Poprzednie częściWspomnienie ( Prolog )

Wspomnienie (1)

Co wtedy czułam? Jakby ktoś wbijał mi noże w serce, w plecy .. Jakby dźgał całe moje ciało, nie chciałam w to wierzyć, ale widząc zapłakaną buźkę siostry, która wybiegła a ojca, który nagle walnął w stół zrozumiałam, że to chora rzeczywistość.

- Musiałaś, naprawdę musiałaś teraz?! ~ Ojciec krzyczał i mimo, iż z jednej strony rozumiałam jego emocje to też z drugiej ani trochę.. No bo jak można było nie powiedzieć? Chciałam zadać pytanie, ale tylko zdążyłam otworzyć usta

- Liliano, zostaw nas. ~ Jego głos nagle złagodniał, oboje patrzyli na siebie bez słowa, przytaknęłam. Stwierdziłam, że muszę znaleźć Hope, byłam przekonana, że zanosiła się teraz płaczem w swoim pokoju nie do końca rozumiejąc co się właściwie dzieje, chciałam ją ochronić, w tej właśnie chwili obiecałam sobie, że nigdy nie pozwolę aby cierpiała, postanowiłam zabrać jej cierpienie. W końcu była moją siostrą .

Znalazłam Ją, przytulała do siebie swojego Toma, tak nazwała swojego ulubionego pluszaka, płakała, a gdy mnie zobaczyła rozpłakała się jeszcze bardziej.

- Kochanie ..

Wkroczyłam do jej pokoju twardo, musiałam być silna, dla Niej. Usiadłam obok i objęłam ją ramieniem a już po chwili obie byłyśmy w siebie wtulone, milczałyśmy, ale milczenie czasem mówiło więcej od słów. Głaskałam ją po głowie co jakiś czas muskając ją ustami, płakała,płakała.. Aż w końcu zasnęła . Ułożyłam ją bezpiecznie do łóżka, opatuliłam i cicho wyszłam by sama zalać się łzami, teraz mogłam sobie na to pozwolić, na małą chwilę .

Następnego dnia, czułam jakbym śniła, ale teraz zupełnie o czymś innym, tak chciałam, żeby to był tylko cholerny sen. Usiadłam na łóżku i spojrzałam w okno, szaro, brzydko, ponuro.. Serio, nawet niebo zamierzało dzisiaj płakać? Cisza,cisza, która sugerowała, że jestem sama . Zeszłam do kuchni i jak to było w zwyczaju na lodówce była karteczka " Jesteśmy na zakupach, buziaki . Mama "

Pierwsza myśl, a może faktycznie to był tylko sen? Koszmar, z którego w końcu się wybudziłam. Zrobiłam sobie kawę, zapach kawy o poranku, to było coś co lubiłam. Usiadłam na krześle rozkoszując się chwilą, nagle drzwi się otworzyły i najpierw wbiegła moja siostra, o dziwo śmiejąca się a zaraz za nią tata, który gonił ją, bawili się . Kolejne zdziwienie tego dnia, trochę minęło zanim zobaczyłam mamę, miała zakupy w dłoniach i gdy tylko mnie zobaczyła pocałowała mnie w czubek głowy

- Długo spałaś, źle się czujesz? ~Spytała i od razu przyłożyła dłoń do mojego czoła, zbyt wielka troska, nadopiekuńczość , ale matki tak chyba już miały. Zastanawiało mnie tylko, skąd u Niej taka pogoda ducha, przecież dowiedziała się, że umiera ..A może specjalnie próbowała sie tego wyprzeć? Ale Hope, tata.. dlaczego oni zachowują się jakby nic się nie stało?. Chyba kilka razy do mnie mówiła, bo patrzyła na mnie zmartwiona a za chwilę stwierdziła, że chyba będę chora bo dziwnie się zachowuję .

- Wszystko dobrze, a Ty jak się czujesz? ~ Chyba moje pytanie ją zaskoczyło, nagle zaczęła rzucać ciuchami w moją stronę mówiąc, że obie mamy takie same koszulki. Normalnie pomyślałabym, że to obciach, ale w tej chwili tak o tym nie myślałam.

- Lili, zobacz co mam!

Hope cała w skowronkach skoczyła mi na kolana, o mały włos nie rozlałyśmy kawy na podłogę, ale była zbyt pochłonięta pokazywaniem mi swojej nowej lalki barbie . Jak zawsze pokazywałą mi akcesoria,z wielkim zafascynowaniem o tym opowiadała, no ale w końcu, która dziewczynka nie kocha barbie?. Po euforii zakupowej dowiedziałam się, że że czeka na mnie niespodzianka dziś wieczorem, niespodzianka .. Nienawidzę niespodzianek. Zaczęłam pomagać przy obiedzie, i właśnie wtedy coś mnie zaniepokoiło ..

- Mamo, zła data. wczorajsza.

Stwierdziłam patrząc na kalendarz, może to było głupie, ale mama zawsze dbała żeby była właświwa, wszystko zresztą miała pod kontrolą, zawsze bawiło mnie, że kto w tych czasach wiesza kalendarz na ścianę, ale mama nie lubiła zmieniać swoich przyzwyczajeń

- Wczorajsza? Lilka, wszystko dobrze? Jest dobra data. Dzisiaj jest siedemnasty czerwca . ~ Odpowiedziała pogodnie posyłając uśmiech. Zamrugałam oczami, przecież siedemnastego czerwca jedliśmy kolację przy stole, wczoraj. Wczoraj mama wyznała, że jest chora . Więc jakim cudem?

- Ciocia Ana jedzie, ciocia Ana!

Znów było słychać szczęśliwe krzyki Hope. uwielbiała ciotkę Ane, zresztą .. Tej kobiety nie dało się nie kochać, zapowiadał się uroczy wieczór .

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania