Wioskowy głupek

Rozdział I:

 

Adrian przyszedł na świat w wielkim mieście, w dzielnicy pełnej kontrastów. Z jednej strony bogate kamienice i nowoczesne wieżowce, z drugiej – zapomniane przez czas zaułki i podwórka, gdzie codzienne życie toczyło się w rytmie szarości. Rodzina Adriana mieszkała w starej kamienicy, której mury pamiętały jeszcze czasy sprzed wojny. Wnętrze mieszkania, choć skromne, było pełne ciepła, które Maria, matka Adriana, starała się roztaczać nad swoim synem.

 

Od najmłodszych lat Adrian wyróżniał się na tle rówieśników. Jego skóra była niemal biała, a włosy miały kolor platyny, co sprawiało, że przypominał bardziej postać z baśni niż zwykłego chłopca z sąsiedztwa. Dzieci z podwórka, zamiast przyjąć go do swojej grupy, zaczęły go unikać, a z czasem wyśmiewać.

 

Pewnego dnia, kiedy Adrian miał zaledwie pięć lat, próbował po raz pierwszy dołączyć do zabawy na podwórku. Podbiegł z uśmiechem na twarzy do grupy chłopców grających w piłkę. Bartek, lider tej grupy, spojrzał na niego z góry.

 

– Czego chcesz? – zapytał z wyraźnym zniecierpliwieniem.

 

– Mogę zagrać z wami? – zapytał Adrian nieśmiało, trzymając ręce za plecami.

 

Bartek spojrzał na niego, potem na swoich kolegów i wybuchnął śmiechem.

 

– Ty? Z nami? Patrzcie na niego! Wyglądasz jak duch! – zaśmiał się, popychając Adriana na bok.

 

Adrian, zszokowany i zawstydzony, pobiegł do domu, gdzie zastała go Maria. Z trudem powstrzymywał łzy, opowiadając matce, co się stało.

 

– Kochanie, nie martw się. Jesteś wyjątkowy. Ludzie często boją się tego, czego nie rozumieją – powiedziała, przytulając go mocno.

 

Ale dla Adriana każde kolejne wyjście na podwórko stawało się coraz trudniejsze. Z każdym dniem rosło w nim poczucie odrzucenia i samotności.

 

Rozdział II:

 

Z każdym rokiem szkolnym Adrian mierzył się z coraz bardziej dotkliwymi prześladowaniami. W pierwszej klasie Bartek i jego koledzy ograniczali się do wyzwisk. „Upiór”, „duch”, „dziwak” – te słowa słyszał codziennie. Ale z czasem słowa przerodziły się w czyny. Popychanie, ukradkowe kopnięcia w łydkę podczas przerwy, zabieranie i niszczenie jego rzeczy stały się normą.

 

Pewnego dnia, podczas przerwy, Adrian siedział na ławce z książką. Była to jego ulubiona lektura, świat, do którego uciekał, gdy rzeczywistość stawała się nie do zniesienia. Nagle poczuł, jak książka zostaje wyrwana z jego rąk. To był Bartek, który z triumfalnym uśmiechem rzucił książkę na ziemię.

 

– Co czytasz, dziwaku? – zapytał, kopiąc książkę poza zasięg Adriana. – Myślisz, że jesteś lepszy, bo czytasz te swoje głupie książki?

 

Adrian milczał, bo wiedział, że każda odpowiedź tylko pogorszy sytuację. Skulił się, próbując zniknąć, ale śmiechy i komentarze wbijane były jak szpilki w jego serce.

 

Wieczorem, kiedy wrócił do domu, Maria zauważyła, że jej syn jest wyjątkowo milczący. Podeszła do niego i delikatnie dotknęła jego ramienia.

 

– Co się stało, Adrianie? – zapytała z troską.

 

– Nic, mamo. Po prostu... nic – odpowiedział, wbijając wzrok w podłogę.

 

Maria wiedziała, że jej syn cierpi, ale nie wiedziała, jak mu pomóc. Rozmowy z nauczycielami niewiele dawały. „Dzieci bywają okrutne” – mówili, zbywając jej obawy. Ale dla Adriana każdy dzień w szkole był jak kolejna bitwa, którą musiał stoczyć samotnie.

 

Rozdział III:

 

Lata mijały, a Adrian coraz bardziej zamykał się w sobie. Jego jedynym schronieniem była nauka. Matematyka i logika były dla niego oazą, w której czuł się bezpiecznie. Każdy problem matematyczny był dla niego jak zagadka, którą mógł rozwiązać bez obaw o ocenę innych.

 

Dzięki swojej determinacji i wrodzonemu talentowi, Adrian dostał się na prestiżowy uniwersytet. Był to dla niego moment przełomowy. Po raz pierwszy od wielu lat poczuł, że ma szansę na nowy początek, z dala od prześladowców i bolesnych wspomnień.

 

Na uczelni szybko zyskał uznanie profesorów. Jego prace nad sztuczną inteligencją budziły zachwyt i podziw. Ale choć na polu naukowym odnosił sukcesy, w głębi serca wciąż czuł się samotny. Studenci, choć bardziej subtelni w swoich osądach, nadal traktowali go jak kogoś innego.

 

– Widziałeś Adriana? – szeptali między sobą. – Niesamowity umysł, ale jakiś dziwny. Nigdy nie wychodzi z nami, zawsze sam.

 

Adrian próbował ignorować te komentarze, ale każdego wieczoru, gdy wracał do swojego pokoju, czuł ciężar samotności. Próbował zająć się pracą, zanurzyć się w badaniach, ale pustka w jego sercu wciąż była obecna.

 

---

 

Rozdział IV:

 

Po ukończeniu studiów Adrian otrzymał ofertę pracy w jednym z najbardziej prestiżowych instytutów badawczych w kraju. Było to spełnienie jego marzeń – miejsce, gdzie mógł w pełni poświęcić się swoim pasjom i rozwijać projekty, które mogły zmienić świat. Jego prace nad sztuczną inteligencją szybko zyskały międzynarodowe uznanie. W ciągu kilku lat zdobył nagrody, uczestniczył w konferencjach i publikował w najważniejszych czasopismach naukowych.

 

Jednak nawet największe sukcesy nie przynosiły mu prawdziwej radości. Każdy dzień spędzony w laboratorium był ucieczką przed rzeczywistością, która wciąż dawała o sobie znać. W głowie Adriana ciągle rozbrzmiewały głosy z przeszłości, przypominające mu o wszystkich upokorzeniach, jakich doświadczył.

 

Pewnego wieczoru, podczas jednej z prestiżowych konferencji, Adrian otrzymał owacje na stojąco po prezentacji swojego najnowszego projektu. Jednak zamiast cieszyć się uznaniem, czuł tylko pustkę. Wrócił do hotelowego pokoju i usiadł na łóżku, spoglądając na swoje odbicie w lustrze.

 

– Czy to wszystko ma jakiekolwiek znaczenie? – szepnął do siebie.

 

Jego sukcesy zawodowe były jedyną rzeczą, która trzymała go przy życiu, ale nawet one nie mogły wypełnić pustki, którą czuł w sercu. Był uznawany za jednego z najzdolniejszych naukowców swojego pokolenia, ale wciąż czuł się jak ten chłopiec, którego nikt nie chciał zaakceptować.

 

Rozdział V:

 

Po latach nieobecności Adrian postanowił odwiedzić swoją starą dzielnicę. Miał nadzieję, że konfrontacja z przeszłością pozwoli mu zamknąć ten bolesny rozdział. Jednak już po kilku minutach od przyjazdu poczuł, że powrót nie był dobrym pomysłem. Kamienice wyglądały tak samo, jak je zapamiętał – stare, obdrapane, jakby czas zatrzymał się w miejscu.

 

Gdy przeszedł obok swojej dawnej szkoły, zobaczył grupę dzieci bawiących się na podwórku. Ich śmiechy przypomniały mu o wszystkich przykrościach, jakie tam przeżył. Przeszedł dalej, kierując się do swojego dawnego mieszkania. Na klatce schodowej spotkał starszą kobietę, która kiedyś była jego sąsiadką.

 

– Adrian? To ty? – zapytała, patrząc na niego z niedowierzaniem.

 

– Tak, pani Jadwigo – odpowiedział, próbując wymusić uśmiech.

 

– Słyszałam o tobie. Tyle osiągnąłeś. Ale wiesz, ludzie tu nadal pamiętają, jak to z tobą było... – powiedziała, a w jej głosie była nutka drwiny.

 

Adrian poczuł, jak jego serce zamiera. Wiedział, że dla wielu z tych ludzi zawsze pozostanie tym dziwakiem z podwórka. Niezależnie od tego, co osiągnął, dla nich zawsze będzie „innym”.

 

Wrócił do swojego nowego mieszkania w centrum miasta, czując się bardziej samotny niż kiedykolwiek wcześniej. W głowie kłębiły się wspomnienia i słowa, które usłyszał od pani Jadwigi. „Ludzie tu nadal pamiętają...” – te słowa rozbrzmiewały echem w jego umyśle.

 

Rozdział VI:

 

Adrian próbował odnaleźć ukojenie w pracy, ale nawet najbardziej skomplikowane projekty nie były w stanie oderwać go od myśli o przeszłości. Jego jedyną przyjaciółką była Marta, koleżanka z pracy, która jako jedyna próbowała go zrozumieć.

 

– Adrian, musisz porozmawiać z kimś o tym, co cię dręczy – mówiła, patrząc na niego z troską. – Nie możesz dusić tego wszystkiego w sobie.

 

– Ale kto by mnie zrozumiał, Marta? – odpowiedział, z trudem powstrzymując łzy. – Nikt nigdy nie próbował. Dla nich zawsze byłem tylko dziwakiem.

 

Marta próbowała go pocieszyć, ale czuła, że jej słowa niewiele zmieniają. Wiedziała, że Adrian zmaga się z demonami, które są silniejsze, niż kiedykolwiek mogła sobie wyobrazić.

 

Rozdział VII:

 

Pewnego dnia Adrian nie pojawił się w pracy. Marta zaniepokojona jego nieobecnością postanowiła odwiedzić go w domu. Zastała go siedzącego na podłodze, otoczonego stosami notatek i książek. Jego twarz była wyblakła, a oczy puste.

 

– Adrian, co się dzieje? – zapytała zaniepokojona.

 

– Marta, ja już nie mogę... – szepnął, patrząc na nią z rozpaczą. – Całe życie walczyłem, ale nigdy nie wygrałem. Nieważne, ile osiągnąłem, oni zawsze będą mną gardzić.

 

Marta usiadła obok niego i chwyciła go za rękę.

 

– Nie możesz się poddać. Jesteś silniejszy, niż myślisz – próbowała go przekonać.

 

Ale Adrian czuł, że jego siły są na wyczerpaniu. Wszystkie rany, które nosił w sobie przez lata, były zbyt głębokie, by mogły się kiedykolwiek zagoić.

 

Kilka dni później Marta dowiedziała się, że Adrian zniknął. Pozostała po nim tylko wiadomość, w której przepraszał za to, że nie był w stanie znaleźć swojego miejsca w świecie. Jego zniknięcie wstrząsnęło wszystkimi, którzy go znali. Ale dla dawnej dzielnicy, dla ludzi, którzy nigdy nie potrafili go zaakceptować, był tylko kolejną zapomnianą historią.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Grafomanka ponad tydzień temu
    Trochę za dużo powtórzeń o tej samotności, niezrozumieniu. Przewija się co kilka zdań. Myślę, że bez tego wydźwięk byłby mocniejszy, silniejszy, bardziej oddziałujący na czytelnika.

    Ale ogólnie dobrze napisana historia dzieciaka, którym tak naprawdę mógł być każdy z nas... Trudne dzieciństwo, które kładzie się cieniem na całe życie. 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania