Wojtkowi
Kiedy byłem jedynym człowiekiem na świecie,
Zadziwione mym bytem były wszystkie bloki;
Nie myślałem o nikim, nikim byłem przecie,
A ludzie kamieniami. Poranione kroki
Wiodły gdzieś na bezludzia, opuszczone domy
Były mi sypialniami, a bezdomne koty,
Które kładły się obok, gdym sypiał bez słomy,
Mistrze życia bez jutra, przykładami cnoty.
Czasem Bóg mnie odwiedzał, a czasem do tańca
Diabły wiodły pokraczne, jakby kpa świętego!
Ratowała mnie szkoła oddechów różańca...
Nieużyty ku dobru, nie znałem też złego.
Jak to skończyć się mogło? – już było po kresie,
Który nowym początkiem nie zawsze wszak bywa;
Jednak cuda istnieją, jak gminna wieść niesie –
Ślepą drogę odwróci przyjaźni prawdziwa!
Więc jak psa skrzywdzonego swoić jął On, bożyc,
Co był gwiezdnym bywalcem, i przybył gdzieś z nieba;
On umiał mnie na powrót na wzór ludzki złożyć,
Nie chcąc za to niczego, dał mi co potrzeba...
Hołd mu składam w te rymy i nazywam bratem,
Wojownikiem, postacią wygnaną wprost z bajów.
Tak, na pewno był królem, którymś władał światem...
Szczęście dla mnie Wojciechu, żeś zszedł do tych krajów!
Komentarze (22)
Pozdrawiam ?
Wojtek → ?
Pozdrawiam ?
Pozdrawiam ?
Pozdrawiam !!
bratem, mimo, że nie
bracia, łatwiej wszystkiemu
trudu czoła stawią.
Zaiste.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania