Wspomnienia sfrustrowanego faceta: Spokój
Co jest najważniejsze w życiu każdego faceta? To pytanie zadawałem sobie nie raz. Dom, rodzina, przyjaciele, zdrowie... oczywiście. Piwo, sport, sex... jak najbardziej. Jednak rzeczą, która daje ukojenie każdemu męskiemu osobnikowi jest błogi spokój...
Kiedy facet wraca z pracy do domu, o jednym tylko myśli: o spokoju... Odizolować się od wszystkich i wszystkiego. Więc ja, jako facet z krwi i kości, również uwielbiam niczym niezmącony spokój. I tak, jak każdy przedstawiciel mojej płci, nienawidzę, kiedy ktoś ten spokój przerywa, zwłaszcza w sposób brutalny, nagły i nieprzewidywalny, tak bez ostrzeżenia, jak strzał w pysk zza rogu...
Dzisiaj postanowiłem się odizolować. Skorzystać z tego, że jestem sam w domu i odprężyć się chwilę we własnej samotności. Włączyłem więc film. Długo na niego czekałem, aż zacznie krążyć po sieci. Nie muszę chyba mówić, że wielce się uradowałem, kiedy w końcu się ściągnął, tym bardziej, że transfer ostatnio mi szwankuje i kiepsko jest u mnie z oglądalnością na bieżąco.
Rozsiadłem się więc wygodnie na kanapie, włączyłem telewizor, wcześniej podłączając do niego laptopa, głośniki ustawiłem na full i czekałem na start seansu w moim prywatnym kinie domowym. Po krótkiej chwili zabrzmiała muzyka, pojawiły się napisy początkowe. Kiedy na ekranie rozpoczęła się akcja, ja jeszcze bardziej rozsiadłem się na miękkiej kanapie. Od razu zaczęło się od mocnego uderzenia. Płynące z głośników odgłosy rozeszły się po pokoju. I wtedy, kiedy bohater zbliżał się do narożnika za którym, być może, ukrywał się ten drugi, zły i mroczny gość, właśnie wtedy...
BBBBRRRRRRRRRRRR !!!!!!!!!
Aż podskoczyłem na kanapie!!!
Nie, nie przeraziła mnie żadna straszna postać, która przy nagłych, destrukcyjnych dźwiękach i dramatycznej muzyce, rycząc przy tym głośno, nie wiadomo skąd pojawiła się na ekranie, ani też nie wybiła mnie ze skupienia niespodziewana akcja. Nie, to nie to. To mój sąsiad zza ściany, który widać akurat w tym momencie, kiedy ja chciałem zrelaksować się przez jakieś dwie godziny, on właśnie wtedy wpadł na genialny pomysł, by na ścianie powiesić obrazek, albo szafkę, tudzież przewiercić się przez ścianę i zrobić dziurę w mojej głowie...
Siedziałem przez chwilę bez ruchu. Gdzieś uciekła koncentracja i skupienie. Patrzyłem na obrazy płynące z telewizora, ale do mojej świadomości docierał tylko ten przeklęty dźwięk:
BBBBBRRRRRRRRRRRRRRRRR!!!!!!
Zerwałem się na nogi! Złapałem za dzbanek, który stał na stoliku z zamiarem walnięcia go o ścianę, i nagle... cisza. Stałem przez chwile nasłuchując. Jedynym odgłosem był ten, który wydobywał się z głośników. Odetchnąłem z ulgą i usiadłem na kanapie. Zatrzymałem film i przewinąłem go do momentu, w którym urwała się akcja. Kiedy na ekranie ujrzałem znajomą postać, rozsiadłem się wygodnie i patrzyłem w napięciu, jak zbliża się do tego samego narożnika, jak podchodzi wolnym krokiem w kierunku pogrążonej w cieniu ściany, jak opiera się o mur i wolno wychyla na drugą stronę, jak...
BBBBRRRRRRRRRRRRRRRR!!!!
Dlaczego mnie to nie zaskoczyło? Siedziałem na kanapie i wzrokiem pozbawionym emocji spoglądałem na ekran. Nic na nim dla mnie już nie było. Nie widziałem żadnego filmu i nie czułem akcji. Widziałem natomiast w wyobraźni, jak mój sąsiad wierci dziury w ścianie, trzymając w rękach wiertarkę. Taki miałem dzisiaj film.
Czemu akurat wybrał ten dzień na remont? Akurat ta pora dnia? Nie było innej? Tydzień ma siedem dni, a on uparł się, by zrobić demolkę właśnie w ten, który ja przeznaczyłem sobie na odpoczynek.
Spauzowałem film. Odstawiłem piwo na stolik. Poszedłem do łazienki załatwić potrzebę. Kiedy umyłem ręce, postanowiłem, że dam jeszcze sobie szansę. Rozsiadłem się z powrotem na kanapie. Włączyłem film i w spokoju czekałem, aż mój sąsiad ponownie zacznie akcję wiertło.
Mijały minuty. Żaden dźwięk nie dobiegał zza ściany. Łyknąłem piwa, czując narastającą we mnie ulgę. Odstawiłem butelkę na stolik i zagłębiłem się w miękkim oparciu kanapy. Na ekranie bohater walczył z nieznanymi, zamaskowanymi sprawcami. Trup się ścielił. Kule śmigały raz za razem nad głową aktorów, a ja pomału zacząłem się zastanawiać, jak to możliwe, by z kilku pistoletów mógł wydobywać się huk całej artylerii?
Zmarszczyłem brwi. Przyciszyłem głośność i nasłuchiwałem. Huki i łomoty brzmiały nadal, ale dobiegały gdzieś spoza pokoju, spoza domu. Nagle uświadomiłem sobie, że to dzień, w którym przypada kolej, na wywóz śmieci z mojej dzielnicy...
Nie wierzyłem w to. Po prostu nie mogłem uwierzyć w to, co się dzieje. A dudnienie śmieciarki brzmiało dopiero z oddali. Ona się zbliżała... Bardzo powoli... Z każdym nowo wywalonym koszem na śmieci była coraz bliżej mojego domu...
Kiedy nadjechała pod samo ogrodzenie, huk wywalanych koszy rozerwał doszczętnie nie tylko ciszę, ale również mój spokój i zdemolował kompletnie moją cierpliwość pogrążając w gruzach mój plan na dzisiejsze popołudnie. Wkurzony wyszedłem z pokoju. Z hukiem otworzyłem drzwi wyjściowe i zszedłem do garażu. Złapałem za pierwsze lepsze ostre i ciężkie narzędzie. Poczułem chłód nie tylko w dłoni, ale również i we wnętrzu mojego ciała i...
Trzasnąłem siekierą w pieniek. Nie odpocznę dziś, po prostu nie odpocznę. Zacząłem rąbać drzewo, bo uznałem, że i tak już dziś nie obejrzę w spokoju tego cholernego filmu, więc zajmę się czymś, zanim kogoś zabiję!
Kiedy stos porąbanego drewna znacznie się powiększył, odłożyłem na bok siekierę. Przetarłem dłonią wilgotne od potu czoło i udałem się na górę. Cisza, która przywitała mnie w mieszkaniu zszokowała swoim spokojem moje uszy. Wszedłem do pokoju. Usiadłem na kanapie. Zaczerpnąłem łyk piwa. Przez chwilę siedziałem, nasłuchując. Nic. Cisza. Błogi spokój. Czyżby wszyscy nagle odczepili się ode mnie?
Włączyłem film w momencie, w którym go przerwałem. Rozsiadłem się wygodnie i...
BBBBBBZZZZZZZZZZZ!!!
Myślałem, że piwo, które trzymałem w dłoni, wyląduje na ścianie za moimi plecami. Zerwałem się na nogi. Ale było coś nie tak. Hałas brzmiał zdecydowanie głośniej i dobiegał z wnętrza domu. Z któregoś pomieszczenia. Chyba z kuchni... i brzmiał inaczej, bardziej denerwująco.
Wyszedłem z pokoju. Stanąłem w korytarzu i wpatrywałem się, jak moja żona siedziała na krześle, trzymając w dłoniach niewielki przedmiot. Przedmiot warczał niemiłosiernie. Warczał? On wył jak sam diabeł!
- Kochanie – zapytałem, siląc się na spokój – skąd mamy młynek do kawy?
- A wiesz, skarbie – odpowiedziała nie odwracając wzroku od magicznego przedmiotu, który trzymała w dłoniach – zawsze pijemy rozpuszczalną. Pomyślałam sobie, że zrobię ci niespodziankę i zakradnę się ukradkiem do domu, kiedy ty będziesz zajęty rąbaniem drewna. Było by miło, gdyby tak wrócić do strych czasów, zrelaksować się odrobinę przy aromacie świeżo mielonej kawy i przypomnieć sobie czasy, kiedy mieliło się ją w elektrycznych młynkach.

Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania