Women of the Sonja Rykiel. Jesień z Jasnorzewską

"Jesienna ziemia pachnie dziś jak saszet -

fiołkami - słodko jak marzenie.

To korzeń fiołkowy. Może to sny nasze

pogrzebane - wzruszyły korzenie?" (Maria Pawlikowska-Jasnorzewska: Pachnąca ziemia)

 

Jesień z mrocznej próchnicy

wychylona rzuca liści

cesarskim dukatem

 

I bryzgiem plam

przesłonecznionych. A nocą

wstęgami ulicznych lamp

 

które syczą sodową

poświatą jak obierane

z łupin pomarańcze

 

Bo kobietą jest jesień

lady płowowłosa

pachnąca gulistanem - pospolitym

 

orientem. Czarnego pieprzu

łaskoczącym pyłem i kredką

słodko woskową o posmaku mięty

 

Najmocniej wszak pachnie wonią

fiołków parmeńskich. Lśniąco wyzłoconą

strofą Pani Lilki Kossak z metalic akcentem

 

Październik 2011

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Bo kobietą jest jesień - świetne! 5
  • befana_di_campi 15.10.2020
    Pory roku w języku niemieckim są rodzaju męskiego; w mowie naszej - to trzy panie z wyjątkiem obojnaka lata :-) Przed laty [16.10.2013] na portalu "poezja-polska.pp" zamieściłam analizę przepięknego wiersza, którą poniżej cytuję:

    "Dodane dnia 16.10.2013 19:17
    Wiosna przyszła zbyt późno, zapachniało jesienią w połowie sierpnia. Wiadomo: upały i susza. Brak wilgoci rekompensowała rosa; czasem mgła oraz parujące nad ranem liście.

    Nieraz zastanawiałam się nad zjawiskiem zjawiskowości określonych pór roku? Która z nich bardziej kolorowa, pachnąca, władająca uczuciami? Która bardziej spersonifikowana? Wiosna czy jesień?

    Mój np. ulubiony Julian Tuwim podobnych wątpliwości nie miał [par: Siódma jesień, 1921 czy poemat zatytułowany Strofy o późnym lecie] bo i rzeczywiście sama jesień dzięki swym wybarwieniom staje się nierzadko kiczowata, w związku z czym jakoś mimo woli nasuwa się kolejny dylemat: która z owych pór bardziej poetycka? Jesień czy wiosna?

    Poeci nie byliby poetami, gdyby o tej jesieni nie tworzyli przez cały Boży rok. Z kolei żeby znów napisać naprawdę dobry tekst z gatunku liryki opisowej, to wymaga już od autora nie lada kunsztu. Tu bowiem nie tylko liczy się forma, słownictwo, przenośnie, klimat. Tu zwłaszcza - względnie przede wszystkim - liczy się koncept.

    Nie dalej niż wczoraj, surfując po portalu poezja-polska.pl przeczytałam rewelacyjny, wprawiający (mnie) w osłupienie, wiersz. Dosłownie i w przenośni; z wielkiego zresztą zachwytu.

    Oto Gloinnen w strofach Jesień. "Fallen angel" tak przedstawia swój podmiot liryczny:

    Wczoraj widziałeś ją pod latarnią - jesień, lolitkę
    z lizakiem w buzi; sok renklodowy barwił policzek.

    Zalotny wzorek przetrwał na szyi jeszcze po lecie,
    imiona, smoki, skaryfikacje henną muśnięte.

    Krąży po parku; wpięła miedziane spinki w warkocze,
    szuka fetyszy - stringów, korali, butów, podwiązek.

    Czeka, aż zaczniesz kąsać krągłości; wabi mgnieniami.
    Trociczki dymią wśród nagich koron, a oddech pali.

    Wkłada pończochy z zetlałej przędzy - jesień, domina;
    i pejczem wiatru drzewom na mokro gałęzie ścina.

    Chłostane klony spłynęły ambrą, miodem i mlekiem.
    Ona z nich spija październikowe gęste nasienie.

    Wsuwa pod suknię lśniące kasztany - jak kulki gejszy;
    droczy się z niebem, ciągle niesyta świstów i dreszczy.

    Przed orgią w sadzie, prosi o klapsy - słodkie, rumiane.
    Zmienia kostiumy; nylon o świcie, po zmierzchu - lateks.

    Wzbiera, dojrzewa, traci przytomność, kipi żywicznie,
    pragnąc tysięcy kolejnych spełnień, nim jej czas minie.

    Wkrótce zaiskrzą mroźne poranki gniewem siarczystym.
    Będzie musiała każde szaleństwo odcierpieć w ciszy.

    Wiersz powstał z inspiracji utworem IRGI:
    http://www.poezja-polska.pl/fusion/readarticle.php?article_id=35034

    Różne, obok tych konwencjonalno- metaforycznych płycizn bywały jeszcze jesienie: jesień niby Żyd domokrążca (Włodzimierz Słobodnik); jesień-amazonka (Maria Pawlikowska-Jasnorzewska); kat-październik (także Jasnorzewska); jesień-żebraczka, czyli "ja, liryczne" kilkakrotnie wymienionej Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej; jesień-gospodyni (Jan Kochanowski); jesień-nietoperz (Roman Brandstaetter) itp.

    Do tej pory nie było jednak jesieni-lolitki; idźmy dalej: jesieni-galerianki. Ta natomiast: sondując z treści wiersza, jako jesień w dosłownym znaczeniu, powinna była wykiełkować w trzeciej dekadzie sierpnia, rosnąć w pierwszych dniach września, dojrzeć przed równonocą.

    Ciekawą, nawet bardzo ciekawą poetką jest Gloinnen [Emilia Mazurek], nierzadko sięgająca do tematów z pogranicza literackiego kaskaderstwa, jak chociażby w aktualnie zaprezentowanych strofach-frazach.
    Wyjątkowo zresztą aktualnych, przez co nowoczesnych, lecz nie nowatorskich. Nader śmiałych, ale nie wulgarnych; kolorowych, wręcz fosforyzujących, które wszak z tandetą nie mają nic wspólnego.

    Do niedawna myślałam zmartwiona, iż współczesna dobra, polska poezja zamiera, umiera. Gloinnen swym wierszem (zresztą niejednym) udowodniła, że tak akurat nie jest i wcale być nie musi. Jej niebanalny, połączony z kunsztem słowa, wielce wyostrzony niczym październikowy nowik, zmysł obserwacji, stanowi dowód, iż mamy do czynienia ze zjawiskiem odwrotnym."

    P.S. Za połączony z oceną komentarz - Panu Markowi Adamowi Grabowskiemu - najserdeczniej :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania