Wszyscy tak robią... zawsze.

Alina była zawsze prawdziwą damą. Zawsze ubrana w eleganckie sukienki, zawsze z torebką przewieszoną przez ramię. Zawsze miała włosy wysoko spięte w kok, który stawał się efektem kilkunastu minut pracy przez lustrem.

"Zawsze" to słowo nieczęsto goszczące na języku Aliny. Kobieta, właściwie od zawsze, bała się rutyny, tego jednostajnego tempa życia. I, o ironio, ta rutyna dopadła ją w wieku trzydziestu trzech lat, gdy wreszcie powoli udawało stanąć się jej na nogi po długim, w rezultacie nieudanym związku.

Alina do tej pory pamięta, choć minęło już od tamtej pory ponad sześć miesięcy, jak siedziała po ciemku w toalecie w swoim mieszkaniu na drugim piętrze bez windy; jak zakrywała twarz w dłoniach, bo nie chciała, by ktokolwiek ją zobaczył w takim stanie. Została sama, ale i tak się bała.

 

Jej świat się zawalił z dnia na dzień. Z jednej rutyny zdefiniowanej przez jej toksyczny związek z mężczyzną o imieniu Zbyszek, do rutyny przepełnionej samotnością. Nie wiedziała, jak wyrwać się z tej spirali rozterek, niepowodzeń i bólu.

Nie miała nawet na kogo zrzucić całej tej odpowiedzialności za swoje nieszczęście. Nie była jedną z tych trzydziestolatek, które w młodości nie posłuchały się matki czy ojca i związały się z niewłaściwym według nich mężczyzną. Jej matka zawsze miała ważniejsze sprawy, niż los swojej jedynej córki. Alina jeszcze jako mała dziewczynka obiecywała sobie, że nie będzie powielała obojętności swojej matki. Zawsze wiedziała, że jak do niej przyjdzie macierzyństwo, a szczerze tego pragnęła, to będzie zawsze opiekuńcza, szczęśliwa w objęciach dziecka i nie będzie zaborcza, o właśnie, nie będzie zaborcza, to było priorytetem. I wierzyła, że to dziecko, to wspólne szczęście, to ognisko domowe będzie mogła stworzyć ze Zbyszkiem...

 

Została sama. Wypalona, z bagażem doświadczeń i powoli obojętniejąca na innych. Nigdy przecież nie była egoistką, ale teraz miała wrażenie, że jeśli sama nie zadba tylko o siebie, to przepadnie na zawsze przygnieciona wspomnieniami i nieudolnymi planami na przyszłość. A na zawsze, to ona by tak nie chciała...

 

Alina, odkąd pamiętała, a najbardziej od okresu studiów, zawsze kochała prozę Virginii Woof. Nie podzielała jej orientacji seksualnej, choć ostatnimi czasy zaczęła podchodzić do niej w sposób nieco bardziej liberalny. Podświadomie szukała punktów wspólnych z losem pisarki i dopiero po pewnym czasie naszły ją dziwaczne urojenia, że może jej związek ze Zbyszkiem to tak naprawdę tylko przykrywka; może ona go nigdy prawdziwie nie kochała, może to tylko szaleńcze przywiązanie, udawane pragnienie życia jak szary człowiek, podczas gdy jej prawdziwą naturą może być właśnie pociąg do kobiet. Rzecz jasna, odpychała od siebie tę myśl, broniła się rękami i nogami, ale zawsze ją to doganiało w najmniej odpowiednim momencie...

 

Pewnego dnia, gdy Alina szykowała się do pracy, a pracowała w pewnej dobrze sytuowanej i usytuowanej księgarni, znała bowiem wszystkie pozycje na półkach niemalże na pamięć, postanowiła, że tego dnia jeszcze raz przeczyta esej Virginii pod tytułem O chorobie. Pomimo tego, że dziełko jest bardzo krótkie, kobieta nigdy nie miała okazji się z nim w pełni zapoznać.

Ubrała się jak zawsze w elegancką, ale skromną sukienkę, jasne trzewiki i zamknąwszy uprzednio drzwi do mieszkania, jak zawsze ruszyła tę samą drogą do pracy.

 

Przy kasie już czekała na nią Dorota. Była to kobieta niewysoka, z niezmiernie interesującą twarzą. Jej mały, lekko zadarty nos idealnie współgrał z ciemnymi oczami, które zawsze delikatnie podkreślała czarną kredką. Nie mogła mieć więcej, niż dwadzieścia pięć lat, ale tak wydawało się jedynie Alinie. Nigdy nie odważyła się jej zapytać o wiek.

 

- Dzień dobry, Alino! - przywitał ją od progu radosny głos Doroty. - Jak dobrze, że już jesteś, chcesz może kawy?

 

Alina patrzyła na nią przez moment, jakby w skupieniu i nagle zdała sobie sprawę, że cieszy się, że ma taką pracę i taką koleżankę; zawsze mogła na nią liczyć. Uśmiechnęła się więc nieznacznie, skinęła delikatnie głową i podeszła do kasy, gdzie czekała już na nią sterta nowości, które musiały już dotrzeć do księgarni tuż przed jej przyjściem.

Kobieta odłożyła płaszcz na jedno ze stojących wolno krzeseł, jeszcze raz podziękowała Dorocie serdecznie za kawę i postanowiła od razu rozprawić się ze stertą książek.

 

Znalazły się w niej dwa debiuty, kilka nowości kryminalnych. Nagle dłonie Aliny natrafiły na książkę z dość jasną okładką. Zagraniczny autor, a polski tytuł brzmiał Dogonić utracone. Obróciła ją kilka razy, otworzyła na wybranej przypadkowo stronie, po czym zdała sobie sprawę, że ten tytuł nie jest jej obcy.

Miała komuś odłożyć tę książkę, jeśli tylko znajdzie się ona w księgarni. Komuś z pozoru jej obcemu, ale zdawała sobie sprawę, że czasem gust literacki może zdziałać cuda.

 

Nie do końca pamiętała, kiedy po raz pierwszy zobaczyła nieznajomego w księgarni. To musiał być chyba jakiś słoneczny ranek, może czwartkowy, a może piątkowy, sama już dobrze nie pamiętała. Mężczyzna wszedł do środka, kilka minut przeglądał półki z nowościami, trochę pokręcił się przy kryminałach, aż w końcu zawiedziony obecnym asortymentem podszedł do Aliny i nieśmiało zapytał o najnowszą książkę jednego z niszowych pisarzy francuskich. Kobieta doskonale rozumiała jego smutek, bo i ona darzyła ów autora ogromną sympatią. Od razu obiecała, że jeśli przyjdzie tylko najnowsza dostawa i będzie w niej ta książka - od razu ją dla niego odłoży.

 

Nie mogła więc nie dotrzymać danego słowa - potajemnie przełożyła ją na małą kupkę niedaleko okna, w nadziei, że Dorota jej tam nie znajdzie szybciej, niż zgłosi się po nią nieznajomy.

Aż uśmiechnęła się do siebie, bo w gruncie rzeczy, to chętnie znów by go zobaczyła. Z każdą wizytą podobał się jej coraz bardziej. Miał taką smutną twarz, zawsze nosił ze sobą starą, skórzaną torbę przewieszoną przez ramię. Intrygował ją jego gust literacki; cieszyło ją to, że wolał czekać na niedocenianego, francuskiego pisarza, niż karmić się plugawymi wizjami amerykańskich narwańców.

 

- Alino - usłyszała nagle głos Doroty tuż za swoimi plecami, odwróciła się i dostrzegła coś, czego kompletnie się nie spodziewała. - Pan tutaj pyta o jednego pisarza i mówi, że powinnaś coś wiedzieć... - Dorota na końcu zdania zawiesiła nieznacznie głos, dodatkowo go ściszyła, jakby przeczuwała, co tutaj się szykuje.

 

- Oczywiście. - odpowiedziała nie od razu Alina, choć tak naprawdę miała ochotę zapaść się pod ziemię. Zastanowił ją fakt, dlaczego jest zawsze tak, że jak się o kimś myśli, to ta osoba potrafi się zjawić znikąd, przewrócić sytuację do góry nogami i jeszcze zostawić po sobie znaczący ślad w nas samych.

 

Mężczyzna miał ze sobą jak zawsze czarną, skórzaną torbę przewieszoną przez ramię, a do tego jasną, bawełnianą koszulę i jeansowe spodnie rodem z lat 90. Na dworze musiało się już widać zrobić dużo cieplej, niż rano, gdy kobieta wychodziła z domu.

 

Alina uśmiechnęła się do niego zachęcająco i wystarczył jeden gest, by mężczyzna znalazł się tuż obok niej. Pachniał dobrymi, ale nie duszącymi perfumami. Może był to Hugo Boss, a może Klein, Alina nie miała zielonego pojęcia, ale czuła, że mogłaby je wąchać częściej.

Sprzedana książka powędrowała w szerokie objęcia nieznajomego mężczyzny. Wyszli razem na ulicę, jakby to właśnie jemu była ona od zawsze pisana. Alina stała przez moment drętwo wpatrując się jego oddalającą się sylwetkę. Z zadumy wyrwał ją nagle głos jednego z klientów...

 

Kobieta, tuż po powrocie do domu, weszła od razu do łazienki. Zamknęła się w niej na zamek, pomimo tego, że od kilku miesięcy jedynym gościem - i to nie stałym - był listonosz.

Usiadła na pralce i rozsunęła zamek w swojej jasnej, rozkloszowanej sukience. Zsunęła najpierw jedno ramiączko, potem drugie. Sukienka zatrzymała się na jej biodrach.

 

Alina wsadziła wgłąb swoich majtek najpierw jeden palec, potem drugi. Sama złapała się na tym, że jej myśli niebezpiecznie blisko i często krążyły wokół sylwetki nieznajomego z księgarni. Wtedy robiła się jeszcze bardziej mokra.

Po wszystkim zamarła bez ruchu. Patrzyła kilka minut w przestrzeń przed sobą. Nie do końca wiadomo, o czym myślała. Być może o niezapłaconym jeszcze rachunku za prąd, a może o najnowszej dostawie książek do księgarni. Alina potrafiła bardzo szybko wrócić do rzeczywistości. Zawsze tak robiła, tego nauczyło ją życie.

 

Wstała z pralki, obciągnęła i odruchowo wyrównała swoją lekko wygniecioną sukienkę. Była lekko zmęczona po całym intensywnym dniu w pracy, jednak zmęczenie to nie było jakieś szczególne. Alina zdążyła się już przyzwyczaić do tego, że wieczorami zazwyczaj nie starczało już jej siły ruszyć się gdziekolwiek indziej, niż tylko do swojego łóżka.

Och, jakże ubolewała, że było to jedynie jej łóżko.

 

Następne dni przyniosły kobiecie niesamowity spokój. W pracy nie wydarzyło się nic na tyle niezwykłego, by zakłóciłoby to naturalny porządek jej dnia. Dom, praca, dom, spanie - tak wyglądał przekrój całego dania w wykonaniu Aliny. Kobieta zdążyła się już do tego przyzwyczaić. Przestała walczyć z losem, który ostatnimi czasy wcale nie był dla niej łagodny, ani wyrozumiały.

We wtorkowy wieczór usiadła na jednej z osiedlowych ławek. Wzięła w dłonie jedną z niechcianych książek z księgarni i zaczęła ją z namaszczeniem przeglądać. Kilka razy obróciła ją w dłoniach, powąchała jej kartki drukowane przed niespełna dwoma laty i zaczęła czytać.

 

W ręce kobiety wpadł właśnie jakiś romans na tle kryminalnym; jak zwykle... Alina powoli zaczynała mieć dosyć tego, że fikcyjne życie tych wszystkich literackich bohaterów jest ciekawsze od jej własnego. Odkąd pamiętała, to trafiała na kolesi, którzy na jej wyznanie, że chce się z nimi pieprzyć, oni odpowiadali jej: "to przychodź do mnie". Alina kręciła nawet teraz głową w niedowierzaniu i zażenowaniu wywołanym przez jej wspomnienia.

 

Nie chciała przecież już tak dłużej; bardzo nie chciała. Chciała być kochana, chciała być znów namiętna, chciała robić te cholerne kanapki z rana, chciała raz na tydzień postarać się zrobić dobry obiad. Chciała się po prostu starać. Była świadoma, że prawdziwej miłości może po prostu już nie spotkać, ale była na to gotowa. Chodziło jedynie o poczucie, że ktoś jej potrzebuje; że ona jest potrzebna.

 

- Tak niewiele, a tak dużo - pomyślała filozoficznie i nagle przypomniało jej się, jak poznała swojego byłego chłopaka. Sama nie pamiętała, ile to już czasu minęło od tamtego pamiętnego wieczora, ale według jej obliczeń, było to około pięć lat temu. Kobieta nie mogła uwierzyć, że to wszystko wydarzyło się tak szybko i tak szybko - pomimo tych wszystkich wspomnień - się skończyło.

 

Poznali się na imprezie ich wspólnych znajomych. Ona - z wykształcenia kulturoznawczyni, zafascynowana literaturą wszelką, mogłaby siedzieć między regałami godzinami. On - inżynier, debiutant w świecie naukowym, ambitny, przystojny, zabawny. Z pozoru nic ich nie łączyło, wydawali się być ogniem i wodą, ale w końcu coś między nimi zaczęło się rodzić. Iskrzyło już od pierwszych chwil, pozwolili się temu rozwinąć.

A potem wszystko się skończyło, jakby z dnia na dzień, koniec gorącego uczucia, wszystko na nic. Nie było się starać - doszedł do wniosku on. Poddała się i ona.

 

Alina, odkąd tylko pamiętała, zawsze czegoś szukała. Zawsze starała się wybrać ze wszystkiego tę cudowną, najlepszą i najbogatszą esencję, dla której pewne rzeczy w ogóle mają rację bytu. Matka co rusz się na nią denerwowała, bo Alina miała wielu chłopaków. Nie każdy wyglądał na porządnego, nie każdy się kłaniał na ulicy, ale żaden jej nigdy nie skrzywdził. Bywały noce, gdy Alina wracała bardzo późno do domu, ale nigdy z brzuchem. Dziewczyna miała zbyt wiele koleżanek, które swoim doświadczeniem zdążyły ją przekonać, co potrafią niektórzy chłopcy w ich wieku.

 

Tylko, że ona się tak naprawdę nie bała tego, że może zajść w ciążę. Alina niewielu rzeczy na poważnie się obawiała; bardziej to wszystko zmyślała, wzorowo udawała, żeby wtopić się w wiecznie znerwicowane społeczeństwo. Ona chciała po prostu żyć chwilą. Bardziej zależało jej na tym, by nie żałować, że czego nie zrobiła, niż że kiedyś zaryzykowała o jeden raz za dużo.

Przychodziły momenty, zazwyczaj były to ciemne, samotne wieczory, gdy dojrzała już kobieta dochodziła do wniosku, że może los pokarał ją za to wszystko, co w życiu zrobiła nieodpowiedzialnego; za te wszystkie romanse, te wszystkie uniesienia w chwilach największych słabości, a nieraz i za skrajny egoizm.

Alina, choć spodziewała się, że to może być trudna prawda, starała się przyjąć ją spokojnie i pogodzić się z tym, że jej świat w wieku trzydziestu trzech lat wygląda właśnie tak.

 

Tego dnia w pracy, w jej księgarni, panował jakiś błogi spokój. Od rana niewielu było klientów, ulice zdawały się być jakieś opustoszałe, choć na zegarze wybijała już godzina 11:30. Poprzedniego dnia przyszła nowa dostawa książek, więc miała zapewnione zajęcie przynajmniej do pory lunchu. Dorota, jej koleżanka z pracy, krążyła między półkami, co rusz poprawiała te same pozycje wydawnicze; przekładała pojedyncze egzemplarze, które zostały przełożone przez roztrzepanych życiem klientów.

Kobieta, tak samo jak i Alina, zdążyła przyzwyczaić się już do poprawiania książek po innych. Obie zdawały sobie dotkliwie sprawę z tego, że żyją w XXI wieku i niewielu ludzi podchodzi serio do literatury. Jedynymi, którzy jeszcze biorą to na poważnie, to są chyba krytycy, ale to także nieliczni.

Sami pisarze zdają się formułować swoje myśli pod publiczkę, pod gust popularny; tylko pojedynczy, naprawdę oddani literaturze twórcy zupełnie nie przejmują się tym, co napiszą o nich dziennikarze w Wyborczej czy Polityce w rubryce zatytuowanej Książki. Pomimo powszechnej opinii, bardzo ciężko jest być uznaną, szanowaną i docenianą indywidualnością w artystycznym świecie, a przy tym zostać jeszcze sobą, nikogo nie udawać.

 

Alina nigdy nie marzyła o tym, by napisać, ani tym bardziej wydać coś swojego. Wolała krążyć w milczeniu pomiędzy półkami z dziełami polskich i zagranicznych znakomitości. Wolała zostać bierną czytelniczką, bez wkładu własnego w kulturę, wiedziała bowiem, że to nikogo nie uszczęśliwi - ani jej, a tym bardziej nie świat.

Z Dorotą było trochę inaczej - ona po kryjomu pisywała wiersze. Wiersze o życiu, o cierpieniu, o szczęściu, o pięknie i o jej samej. Nikomu ich nie pokazywała. Od razu chowała je głęboko do szuflady, kryła się ze swoją twórczością na wszelkie możliwe sposoby. Nie chciała, żeby świat się z niej śmiał. Absolwentka bibliotekarstwa pisząca marne wiersze? Nie, to by nie przeszło...

 

I tego dnia, Alina również krążyła między regałami, gdy nagle do księgarni wszedł on. Miał jak zawsze przewieszoną przez ramię skórzaną torbę, cienki T-shirt i te same, co zawsze, sztruksowe spodnie. Uśmiechnął się na wejściu, po czym podszedł do kasy, przy której akurat stała Dorota. Rozmawiali przez moment, wymienili jakieś uwagi. Kobieta cały czas bacznie ich obserwowała. Nie zdradziła Dorocie swoich uczuć względem nieznajomego mężczyzny, ale zdawała sobie sprawę, że jeśli tak dłużej będzie sytuacja wyglądała, to nie uda jej się zachować ich w tajemnicy. Zaczynała mieć wrażenie, że zachowuje się nieprofesjonalnie i nieodpowiednio jak na swój wiek.

Alina odwróciła się szybko w stronę klasyki kryminału anglojęzycznego, ale tuż po chwili usłyszała niski i cichy męski głos. Stał tuż za nią. Czuła ciepło bijące od jego ciała. Czuła ten charakterystyczny zapach męskich perfum, który unosił się w powietrzu.

 

- Przepraszam, właśnie dowiedziałem się, że odłożyła pani dla mnie tę książkę, na której tak bardzo mi zależało. - powiedział z uśmiechem.

 

Alina spojrzała na niego badawczo. Starała się zachować spokój, ale już czuła, jak zaczynają się jej trząść dłonie. Od razu pomyślała o Dorocie, tej niemożliwej Dorocie, która już chyba odkryła, co się dzieje w sercu Aliny.

 

- Jasne! - odpowiedziała rozpromieniona możliwością rozmowy z mężczyzną. Tego dnia miał lekki zarost - nie większy, niż dwudniowy. Kobieta bardzo lubiła mężczyzn z takim zarostem. Wydawali się jej być jeszcze bardziej pociągający, tajemniczy i niebanalni, a ten mężczyzna-w szczególności. Alina czuła, że ma w sobie coś intrygującego; coś, co jeszcze należało odkryć, a ona po cichu łudziła się, że może to zadanie przypadnie właśnie jej...

 

Schyliła się i spod jednej z lad wyjęła zarezerwowany dla niego egzemplarz. Patrzył na nią z taką wdzięcznością, takim rozczuleniem, że Alina aż poczuła się nieswojo.

 

- Dziękuję pani serdecznie. - znów się uśmiechnął. - To książką dla kobiety, która jest dla mnie bardzo ważna.

 

Cały urok tej chwili momentalnie prysnął. Alina poczuła, jak dotkliwie upada na twardą ziemię, jak już dłużej nie jest jej dane szybować w chmurach.

 

- Ironia życia znów wygrała - pomyślała rozgoryczoną swoją naiwnością i tą cholerną nadzieją.

 

Mężczyzna musiał to chyba wyczuć, bo natychmiast dodał:

 

- Moja siostra ma w następnym tygodniu urodziny. Chciałem zrobić jej niezapomnianą niespodziankę.

 

Kobieta spojrzała na niego śmielej, otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia wywołanego przez własną głupotę i pośpiech własnych sądów. Zaraz też wybuchła szczerym śmiechem, bo sytuacja zdawała się powoli robić coraz bardziej groteskowa.

 

- Rozumiem. Mam nadzieję, że będzie to dla niej inspirująca lektura. - odparła w końcu, bo cisza między ich dwojgiem zaczynała się niebezpiecznie przedłużać. Matka Aliny powtarzała zawsze, że ciszą można coś zdziałać jedynie w teatrze - nigdy nie należy jej ćwiczyć w życiu, a tym bardziej nie przed mężczyzną. - Uwielbiam tego autora, jest naprawdę świetny. - dodała jeszcze.

 

Mężczyzna spojrzał na nią zaintrygowany, bo zdawał sobie sprawę, że kobieta stojąca tuż przed nim, przeczytała najprawdopodobniej większość pozycji, jakie znajdowały się w księgarni. Cóż, niewiele się tak naprawdę mylił.

 

- Musi mi pani kiedyś o nim opowiedzieć. - zdobył się wreszcie na odwagę i jeszcze dodał ze szczerym uśmiechem: - I nie tylko o tym!

 

Alina poczuła, że się lekko rumieni. Znów miała wrażenie, jakby flirtowała z kolegą z liceum; jakby znów miała te -naście lat.

 

- Bardzo chętnie. - przyjęła to nie wprost przedstawione zaproszenie.

 

- Może ja się wreszcie przedstawię: Piotr. - wysunął w jej kierunku dłoń, która okazała się być zadziwiająco delikatna.

 

- Alina.

 

- Napiszesz mi swój numer? - zapytał z nadzieją w głosie.

 

Dalej wszystko poszło już bardzo szybko. Alina nakreśliła te dziewięć cyfr na malutkiej karteczce razem ze swoim imieniem i nazwiskiem; mężczyzna żartobliwie obiecał, że jej nie zgubi, a następnie wyszedł z księgarni zostawiając za sobą zapach tych aromatycznych perfum.

 

Przez kolejne dni Alina w milczeniu czekała na telefon od Piotra. Spacerowała zawsze najbliżej komórki, jak się tylko dało. Patrzyła na nią systematycznie, choć wiedziała, że i tak najgłośniej ustawiony dźwięk dzwonka odpowiednio powiadomi ją o przychodzącym połączeniu.

Czekała, czekała i nic. Zero odzewu ze strony mężczyzny. Alina poczuła się znów tak bardzo wykorzystana, pomimo tego, że przecież nikt jej niczego nie obiecywał. No, może oprócz tego cholernego, jednego telefonu.

Okropne są takie sytuacje, gdy po odzyskanej nadziei i dumie, znów masz ochotę zakopać się pod ziemią i schować przed całym światem.

 

W kolejny wtorkowy ranek, w księgarni nie było zbyt wielu klientów. Alina przeglądała jedno z najnowszych wydań gazety FOCUS, gdy nagle dostrzegła kątem oka znajomą sylwetkę. To był Piotr. Przyszedł do księgarni, jak gdyby nigdy nic. Uśmiechnął się do Doroty, która niechętnie wskazała w kierunku Aliny. Dorota wiedziała już o wszystkim z opowieści koleżanki. Nie mogła zrozumieć tego, o co chodziło temu mężczyźnie; nie mogła rozszyfrować jego zachowania - najpierw brał od Aliny numer, a teraz milczał jak makiem zasiał.

 

- Alino - szepnął, gdy tylko znalazł się tuż obok kobiety. Trzymał w dłoniach bukiet czerwonych róż.- Może nazwiesz mnie żałosnym dupkiem, ale chcę wiedzieć, dlaczego w ogóle nie odpowiadasz na moje próby kontaktu!

 

Kobiecie prawie wypadła z rąk ta gazeta, którą do tej pory trzymała kurczowo ze zdenerwowania. Nie była pewna, czy dobrze słyszy to, co właśnie powiedział do niej mężczyzna, dlatego też niewyraźnie wydukała:

- Słu... Słucham?

 

- Alino, chciałem się z tobą umówić, zależało mi na tym, ale teraz nie wiem doprawdy, co mam o tym wszystkim myśleć... tym bardziej - dodał już nieco bardziej rozżalonym głosem - że wydawało mi się, że i ty tego chcesz...

 

- Ale przepraszam cię najmocniej, kiedy ty się do mnie odzywałeś? Jak głupia ślęczałam non stop nad ekranem telefonu, a ty...

 

- Telefonu? - przerwał jej zdziwiony. - Jakiego telefonu?

 

- No przecież chyba po to wziąłeś ode mnie numer, żeby do mnie zadzwonić, prawda? - kobieta czuła się coraz bardziej głupio i coraz bardziej, jak za czasów liceum.

 

- Och... - szepnął zrozpaczony. - Ależ ja do ciebie na Facebooku napisałem. Chyba ze trzy wiadomości: pierwszą, czy chcesz się umówić ze mną po pracy; drugą, czy mogę cię kiedyś zabrać na kawę; a trzecią, czy chociaż mogę cię kiedyś odprowadzić. Fakt, trochę dziwiło mnie to, że nigdy nie wyświetliłaś tych wiadomości, ale myślałem...

 

- Boże... - Alina przerwała mu ten irracjonalny monolog głośnym westchnięciem. - Naprawdę? Wiadomość na Facebooku? To po to ci był mój numer telefonu...?

 

- Daj spokój, teraz wszyscy tak robią... - chciał ratować sytuację i wysunął w jej kierunku bukiet tych pięknych kwiatów, który Alina rzeczywiście przyjęła, ale... po sekundzie cisnęła nim w mężczyznę tak mocno, że niektóre z listków wylądowały na podłodze.

 

- To może wszyscy robią i tak... - syknęła zdenerwowana. - Wyjdź stąd natychmiast. - odwróciła się i już miała odejść, ale jeszcze dorzuciła: - I nie pokazuj się tutaj więcej. A - podniosła palec wskazujący do góry - nasze książki też możesz zamawiać przez Internet.

 

Odwróciła się i odeszła, a po chwili zniknęła na zapleczu. Piotr - rozczarowany i lekko poraniony kolcami róż - po chwili wyszedł z księgarni. Jednak jego rany były niewyobrażalnie nikłe w porównaniu do tych, które znów zagościły w sercu kobiety.

Mężczyźnie towarzyszył lekki śmiech Doroty, która w milcząco uczestniczyła w całej tej sytuacji. Tylko nieliczni klienci nie mogli zrozumieć tego, czego właśnie stali się świadkami...

 

Po wszystkim Alina bardzo długo dochodziła jeszcze do siebie. Nie mogła wprost uwierzyć, że nastały takie czasy; że mężczyźni tak bardzo stracili swoją godność. I rzeczywiście - Alina postanowiła zalogować się tego samego dnia na Facebooka. Odczytała trzy wiadomości od Piotra, które dodatkowo zawierały pojedyncze błędy. Po kilku łykach czegoś mocniejszego kobieta doszła do siebie. Być może każdy nowoczesny człowiek XXI wieku nazwałby ją staroświecką kobietą, która została daleko w tyle za nowymi technologiami, ale Alina postanowiła się tym zupełnie nie przejmować. Wolała żyć w zgodzie z samą sobą, niż naginać się pod ten cały cyfrowy cyrk.

A jeśli te dwie rzeczy się wzajemnie wykluczały - ona z pewnością wolała swój własny spokój, niż poklask społeczeństwa.

Z dumą zamknęła ekran swojego przestarzałego laptopa i w myślach wymówiła znaną jej już frazę: "Wyświetlone - nieodpisane."

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Senezaki 20.07.2015
    Ale fajne. Bardzo prawdziwe :)Daję 5, z czystym sumieniem XD Pisz dalej, PROSZĘ XD

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania