zawdzięcza czterem, umieszczonym nań tablicom, na których dawno temu spisano prawo naszego stada. Nie bez powodu są umieszczone wysoko. Chodzi o to, by nikt nie mógł ich zmienić. Tutaj też odbywają się rozprawy, zarówno karne, jak i te, które mają rozsądzić jakiś spór. Storm siada na największym głazie – wskazała na głaz znajdujący się pośrodku – oskarżony lub jedna strona sporu na tym po prawej stronie, a prokurator lub druga strona sporu na tym po lewej. Pośrodku natomiast stają świadkowie i odpowiadają na pytania.
- Czemu rozprawy odbywają się akurat tutaj? - spytała Lake.
- Chodzi o to, by każdy oskarżony i każda strona sporu wiedziała, jakie przysługują im prawa. A wszystkie zapisane są tutaj – wskazała na skały. - Cztery tablice. Każda z nich mówi o czymś innym. Pierwsza z nich stanowi o ogólnych zasadach funkcjonowania watahy. Druga o prawach każdego z nas. Trzecia o obowiązkach, a czwarta dotyczy karania winnych. Wiesz, jaki jest najważniejszy przepis dla ciebie? - spytała. Lake pokręciła głową. - Tablica druga, zasada czwarta – odparła Blue. Spojrzała na tablice i przeczytała: - Każden, kto dopuści się krzywdy względem Watahy lub jednego jej członka, ma prawo się wytłumaczyć i usprawiedliwić, a gdyby sam nie mógł tego zrobić, należy wyznaczyć mu obrońcę. A obrońcą zwykle jestem ja – dodała z uśmiechem. - A wiesz, która zasada jest moją ulubioną? - Lake znów pokręciła głową. - Tablica druga zasada piąta: Każdy wilk w Księstwie Borowej Puszczy ma prawo być szczęśliwy i bezpieczny. Ten zapis mówi wprost o ,,każdym wilku”. Nie chodzi więc tylko o wilki należące do stada, lecz o każdego, kto znajduje się na naszym terytorium. Ty też masz więc prawo być szczęśliwa i bezpieczna.
Lake spojrzała na nią zdziwiona.
- I to prawo działa?
- Jasne – odpowiedziała Blue. - Spójrz na drugą zasadę na trzeciej tablicy: Każdy członek Watahy ma swoją ściśle określoną rolę, cel oraz zadania. Wilkom szczególnie użytecznym, wybitnym lub wsławiającym się, Alfa może nadać tytuł albo specjalny status. U nas każdy spełnia jakąś rolę w zależności od jego umiejętności. Pewnie poznałaś już Silver, prawda? - Lake pokiwała głową. - Jest już dorosłą wilczycą, ale na umyśle wciąż jest dzieckiem. Dlatego Storm kazała jej opiekować się szczeniętami pod nieobecność ich rodziców. Dziś prowadzi przedszkole i naprawdę świetnie sobie radzi.
- Skąd w ogóle wzięło się to prawo? - spytała Lake.
- Od nauk Hariny – odpowiedziała Blue. - Słyszałaś o niej, prawda?
Lake pokiwała głową.
- Słyszałam, ale nie wierzę w te opowieści. No bo skąd właściwie mam wiedzieć, czy Harina w ogóle istniała?
- A pamiętasz opowieść o bitwie nad Wilczym Jeziorem, złotej obroży i pięciu kryształach?
Lake pokiwała głową, a Blue kazała jej i Hunarowi pójść za sobą. Trójka naszych bohaterów udała się na tyły skały czterech tablic. Lake zauważyła tam coś dziwnego. Krajobraz wyglądał tam jak po suszy. W promieniu około dziesięciu metrów od skały wszystkie drzewa, krzewy i trawa były zupełnie suche. Dodatkowo wydawało jej się, że jest tam znacznie goręcej. Blue zaprowadziła ich do jaskini znajdującej się z tyłu. Lake, wchodząc do środka, zauważyła w głębi jaskini jakieś dziwne, czerwone światło. Gdy weszli głębiej, okazało się, że to świecący się na czerwono kryształ. Mały, okrągły, czerwony kamień imitujący jasne, czerwone światło oraz ciepło. Lake opadła szczęka. Więc to jednak prawda!
- Teraz już wierzysz? - spytała Blue. - Harina istnieje. Naprawdę. Pomódl się do niej i poproś, żeby ci pomogła, a zobaczysz, jak zmieni się twoje życie.
- A wy tu czego? - nagle w jaskini rozbrzmiał jakiś charczący, męski głos.
Wszyscy, jak na komendę odwrócili się w tamtą stronę i zauważyli, że w odległości kilku metrów od nich stoi wilk w wyraźnie podeszłym już wieku o siwej sierści, krzaczastych brwiach i brązowych oczach.
- Wynoście się stąd dzieciaki to nie miejsce do zabawy! - krzyknął basior.
- Wybacz Lox – rzekła Blue, ale nie wyglądała na przestraszoną, lecz bardziej na rozbawioną. - Chciałam tylko pokazać Lake kryształ.
- Lake? - spytał zdumiony basior, a potem podszedł i przyjrzał się wilczycy. - Ty mi kogoś przypominasz – stwierdził mierząc ją wzrokiem.
Lake poczuła się nieswojo. Spojrzała na Blue pytająco.
- Nie widziałeś jej wcześniej – powiedziała Blue. - To samotnica złapana dzisiaj rano.
- Nie pouczaj mnie chłopcze, pamięć mam jeszcze dobrą.
Lake nie mogła powstrzymać uśmiechu. Wyglądało na to, że ten staruszek ma sklerozę.
- Jaki chłopiec? Przecież to Blue, nasza prawniczka! - nagle z głębi jaskini odezwał się jakiś inny, żeński głos i z ciemności wyłoniła się wilczyca w równie podeszłym wieku o ciemno-siwej sierści i zielonych oczach. - Nie zwracajcie na niego uwagi – rzekła rozbawiona. - Zdurniał na stare lata.
- Nie poprawiaj mnie Keseth! - bąknął Lox. - Dobrze wiem, co widzę i do kogo mówię. - Spojrzał znów na Blue. - Słuchaj no… - zaczął, ale zaraz zamilkł i znów zwrócił się do swojej partnerki. - Przypomnij mi, jak ona ma na imię, bo zapomniałem!
- Widzicie, mówiłam, że ma sklerozę – rzekła Keseth, a potem zwróciła się do Loxa. - Mówiłam ci, żebyś nie jadł tyle jaj!
- Ty kazałaś mi je jeść, bo twierdziłaś, że dobrze wpływają na potencję – skonfrontował Lox.
- Ty stary pryku, śmiesz mnie krytykować? - odgryzła się jego żona.
- Chodźmy stąd, bo zaczynają się kłócić – rzekła Blue i wszyscy we trójkę wyszli z jaskini.
Blue wyjaśniła Lake, że Lox i Keseth to wilki, które strzegą kryształu. Ma on bowiem potężną moc i lepiej nie dotykać go bez potrzeby. Wyjaśniła jej również, że prokurator to wilk, który oskarża innych o popełnienie przestępstwa i w razie skazania, wymierza kary. Te jednak nie są nigdy zbyt dotkliwe, bo jak stanowiła pierwsza zasada czwartej tablicy: Ktokolwiek dopuści się czynienia krzywdy względem drugiego, zostanie ukarany. Karę wymierzy mu Alfa mając na względzie, by kara była uciążliwa dla sprawcy, ale nie wykluczała go ze społeczności i w miarę możliwości, pozwalała naprawić wyrządzoną przez niego szkodę. Lake dowiedziała się też, że Blue wie tak dużo, bo jest prawniczką, a więc kimś, kto interpretuje prawo, zna je na pamięć i w razie potrzeby, broni oskarżonego.
Lake była pod wrażeniem.
- To stado jest jakieś… inne – rzekła w którymś momencie.
- Dokładnie – odpowiedziała Blue. - Wierz mi, że jako samotnica zwiedziłam niemal całą północ. Jest barbarzyńska, okrutna i ciemna. Borowa Puszcza to światło prawa i bezpieczeństwa, przy którym każdy może się schronić.
Reszta dnia minęła spokojnie. Blue, Lake i Hunar poszli jeszcze nad strumień, gdzie dla rozluźnienia atmosfery, grali żołędziami, co bardzo spodobało się Hunarowi i samej Lake. Wieczorem Hunar wrócił do siebie, a Lake udała się razem z Blue do nory dla aresztantów, gdzie we dwie miały spędzić noc.
- Jutro twoja rozprawa – rzekła Blue, gdy obydwie kładły się spać. - Rahakur, jako prokurator, oskarży cię o kradzież mięsa. Ale nie bój się. Storm na pewno nie da cię skrzywdzić. To mądra kobieta, która zadba o ciebie, jak nikt inny.
Komentarze (4)
Pozdrawiam?:)
Dzięki za komentarz! :D
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania