Wspomnienia sfrustrowanego faceta: Zjawa
Otworzyłem powoli oczy. Wokół mnie ciemności skrywały otoczenie, ale wiedziałem dobrze, że leżę na własnej kanapie we własnym pokoju. W głowie wciąż walały się okruchy snu, a ja zastanawiałem się, czy dźwięk, który mnie wybudził był częścią urwanego nagle koszmaru, czy po prostu dobiegł mnie gdzieś z domu.
Podniosłem się. Przez chwilę nasłuchiwałem. Cisza była tak głęboka, że aż buczała w uszach. Mimo to czułem się niepewnie. Moja małżonka drzemała w sypialni obok. W pewnym momencie naszego wspólnego życia uznaliśmy, że będzie lepiej, kiedy w nocy będzie dzieliła nas ściana. Tu nie chodziło o brak zainteresowania seksualnego, czy w ogóle o kompletny zanik współżycia małżeńskiego, które, notabene, wypaliło się jakieś pięć, no może dziesięć lat temu, to była raczej chęć wyspania się i spędzenia ciszy nocnej w błogim spokoju, niezmąconym drażniącymi odgłosami, objawiającymi się w postaci notorycznego, głośnego chrapania, nie dającego ukojenia po ciężko spędzonym dniu i nie pozwalającego wyspać się przed porannym zrywem do pracy.
Nasłuchiwałem jeszcze przez chwilę. Kiedy żaden dźwięk nie zmącił ciszy nocnej, przewróciłem się na drugi bok i podciągnąłem wyżej kołdrę z zamiarem zaśnięcia. Czułem, jak błogo odpływam. Jak świadomość miesza się powoli z senną marą. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie kolejny szmer, który po raz drugi tej nocy wyrwał mnie z objęć snu.
Podniosłem tułów i usiadłem na łóżku. Wydawało mi się, że odgłos, którego ciche echo wciąż kołatało się w mojej podświadomości, zabrzmiał tym razem nieco głośniej. To bardziej utrwaliło mnie w przekonaniu, że coś niepokojącego jednak się w domu dzieje.
Wstałem. Wolno wsunąłem stopy w kapcie i ruszyłem przed siebie. Drzwi do pokoju były otwarte, więc nie musiałem martwić się, że odgłos skrzypiących zawiasów wybudzi małżonkę. Nie zamykam ich na noc. To na wypadek takich niespodziewanych akcji, jak ta, albo kiedy przyciśnie mnie w pęcherzu.
Stąpając cicho na palcach przemierzyłem korytarz. Po drodze minąłem pokój, w którym spała zona. Drzwi były uchylone, więc widziałem, jak spała na łóżku. Kołdra podnosiła się rytmicznie w takt jej przyspieszonego oddechu. O dziwo, nie chrapała.
Udałem się do kuchni. Nie zapaliłem światła. Nie chciałem, by światło z lampy przeniknęło do pokoju żony. Mój wzrok zdany był więc tylko na blask księżyca, wpadającego do środka przez okno. Rozejrzałem się. Niczego specjalnego nie zauważyłem. Również żaden podejrzany dźwięk nie niepokoił moich uszów. Wzruszyłem tylko ramionami i odwróciłem się. Chciałem odejść, ale coś mnie powstrzymało...
Coś tam było...
Zimny dreszcz przebiegł moje ciało. Powoli odwróciłem głowę. Zmrużyłem powieki, by bardziej przeniknąć ciemności i wtopić swój wzrok w głębie kuchni. Odniosłem wrażenie, że coś stoi po drugiej stronie pomieszczenia. Coś białego i wielkiego...
Padłem na kolana! Poważnie... Moje nogi same odmówiły posłuszeństwa, a ciało pchane jakąś niewidzialną, nadprzyrodzoną siłą, ugięło się przed czymś nieznanym, przed istotą, która była jak z innego świata.
Jak zahipnotyzowany wpatrywałem się w kontury tajemniczej istoty, której blady cień niewyraźnie rysował się na tle zamkniętego okna. Poczułem się kimś ważnym i wyjątkowym. Poczułem się jak wybraniec. Nieistotne dla mnie było, że mogę być w niebezpieczeństwie, że coś może mi się stać.
Co robisz?
Usłyszałem z oddali pytanie. Istota do mnie przemówiła, a jej słowa docierały do mojego mózgu powoli. Byłem w szoku. Głos brzmiał jak dźwięk dzwonu bijącego gdzieś spoza granic świadomości.
Nagle potężny blask rozerwał kłębiące się wokół mnie ciemności. Zamknąłem oczy oślepiony nagłym wybuchem jasności, utwierdzony w przekonaniu, że oto otwiera się dla mnie niezbadane i niepoznane dotąd wnętrze kogoś, lub czegoś, co mogło być tylko z innego świata.
No pytam się? Co ty robisz, kretynie!
Te słowa podziałały na mnie mniej więcej tak, jak wiadro wody wylane na kogoś, kto przypadkowo przechodził obok czteropiętrowego bloku w lany poniedziałek...
Powoli otworzyłem oczy. Klęczałem na środku kuchni. Światło z żyrandola rozświetlało pomieszczenie. Wiedziałem, że słowa, które jak cep niespodziewanie przecięły powietrze i uderzyły w moją świadomość, mogła wypowiedzieć tylko jedna osoba.
- Kochanie – zapytałem nieśmiało – to ty nie śpisz?
- Jak mam spać, skoro mój mąż łazi po domu w środku nocy?
- A czy ty widzisz to, co ja?
- Co?
- No tą białą postać stojącą...
Nie dokończyłem. Zamilkłem wskazując palcem przedmiot, którego jeszcze nie tylko przed chwilą nie było po drugiej stronie kuchni, ale i od jakiegoś czasu w ogóle nie widziałem go w tym pomieszczeniu.
Żona jednym, prostym słowem uświadomiła mi nagle, że to coś, co stało naprzeciwko mnie, to nie żadna istota spoza ziemi, ani nawet nie wytwór mojej wyobraźni, czy też resztki snu, tylko:
- TO LODÓWKA!
- Ale co ona tu robi?
- Gdybyś tyle nie gapił się na mecze w telewizji, to byś usłyszał, jak dwóch tragarzy wnosiło ją dziś po południu do domu, i pamiętałbyś, że sam złożyłeś na nią zamówienie dwa tygodnie temu w sklepie!

Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania