Wszystko się może zdarzyć.
Znowu zaczął się następny tydzień. W poniedziałek rano zawsze jestem nieprzytomna. Nie jestem w stanie funkcjonować bez kubka kawy. Na dodatek w niedziele byłam na imprezie u znajomych. No nic, czas wrócić do rzeczywistości. Do pracy idę nie zwracając uwagi na jadące ulicą samochody, ani na mijających mnie ludzi. Nie pamiętam jazdy autobusem. Można powiedzieć, że chyba cudem dotarłam do pracy w jednym kawałku. Na schodach czekają na mnie moi dwaj przyjaciele.
- Agatho, Arturze jak wam minął weekend? Coś ciekawego działo się gdy mnie nie było?
Dwa koty zaczęły łasić się i robić ósemki koło moich nóg. Agatha to wyniosła i smukła, czarno – biała kocica, nie bardzo lubiąca przejawy miłości. Typowa singielka. Artur to typowy mężczyzna. Ma umaszczenie biało – rude, o posturze misiowatej, który zadawala się pełną miską, wygodnym posłaniem po nocnych wojażach i solidną porcją czułości. Wyjęłam klucze z torebki i otworzyłam drzwi księgarni. Szybko je zamknęłam, bo mimo, że jest już wiosna poranki są mroźne. Ruszyłam na zaplecze by wstawić czajnik i w końcu dostać moją wyczekiwaną porcję kofeiny. Nagle powietrze przeszył koci wrzask.
- Na Boga, Agatho mam okropnego kaca i boli mnie głowa, więc z łaski swojej przestań atakować biednego Artura. Zaraz dam wam jeść.
Wrzaski nie ucichły, więc tylko westchnęłam. Z przejścia prowadzącego na zaplecze wyleciała Agatha, ale Artur nadal wrzeszczał. Było to bardzo dziwne. Skręciłam za róg i mnie zamurowało. Scena która przede mną się rozgrywała była tak dziwna, że aż nierealna. Na dywanie przed drzwiami od zaplecza leżał mężczyzna. Zamrugałam ponownie, by sprawdzić, czy mi się to nie przewidziało. Szybko wróciłam do drzwi i zapaliłam wszystkie możliwe światła. Potem szybko wróciłam by upewnić się, że mimo szarówki widziałam, to co widziałam.
Niestety ciało mężczyzny nadal tam leżało. W okolicy szyi znajdowała się duża czerwona plama. Prawdopodobnie krew. Wokół ciała było pełno śladów kocich łapek. Najdziwniejszy był jednak strój mężczyzny. Ubrany był w czarny frak, białą koszulę z wyszukanym koronkowym kołnierzem, obcisłe spodnie do kolan, rajstopy, oraz półbuty. Widoczna była też jasna kamizelka. Wyglądał tak jakby ktoś ożywił postać z obrazów Thomoasa Gainsborough, zabił i podrzucił do mojej księgarni. Tą chwilę przerwał mi wrzask Artura, którego Agatha znowu ugryzła.
- Coś mi się wydaje Agatho, że wasze śniadanie i moja kawa będą musiały zaczekać.
Wzięłam na ręce wyrywającą się kotkę i włożyłam ją w karton, który służył kotom za legowisko. Karton postawiłam pod ladą. Po chwili Agatha się uspokoiła, bo wiedziała, że to oznacza że idę po jedzenie. Wzięłam Artura na ręce i wyszłam do sklepu by kupić jedzenie. Nie mogę wejść po nie na zaplecze, więc trzeba coś kupić. Sklep wielobranżowy jest naprzeciwko.
- Cześć Anka, jak weekend?
- Byłam na grillu u znajomych. Wróciłam dopiero późno w niedziele.
- To masz szczęście, że wyjechałaś w taki upał. – Potem pochyliła się, by podrapać Artura. – Cześć Arturze. Wiesz, że w tym Pubie w sobotę zorganizowaną znowu jakiś bal. Tym razem poprzychodzili ludzie ubrani jak jacyś idioci.
- Idioci? – Zastanowiło mnie to. Chyba nie chodziło jej o mojego nieproszonego gościa, leżącego w księgarni. – Masz na myśli mężczyzn ubranych w skórę i łańcuchy?
- Nie, ci to są tu czymś normalnym. – Machnęła ręką i podała mi karmę dla kotów. – Ci ubrani byli jak jacyś aktorzy. Wymyślne suknie, kapelusze z piórami, mężczyźni w spodniach do kolan.
- Pewnie jakiś zakład pracy organizował bal przebierańców, czy coś takiego. – Zauważyłam i zapłaciłam za karmę. Artur zaczął się wiercić.
- Wiem, że interweniowała policja. Kilku podpitych mężczyzn zdemolowało bar.
- Skąd to wiesz?
- Wiesz, że moją ulubioną klientką jest Kasia, która sprząta w Pubie.
- Słuchaj Beatko muszę skorzystać z twojego telefonu.
- Znów zapomniałaś komórki?
- Przecież mnie znasz. – Mimo, że próbowałam udawać twardą ręce zaczęły mi drżeć. Moja przyjaciółka wzięła ode mnie Artura, otworzyła mu puszkę i zwróciła się do mnie.
- Dawaj.
- W mojej księgarni jest trup.
- Trup? Jaki trup?
- Zimny trup. Ubiór z jakiegoś XVII wieku. Na dodatek zakrwawił mi dywan.
Musiałam jej dwa razy wszystko wytłumaczyć. Uparła się by na własne oczy zobaczyć trupa. Wymusiłam na niej telefon na policję. Później poszliśmy do księgarni, by moja przyjaciółka zaspokoiła swoją ciekawość. Dość długo patrzyła na tego mężczyznę.
- Wiesz, że moja mama była krawcową?
- Widziałam twoją suknię ślubną. Istne cudo.
- To nie jest kostium szyty w tym stuleciu.
- To jest oryginalny siedemnastowieczny strój?
- Haft wygląda mi na wiek osiemnasty, ale materiał na dziewiętnasty.
- Jesteś pewna? Skąd tyle wiesz o modzie męskiej?
- Mama sporo mi opowiadała. Poza tym, jakieś dziesięć lat temu dostała zlecenia na kostiumy do teatru. Sporo się dowiedziałam o haftach i materiałach. Pamiętam, że tygodniami szukaliśmy materiału, który nadawałby się na kamizelkę. Jak znaleźliśmy odpowiedni materiał, to kolory były nie te. W końcu uszyła kamizelkę z innego materiału, ale źle się układał i aktorzy ciągle musieli go spinać i prostować … Dziwne … Temu strojowi czegoś brakuje.
- Czego?
- Spinek do mankietów.
- Ktoś mu gwizdnął spinki do mankietów? Kto na Boga jeszcze coś takiego nosi?
- Biznesmeni.
- Coś takiego jest drogie?
- Koło tysiąca złotych, są też takie za pięć tysięcy.
- A te, które mu ktoś ukradł?
- Zależy. Kolekcjoner może dać nawet sto tysięcy.
- Sto tysięcy?! Za spinki do mankietów?!
- Kochana, kończyłaś ekonomie i zapominasz o prostej zasadzie: Cena zależy od tego, ile ktoś da za towar.
- Policja! Ręce do góry!
- Świetnie Betty. Teraz nas przez ciebie zamkną.
Trochę czasu minęło zanim wszystko wytłumaczyłam. Jeden z policjantów usiadł ze mną przy ladzie i spisywał moje zeznania, a drugi zajmował się w tym czasie moją ciekawską przyjaciółką. Na nieszczęście Agatha znudziła się czekaniem na śniadanie i wyskoczyła z pudełka robiąc wrzask i hałas. Rzuciłam się w jej kierunku, bo nie chciałam, by znów wdepnęła w krew. Ten sam pomysł przyszedł komuś innemu do głowy i wylądowałam na podłodze z wielkim guzem na głowie. Ostrożnie obmacałam głowę i spojrzałam na osobę, która spowodowała kolizję. Był to młody harlejowiec. Spodnie i kurtka ze skóry, postura lekko umięśniona.
- Nic pani nie jest?
- Nic poza guzem na głowie i siniakiem na tylnich partiach.
Nagle do naszego małego tet a tet dołączyły następne osoby. Kocica nieźle sobie poczynała. Dałam znać Beacie, która pobiegła do sklepu i po minucie wróciła ze śniadaniem Agathy. Po spacyfikowaniu kota mogliśmy powrócić do dalszego przesłuchania. Tym razem przepytywał mnie harlejowiec, detektyw Robert Mięczak. Zainteresował się imprezą w pubie, natomiast machnięciem ręki zbył to co mówiła Betta. Nieźle mnie tym wkurzył. Postanowiłam porozmawiać o tym z Bettą wieczorem. Tymczasem policjanci wynieśli zwłoki i powoli moja księgarnia opustoszała. Popatrzyłam na Agathę, która myła pyszczek.
- Coś mi się widzi, że trzeba będzie zabawić się w Herculesa Poirota, lub Sherlocka Holmesa.
Do wieczora czyściłam podłogę i szykowałam księgarnie do jutrzejszego otwarcia. Po ciężkiej pracy fizycznej postanowiłam wstąpić do pubu na drinka, lub dwa. Po drodze namówiłam na wypad Bette i we dwie udaliśmy się zabawić. Dziś przy barze na szczęście nie było dużo osób. Kupiliśmy dwa szoty i usiedliśmy przy barze. Barman śledził nas wzrokiem. Pomyślałam, że wie wszystko co tu się dzieje. Poza tym wiadomo, że barman jest jak ksiądz. Ludzie non stop się mu zwierzają.
- Spokojnie tu. Zawsze jest taka cisza?
- Nie. – Barman milczek?
- Jakieś ciekawe imprezy będą w tym tygodniu?
- A pani co, glina czy dziennikarka?
- Jestem ciekawa jakie imprezy się tu odbywają. Mam możliwość przeprowadzki w pobliże rozglądam się po okolicy. Jesteś barmanem, więc wiesz co w trawie piszczy.
- Pub, jak to pub. Nic niezwykłego.
- Szkocką z lodem i limonką. – Do baru podszedł jakiś goguś w drogim garniturze, podróbką roleksa i dziwnym upodobaniu do alkoholu.
- Tysiąc. - Prawie się zakrztusiłam. Tysiąc złotych za drinka? To chyba w szklance ze złota. Ok, facet nosi oryginał roleksa.
- Mam dziewięćset euro. Stówkę dorzucę jutro.
- Tysiąc, albo nie ma drinka z limonką.
- Mogę płacić kartą?
- Przyjmujemy tylko gotówkę.
Dziwna rozmowa. Ciekawe o co chodzi z tym drinkiem. Pomyślałam, o pieniądzach, które dostałam od brata by się urządzić. Czas się zabawić. Poprosiłam Bette by na mnie poczekała i pojechałam po pieniądze. Kiedy wróciłam po pół godzinie przy barze był inny barman. Postanowiłam zaryzykować.
- Poproszę szkocką z limonką.
- Dwie osoby tysiąc pięćset. – Miałam szczęście, że wzięłam dwa tysiące. Zapłaciłam i dostałam dziwny klucz. - Drzwi obok kuchni. Ruszajcie.
Pociągnęłam przyjaciółkę, która była już nieco zachwiana. Przekręciłam klucz i otworzyłam drzwi. Weszłam do korytarza. Paliły się małe lampki oświetlające drogę do następnych, tym razem podwójnych drzwi. Pchnęłam je i mnie zastopowało. Znaleźliśmy się w jakiejś dziwnej sali. Pełno tu było krzyży, łańcuchów zwisających z różnych miejsc, ławek oraz mężczyzn i kobiet ubranych w skóry.
- Cholera oni tu prowadzą klub bdsm.
- Jaki klub? Hej czy on wpycha jej do tyłka … - Moja przyjaciółka pokazywała palcem jakąś parę. Naga kobieta była przywiązana do czegoś na kształt kozła do ćwiczeń na w – f. Za nią stał mężczyzna wkładający zatyczkę do jej tyłka.
- Idziemy. Już wiem co się tu dzieje. Nie tego szukamy, wierz mi.
Postanowiłam jak najszybciej się wydostać z tego miejsca. Właśnie dochodziłyśmy do wyjścia gdy zatrzymał mnie jakiś mężczyzna. Pochylił się i szepnął mi na ucho.
- Miałbym ochotę panią związać i solidnie wychłostać. Co tu robicie do stu diabłów?
Odwróciłam się odruchowo i zamarłam. Nademną pochylał się nie kto inny, tylko detektyw Robert Mięczak. Ze strachu prawie dostałam ataku serca. Betta za to roześmiała się i odezwała na cały głos.
- Doberek panie detektywie. Pan też tu przyszedł śledzić podejrzanych?!
Oboje zamarliśmy. Wszyscy zatrzymali się i patrzyli na nas. Nagle w naszą stronę ruszyli czterej ochroniarze postury Pudziana. Wzięliśmy Bette między siebie i ruszyliśmy biegiem do wyjścia. Na szczęście w tym samym momencie wpadli ze wszystkich stron policjanci i mogliśmy szybko dać nogę. Zatrzymaliśmy się dwie przecznice dalej. Ciężko oddychałam. Ledwo łapałam powietrze.
- Nigdy jeszcze nie biegłam tak szybko na dwudziestocentymetrowym obcasie.
- Co do diabła robiłyście tam?
- A pan? Nie wiedziałam że interesuje pana BDSM.
- Prowadziłem sprawę. Zniszczyliście moją przykrywkę.
- My po prostu poszliśmy na drinka z limonką.
- Drinka z limonką! Macie szczęście, że tam byłem. – Detektyw wyskoczył na ulice i zatrzymał taksówkę. - Zabierz ją do domu. Porozmawiamy jutro w księgarni.
Wsiadłyśmy do taksówki i pojechaliśmy do mnie do domu. Położyłam Bette na kanapie i wysłałam sms do mojego przyjaciela, projektanta mody. Może rzuci trochę światła na tą sprawę. Poszłam spać o trzej w nocy. O szóstej rano wyrwał mnie ze snu telefon.
- Bonjour madame Nowak.
- Jean jest szósta rano, przestań ćwierkać jak skowronek.
- Co mogę dla ciebie zrobić kochana. Czyżbyś w końcu zdecydowała się zostać moją kochanką? Byłabyś moją ulubienicą. – Roześmiałam się wyobrażając sobie swojego przyjaciela. Pewnie ma na sobie pstrokaty szalik i szaloną fryzurę. Jest zatwardziałym gejem od dwóch lat szczęśliwie żonaty.
- Jean, co Pierre na to by powiedział?
- Pewnie zażądałby rozwodu.
- Jean co wiesz o strojach z ubiegłych epok.
- O co ci dokładnie chodzi? – wytłumaczyłam mu pokrótce historie o trupie i o tym co zauważyła Betta. Po kilku przekleństwach mógł normalnie rozmawiać. – Jeżeli chodzi o spinki do mankietów, to nie ma zbyt wielu chętnych. Spróbuje skontaktować się ze znajomym, czy ktoś nie chciał takich sprzedać.
Pożegnaliśmy się i położyłam się spać. Budzik zadzwonił ledwo zamknęłam oczy. Wstałam, przechodząc obok kanapy obudziłam przyjaciółkę i po półgodzinie biegliśmy na przystanek. Przed drzwiami księgarni, oprócz kotów czekał na mnie ktoś jeszcze. Detektyw Robert Mięczak.
- Agatho, Arturze przecież tyle razy wam mówiłam, żeby nie rozmawiać z nieznajomymi.
- Dziwne imiona jak na koty.
- Mają znakomitych imienników. Agathe Christie i Artura C. Doyla.
- Koci detektywi?
- Nie wie pan, że kot to wspaniały detektyw.
- Mów mi Robert. Wejdźmy do środka i porozmawiajmy.
- Jednym słowem, chcesz bym zaprosiła cię na kawę, co? Wchodź.
Weszliśmy w czwórkę do środka. Podczas kiedy woda się gotowała, dałam jeść naszym czworonożnym przyjaciołom. Gdy kawa była gotowa wyszukałam herbatniki i tak zaopatrzona ruszyłam na starcie z panem detektywem.
- Zacznij od początku. - Wyjaśniłam mu jak dostałyśmy się do środka. Był nieco wkurzony. – Czy wy w ogóle zdajecie sobie sprawę z niebezpieczeństwa? Ci ludzie byli gotowi was zabić.
- Hej, nie przesadzaj. W końcu zapłaciłam 1500 Euro by tam wejść. Byłam ich gościem.
- To pokój spotkań mafii, ty idiotko! Ci ludzie są gotowi odstrzelić wam głowy dla zabawy.
- My tylko …
- Przestań bawić się w Sherlocka Holmesa. To nie Scotland Yard, tylko Bydgoszcz. Realny świat. Jak za głęboko wdepniesz, to zginiesz.
- Rozumiem. Więcej tam nie pójdę. Przestań być tak spięty. Lubisz filmy?
- Zapraszasz mnie do kina?
- Raczej chodziło mi o to, byś obejrzał sobie coś dla relaksu. Ale randka też jest dobra.
- Przyjdę po ciebie o ósmej. Ubierz coś czarnego, ładnie ci w tym kolorze.
Po tych słowach złożył na mych ustach pocałunek, a potem … po prostu wyszedł. Nie doszłam jeszcze do siebie po wizycie Roberta, gdy odezwał się mój telefon.
- Witaj bellisima.
- Jean …
- Pomyślałem, że będziesz chciała wiedzieć, że spinki które szukasz kosztują 100.000 euro. Jeżeli jesteś zainteresowana kupnem …
- Czyś ty oszalał? Mam obrabować bank?
- Może wystarczyłaby szóstka w Lotto?
- Jean … jesteś niepoprawny. A co z kupującymi?
- Jakoś brak.
- Szkoda. Mimo wszystko, dzięki.
Zakończyłam rozmowę i zaczęłam zastanawiać się gdzie można dostać stroje. W tym momencie weszła mama z trójką córeczek ubranych jak wróżki.
- Przepraszam, ale gdzie pani kupiła takie wspaniałe stroje?
- Dzieci chodzą do przedszkola. Panie przedszkolanki mają umowę ze sklepem ze strojami.
- A czy dla dorosłych też tam można kupić stroje?
- Nie wiem. Ale moja teściowa pracuje w teatrze i tam mają wypożyczalnie strojów. Wiem ostatnio, że nawet ukradli im jakiś siedemnastowieczny strój.
- Pani żartuje?
- Nie, a najlepsze, że zostawili spinki od mankietów. Najdroższą część stroju.
- Ale numer.
Jeszcze chwilę porozmawialiśmy, a dziewczynki w tym czasie wybrały sobie bajeczkę. Ich mama zostawiła mi namiary na teściową. Po rozmowie z nią dowiedziałam się, że owszem mieli męski strój siedemnastowieczny, ale ktoś go nie oddał. Drugi identyczny strój ma aktor występujący w spektaklu. Jeżeli poczekam z miesiąc, to mi go wypożyczą. Podziękowałam za informacje i postanowiłam pójść z Robertem na przedstawienie. Wysłałam mu sms, że wybieram się dziś do teatru i może mi towarzyszyć. Odpisał że się chętnie zrelaksuje.
Umówiliśmy się przed teatrem. Ubrałam sukienkę, długą, czarną, z haftem srebrną nitką. Robert miał czarny frak, w którym wyglądał równie przystojnie i nieziemsko jak w skórze. Ponieważ Robert ledwo zdążył na przedstawienie, weszliśmy gdy już się zaczęło. Jakie było moje zdziwienie, gdy na scenie ukazał się … mój trup. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Albo mam halucynacje, albo … Zatrzymałam się, przez co Robert na mnie wpadł.
- Co się stało?
- Mój trup jest na scenie.
- Co?
Spojrzał na scenę i zamarł. Zamarł też aktor. Nagle z krzeseł poderwało się kilka osób. Dwa karki przepychali się by dostać się na scenę. Zaczęłam krzyczeć, Robert pobiegł za karkami, a ja za Robertem. Nastąpiła chwila chaosu. Każdy krzyczał, każdy miał broń (oprócz mnie), wiele osób panikowało. Nagle między Robertem, a jednym z siłaczy rozegrała się regularna bitwa na pięści. Nie chciałam by aktor uciekł, więc chwyciłam go za … spodnie i trzymałam. Nagle ktoś chwycił mnie w pasie. Postanowiłam nie dać się pokonać i kopnęłam napastnika w … coś. Specjalnie nie celowałam. Po moim wykopie ktoś krzyknął, ktoś zawył, a ktoś kogoś uderzył i nastąpiła cisza.
- Puść go kochanie. Zaraz go skuje i wszystkiego się dowiemy.
Puściłam swoją zdobycz i rozejrzałam się po scenie. Jeden z siłaczy leżał na scenie nieprzytomny, drugi trzymał się za swoją męskość i piszczał. Aktor wyglądał tak, jakby z trudem łapał powietrze.
Następnego dnia Robert przyszedł do mnie rano do domu. Powiedział że trup w księgarni to brat bliźniak aktora. Obaj byli zamieszani w handel z mafią, która rezydowała w Pubie naprzeciwko. Obaj byli obecni na imprezie przebierańców i nadepnęli wysoko postawionym gangsterom na odcisk. Nie wiadomo do końca czy chcieli zabić aktora, czy jego brata. W każdym razie zabili jednego i postanowili podrzucić go do mojej księgarni. Według relacji wiele osób wpadło w zasadzce w klubie.
Co do mnie, no cóż. Robert odwiedza mnie prawie codziennie, a jego wizyty kończą się rankiem następnego dnia. Postanowiliśmy wziąć Agathe i Artura do mnie, bo coraz więcej psów zaczęło włóczyć się po okolicy. W czwórkę stanowimy zgraną ekipę.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania