Wprowadzenie / Rozdział 1

Ładnie urządzona komnata, zimne kolory sprawiały, że było tam jeszcze jaśniej niż mogłoby się wydawać. Przez otwarte okno wpadał ciepły wiosenny wiatr, który poruszał śnieżno białymi firanami. Łóżko było równo posłane i zajmowało większą część pomieszczenia. Tu w komnacie Daris, czarnowłosej piękności panował porządek i cisza, co jakiś czas można było usłyszeć śpiew ptaków lub szelest i chrząst zbroi gdy nadworna, królewska straż przechodziła pod oknem. Przy kominku stała czarnowłosa dziewczyna, miała idealną figurę, a zapach jej waniliowych perfum unosił się w powietrzu. Nad kominkiem stały dwa flakoniki z nieznaną cieczą. Patrzyła na nie, nie ukazując ani grama radości. Wręcz przeciwnie, była smutna, przygnębiona...

Nagle otworzyły się drzwi komnaty i do środka weszła pokojówka, miała na sobie czarną spódnice ze ślicznym lnianym wykrojem na piersi. Cały strój ozdabiały falbany i koronka, a dodatkiem był biały materiałowy fartuszek. Na głowie kobiety widniała opaska z białych róż, która pełniła zadanie ozdoby jej ciemno brązowych włosów. Miała splecione dłonie, a głowę lekko pochyloną. Po jej wyglądzie można było określić ile ma lat. Była młoda, na twarzy nie miała ani jednej zmarszczki, a jej skóra była gładka i blada.

Czarnowłosa odwróciła swoje ciemno błękitne spojrzenie w jej stronę. W jej oczach było coś takiego, że dziewczyna o bladej cerze aż drgnęła. Najwyraźniej była przestraszona i niechętnie tu przyszła, bo dobrze wiedziała jak to się skończy.

- Panno... Księżniczko Daris... - zaczęła spokojnie drżącym głosem

- Żadna księżniczko.- Przerywa ostro czarno włosa - Nie chcę być ani księżniczką, ani królową. Czy to do was nie dociera!? I nazywajcie mnie po prostu Daris. Drażnicie mnie tym ''Panno'', ''Księżniczko''.

- Musi się panienka przebrać. Z mieczem do tronu nie przystoi zasiadać. - kobieta nie rezygnując ciągnie dalej swoją przerwaną wypowiedź stojąc w drzwiach komnaty z drżącymi dłońmi nadal nie podnosząc wzroku na Daris.

- Do diabła! Wynoś się! - wybucha złością idąc szybkim i zdecydowanym krokiem w jej stronę. Pokojówka z równą prędkością zaczęła się cofać, aż wyszła na korytarz depcząc po wzorzystym dywanie. Daris zatrzymuje się w drzwiach. - Nikt nie zmusi mnie bym zasiadła na tronie. - syknęła groźnie marszcząc brwi, po czym trzasnęła drzwiami, a przestraszona kobieta aż podskoczyła.

Czarno włosa nie wiedziała co począć z tym całym zamieszaniem, naprawdę nie była przekonana do tego by posiąść tron po swojej zmarłej matce, jednak nie miała wyboru, jej ojciec ją strasznie naciskał, ale ona nadal stawiała opór i ciskała każdym słowem by dali jej spokój. Nie dla niej zasiadanie na tronie, ona wolała czarną magię i władanie mieczem, zawsze chciała przeżyć przygodę swojego życia, jednak jej podopieczni z królewskiego rodu mieli inne zdanie na temat jej przyszłości. Ona nie widziała się jednak w wielkich sukniach i za mąż pójścia za jakiegoś księcia z bajki o takim podobnym stanowisku w chierarchi co ona. Wolała walczyć, rzucać zaklęcia, jeździć konno po lasach, być mniej dokładna i idealna co każda księżniczka. Chciała być po prostu inna. Jednak jej królewskie korzenie stawiały opór, ale Daris również się nie poddawała, była silna i stanowcza, jej charakter jeszcze nigdy jej nie zawiódł, potrafiła postawić na swoim i pokazać każdemu, że jej się tak łatwo nie da złamać. Była również dość emocjonalna i wybuchowa. Szybko przywiązywała się do rzeczy i osób, nie potrafiła pogodzić się ze stratą tego co kochała. Podobnie było z jej matką. Gdy królowa odeszła w zaświaty królestwo Cymerii popadło w smutek i dość długą żałobę, ale jeszcze gorzej było z Daris. Zamknęła się w swojej komnacie i nikogo nie wpuszczała przez długi czas. Pokojówki pukały do niej kilkakrotnie dziennie jednak dziewczyna nie odzywała się, siedziała skulona na swoim łóżku i czekała aż radość sama przyjdzie i zagości w jej sercu.

 

Rozdział 1

 

Gdy w końcu blado skóra kobieta dała mi spokój usiadłam zrezygnowana na łóżku czekając, aż przyjdzie kolejna osoba i będzie to mój ojciec. Oczywiście moje przypuszczenie było trafnę bo zaraz po niej przyszedł król Cymerii wkraczając do mojej komnaty jak torpeda albo stado rozwścieczonych mułaków.

- Ojcze nawet nie zapukałeś. - powiedziałam nawet na niego nie spoglądając.

- Czy ty wiesz jak ta kobiena trzęsie się teraz ze strachu!? Zdajesz sobię z tego sprawę, że zaraz cała obsługa królewska cię znienawidzi? - złości się, a jego twarz zaczyna przypominać kolorem pomidora. - Jakiego zaklęcia użyłaś? Przyznaj się.

- Żadnego po prostu byłam rozwścieczona podobnie jak ty teraz, a zdanie na mój temat naszej obsługi mnie mało obchodzi.

Wzdycha ciężko po czym siada obok.

- Ja wiem, że jest ci ciężko, wiem też, że nie masz w zwyczaju zachowywać się jak księżniczka. - mówi już spokojniejszym głosem. - Po prostu zrozum, że nasze królestwo potrzebuje królowej i nowego króla.

- Powtarzam ostatni raz - odwracam się w jego stronę, a moje oczy płoną ciemnym błękitem tracąc cierpliwość. Jestem tak wściekła i nabuzowana, że aż wstaje na równe nogi. - że nie wyjdę za kogoś kogo nie kocham!

Po tych słowach podchodzę do kominka zabieram jeden flakonik z jasno fioletową cieczą i wychodzę z komnaty trzaskając ciężkimi drzwiami. Pędzę przez korytarz oświetlony woskowymi świecami zdobiony również przez dywan, który miał niebywale dokładne i szczegółowe wzory. W biegu staram się schować flakonik do małej poręcznej sakiewki, którą mam przepasaną przez talię. Ojciec wychyla się nagle zza drzwi, patrzy to w lewo to w prawo wypatrując mnie w którą to ja strone pobiegłam, gdy już mnie zauważa rusza zaraz za mną, ma na sobie dość długą burgundową szatę zdobioną lisim futrem, więc jest mu ciężko dorównać mojemu korku. Gdy jestem już przy zakręcie przyspieszam i znikam zaraz za nim mało nie wpadając na jedną z pokojówek. Wskakuje na poręcz i zjeżdżam nią w dół by oszczędzić sobie schodzenie po tak długich schodach. - Nagle słysze jak donośny głos ojca ciągnie się przez zamek. - mnie jednak to nie zatrzymuję.

- Straż! Łapcie moją córkę! Nie ma prawa wyjść za mury tego królestwa a wy macie tego dopilnować.

Staruszek daje sobie spokój z uganianiem się za mną po zamku i wyręcza go straż. Słyszę jak ich zbroja trzaska. Odwracam szybko głowę by spojrzeć ilu już za mną biegnie, było ich trzech, a w ręku trzymali berdysze. Oczywiście doskonale wiedziałam, że mnie nimi nie skrzywdzą więc to jeszcze bardziej ułatwiało mi ucieczkę z tego padołu. Skrzywdzą… Równe sobie! Taką bronią można zabić człowieka bez problemu, tym można z łatwością zmiażdżyć zbroję! Ale ja jestem Daris, i ze mną nigdy nie było łatwo.

Gdy wypadam z tą całą paradą na salę tronową w momencie gdy trwa ceremonia każdy wzrok jest teraz skupiony na mnie, straż zatrzymała się czekając co zrobię, powoli jednak starała się mnie okrążyć. Przez chwilę stoję bez słowa jednak prędko zaczynam mówić .

- Wiem, że państwo nie spodziewało się mnie w takiej sytuacji jak ta, ale chciałam tylko grzecznie przekazać, że nie wyjdę za mąż za tego bękarta gdyż nie darzę go swym uczuciem. - mina każdego nagle zrzedła, a zwłaszcza księcia u którego trafiłam w słaby punkt. - i nie zamierzam również zasiadać na tron. Więc mości państwo pozwolą, że pójdę w końcu robić to co kocham. - Kończąc moją przemowę diabelnie dziewczęcym i idealnym ukłonem znowu zrywam się do ucieczki. Straż znowu rusza w moją stronę i naglę na sali robi się gwar, każdy zaczyna rozmawiać między sobą. - Moja droga była już prosta wystarczyło tylko zaklęciem otworzyć wielkie wrota. - Jedną dłoń zacisnęłam mocno w pięść i wypowiedziałam głośno zaklęcie. - Miderius kori! - knykcie zaczęły mnie palić jednak gdy wyciągnęłam dłoń przed siebie i rozłożyłam wszystkie palce cała ta paląca magia wypłynęła z siłą w stronę wielkich drzwi. Straż rzuciła się od razu na wypolerowaną podłogę słysząc jak wypowiadam zaklęcie, byli przekonani, że nie łączy się to z niczym dobrym. Jednak to nie było nic strasznego, nagle zniknęłam za portalem, który całą i zdrową przeniósł do stajni z moim czarnym rumakiem, miał jedną biała plame na oku i cudowną grzywę, którą rzucał na boki. - No to co mój przyjacielu. Uciekamy? - mówię klepiąc go po karku, ten jednak tylko prycha i tupie kopytami o ziemię. - Im szybciej tym lepiej, zaraz zbierze się tu cała królewska straż. - po tych słowach wskakuje na siodło i uderzam lejcami zwierzę by mogło czym prędzej ruszyć. Gdy wyjeżdżamy ze stajni zatrzymuje konia i rozglądam się za zbrojnymi, mając pewność, że nikogo poza ludźmi z miasta nie ma zakładam kaptur od mojej czarnej peleryny i zaraz po tym ruszam w stronę bram. Rumak galopując ile sił w nogach omija straż, która nagle pojawiła się przed nami, a gdy już została nam prosta droga nawet nie przechodzi mi przez myśl żeby się zatrzymać, wręcz przeciwnie chcę pędzić jeszcze szybciej, by w końcu poczuć tą radość o której tak marzyłam. W momencie, w którym nareszcie jestem poza murami zamku czuję szczęście dotychczas mi nie znane. Rozkładam ręce i śmieję się jak dziecko, czuje jak powiew ciepłego wiatru targa moje włosy.

- Nareszcie! - krzyczę uśmiechnięta. Jednak z tej euforii wyrywa mnie gwizd mężczyzny. Odwracam głowę łapiąc się odruchowo za lejce. Widzę jak czterech zbrojnych ruszyło za mną na koniach razem z psami. Gdy mój wzrok znowu wraca przede mnie uderzam lejcami a zwierzę od razu przyspiesza. Wbiegamy w głąb lasu i z niebywałą prędkością omijamy drzewa, krzaki, nory i dziury które zostawił dla nas las na wypadek gdybym miała uciec. - Wzdycham głęboko w mojej duszy. - O ironio… Rzucam kilka zaklęć w stronę drzew, które mijamy, a one pękają, strzelają aż w końcu upadają z trzaskiem na ziemię. Teraz mamy większą szansę by uciec, i za to stawiam sobie punkt.

 

Rozpalam ognisko nieopodal małej piaszczystej plaży, gdzie rzeka wyschła sto lat temu, postanowiłam tam pozbierać kilka suchych gałęzi i rozpalić ogień. Dalej jednak kryłam się w lesie, ucieczka trwała naprawdę długo bym mogła ich w końcu zgubić. Jednak udało się. Byłam wykończona, ale zarazem szczęśliwa. Leżałam na rozłożonym płaszczu przy tańczącym ognisku, przyglądałam się jak płomyki skaczą i strzelają radośnie. Abril, bo tak nazywał się mój rumak, stał przy nie dużym źródełku i chłeptał wodę.

- Ach kochany, jutro czeka nas długa droga. - mówię w stronę konia. Wydawać się to może dziwne, że rozmawiam z koniem, ale dla mnie to codzienność, nikt inny mnie tak dobrze nie rozumie jak on. - Dziś spisałeś się na medal, ale musimy uciec dalej gdzieś gdzie nie będą nas rozpoznawać, zwłaszcza mnie. - wzdycham tępo. - Dopiero w jakimś niedużym obskurnym mieście nas nie poznają, i w takim będziemy mogli się zatrzymać na dłużej. Czyli za wyschniętą rzeką, i kilkoma łąkami i lasami. Poza tym musimy coś jeść nie sądzisz. - przewracam wzrok na zwierzę które spokojnie gryzie trawę. - No tak… ty masz co jeść - wykrzywiam usta w niezadowoleniu po czym przewracam się na bok i przymykam oczy. Nagle zerwał mnie szelest i wycie konia, gdy zobaczyłam jak stoi na dwóch tylnych nogach i szarpie się na linie, wstałam łapiąc za ostrze i podbiegłam do Abrila by go uspokoić . Klinga błysnęła i zgrzytnęła gdy wyjęłam ją z pochwy. - No dalej! Nie kryj się w mroku i stań do walki. - mówiąc to ostrożnie obserwowałam teren wokół mnie, stąpałam po ziemi tak delikatnie jak tylko się da by tylko żadna mała gałązka nie złamała się pode mną.

Znowu szelest.

Cichy chichot.

- To mułaki. - stwierdzam cicho. - Nie lubią światła i boją się ognia, jednak nie mogę rzucić zaklęciem które podpaliło by zaraz cały las. Nie powinny do nas podejść jeżeli jesteśmy tak blisko ogniska, chyba że są to te zielone… Te natomiast boją się wody. - moje przeczucia poraz kolejny są trafnę, czasami zaczynam się bać, że przez moje strzały w dziesiątkę za niedługo będę na skraju śmierci. Jedna z istot o dziwnym kształcie i zielonym kolorze rzuca się w moją stronę, a zaraz za nią reszta jej przyjaciół. Pierwszego rozcinam bez problemu robiąc piruet, jego lepka maź bryzka na moją twarz. Zaraz po tym ostrze leci w prawą stronę likwidując aż cztery mulaki. Dla mnie walka to jak taniec z mieczem, muszę tylko dobrze stawiać kroki by się nie wywrócić i przewidzieć cios przeciwnika. - Hyperion! - rzucając to zaklęcie bryzgam za siebie w stronę następnych czterech, dość dużą ilością wody, gasząc przy tym ognisko. Zwiewają całe mokre piszcząc przy tym niemiłosiernie. - Cholera… Nasze ognisko. - spuszczam ręce. Chowam miecz i zaczynam klepać i głaskać konia po grzywie. - Już nie ma czego się bać kochany. - mówię spokojnie i cicho. Odwracam się i podchodzę do jeszcze lekko dymiącego ogniska, za nim mój wzrok przyzwyczaił się do ciemności musiałam namacalnie szukać mojego płaszcza na ziemi, gdy w końcu go znajduje orientuję się, że i on jest cały mokry. - No jasne… - wzdycham głęboko. - Idziemy stąd. - mówię stanowczo po czym wchodzę na rumaka. Mokrą pelerynę składam i chowam do tobołka z tyłu przypiętego do siodła. Nie mogliśmy tu przebywać za długo, bardzo prawdopodobne, że jesteśmy na terytorium mułaków, a nigdy nie atakują w takich dużych grupach, zazwyczaj jest ich co najmniej trzy. Teraz gdy tu zostaniemy na dłużej sami poddamy się na śmierć, więc lepiej nie ryzykować. - Ruszaj - mówiąc to uderzam lejcami a zwierzę natychmiast rusza. Szliśmy powoli, było ciemno więc i ciężko będzie nam się poruszać po lesie. - W głowie rozmyślałam czy przypadkiem kogoś poza nami tam jeszcze nie było, zdawało mi się, że ktoś się ciągle na mnie gapił. - Potrząsam głową by wyrzucić z siebie te myśli. Niepotrzebnie się nastawiam na najgorsze. Nagle Abril zatrzymuje się. - Halo koniku. Co się dzieję? - pytam schylając się trochę w jego stronę. Zapada głucha cisza, nawet koń nie wydaje z siebie żadnego dźwięku, czuję tylko jak spokojnie oddycha. Ale czemu się zatrzymał? Rozglądam się niespokojnie, jednak wokół nas widzę tylko ciemność i kilka figur drzew. Dalej jednak nie da się nic dostrzec. Schodzę więc z konia i łapie za sznur by go poprowadzić za sobą, ten jednak prycha i tupie nie ruszając się z miejsca. Las nocą przyprawił by każdego o dreszcze i panikę, mnie jednak nie łatwo przestraszyć. - Wiem, że ktoś poza mną jeszcze tu jest, więc wyłoń się z czeluści lasu i ukasz swą twarz. - mówię stanowczym i zdecydowanym głosem. - Nie przestraszysz mnie śledząc mnie jak cień. - ciągnę. - Eris. - szepczę, a na mojej dłoni pojawia się białe światło. Nagle zza drzewa wyłania się postura mężczyzny, zbliżam białe światło w jego kierunku, i dostrzegam, że ma bliznę na oku, kasztanowe włosy, a jego kości policzkowe są dokładne i ostro podkreślone, ma też delikatny zarost i wygląda dość młodo.

- Czemuż to nie oświetliła sobie panienka drogi dużo wcześniej? - pyta, a jego kąciki ust unoszą się w zadziorny uśmieszek.

- Nie chciałam zostać zjedzona przez kozoździerców, którzy wyczuwają światło w oddali więcej niż ma las Cymerii. - mówię dumnie spoglądając na niego z podniesioną głową.

- Widzę, że znasz się na potworach lepiej niż nie jeden włóczęga.

- Jesteś nim? - pytam zaciekawiona.

- Tak, i właśnie trafiłem na moją nagrodę. - powiedział robiąc krok w moją stronę.

- Nie zbliżaj się. - rozkazuje - Nie oddasz mnie ojcu nawet gdybyś miał mnie tam zanieść siłą. I czemu nie masz znaku naszego rodu na płaszczu? - moja dłoń już leży na rękojeści.

- Bo nie jestem ze służby królewskiej. Twój ojciec wyznaczył cenę za znalezienie ciebie każdemu kto by tylko miał ochotę, więc jako pierwszy się zgłosiłem. - mówi.

- To jakiś żart. Złaź mi z drogi. - mówię ostro wsiadając na konia.

- Nie mam takiej potrzeby kochaniutka.

- Nie odzywaj się tak do kobiety, którą widzisz pierwszy raz na oczy i wynoś się, nie przeszkodzisz mi w szczęściu.

- Powiadasz? A co powiesz na to? - nagle podcina mi siodło a ja zlatuje na bok padając w jego silne ręce. Jego uśmiech jest bezczelny i widać jego zadowolenie na twarzy.

- Eris! - gdy zaklęcie pada z moich ust, oślepiam go światłem. Jego ręce od razu puszczają, upadam na twardą ziemię, ale po niecałej sekundzie wstaję i wdrapuję się na rumaka. - Wiśta! - krzyczę i uderzam lejcami, a koń od razu rusza.

- Cholerna księżniczka! - drze się chłopak.

Naglę znajduję w głebi lasu druszkę po której już swobodnie mój koń może pędzić.

Przez cały czas jestem kontrolowana, mam tego serdecznie dość. Od urodzenia każą mi robić to co oni chcą, a po śmierci matki… Ojciec stał się jeszcze bardziej stanowczy i przez cały czas słyszę jaka to ja mam być dokładna, że wyjdę za księcia i tak oto całe moje życie będzie się opierać na siedzeniu na tronie i załatwianiu spraw państwowych, a potem jeszcze dzieci… Nie wrócę tam chodźby siłą mieli mnie tam ciągnąć!

Po dłużej jeździe zatrzymuje się nieopodal pól i łąk. Prawdopodobnie niedaleko jest miasteczko w którym mogłabym się zatrzymać skoro są tu pola uprawne, ale nie mam też dużej pewności czy mnie nie rozpoznają. Jestem wykończona, nic nie spałam ani nie jadłam, więc tak czy siak będę musiała się tam zatrzymać. Narazie rozpalę ognisko i prześpię się trochę nim znowu wyruszę.

 

Aki012

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Ocmel 15.12.2020
    Historia mogłaby być ciekawa, ponieważ widać, że masz na nią pewien pomysł. W tekście, niestety, roi się od błędów i powtórzeń, dlatego trochę ciężko się go czyta. Przy odrobinie pracy jednak może z tego wyjść dobry fragment. Powodzenia :)
  • Aki012 15.12.2020
    Nadal pracuje nad błędami bo niestety mam z tym problem, ale staram się z tego wyjść małymi krokami. Dziękuje bardzo :3
  • wolfie 15.12.2020
    Widzę że masz jako taki pomysł na opowieść, ale tak jak wspomniała to osoba przede mną, w tekście są błędy. Pierwsza rzecz - mieszasz czas przeszły z teraźniejszym. Zaimki w wielu miejscach się powtarzają, raz poprawnie zapisujesz dany wyraz, innym razem nie, tak jak w przypadku "czarnowłosej". Warto byłoby też pomyśleć o podzieleniu tekstu na krótsze części, bo niektórych może przerażać taka ilość tekstu ;)
  • Clariosis 15.12.2020
    Witam serdecznie nowego użytkownika. Clariosis jestem i przywiał mnie tu tag "fantastyka". I cóż mogę rzec? Lektura tekstu wzbudziła we mnie chęć by w końcu się nieco uruchomić i napisać w końcu jakiś obszerniejszy komentarz. Proszę więc zapiąć pasy i się zrelaksować, bo może być długo. Spokojnie, obejdzie się bez krytykanctwa. :)

    1) Tytuł... To ciekawa sprawa. Tekst ma tytuł, jak to Opowi wymaga, lecz jednocześnie go nie ma. "Wprowadzenie / rozdział 1" - niby wszystko jasne, a z drugiej strony... No właśnie. Czego wprowadzenie i czego rozdział 1? No logiczne, opowiadania, historii, powieści może nawet... ale dziwne to tak, kiedy historia wielowątkowa nie ma żadnego konkretnego tytułu, co ma ją spinać. Jest o jakaś konwencja, ale dość nietypowa. Jednak muszę przyznać, że najpewniej niezamierzenie, perfekcyjnie pasuje do całego tekstu. A nie jest to koniecznie rzecz dobra... Ale o tym tu:

    2) No bo właśnie, tekst, jego sedno, co przedstawia i co opisuje? Po przeczytaniu od góry do dołu muszę przyznać, że wiem, że nic nie wiem. Tak. Przeczytałam całość i... nie wiem kompletnie o czym jest historia. Okej, jakiś tam zarys jest - mamy zbuntowaną księżniczkę, co ucieka z zamku i okazuje się, że jest czarodziejką i zna się dobrze na zaklęciach i walce... Że chcą ją zmusić do zostania królową i wyjścia za jakiegoś księcia... Że ucieka przez las... Ok, mamy więc jakieś ogólniki, które coś nam tam rysują. Ale są to rzeczy z których absolutnie nic nie wynika. Dlaczego? Pozwól, że wyjaśnię problem szczegółowo:

    Dowiadujemy się na samiusieńkim początku, że bohaterka jest królewną z krwi i kości. Zarówno jej matka jak i ojciec zasiadali na tronie. Ale nagle znikąd wylatuje nam, że bohaterka zna się dobrze na czarnej magii i bitwach... Proste pytanie: a skąd? Skoro jest księżniczką od urodzenia, kto jej na to zezwolił? Uczyła się tego w tajemnicy? Nie, na to nie wygląda, gdyż wszyscy wokoło wiedzą o jej umiejętnościach. Ktoś więc jej pozwolił, by była wojowniczką. Pytanie, kto, skoro jak wskazuje cały problem początkowej części (i powiedziane jest to nawet dalej!) miała być przeznaczona do zajęcia miejsca po matce, wyjścia za mąż i urodzenia dzieci, czyli klasyczne dziedziczenie?
    Okej, informacja o tym, że jej matka zasiadała na tronie daje jakiś szlak domysłów, że być może jest to świat oparty o matriarchat, gdzie królowa jest tą twardą wojowniczką, a król jedynie ładnym dodatkiem mającym kiwać główką. Jeżeli jednak tak jest, informacja o tym musi być podana dokładnie, z wyraźnym rysem - tutaj tego nie ma, dlatego czytelnik od razu przybiera konwencję najbardziej logiczną i znaną, czyli "słaba księżniczka", która całe życie chodzi w sukniach i spija śmietankę, gdy jej męskie rodzeństwo biega z mieczami. Na dodatek przecież sama bohaterka mówi, że jeżeli zajmie miejsce po matce to się właśnie z nią stanie - będzie musiała ubrać sukienki, wyjść za mąż i urodzić potomstwo. Więc ponawiam pytanie: skąd do jasnej ciasnej u niej umiejętności bojowe?? ;) Król na to zezwolił? Królowa matka? Okej, tutaj znów kupię wyjaśnienie, że może chcesz "przedstawić to później", ale już tutaj powinny się pojawić jakieś odniesienia do tej kwestii. Przez ich brak nastaje chaos, przez który tak naprawdę nie wiadomo o co chodzi i jest to niestety ogromna wada, szczególnie, że to przecież samo serce historii.

    3) Nieporadność opisów i rażące błędy techniczne/ortograficzne.
    Tekst wygląda tak, jakby został napisany, a następnie od razu wrzucony, bez sprawdzenia nawet raz. Spraw technicznych bardzo rzadko się czepiam, gdyż sama nie jestem w nich specjalistą, ale tutaj mam niestety do czynienia już z naprawdę wielkim niechlujstwem. Nie zrozum mnie źle - nie jest to poziom "naodpierdzielenizm" jak niektórzy niestety umieją pisać pierwsze teksty, widać tutaj nawet jakiś wysiłek, ale nadal jest tutaj naprawdę za dużo przysłowiowego brudu. Porównałabym to do szkicu, na który nakładane zostało coraz to więcej kresek przez które trudno w ogóle cokolwiek dojrzeć, a na dodatek jeszcze anatomia postaci nie jest zbyt dobrze wyważona.
    Zapis dialogów galopuje, łącząc się z opisami. U mnie czasem też niestety w publikacjach się tak łączy, ale to przez układ Opowi - tutaj natomiast nie sądzę, że w pliku tekstowym miałaś akapity, że tak się tekst zjechał... Warto by było oddzielić.
    Przykład tutaj:
    "Nagle Abril zatrzymuje się. - Halo koniku. Co się dzieję? -" Tutaj już powinna być kolejna linijka. Tendencja powtarza się dalej.

    "Dalej jednak nie da się nic dostrzec. Schodzę więc z konia i łapie za sznur by go poprowadzić za sobą, ten jednak prycha i tupie nie ruszając się z miejsca.
    Zaraz potem:
    "- Powiadasz? A co powiesz na to? - nagle podcina mi siodło a ja zlatuje na bok padając w jego silne ręce."
    To ona jednak siedziała na tym koniu, czy z niego zeszła? A jak zeszła, to kiedy na niego wróciła, że ją z siodła zrzucił? ?

    "Naglę znajduję w głebi lasu druszkę " O mój święty księżycu, a co to takiego jest druszka?! ?

    Prócz tego galopowanie po czasach - przechodzenie nagle z czasu przeszłego w teraźniejszy i vice versa. Też mi się zdarza, można łatwo naprawić.
    Gorzej z zaimkozą, czyli nadużywaniu ona/on/jemu/jej/ją/jego etc:

    "Czarno włosa nie wiedziała co począć z tym całym zamieszaniem, naprawdę nie była przekonana do tego by posiąść tron po swojej zmarłej matce, jednak nie miała wyboru, jej ojciec ją strasznie naciskał, ale ona nadal stawiała opór i ciskała każdym słowem by dali jej spokój. Nie dla niej zasiadanie na tronie, ona wolała czarną magię i władanie mieczem, zawsze chciała przeżyć przygodę swojego życia, jednak jej podopieczni z królewskiego rodu mieli inne zdanie na temat jej przyszłości. Ona nie widziała się jednak w wielkich sukniach i za mąż pójścia za jakiegoś księcia z bajki o takim podobnym stanowisku w chierarchi co ona. Wolała walczyć, rzucać zaklęcia, jeździć konno po lasach, być mniej dokładna i idealna co każda księżniczka. Chciała być po prostu inna. Jednak jej królewskie korzenie stawiały opór, ale Daris również się nie poddawała, była silna i stanowcza, jej charakter jeszcze nigdy jej nie zawiódł, potrafiła postawić na swoim i pokazać każdemu, że jej się tak łatwo nie da złamać. Była również dość emocjonalna i wybuchowa. Szybko przywiązywała się do rzeczy i osób, nie potrafiła pogodzić się ze stratą tego co kochała. Podobnie było z jej matką. Gdy królowa odeszła w zaświaty królestwo Cymerii popadło w smutek i dość długą żałobę, ale jeszcze gorzej było z Daris. Zamknęła się w swojej komnacie i nikogo nie wpuszczała przez długi czas. Pokojówki pukały do niej kilkakrotnie dziennie jednak dziewczyna nie odzywała się, siedziała skulona na swoim łóżku i czekała aż radość sama przyjdzie i zagości w jej sercu."

    W samym tym fragmencie znajduje się:
    3x swojej/swojego
    11x jej (O mój księżycu...)
    4x ona
    Trochę za dużo zaimków jak na jeden fragment. ?

    "zbliżam białe światło w jego kierunku, i dostrzegam, że ma bliznę na oku, kasztanowe włosy, a jego kości policzkowe są dokładne i ostro podkreślone, ma też delikatny zarost i wygląda dość młodo.
    - Czemuż to nie oświetliła sobie panienka drogi dużo wcześniej? - pyta, a jego kąciki
    - Powiadasz? A co powiesz na to? - nagle podcina mi siodło a ja zlatuje na bok padając w jego silne ręce. Jego uśmiech jest bezczelny i widać jego zadowolenie na twarzy.
    - Eris! - gdy zaklęcie pada z moich ust, oślepiam go światłem. Jego ręce"
    7x "jego".

    Zaimkoza jest niestety dość charakterystyczna dla nowych tekstów - u mnie też się mnożyła jak króliki, ale z czasem coraz łatwiej ją opanować. Wiem, uczyłam się od mistrza. ;)

    No cóż, chciałabym powiedzieć coś budującego, ale tak naprawdę nie mam jak na razie żadnych większych podstaw. Fabuła jest dla mnie nadal jedną wielką niewiadomą, a sama bohaterka nie wzbudza mojej sympatii. Jeżeli wrzucisz kolejną część możliwe, że zajrzę z ciekawości, bo jednak nic mnie tu nie porwało. Te wyrywki które mi się tam udało wyłapać o czym to jest też niestety nie przykuły mojej uwagi bym była zainteresowana ciągiem dalszym, a to dlatego, że czuję, że już przecież o tym czytałam. Nie ma nic złego w powtarzaniu schematów, gdyż wszystko już było, ale trzeba jakoś tą fabułę zbudować by mimo wszystko miała coś nowego. A tutaj? Nie widzę tego w tej formie.
    Pozdrawiam.
  • Nefer 23.12.2020
    Lubie fantasy, to zajrzalem. Niestety, nie zachwycilas mnie tym tekstem. Fabula wydaje sie dosc schematyczna, a przy tym niezbyt logiczna (o czym szerzej napisala Clarisos). Ten poczatkowy fragment nie wciaga, nie zaciekawia niczym oryginalnym, nie zacheca do dalszej lektury. Pod wzgledem jezykowym rowniez tak sobie. Trafiaja sie błędy ortograficzne "chierarchia"), mnostwo zbednych zaimkow, czesto powtarzajacy sie czasownik "byc" (to slowo wytrych, uzywane w mowie potocznej, ujdzie w dialogach, w narracji wypada duzo gorzej), mieszanie czasow przeszlego i terazniejszego. Zbyt duzo szczegolowych i zbednych opisow (np. strojow bohaterow), ktore niczego do fabuly nie wnosza i nuza poczas lektury.
    Na plus zaliczam to, ze chcesz pisac, to widac. Pisz wiec dalej, nie bierz tych uwag emocjonalnie, doswiadczenie czyni mistrza.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania