Woźna
Szła powoli, ociężale. Białe klapki stukały przy każdym spotkaniu z podłogą wyłożoną brudno białymi płytkami. Od rana nic tylko sprzątanie, zmywanie podłóg, ścieranie kurzy, odklejanie zaschniętych gum z najróżniejszych miejsc. Szur, szur po podłodze. Z chęcią rzuciłaby to wszystko. Cały dzień na nogach a nikt tego i tak nie doceni. Ręką odgarnęła słomianą grzywkę z czoła, na którym zbierały się przezroczyste krople potu. Usiadła na wytartym krześle, kiedyś musiało mieć trawiasty kolor. Spoglądała przez okno w czerwonej framudze. Nie wiedziała czemu miały służyć te wszystkie kolorowe dodatki. Kilka lat temu miało to jakiś sens, kiedy przychodziły tylko najmłodsze dzieci. One podrosły i cukierkowy świat odchodził w niepamięć. Niebieskie ściany ze słonecznymi dodatkami przestały rozświetlać pochmurne dni. Spojrzała na dłonie oparte na kolanach. Szare jak dzisiejszy świat za oknem. Szare jak całe jej życie.
Komentarze (8)
Tekst naprawdę przejmujący i smutny.... Bardzo realistyczny :)
Zapraszam do mnie :)
Dziękuję za komentarz.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania