Woodstock
Odgłosy walki wybudziły mnie z płytkiego snu. Jakiś dwóch gości biło się tuż pod moim namiotem, a chwilę później na niego wpadli. Byłem zaspany i skacowany, ale postanowiłem zareagować.
- Co wy odpierdalacie? – zapytałem zachrypniętym głosem.
Przerwali bójkę i spojrzeli się na mnie ze zdziwieniem.
- O co ci chodzi? TO JEST WOODSTOCK! – powiedział jeden z nich wpatrując się we mnie tępym wzrokiem.
- No i co z tego, że to jest woodstock? Czy to upoważnia was do wpierdalania się na mój namiot kiedy śpię, bo jest woodstock? Co to za pokrętna ćpuńska logika?
- Masz jakiś problem chłopaku? TO JEST WOODSTOCK! – powiedział inny, starszy mężczyzna siedzący z ukulele przy ognisku. Wszyscy oni byli z jednego obozu.
Widziałem, że dalsza dyskusja nie ma sensu. Zbyłem to milczeniem i udałem, że idę dalej spać. Nie byłem jednak już w stanie zasnąć. Atmosfera stała się zbyt napięta. W bojowym nastroju wyczekiwałem na kolejny atak ze strony moich sąsiadów. Ciągle słyszałem jak ktoś krząta się koło mojego namiotu. Wyjrzałem i zobaczyłem, że nanieśli mi przed wejście różne śmieci. Nie było tego dużo: zalewie kilka butelek i puszek po piwie. Nie wiedziałem czy ciągnąć dalej ten konflikt, czy dać za wygraną i udawać, że nic się nie stało. Ich grupa liczyła przynajmniej piętnaście osób. Ja przyjechałem z dwoma kolegami, którzy teraz skacowani spali w swoich namiotach. Byłem jednak wkurwiony, zmęczony i zamierzałem wyjaśnić sprawę. Podszedłem do ich grupki liczącej w tej chwili z siedem osób i zapytałem…
- Który ćpun z waszej ekipy położył tam te śmieci?
Nikt się nie odezwał. Patrzyli na mnie jedynie tymi martwymi, rybimi oczami.
- To ty? – wskazałem na pierwszego lepszego chłopaka, który momentalnie spuścił wzrok.
- TO JA – w tym momencie usłyszałem potężny tubalny głos, a parę sekund później z czteroosobowego namiotu wyszedł monstrualny ćpun. Sam nie byłem mizernej postury (trenowałem także judo od czterech miesięcy), ale wiedziałem, że z tym osobnikiem nie mam szans. Byłem jednak przygotowany na takie okoliczności. W nogawce miałem schowany scyzoryk. Podbiegłem do kreatury i jednym szybkim cięciem rozpłatałem mu brzuch. Z jego wnętrza wypłynęła lawina flaków, ekskrementów i krwi.
- O stary, jesteś jednak swój chłop! Witamy w naszym obozie. – powiedział jeden gościu koło ogniska, ten z ukulele.
- Nie zależy mi na waszym uznaniu. Chce tylko żebyście uprzątnęli swój chlew koło mojego namiotu.
- Nie zrobimy tego. To robota Janusza. To on naznosił tam te śmieci. Nie będziemy sprzątać za niego, a on też nie będzie sprzątał, bo chyba nie żyje.
Byłem zrezygnowany. Nie miałem zamiaru spać w namiocie otoczonym przez śmieci. Wczołgałem się do truchła Janusza i zamierzałem zasnąć, ale nie byłem w stanie. Moi cholerni sąsiedzi przez cała noc śpiewali „Morskie opowieści”, miałem wrażenie, że te zwrotki nigdy się nie skończą. Więcej już tu nie przyjadę.
Komentarze (5)
Jakichś dwóch gości
„bójkę i spojrzało się na”
Spojrzeli na
„powiedział innych, starszy”
Inny
„przynajmniej z piętnaście”
Albo przynajmniej albo z
„- To ty? – wskazałem”
- To ty? – Wskazałem
„judo od 4”
Cyfra słownie
„obozie. – powiedział”
Bez kropki
„To ona naznosił”
On
Krótkie a masa błędów. Przejrzyj sobie dwa razy zanim wrzucisz.
W treści to rozumiem taka anegdotka bez większego realizmu – w sumie do zastanowienia, kto tu właściwie był naćpany ?
No i sprostuję Twoją kąśliwą uwagę - byłem zupełnie trzeźwy :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania