Współodczuwanie

Teraz wiem, że niewypowiedziane słowa nie mają ciężaru ani kształtu, są bezużyteczne, transparentne. Jeśli nie zostaną uwolnione, nie będą mogły kształtować świata wokół nas. Zmienią się w pasożyty, które będą wyniszczać człowieka od środka, jak gorączka.

Tak bardzo chciałabym Ci powiedzieć "przepraszam, to moja wina..."

 

Na zawsze Twoja...

Gaja

1.

Rok wcześniej

 

Siedziałam nad pustą kartką, na której musiałam zapisać kolejny powód, dla którego chcę żyć. Na początku terapii uważałam to za ciekawy i kreatywny sposób, żeby uczynić swoje życie bardziej wartościowym, cennym. Niestety po miesiącu okazało się, że brakuje mi pomysłów, a powtórki nie wchodziły w grę. Jeśli powód się powtórzy lub zabraknie choćby jednego, nie zaliczę zadania.

Musiałam się skupić i przypomnieć, że robię to dla taty, któremu zależy na moim leczeniu.

Ganiłam się w duchu, nie mogąc przywołać żadnego wspomnienia lub rzeczy, które by się nadawały. Gdy już miałam się poddać, rozległo się pukanie.

-Dobrze ci idzie, słoik jest prawie pełny. - rzucił Olek, nie czekając na moje zaproszenie.

-Cześć. - mruknęłam, wciąż wpatrująć się w nieskalaną myślą kartką, jakby mogło to coś zmienić.

-Wylewna jak zawsze. - zaśmiał się i położył przede mną słoik, który był jednocześnie winowajcą mojej zagwozdki i powiernikiem piśmienniczych wypocin. - Może będzie ci łatwiej, jeśli spojrzysz ile już za tobą.

-Jestem typem, który w tym przypadku widzi słoik do połowy p u s t y. - jęknęłam i odwróciłam się do przyjaciela.

Uśmiechnął się do mnie z pobłażaniem i wyciągnął rękę, w której trzymał zestaw różnokolorowych karteczek. Mimochodem spojrzałam na blizny znaczące jego nadgarstek. Ze skruchą wzięłam podarunek i podziękowałam.

Cieszyłam się, że już nie krępował go wygląd, a przynajmniej tego nie okazywał. Ze mną niestety było inaczej. Nie potrafiłam im się przyjrzeć, czułam się jak intruz.

-Pomyślałem... że może dzięki temu dostaniesz weny. To pozostałość po mojej terapii.

Zrozumiałam ile wart jest ten prezent. Choć nie mogłam wykrztusić słowa, rozumiał. Skinął lekko i rozłożył się na moim łóżku, jak zawsze. Chwilę obserwowałam jak się rozluźnia i zamyka oczy, zakładając ręce za głowę. I nagle mnie olśniło...

W grupie wsparcia, do której należałam, każdemu nowemu uczestnikowi przydzielany jest "mentor", który po ukończeniu terapii pomaga swojemu podopiecznemu. Najważniejsze podczas integracji jest to, żeby przeżycia obu stron były zróżnicowane, w celu dzielenia się doświadczeniami i uczuciami. Zrobiło mi się wstyd, gdy uświadomiłam sobie, że na żadnej z karteczek nie zapisałam Olka, który tak bardzo mi pomagał... i znosił moją osobowość bez zająknięcia, co niewątpliwie jest wyczynem.

Szybko zapisałam jego imię i wrzuciłam do słoika, który przyozdobiłam wcześniej na zajęciach. Odetchnęłam z ulgą, co nie umknęło jego uwadze.

-Mówiłem, że mają moc. - uśmiechał się szeroko, spoglądając w moją stronę spod przymrużonych powiek.

-Wiesz co jeszcze ma moc? - rzuciłam chytrze.

-Zdecydowanie pizza z kukurydzą. - choć wydawało mi się to niemożliwe, jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.

-Nie, stopa, która zaraz cię wykopie z mojego łóżka.

-Nie radziłbym, jeśli chcesz ją zachować, a gwarantuję ci, że jeszcze się przyda. Jak chcesz tańczyć bez stopy?

-Co? - skrzywiłam się, próbując przejrzeć jego plan.

-Brzmisz jak stare drzwi. Zanim pójdziemy na zabawę trzeba będzie cię porządnie naoliwić.

Roześmiałam się i rzuciłam na niego. Przez chwilę się przepychaliśmy, łaskocząc i śmiejąc jak beztroskie dzieciaki. Szybko dopadło mnie zmęczenie, co oczywiście zauważył. Niemal poczułam ciężar ograniczeń, który spoczywał na moich barkach z powodu przeszczepu serca. Wlepił we mnie zatroskane spojrzenie. Próbowałam podjąć wyzwanie i utrzymać kontakt wzrokowy, jednak szybko się poddałam. Usiadłam obok, zasłaniając niewidzące oko pasmem włosów.

-Hej, wciąż cię to krępuje? - wyprostował się, zmniejszając dystans między nami.

Nie potrafiłam wyjaśnić tego, co czuję w związku ze swoimi defektami. Chciałabym się tym z nim podzielić, bo na to zasługiwał, pokazywał, że można mówić o tym swobodnie... Poświęcał mi tyle uwagi i troski, ile tylko mógł. Byłam dłużniczką, a nawet mimo to, wciąż nie potrafiłam. Kiedy zrozumiał, że nie otrzyma odpowiedzi, odpuścił. Doskonale wiedział jak obchodzić się z takimi tematami, w końcu sam to przeżył. Wyobcowanie.

-To może porozmawiamy o festynie? - wzruszył ramionami i oparł się o ścianę.

Podziwiałam go za to, że czuł się tak swobodnie ze sobą. Zawsze wydawał się "na miejscu", wpasowany w otoczenie, jakby to ono dostosowywało się do niego, a nie odwrotnie.

- Jeśli uważasz, że jestem chętna do wyjścia gdziekolwiek, to chyba mnie nie znasz. - spuściłam głowę zła na siebie, że nie potrafię się przemóc. Sama wizja przebywania wśród ludzi sprawiała, że czułam się nieswojo, jak część układanki, która nie pasuje.

- Znam. - był stanowczy, co dodawało wiarygodności jego słowom. - Właśnie dlatego uważam, iż powinnaś wyjść i zacząć burzyć mury wokół siebie. Wiem, że to trudne, ale jeśli chcesz wrócić do zdrowia, nie tylko fizycznego, musisz zacząć... Będę z tobą, Calineczka już się zgodziła. - rzuciłam mu wściekłe spojrzenie, orientując się, że oboje knuli za moimi plecami - Przysięgam, że jeśli będzie źle lub zaczną puszczać wątpliwe kawałki, posłużę ci za rumaka i na plecach zaniosę do domu.

Musiałam się zgodzić, żeby nie wyjść na niewdzięczną, a może podświadomie chciałam spróbować? Sama nie wiem... Postanowiłam spróbować się bronić przed nieuniknionym.

- Jestem kiepską partnerką do tańca. - szepnęłam zdławionym głosem, wskazując na klatkę piersiową.

- Nie uprzedzaj faktów. Możesz stwierdzić, że jesteś kiepską towarzyszką do kręgli, ponieważ już próbowaliśmy. Festyn jest czymś nowym.

Zaśmiałam się na wspomnienie kręgielni i tego jak przy zamachnięciu kula wypadła mi z ręki, i poleciała w kierunku ludzi, którzy za mną stali (o mało ich nie zabijając). Oczywiście przestali się zapieklać kiedy zobaczyli, że lewe oko mam niewidzące, jakby to ono zawiniło, a nie ręka. To była kolejna reakcja ludzi, która znajdowała się na mojej liście znienawidzonych. Litość.

- Faktycznie, kręgle to nie moja bajka... Niech ci będzie. - machnęłam. - Kiedy jest ten festyn?

Niemal poczułam, jak się uśmiecha. W głębi poczułam coś podobnego, choć z zewnątrz pewnie wyglądałam jak wyciosana z kamienia.

- W przyszłym tygodniu. Przyjadę po ciebie i po drodze zabierzemy Calineczkę.

- Okej, dziękuję.

Wstaliśmy nieśpiesznie, po czym odprowadziłam go do drzwi wyjściowych. Po drodze natknęliśmy się na mojego tatę, który musiał wcześniej wpuścić mojego kompana. Uśmiechnął się do nas zza gazety i szybko odwrócił wzrok. Od czasu wypadku czuł się jak szkodnik, podglądacz, a ja nie potrafiłam wytłumaczyć mu, że tak nie jest. Relacja między nami była specyficzna. Troszczyliśmy się o sobie, zachowując dystans. Gdybym miała to zobrazować, zrobiłabym zdjęcia człowieka, który tonie, a z pokładu statku inny rzuca koło ratunkowe. Żałowałam, że nie jest jak kiedyś, ale tłumaczyłam to tym, że minęło dopiero pół roku.

-Gaju? Halo?

Oprzytomniałam, zdając sobie sprawę z tego, że stoję w otwartych drzwiach, a Olek prawdopodobnie coś do mnie mówił. Zrobiło mi się głupio i spuściłam głowę.

-Przepraszam, czasami... tak mam. - mruknęłam zrezygnowana.

Kącik jego ust uniósł się do góry, choć oczy wyrażały inne emocje.

- Rozumiem. Nic nie szkodzi. - rzucił niby beztrosko. - Widzimy się w sobotę.

Objął mnie na pożegnanie, a ja próbowałam pochwycić cząstkę jego ciepła i beztroski.

-W sobotę...

Uśmiechnął się i poszedł w kierunku samochodu, który zaparkował pod moim domem. Jeszcze chwilę stałam w progu i patrzyłam jak odchodzi. Przyglądałam się jego jasnym włosom, które zawsze kojarzyły mi się z promykami Słońca.

W drodze powrotnej do pokoju szybko przemknęłam obok zdjęcia rodzinnego, na którym znajdowała się moja mama. Brakowało mi jej...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Bajkopisarz 12.09.2020
    Kilka uwag
    „pełny. - rzucił Olek,”
    Zasady pisania dialogów do powtórki. Masz albo niepotrzebną kropkę, albo nawet jak wstawisz ją dobrze to zaczynasz zdanie od małej litery.
    „terapii pomaga swojemu podopiecznemu”
    Swojemu – zbędne
    „który przyozdobiłam wcześniej na”
    Kolejny raz mowa o słoiku, ważnym rekwizycie, a nie opisałaś go w żaden sposób. Tu jeszcze wtrącasz „przyozdobiłam” ale bez szczegółów. Skoro słoik jest tak ważny, opisz go dokładnie.
    „tego, co czuję w związku ze swoimi defektami. Chciałabym się tym z nim podzielić, bo na to zasługiwał, pokazywał, że można mówić o tym swobodnie... Poświęcał mi”
    Tego – swoimi – tym – nim – to – tym – mi = zaimkoza
    „go za to, że czuł się tak swobodnie ze sobą. Zawsze wydawał się "na miejscu", wpasowany w otoczenie, jakby to ono dostosowywało się do niego,”
    Go – to – sobą – to – ono – niego = zaimkoza
    „Calineczka już się zgodziła. - rzuciłam mu wściekłe”
    Taki zapis sugeruje, ze mówi to narratorka, a nie Olek
    „spróbować? Sama nie wiem... Postanowiłam spróbować”
    2 x spróbować
    „stali (o mało ich nie zabijając)”
    Nawias niepotrzebny
    „poczułam, jak się uśmiecha. W głębi poczułam”
    2 x poczułam
    „W przyszłym tygodniu. Przyjadę po ciebie”
    Zgrzyta. Bardzo nieprecyzyjna informacja „W przyszłym tygodniu” podparta bardzo konkretną „przyjadę”. Wygląda, jakby cały tydzień miała siedzieć i czekać gotowa, bo w każdej chwili może przyjechać.
    „rodzinnego, na którym znajdowała”
    Za często łączysz zdania za pomocą „który”. Poszukaj zamienników, najłatwiej będzie przez imiesłowy.

    Teoria, że niewypowiedziane słowa nie mają ciężaru i są bezużytecznie jest tylko w połowie prawdziwa. Jeśli ktoś nie powie drugiemu w gniewie „nienawidzę cię”, jeśli powstrzyma szyderczy żart, jeśli zaciśnie usta przed wypowiedzeniem kłamstwa typu „Na tej inwestycji nie można stracić”, to jednak znacznie lepiej jest milczeć.

    Tekst wymaga dopracowania, bo warto go zaprezentować w jak najlepszej formie. Jest ważny. Szczególnie wypowiedzi Olka, który cały czas panuje nad nastrojem narratorki i delikatnie popycha ją we właściwą stronę, by nie skręcała w kierunku mroku. Tych jego uwag słucha się najlepiej, aż chce się, by mówił więcej, bo mądrze gada.
  • Asiok 12.09.2020
    Dziękuję bardzo za rady :D Nie piszę profesjonalnie, wiec doceniam Pana uwagi i postaram się wcielić w życie poprawki.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania