Wschodnie Obietnice - Rozdział 1
Imperium Osmańskie, rok 1520
Wielki Wezyr w złoto-zielonej szacie wyszedł na balkon. Wolnym krokiem zmierzał ku oddalonej o kilka metrów barierce. Oparł się o nią i wdychał pełną piersią świeże powietrze.
- O nowa nocy! Jutrzenko! Daj mi ukojenie – powiedział do siebie.
- Amen.
Ibrahim Pasza odwrócił się i ujrzał sułtana Sulejmana – swojego najlepszego przyjaciela. Pokłonił się nisko i odwzajemnił jego uśmiech. Sułtan stanął obok niego i patrzył, na uśpione miasto.
- Dlaczego nie śpisz, panie?
Sulejman spojrzał na niego życzliwie i z powrotem przeniósł wzrok na obraz, który ukazywał się przed nim.
- O to samo mogę zapytać i ciebie, przyjacielu – odpowiedział łagodnie. – Mój druhu. Sokolniku. Powierniku największych tajemnic.
Wielki Wezyr milczał, obserwując gwiazdy, które wesoło do niego migotały.
- Miałem sen. Nie pamiętam, o czym był i co w nim robiłem. Wiem tylko, że wzbudził we mnie silne emocje – rzekł Pasza.
Sułtan usiadł na kanapie i poklepał miejsce po swojej prawej stronie. Jego kompan zajął je powolnie, głęboko nad czymś rozmyślając.
- Czy coś cię trapi, przyjacielu?
Wezyr milczał.
- Szukasz na niebie swojej gwiazdy, Ibrahimie?
Pasza zrozumiał nawiązanie i podniósł kąciki ust. Spojrzał w górę jeszcze kilka razy, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Czy masz jakieś życzenia?
Ibrahim gwałtownie przeniósł wzrok na sułtana. Zdziwił się jego pytaniem i zaniemówił jeszcze bardziej. Próbował pozbierać myśli i ułożyć je w sensowną całość, a potem przygotować właściwą odpowiedź.
- Pragnę twojego szczęścia, panie. Byś był dalej dobrym i sprawiedliwym władcą. Niczego więcej mi nie potrzeba, gdy służę u twego boku.
Sulejman rozpromienił się jeszcze bardziej, o ile było to możliwe. Westchnął głęboko i odparł:
- W takim razie ja mam życzenie.
- To dla mnie rozkaz – odpowiedział szybko Pasza.
Sułtan wziął do ust kawałek winogrona, które leżało na stoliku obok i powiedział:
- Załóż rodzinę, Ibrahimie. Zbuduj dom, to już najwyższa pora.
Wezyr uśmiechnął się nieśmiało i natychmiast spuścił wzrok na ziemię. Sułtan przyglądał mu się uważnie, jakby widział go po raz pierwszy, a przecież byli przyjaciółmi od lat. Dwudziestosiedmioletni Ibrahim towarzyszył mu, zanim ten został sułtanem. Pochodził z rodziny greckich chrześcijan – rybaków z Pargi. Był dość szczupłym mężczyzną średniego wzrostu o cienkich brązowych włosach i typowym jak na te czasy zaroście. Z jego ust często wypływała piękna poezja, a ciemne sokole oczy bystro badały teren. Wielki Wezyr był człowiekiem świetnie wykształconym, zarówno w zakresie strategii wojennej, jak i dyplomacji, gdyż znał osiem języków. Pasza patronował także sztuce. Zgromadził dużą kolekcję obrazów i rzeźb, nad życie kochał książki i wiersze. Ibrahim był człowiekiem porywczym, prawdziwym, lojalnym przyjacielem, a swoim charakterem wybiegał w epokę romantyzmu. Umiał dochować sekretu i nie narzekał w trudnych chwilach.
- Czy masz kogoś konkretnego na myśli, panie?
- Nie. Za to wiem, że ty kogoś masz. Zdradź mi tę tajemnicę, Ibrahimie – przekonywał Sulejman.
- Panie… Nie śmiem prosić o tak wiele. To niegodne, to nie przystoi.
- Czyli ktoś jest. Wiedziałem, za dobrze cię znam, druhu – zaśmiał się sułtan. – Powiedz. Po to Bóg dał język ludziom, by zaznali nieba na Ziemi.
- Piękne słowa, panie. I prawdziwe… Jednak wybranka mego serca moją być nie może. Dwanaście lat ledwo w marcu minęło, odkąd córka aniołów postanowiła zamieszkać na Ziemi.
- To nic. Poczekasz wiosnę lub dwie, a na zachodzie takie dziewczęta już za mąż wydają. Z moją i Bożą pomocą ta przeszkoda nie jest zbyt wielka do pokonania, abyśmy rezygnowali, przyjacielu – pocieszał.
- Ach, panie mój! Na próżno mi czekać i się modlić. Dziewczyna ta to księżniczka.
- Która?
- Księżniczka Roksana, córka Edwarda, króla Polski. Dwunastoletnia szlachetnie urodzona przecież nie będzie przechodzić na muzułmanizm – westchnął pełen żalu.
- Nie sądzisz, że to dobra okazja, by polepszyć relacje polsko-tureckie, Ibrahimie? A która młoda dama, służąca, czy księżniczka nie chciałaby Wielkiego Wezyra, romantyka, miłośnika poezji i muzyki za męża? Jutro poślesz posłów do Polski – zarządził Sulejman.
- Nie, panie! – krzyknął odruchowo Pasza. – Nie zrobię tego, mój władco.
- W takim razie ja wyślę ich w twoim imieniu. To kobieta godna twojego uszczęśliwienia. Niechaj skromność cię nie zwiedzie. A teraz idź. Morfeusz czeka.
Sułtan wstał z kanapy i ruszył w kierunku wyjścia.
- Ale, panie…
- Nie bądź głupi, Ibrahimie i daj nocy spełniać swoją funkcję snu.
Pasza westchnął jeszcze głośniej niż poprzednio. Udał, że idzie się do swojej komnaty, ale gdy tylko sułtan poszedł spać, powrócił na balkon.
- Hej, nocy nieprzebyta! Dlaczego nie dajesz mi spać? Czy nie możesz zrzucić ciemnej płachty na moje oczy i pozwolić umysłowi zaznać spokoju?
Jego wzrok padł na stolik obok. Podszedł powoli i ostrożnie wyciągnął ku niemu dłonie. Chwycił skrzypce i zaczął grać. Jednak żadna z melodii, które komponował nie przypadła mu do gustu. Sułtan również nie mógł zasnąć, więc słuchał ze swojej komnaty przepełnionych żalem, płaczących skrzypiec.
- Któż zrozumie poetę, Ibrahimie?
***
- Wejść – rozkazał król Edward, usłyszawszy pukanie.
Sługa wszedł do komnaty, w której król razem z żoną, synem i dwoma córkami zasiadał do kolacji. Wykonał kilka sporych kroków naprzód i klęknął, wyciągając rękę, trzymającą list.
- Sułtan Sulejman przesyła waszej królewskiej mości wiadomość ze Stambułu.
Król zmarszczył brwi i popatrzył na żonę. Głośno przełknęła ślinę, a jej oddech został wstrzymany na dźwięk imienia sułtana. Rodzeństwo również wlepiło przerażone ślepia w rodziców. Po kilkudziesięciu sekundach niezręcznej ciszy Edward skinął na sługę, który podbiegł do niego i podał mu złotą tubę. Król otworzył ją drżącymi rękoma, nikt nie ważył się nawet mrugnąć, kiedy wyciągał pergamin. Upewnił się, że pieczęć nie została naruszona i otworzył wiadomość. Szybko przeleciał ją wzrokiem, potem czytał uważnie każde słowo. Jego mina była nie do opisania. Nagle oderwał oczy od listu, spojrzał zdenerwowany na rodzinę i powiedział:
- Wracajcie do swoich komnat.
- Co się stało, ojcze? – zapytał Florian.
- Czego nie rozumiesz w tych czterech słowach?! A ty co tu jeszcze robisz?! – krzyknął na sługę, który w jednej sekundzie poderwał się z kolan i wybiegł z komnaty niemalże wpadając na drzwi.
Rodzina króla wstała od stołu i ruszyła w stronę wyjścia. Edward złapał dłoń swojej najmłodszej córki i rzekł zmartwiony:
- Ty zostaniesz.
Dziewczyna zadrżała i delikatnie przytaknęła. Usiadła obok ojca, patrząc głęboko w jego lodowate oczy. Gdy został z nią sam, odchrząknął i rozwinął ponownie pergamin. Zaczął czytać:
„ Wasza królewska mość,
mam nadzieję, że zdrowie dopisuje tobie i twoim najbliższym. Ja, Ibrahim Pasza, Wielki Wezyr Imperium Osmańskiego piszę do waszej królewskiej mości ten list razem z jego wysokością Sułtanem Sulejmanem i również w jego imieniu proszę Ciebie o pozytywne rozpatrzenie jego treści. Ośmielę się starać o rękę twojej córki – księżniczki Roksany. Jestem pewien, że to małżeństwo naprawi stosunki polsko-tureckie i będzie początkiem wspaniałej przyjaźni. Proszę o jak najszybszą odpowiedź i przesyłam najlepsze życzenia.”
- Czy pisze coś jeszcze? – dopytywała Roksana.
Król zwinął wściekle pergamin i spojrzał na córkę.
- Jeśli wyraziłbym zgodę, byłabyś zmuszona przejść na muzułmanizm.
Dziewczyna delikatnie potrząsnęła głową, ale nie ośmieliła się nic powiedzieć. Edward klasnął w dłonie i zwrócił się do sługi:
- Każcie to spalić. Nie przekazujcie tym poganom ani słowa. Ruszać się, no już!
Roksana siedziała nieruchomo jak posąg ze wzrokiem wbitym w kamienną posadzkę.
- Nie byłbym człowiekiem, gdybym oddał swoją córkę jako jedną z żon jakimś muzułmanom. W wieku lat dwunastu, zupełnie jak jakąś mieszczankę, a nie księżniczkę!
- Nawet im nie odpisujesz – syknęła. – Tak się nie robi, ojcze – zadarła dumnie głowę do góry. – Rozumiem twoją złość, ale powinieneś nie zachowywać się jak dzikus i kulturalnie odmówić.
- Wracaj już do siebie.
Roksana dalej wlepiała w niego swoje czekoladowe oczy. Czarne włosy kontrastowały z białą jak śnieg cerą, a drobna postać nie ruszyła się nawet o krok.
- To może bardzo rozgniewać nie tylko wezyra, ale i sułtana. Na twoim miejscu odpisałabym. Tak przystoi europejskiemu władcy.
Poderwała się z miejsca i energicznym krokiem wyszła z komnaty, zostawiając swojego ojca w rozterce.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania