Witamy w Krainie Czarów!
-Panie Kapeluszniku, ja mówię całkowicie poważnie - dziewczynka tupnęła nogą. Było naprawdę gorąco, a ona nosiła długą błękitną sukienkę z fartuszkiem. Na jasne włosy założyła czarną opaskę. Była naprawdę urocza, gdy się tak złościła.
-Tak, tak, dziecko - odparł niczym szaleniec śmiejąc się praktycznie z niczego. Można się spierać na temat jego charakteru, ale nikt nigdy nie zwątpił, że Kapelusznikowi brakuje piątek klepki - Nie złość się dziecko i wypij herbatkę! - zawołał radośnie tańcząc, przy czym wylał z filiżanki cały napój. Wręczył pusty kubeczek Alicji niczym różę i wrócił do tańca. Wskoczył na stół, gdzie nieudolnie starał się zrobić fikołka wywalając z niego wszystkie szklanki, talerze i wszelkiego rodzaju jedzenie.
-Niech pan nie marnuje pożywienia! - zawołała dziewczynka kompletnie niesłuchana przez wszystkich tu zebranych.
-Jedzenie? - Kapelusznik spojrzał tępo na drobny talerzyk - Ach, już rozumiem! Jedzenie! - chwycił w rękę kawałek ciasta, który do tej pory leżał spokojnie na talerzu i z całej siły rzucił nim w dziewczynkę. W odpowiedniej chwili zrobiła unik. Niska postać Kapelusznika turlała się po ziemi zaśmiewając się na śmierć.
-Nie przejmuj się, Alicjo - do dziewczynki podszedł wysoki osobnik o długich, ciemnych włosach i kocich uszkach. Ubrany był w elegancki garnitur, a spod czarnych dżinsów wychodził piękny ogon - On jest niespełna rozumu. No wiesz, tak jak my wszyscy - westchnął wzruszając ramionami. Dziewczynka obejrzała się, a wtedy postać kapelusznika jakby zamieniła się w trzydziestoletniego dorosłego mężczyznę, którego z wcześniej poznanym Kapelusznikiem łączyło tylko to, że oboje nosili cylinder ozdobiony granatową wstążką. Ów facet zdjął kapelusz i zaczął czegoś w nim szukać. Po kolei wyjmował z niego rozmaite rzeczy. Od papierków po cukierkach, przez książki aż po lampki nocne.
-Znalazłem! Tutaj są! - krzyknął zwycięsko. Włożył cylinder na głowę i z drobnego pudełeczka wyciągnął całą garść papierosów. Włożył je wszystkie do ust jednocześnie. Zaciągnął się nawet nie używając ognia.
-Kim jesteś? - odparła tępo Alicja, chociaż dobrze znała odpowiedź.
-Idiotka - westchnął i przekręcił oczami - Jestem Szalonym Kapelusznikiem. Jest kapelusz, nie widać?
-Nie bądź dla niej zbyt surowy. Jest tutaj nowa - odparł mężczyzna z kocimi uszami - Ja jestem Kot z Cheshire. Ile masz lat, Alicjo?
-Trzynaście - odparła z dumą na co rozmówcy wybuchnęli śmiechem. Nie przypominało to śmiechu, szybciej rechotanie żaby. Kapelusznik miał ochrypły głos, za to z ust Kota wydobywały się melodyjne i miłe dla ucha dźwięki. Tworzyło to wspaniały kontrast i gdyby nie to, że powodem ich nagłego wybuchu emocji było właśnie to, co przed chwilą powiedziała, byłaby zdolna podziwiać ten koncert.
-To bardzo zabawny wiek, Alicjo - facet z czarnym cylindrem zwichrzył jej włosy - Uważasz się już za taką dużą i poważną a mimo wszystko się tu znalazłaś - zdobył się na najszczerszy uśmiech, jaki można było zobaczyć na jego twarzy. Widać było, że już to sprawia mu trudność, a pomyśleć, że jeszcze chwilę temu śmiał się jak szalony.
-Wiecie może, gdzie się podział Biały Królik? - spytała nieśmiało dziewczynka starannie dobierając słowa.
-A tak w ogóle to czemu go gonisz? - Kot postanowił nie dać jej zbyt prostej odpowiedzi, bo jeszcze jej za łatwo będzie w życiu czy coś. To zadziwiające, że wystarczyło to jedno pytanie, by zupełnie zbić ją z tropu. Jedno zdanie i całkowicie przestała widzieć sens w tym co robi.
-To nie ma teraz znaczenia - odparła pośpiesznie, by nie ukazywać swojego zmieszania - Po prostu go gonię i tyle. Wiecie, gdzie mogę go znaleźć? - westchnęła. Nawet nie oczekiwała odpowiedzi.
-Może poszedł w prawo. A może w lewo. A może pobiegł prosto? Może się zawrócił? Może jakiś wielki stwór pożarł go po drodze? - Kapelusznik wzruszył ramionami - Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, Alicjo.
-Ja jednak myślę, że poszedł w prawo - zza pleców dziewczynki odezwała się gigantyczna róża. Nie miała oczu ani nosa, nie miała twarzy czy ciała. Jedynie na jednym z płatków widniały usta, chociaż wszystkim mieszkańcom Krainy Czarów żyłoby się lepiej, gdyby ich nie posiadała. Ale i jej usta były przepiękne i zmysłowe, w końcu to róża.
-To nie jest prawdą, Różyczko. Jestem pewna, że poszedł w lewo - zaprotestował tulipan.
-Nie ma takiej możliwości! Musiał pójść prosto, przecież żadna polna mysz go nie widziała po drodze, a w prawo i w lewo są jedynie lasy! - przekrzyczała wszystkich stokrotka. Mała myszka pod jej listkiem pisnęła, jakby na potwierdzenie jej słów.
-Wszystkie kłamiecie. Jak wszystkim wiadomo, narcyzy to najpiękniejsze kwiaty. Królik na pewno został skrócony o głowę! - odparł narcyz, na co pozostałe kwiaty westchnęły urażone.
-Wypraszam sobie! - krzyczała jedna po drugiej - Przecież to ja jestem najśliczniejszym kwiatem! - wrzeszczały w tym samym czasie i chociaż mówiły niemalże to samo nie sposób było je zrozumieć. Kapelusznik chwycił dziewczynkę za rękę i pociągnął w swoją stronę. Jego ręka była silna, więc tak czy owak nie mogła wyrwać się z uścisku mężczyzny. Za to jej dłoń była delikatna i bardzo łatwo można było ją skrzywdzić, jak na dziecko przystało.
-Wsiadaj - Kot z Cheshire przedstawił Alicji tą jakże wspaniałą i okazałą nicość. Rozejrzała się, ale nigdzie nie zauważyła nic, na co mogłaby wsiąść. Stali na małej polance, wokół której rozpościerały się gęste i mroczne lasy. Spostrzegawczy zauważyłby drobne oczka ptaków siedzących na drzewach spoglądających na całe to widowisko. Z punktu widzenia osoby stojącej z boku, faktycznie mogło wyglądać to zabawnie, ale dla Alicji nie było w tym nic śmiesznego. Tym bardziej, że wszyscy mówili to na poważnie. O ile tak można to nazwać, każdy wyrażał się żartem i zupełnie bez sensu, jednak taki właśnie był ich świat - to było ich normą.
-Tutaj nic nie ma - odezwała się nieśmiało dziewczyna starając się nie urazić szanownego pana kota. Poczuła ból rozbijającej się na jej plecach szklanki. Syknęła i odwróciła się w stronę Kapelusznika, który ponownie zmienił swoją postać. Znowu był tym niskim, dziwnym, szalonym i nieprzewidywalnym osobnikiem w czarnym cylindrze. Zaśmiał się szaleńczo i pobiegł schować się w krzaki. Kot odetchnął z ulgą.
-Wreszcie sobie poszedł - uśmiechnął się - Miałem wrażenie, że zaraz zgasi na mnie papierosa - prychnął i usiadł w powietrzu. Autentycznie. Kot poklepał miejsce tuż obok siebie, a przynajmniej tak mogłoby się zdawać. Wydało to takie same klap klap jakby faktycznie w coś uderzył, ale wciąż nic tam nie było. Nicość. Wyraźnie się zdenerwował.
-Siadaj wreszcie, do cholery - warknął.
Alicja posłusznie siadła i poprawiła swoją niebieską sukienkę. Wygładziła fartuszek i przechyliła odrobinę opaskę. Rączki ułożyła na kolanach i już była gotowa do drogi. Mężczyzna (a może i zwierzak?) patrzył na to z oburzeniem, w jego kocich oczach widać było złowrogą iskrę zupełnie bez powodu. Westchnął i przekręcił głową. Wokół niego powstał szary dym, który zakrył całą jego postać na kilka sekund. Gdy opadł, zamiast dorosłej osoby pojawił się gruby, pasiasty kot z podstępnym uśmiechem. Ruszyli przed siebie tak, jakby siedzieli powozie.
-Nie zadawaj niepotrzebnych pytań - mruknął i wtulił się w ramię dziewczynki - Raz mogę być człowiekiem, raz kotem a potem mogę całkowicie zniknąć - oznajmił, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Wreszcie jego postać jakby powoli zanikała a widoczne stały się tylko ogromne, żółte oczy i okropny, przerażający uśmiech.
-Przecież to nie ma sensu - szepnęła Alicja rozpatrując w głowie wszelkie możliwości. Nie było żadnych. To fizycznie nierealne.
-Podoba mi się kierunek, w jakim zmierza ta rozmowa - przytaknął Kot. Po tych słowach nastała zupełna cisza. Po drodze mijali drzewa, które gawędziły sobie radośnie oraz parę stojących pod nią lisów, które walczyły ze sobą. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby ich broniami nie były śledzie. Zwierzęta jednak zacięcie walczyły i nie dawały przeciwnikowi szansy na zwycięstwo. Ale najbardziej przestraszyły Alicję małe laleczki stojące pod dębami. Wpatrywały się w niewidzialny pojazd dużymi oczami z guzików. Na głowach miały małe czapeczki z okrągłymi pomponami. Przerażający był fakt, że cała zgraja takich oto lalek goniła właśnie dziewczynkę i Kota.
-No, ładnie - mruknął towarzysz Alicji przekręcając oczami. Zabawki okazywały się szybsze. Krzyczały po drodze i piszczały. Wdrapywały się na przezroczyste koła, niektóre szarpały sukienkę dziewczyny.
-Kocie! - wrzeszczała - Pomóż mi! Kocie z Cheshire!
On siedział spokojnie i wpatrywał się w rozgrywającą się na jego oczach akcję bez zbędnych emocji, jednak na jego twarzy wciąż widniał szeroki uśmiech. Wyrwanie się z drobnych, ale silnych rączek lalek było trudne. Za każdym razem, gdy Alicja odepchnęła jednego z nich rozbijały się one na drobne kawałeczki, jakby były ze szkła. W pewnym momencie wszystkie zabawki, które do tej pory goniły powóz upadły na ziemię.
-Porcelanowe Lalki, te to zawsze miały tupet - burknął Kot z pogardą.
-Czemu nas atakowały? - spytała zaciekawiona dziewczynka. Mimo męczącej walki z piszczącymi zabawkami, którymi zawsze bawiła się w dzieciństwie oczy wciąż świeciły jej się z zafascynowania. Położyła główkę na rozwartych dłoniach, a łokcie oparła o kolana. Wpatrzona w zwierzaka z maślanymi oczami czekała na odpowiedź.
-Ot tak, bez powodu - wzruszył ramionami. No właśnie, ramionami. Kot ponownie zmienił się w człowieka. Znowu miał miękkie uszka i łagodny uśmiech, zamiast szerokiego i przerażającego. Nagle powóz zatrzymał się gwałtownie. Kot z Cheshire ruchem ręki wskazał stojącego tuż przed nimi nastolatka średniego wzrostu. Bardziej spostrzegawczy dostrzegłby, że pod kasztanowymi włosami, które były w nieładzie widniały malutkie, urocze uszka. Ubrany był w pomarańczowe dżinsy i brązową koszulkę. Przez ramię przewiesił skórzaną torbę. Czekał zniecierpliwiony wystukując nogą jakiś rytm. Ten oto młody osobnik przywitał się z Alicją i westchnął głośno.
-Jaki jest twój cel, Alicjo? - spytał znudzony nie przestając wystukiwać rytmu.
-O co chodzi? Ja nie mam celu - wzruszyła ramionami dziewczynka. Nastolatek i Kot rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia, po czym kiwnęli zgodnie głowami i odezwali się do dziewczynki.
-Jesteś do niczego - opuścił głowę i przekręcił oczami. Ona spojrzała na niego wrogo, ale mając trzynaście lat i ubierając biały fartuszek oraz sukienkę wyglądanie groźne wcale nie jest takie proste. W gruncie rzeczy, nastolatek i tak nic sobie z tego nie robił.
-A Suseł zawsze ma rację - wtrącił Kot z entuzjazmem. Chłopak spojrzał na niego morderczym wzrokiem i zwrócił się do Alicji. Zacisnął pięść na jakimś przedmiocie w skórzanej torbie.
-Żegnaj, Alicjo - uśmiechnął się łagodnie i wbił srebrny sztylet prosto w jej serce. Dziewczynka kaszlnęła i opadła z hukiem na ziemię. Kot klasnął w ręce, za to Suseł spojrzał na martwe ciało z obrzydzeniem.
-Wezwij Królika, potrzebna nam nowa Alicja - machnął ręką i poszedł przed siebie kompletnie bez powodu.
Komentarze (3)
"odparł niczym szaleniec śmiejąc się praktycznie z niczego" - troszkę bym zmieniła szyk tego zdania, bo "odparł niczym szaleniec" to brzmi, jakby szaleńcy mówili w jakiś konkretny sposób, który niestety nijak objaśniony nie jest, domyślam się, że chodziło Ci o to, że o tym jego szaleństwie świadczy ten "śmiech z niczego", a zatem, aby to właśnie podkreślić i żeby taki przekaz wynikał z tego zdania, napisałabym to tak: "odparł, śmiejąc się praktycznie z niczego niczym szaleniec" - mam nadzieję, że dostrzegasz tą różnicę
"Kapelusznikowi brakuje piątek klepki - Nie złość się dziecko i wypij herbatkę! - zawołał radośnie tańcząc" - "piątej" nie "piątek", po "klepki" powinna też być kropka - tutaj muszę odnieść się do nieprawidłowości w zapisie dialogów, ale może nie będę się na ten temat rozpisywać, możesz zerknąć do odnośnika "Jak pisać dialogi?", który jest na samym dole głównej strony opowi - tam jest to krótko objaśnione
"fikołka(,) wywalając z niego wszystkie szklanki" - zamieniłabym to "wywalając" np. na "zrzucając" lub "strącając" - wywalić można coś z czegoś, a szklanki zostały zrzucone ze stołu, a nie wyrzucone np. przez okno - tu mamy jednak różnicę w znaczeniach
"zaśmiewając się na śmierć" - nie wiem, czy to "na śmierć" nie jest tu nazbyt mocnym określeniem, ale to tylko takie moje odczucie :)
"to, że oboje nosili cylinder" - nie "oboje", tylko "obaj", ponieważ mowa tu o dwóch osobnikach płci męskiej
"Zaciągnął się(,) nawet nie używając ognia"
"odparła z dumą(,) na co rozmówcy wybuchnęli śmiechem. Nie przypominało to śmiechu, szybciej rechotanie żaby" - trochę za dużo "śmiechu" w bliskim sąsiedztwie, no i "szybciej" nie brzmi dobrze w tym kontekście, raczej sugerowałabym zmenić to na "bardziej"
"Ale i jej usta" - pozbyłabym się stąd "i", nie jest konieczne
"mówiły niemalże to samo(,) nie sposób"
"chwycił dziewczynkę za rękę i pociągnął w swoją stronę. Jego ręka była silna" - za dużo "ręki", trzeba by poszukać synonimów lub jakoś inaczej to ująć
"Za to jej dłoń była delikatna i bardzo łatwo można było ją skrzywdzić, jak na dziecko przystało" - tak sobie myślę, że to zdanie w całości właściwie nie jest potrzebne - niczego nowego nam nie mówi, czytelnik sam się raczej domyśla, że o ile Alicja jest w miarę zwyczajnym dzieckiem, to raczej nie jest siłaczką i nie jest w stanie przeciwstawić się pod wzhlędem siły dorosłemu mężczyźnie
"ptaków siedzących na drzewach spoglądających" - po "drzewach" dałabym "i"
"Poczuła ból rozbijającej się na jej plecach szklanki" - to zdanie trochę do przeróbki, bo wynika z tego, że bolała ją szklanka, a nie ewentualne rany pozostawione przez szkło; raczej bym to rozbudowała, żeby nadać odpowiedni sens, np. "poczuła ból, gdy o jej plecy rozbiła się szklanka"
"Wydało to takie same klap(,) klap jakby faktycznie" - "takie samo", a "klap, klap" dałabym w cudzysłów
"To fizycznie nierealne" - jakoś nie pasuje mi złożenie "fizycznie nierealne", właściwie wystarczyłoby, wg mnie, samo "nierealne"
"drzewa, które gawędziły sobie radośnie oraz parę stojących pod nią lisów" - "pod nimi" a nie "pod nią" - bo chodzi o drzewa
"Za każdym razem, gdy Alicja odepchnęła jednego z nich(,) rozbijały się one na drobne kawałeczki" - "jedną" a nie "jednego" - bo chodzi o lalki czyli rodzaj żeński
"wszystkie zabawki, które do tej pory goniły powóz(,) upadły" - wtrącenia, czyli dodatkowe informacje wplatane w ciąg zdania, należy oddzielać z dwóch stron przecinkami
"z piszczącymi zabawkami, którymi zawsze bawiła się w dzieciństwie(,) oczy wciąż" - tutaj znów wtrącenie
"opadła z hukiem na ziemię" - ja wiem, że cały świat utrzymany w lekkiej abstrakcji i nie wszystko musi być całkiem logiczne i rzeczywiste, ale też bez przesady - mała dziewczynka nie upada "z hukiem" - z hukiem mogą się walić budynki np., tutaj dałabym coś łagodniejszego, np. "upadła z łoskotem na ziemię"
To być może nie wszystko, ale generalnie chciałam zwrócić uwagę na takie najważniejsze sprawy, które powinnaś dopracować, żeby tekst był po prostu lepszy i przyjemniejszy w odbiorze. Myślę, że niektóre z tych niedociągnięć dostrzegłabyś sama, gdybyś przysiadła nad tekstem i przeczytała go jeszcze parę razy. Na forum są różnorodne wątki dotyczące interpunkcji i innych aspektów pisania, w wolnej chwili możesz je przejrzeć, na pewno są tego warte i mogą pomóc w przyswojeniu niektórych zasad. Ja ze swojej strony również nie wypisuję błędów ze złośliwości, a jedynie po to, aby pomóc Ci ulepszyć swój warsztat. :)
Sama historia, bardzo w stylu oryginalnej "Alicji" - ogółem przypadła mi do gustu. Dobrze, że pokazałaś jakieś własne spojrzenie, pobawiłaś się trochę formą i bohaterami, zrobiłaś nieco zdrowego chaosu i abstrakcji - co mnie akurat bardzo odpowiada. Staraj się jak najwięcej pisać i czytać, zwracając jednocześnie uwagę na pewne drobiazgi i niuanse, które mogą wpływać na sam odbiór tekstu. Trening czyni mistrza. :) Dziś, ze względu na błędy, nie zostawię oceny, ale życzę powodzenia w dalszym tworzeniu i pozdrawiam. ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania