Will

Tytuł historii nietypowy. Może sami podsuniecie lepszy, bo ja nie mam żadnego pomysłu. Pozdrawiam i życzę miłego czytania.

 

"Nadzieja jest jak cukier w herbacie, jeżeli nawet jest jej mało, to i tak wszystko osłodzi".* * *

Wybiegłam z budynku, nawet się za siebie nie oglądając. Lało jak z cebra, ale dla mnie nie miało to znaczenia. Nie po tym, co usłyszałam. On mnie nie chciał. Nie chciał mnie, a ja tak mocno go kochałam...

- Emily, zaczekaj!

Wołał za mną, lecz ja nie chciałam go słuchać. Jak mógł mi to zrobić? Po roku związku. Po roku wielkiej miłości tak po prostu mnie zostawił. Powiedział, że to koniec, nie licząc się ani trochę z moimi uczuciami. Okazał się być totalnym kretynem. Kretynem, którego kochałam.

- Emily, proszę! - krzyczał za mną.

Zmotywowałam się do jeszcze szybszego biegu. Nie chciałam go widzieć. Nie teraz. Wiedziałam, że gdybym tylko go zobaczyła, moje rozżalenie minęłoby momentalnie i pozwoliłabym mu się przytulić. Zgodziłabym się na wszystko. W pewnej chwili nie zauważyłam kamienia leżącego na środku drogi. Zanim zdążyłam się zorientować w sytuacji, uświadomiłam sobie,, że upadam na ziemię, a sekundę później odczułam tępy ból z tyłu głowy, lecz mimo to usiłowałam się podnieść. I wtedy usłyszałam czyjeś kroki, krzyk... Poczułam, jak czyjeś delikatne, lecz jednocześnie stanowcze ręce podnoszą mnie ostrożnie.

- Nic ci nie jest? - usłyszałam zaniepokojony głos.

Nie mam siły odpowiedzieć. Nie mam na nic siły. Czuję, że oczy mi się zamykają. Popadam w odrętwienie.

* * *

Kiedy otworzyłam oczy, zauważyłam, że ktoś pochyla się nade mną z troską.

- Słyszysz mnie? Powiedz, że tak.

Uśmiechnęłam się blado.

- Jasne.

Głos mam zachrypnięty, ledwo jestem w stanie siebie rozpoznać. Na twarzy mojego rozmówcy dostrzegłam jednak wyraźną ulgę.

- Już myślałem, że się nie obudzisz. Tak w ogóle, zapomniałem się przedstawić. Nazywam się Will.

- Will... - Powtórzyłam jego imię bardzo, bardzo cicho. - Jak ładnie. Ja Emily.

Uśmiechnął się.

- Ślicznie. Co ci odbiło, żeby wychodzić z domu w taką pogodę? Dziewczyno, mało brakowało, a byś straciła głowę.

- Chyba życie - powiedziałam, uśmiechając się. - To skomplikowane. Może kiedyś... ci opowiem.

Westchnęłam. Wspomnienia ostatnich kilku godzin powróciły. Ale czy na pewno ostatnich kilku godzin?

- Will, ile tu jestem? - spytałam.

- Czterdzieści osiem godzin - odrzekł. - O dobę za dużo.

- Rozumiem.

Przez chwilę przyglądałam mu się uważnie. W moich oczach zabłysły łzy. Odwróciłam wzrok.

- Wszystko w porządku? - Usiadł na krześle przy moim łóżku.

- Nie bardzo -wyznałam.

Nie wiem dlaczego, ale zapragnęłam opowiedzieć mu o wszystkim. O Nicholasie, o Julie, o tym, jak bardzo cierpiałam i nadal cierpię...

- Nie wiem, czy mogę... - zaczęłam niepewnie. - Prawie w ogóle cię nie znam, a mimo to odnoszę wrażenie, jakbyśmy znali się od dziecka.

Will uśmiechnął się do mnie, a w tym uśmiechu było coś czarującego.

- Opowiadaj - poprosił. - Chociaż najpierw to mogliby cię zbadać.

Jęknęłam. No tak, stała procedura. Jak przez nią nie przejdę, nie dadzą mi spokoju. On znowu się uśmiechnął.

- Jestem tu. To nie potrwa długo.

Odpowiedziałam uśmiechem.

- Dziękuję... - szepnęłam.

On tymczasem nacisnął dzwonek stojący na stoliku, a chwilę potem do sali weszła lekarka w średnim wieku. Po gruntownym zbadaniu mnie oświadczyła, że miałam dużo szczęścia i że najpóźniej za dwa dni będę mogła opuścić szpital. Kiedy wyszła, Will przyjrzał mi się.

- Masz na imię Emily. Tylko tyle wiem. A coś więcej?

- Ja... Will, wiem, że to... nie powinno... Że nie powinnam ci o tym wszystkim opowiadać, ale... pojawiłeś się w moim życiu w chwili, kiedy utraciłam wszystko i wszystkich. Gdy opadłam na dno rwącej rzeki, nie umiejąc się wydostać na powierzchnię.

- Hej, hej, nie rzucaj poezją, bo zacznę uważać się za gorszego niż w rzeczywistości jestem.

Spłonęłam rumieńcem.

- Przepraszam... - wymamrotałam.

- Przestań. Przecież żartuję.

Podniosłam wzrok.

- Ale nie powinnam...

- Przestaniesz? - przerwał mi. - Teraz ja ci coś powiem. Rozmawiam z tobą dopiero od dwudziestu minut i już widzę, że słowo "przepraszam" i wyrażenie "nie powinnam" są przez ciebie najczęściej używane. Czy twój słownik jest aż tak ubogi?

- Nieee. - Usiłowałam być poważna, ale już po chwili wybuchnęłam śmiechem.

- Więc zmień pałeczkę, dobrze? Nakazuję ci...

- Hej, znasz mnie dopiero dwadzieścia minut, a już mi coś nakazujesz? Nie za wcześnnie?

Zaśmiał się.

- Mogę ci nakazać, znając cię dwie minuty. Taką już mam naturę. A teraz pozwól, że to ja będę zadawał pytania.

- Ale... - zaprotestowałam.

- Nie ma żadnego ale, panno Emiliy.

- Tylko nie panno, wypraszam sobie! - Podniosłam się na łokciach.

- A co, może... - zaczął Will, lecz skutecznie zatkałam mu usta dłonią.

- Pamiętaj - oznajmił, gdy po chwili odjęłam rękę od jego ust. - Jak mówię, że będę zadawał pytania, to będę i już. Więc odpowiadaj. Ile masz lat?

- Kobiet się o wiek nie pyta - odcięłam się. - Ale tobie powiem. Dziewiętnaście. Co jeszcze chciałbyś wiedzieć?

- Wszystko, co uznajesz za godne mojego wysłuchania - odparł.

- Czekaj, że jak? - Zastanowiłam się nad jego wypowiedzią, zanim jej sens do mnie w pełni dotarł. - Dobrze. W takim razie zamień się w słup i...

- Chyba w słuch - przerwał mi. - Do słupa mi jeszcze daleko. Może i jestem wysoki, ale nie na tyle, by mianować mnie słupem.

Wybuchnęłam śmiechem. Byłam naprawdę totalnie głupia. Czyżby to uderzenie aż tak mi zaszkodziło? Will nagle wstał.

- Przepraszam cię, Emily. Fajnie się rozmawia, ale kończy się czas odwiedzin. Przyjdę do ciebie jutro, dobrze? Nie wywiniesz się od odpowiedzi.

Uśmiechnęłam się.

- Będę czekać - powiedziałam.

Kiedy wyszedł, nie mogłam przestać o nim myśleć. Znałam go naprawdę krótko, a mimo to czułam jak zaczyna mnie łączyć z nim niesamowita więź. Nawet ból po stracie Nicholasa nie był tak silny... A może ja tak bardzo pragnęłam, żeby właśnie tak było?

* * *

Na następny dzień w okolicach południa, kiedy zaczęłam się poważnie niepokoić, wreszcie przyszedł. Uśmiechnęłam się promiennie na jego widok.

- O, jak pięknie mnie witasz - odezwał się, też się uśmiechając. - Rób tak częściej.

Znowu się zarumieniłam.

- Hej, jak będziesz tak się rumienić, to wiśni nie starczy - powiedział.

- Wiśnie zostaw w spokoju. Są za piękne na porównywanie mnie do nich. I za dobre.

Spojrzał na mnie, ale nic nie odpowiedział. Po chwili usiadł.

- No, powróćmy zatem do wczorajszej naszej rozmowy. Zdaje mi się, że miałaś coś opowiedzieć.

- Chcesz od początku, czy od końca?

- Najlepiej od początku.

Westchnęłam, a po chwili zaczęłam mówić. Opowiadałam o tym jak poznałyśmy się z Julie, jak ona poznała mnie z Nicholasem. O tym jak bardzo byłam szczęśliwa, gdy Nicholas powiedział, że mnie kocha. O naszym szczęściu. Lecz gdy doszłam do dnia, w którym Nicholas oznajmił, że to koniec, do dnia, w którym zobaczyłam jego i Julie razem, coś we mnie pękło. Z moich oczu trysnął strumień łez, nad którym nie byłam w stanie zapanować. Poczułam jak Will przytula mnie mocno.

- Cicho. Cii. Nie płacz. - Kołysał mną delikatnie.

Z trudem wzięłam się w garść.

- Przepraszam... - wyszeptałam.

- Powiedziałem ci. Przestań mnie przepraszać. Nie masz za co. Poza tym, nie tylko ty masz burzliwąprzeszłość. Ja też.

Uśmiechnął się krzywo, a ja na dobre przestałam płakać. Wiedziałam, że nie mogę go o nic pytać. Jeżeli będzie chciał, sam powie.

- Czasami w życiu przychodzi taki moment... - zaczął. - Gdy poznajesz kogoś, z kim myślisz, że będziesz do końca. A nawet jeżeli nie do końca, to z kim będziesz naprawdę szczęśliwa, kto da ci motywację, przytuli, kiedy trzeba, kto da ci miłość i bezpieczeństwo. Z kimś, kto będzie cię wspierał w każdej sytuacji, na miarę swoich możliwości... Wiesz. Taka miała być Sharpay. Co się stało, że się porąbało? Nie wiem. Ale wszystko się posypało. Ogólnie nasza historia mogłaby być kolejną "Modą na sukces", z tą tylko różnicą, że Sharpay nie miała dwudziestu mężów. Bo chyba tak tam było. Nie wiem, bo nie oglądam.

Moją twarz wykrzywił uśmiech, który po chwili zniknął.

- Kochałeś ją - stwierdziłam. - Tak samo jak ja kochałam... i kocham Nicholasa.

On pokiwał głową.

- Dobrze powiedziane. Kochałem. Minął rok odkąd nie jesteśmy razem. I powiem ci, że z biegiem czasu cieszę się, że tak się to skończyło. Nie wiem, co z nią teraz się dzieje, ale mimo wszystko życzę jej jak najlepiej.

Spojrzałam na niego z podziwem. Skąd Will miał w sobie tyle siły, by mówić o tym tak spokojnie, podczas gdy mnie samą odrzucenie Nicholasa nadal bolało? Czy to kwestia tego, że między moją a jego historią jest różnica w świeżości? Nie wiedziałam, ale pragnęłam być równie silną jak on.

- Nie martw się. - Spojrzał mi głęboko w oczy. - Poradzisz sobie z tym. Pomogę ci. Nie pozwolę, żebyś została sama. Cieszę się, że cię znalazłem, naprawdę.

- Ja też jestem szczęśliwa z tego powodu - odpowiedziałam z rozbrajającą szczerością. - Jesteś cudownym ratownikiem.

Uśmiechnął się słodko, rumieniąc się przy tym.

- Nie mów tak, bo zobacz, co zrobiłaś. Zaczerwieniłem się przez ciebie.

- Kiedy taka jest prawda - odpowiedziałam.

* * *

Co dalej było z Emily i Willem? Tego los jeszcze nie napisał. Możecie wysuwać różne teorie. Możecie sami dopisać ciąg dalszy. Droga wolna. Ja osobiście wierzę, że odnaleźli swoje szczęście w życiu. Wierzę w to z całego serca.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania