Wspomnienia sfrustrowanego faceta: O świcie...

Otwieram powoli oczy. Moje powieki ciężkie są jak płyty chodnikowe, przymarznięte do ziemi w mroźny, zimowy poranek. Leżę nieruchomo, nasłuchuję. Nic. Żadnego dźwięku. Tylko cisza buczy w uszach jak stary hydrofor, którego odgłos pracującego silnika głuchym echem przebija się przez betonowe ściany.

Leżę w łóżku sam. Moje spocone dłonie ściskają pomięte prześcieradło. Powoli z mroków nocy wypełzają czarne kształty. Przytłaczają mnie. Przytłaczają mnie od jakichś piętnastu lat, kiedy wraz z małżonką zdecydowałem się na kupienie nowych mebli do mieszkania. Teraz tylko ich cienie witają mnie o poranku.

Powoli podnoszę tułów. Odchylam kołdrę. Opuszczam nogi na podłogę i szukam kapci. Macam ręką na oślep w ciemnościach. Moje palce szukają włącznika lampki nocnej. Kiedy go wymacałem, wciskam przycisk. Nie działa. Albo żarówka się przepaliła, albo elektrownia zrobiła mi głupi żart przy poranku, jakby sama świadomość tego, że muszę wstać z rana do pracy, nie była wystarczającym powodem do rozpaczy i wściekłości.

Nagle cichy dźwięk przebija ciszę. Siedzę na łóżku nasłuchując, sparaliżowany strachem i dziwną ciekawością. Przysiągłbym, że to stare, nienaoliwione od lat zawiasy od drzwi do pokoju, znajdującego się po drugiej stronie korytarza.

Słyszę, jak drewniane panele skrzypią cicho za drzwiami. Ktoś skradał się powoli, ostrożnie stawiając każdy krok. Zerwałem się na nogi!!!! Nie dbając oto, że jestem ubrany tylko w pożółkłe spodnie od pidżamy, skoczyłem w kierunku niedomkniętych drzwi do pokoju. Złapałem za klamkę! Szarpnąłem drzwiami, otwierając je na oścież i wyskakując na korytarz! Rozpędzone skrzydło uderzyło mnie w czoło! Jak laik, kompletnie nie znający swojego domu, zapomniałem, że drzwi otwierają się do środka. Poczułem ból. Łapiąc się za głowę chwiejnym krokiem wyszedłem z pokoju. Kątem oka zobaczyłem ruch. Przed oczami mi wirowało, ale widziałem wyraźnie, jak jakaś ciemna postać przenika korytarzem. Jej cień sunął wzdłuż wyłożonej panelami podłogi!

- Nie!!!! – zdołałem tylko krzyknąć z przerażeniem i rozpaczą.

W błagalnym geście wyciągnąłem rękę do przodu. Próbowałem powstrzymać mroczną istotę, której pogrążona w mroku sylwetka z każdą sekundą zbliżała się w moim kierunku! Była coraz bliżej! A ja w tej chwili nie bałem się o własne zdrowie, o swoje życie, tylko o pomieszczenie, które znajdowało się po lewej stronie korytarza. W jego kierunku zmierzała tajemnicza postać. To tam skręciła, otwierając na oścież drzwi i zamykając je z hukiem.

Strzyk kluczyka w zamku zabrzmiał wyjątkowo złowrogo dzisiejszego poranka. Usłyszałem, jak postać, która dosłownie przed chwilą mknęła korytarzem, teraz krząta się w pomieszczeniu obok. Hałasuje. Wydaje nieartykułowane dźwięki. Wyje!!!

Dobiegłem do drzwi pomieszczenia. Zacząłem bić w nie zaciśniętymi pięściami. Wściekłość mieszała się we mnie z żalem i strachem. Ale wołałem, wołałem z rozpaczą:

Wyłaź stamtąd!!!!

Nie usłyszałem odpowiedzi, ale wiedziałem, że śmieje się cicho pod nosem. Że triumfuje, siedząc jak królowa na sedesie. Po raz kolejny uprzedziła mnie i pokonała z rana, dając tym samym dobitnie do zrozumienia, jakim małym, bezradnym i bezwartościowym człowiekiem jestem. Że nawet nie potrafię wygrać porannego wyścigu do toalety...

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • wolfie 04.03.2015
    Myślę, że to opowiadanie zostało napisane całkiem dobrze, jednak mam jedną uwagę - zdecyduj w jakim czasie piszesz, przeszłym czy teraźniejszym.
  • DarthMoon 04.03.2015
    Piszę od niedawna, więc czasem coś mi umknie, albo poniesie mnie. Ale dzięki za podpowiedź :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania