Wszystko co złe
Piąte opowiadanie
~ Wszystko to co złe. ~
„ Życie składa się z chwil. Tych dobrych i tych złych. Wszystkie razem tworzą naszą historię.
Powodują, że stajemy się właśnie tacy, a nie inni. Nikt nie rodzi się potworem. To życie robi z nas potwory...”
~ Chcieć, nie zawsze znaczy móc. ~
1. Odkąd tylko sięgam pamięcią wpadałam w kłopoty. Zawsze musiałam podjąć złą decyzję, lub dokonać niewłaściwego wyboru.
Czarek.
Chęć poznania go była moją ostatnią złą decyzją, a to, że zaczęłam się z nim spotykać, ostatnim niewłaściwym wyborem.
Ulubieniec towarzystwa, przystojny, błyskotliwy o ciętym języku.
Był uosobieniem moich marzeń, a stał się przyczyną mojego upadku.
Kiedy zdałam sobie sprawę, że coś jest nie tak?
Za późno...
Ale może zacznijmy od początku.
Nazywam się Anna Polan i mam dwadzieścia pięć lat. Jestem informatykiem w małej firmie, a z Czarkiem spotykam się już od roku.
Właśnie zaczęło do mnie docierać, że Czarek ma poważne kłopoty, a co gorsza, razem ze sobą pogrąża i mnie.
Już dwa razy spłacałam jego długi za jak się okazało narkotyki. Ostatnim razem obiecał mi, że to się już więcej nie powtórzy. Wczoraj zadzwonił do mnie dealer, że jeżeli nie wpłacę kasy to już po Czarku.
Tak więc teraz szłam ciemną uliczką na miejsce spotkania. Bałam się co powodowało, że co chwilę nerwowo rozglądałam się na boki. Ciemna, zaniedbana uliczka nie zachęcała do spacerów. Stanowczo nie należałam do najodważniejszych osób!
-Więc co ja tu u licha robię?!- mruknęłam pod nosem.- Ratuję „skórę” Czarka!
Kiedy z bramy wyszedł czarnowłosy chłopak wiedziałam, że dotarłam na miejsce. Wyglądał zupełnie tak samo jak poprzednim razem. Na jego nieme pytanie wyciągnęłam z kieszeni pieniądze. Wziął je bez słowa.
-Więcej do mnie nie dzwoń.- powiedziałam niepewnie.- Od tej pory Czarek sam płaci swoje długi.
Nie odezwał się tylko popatrzył na mnie z pogardą co spowodowało, że czym prędzej odwróciłam się i ruszyłam przed siebie.
Idąc z powrotem starałam się nie biec, ale ze strachu serce miałam na ramieniu. Z nieprzyjemnym uczuciem mijałam kolejne, ciemne bramy.
-Jeszcze sto metrów.- wyszeptałam ze ściśniętym gardłem.
Upragnione światło rzucało zza rogu złotawą poświatę. Byłam tak skupiona na tym widoku, że praktycznie zderzyłam się z mężczyzną, który nagle wyrósł przede mną jak spod ziemi.
Krzyk przerażenia uwiązł mi w gardle, gdy wyciągnął ręce i przytrzymał mnie. Oszalała ze strachu podniosłam głowę tylko po to by zobaczyć dwie czerwone szparki świecące się w jego twarzy. Poczułam jak robi mi się słabo i wtedy udało mi się krzyknąć.
-Zamknij się durna babo!- równocześnie z jego słowami, poczułam jak jego pięść ląduje na mojej szczęce.
Koniec. Światło zgasło.
Kiedy ból głowy otrzeźwił mnie, otworzyłam oczy i od razu pożałowałam, że to zrobiłam. Leżałam w jakimś pokoju na oko dość obskurnym, a nade mną pochylał się mężczyzna z uliczki.
Szarpnęłam się w tył, ale nie na wiele to się zdało. Byłam związana. Przerażenie zmroziło mi krew w żyłach. Na nowo zamknęłam oczy i zaczęłam szaleńczo krzyczeć.
Jego reakcja była natychmiastowa. Zatkał mi usta ręką, mocno dociskając do poduszki i powodując nową falę bólu.
-Przestań się drzeć idiotko!- syknął wściekle prosto w moją twarz.
Gdy otworzyłam oczy, znów miałam przed sobą dwa czerwone punkciki w wykrzywionej wściekłością twarzy. Ból stłuczonej szczęki stawał się nie do zniesienia i z mojej piersi wydarł się jęk bólu. Chyba zorientował się o co chodzi, bo jego uścisk zelżał.
-Jeżeli obiecasz mi, że będziesz trzymała język za zębami,- w jego głosie odbiła się groźba.- to odetkam ci usta. Poza tym i tak nikt cię tutaj nie usłyszy.
Na znak zgody ostrożnie pokiwałam głową, a on cofnął dłoń.
-Dalszego nie pozwoliłeś mi krzyczeć?- to pytanie w istocie było idiotyczne i zupełnie nie na miejscu, ale tylko ono w tej chwili przyszło mi do głowy.- Skoro nikt mnie tu nie usłyszy...
-Wystarczy, że ja słyszę.- skrzywił się niechętnie.- Drzesz się tak, jakby kota ze skóry obdzierano!
Chwilę mierzyliśmy się spojrzeniem. Niepewnie zerknęłam w jego oczy. Co było z nimi nie tak? Byłam gotowa przysiąc, że jeszcze przed chwilą były czerwone!
-Dlaczego napadłeś na mnie? Co ze mną zrobisz?
W jego brązowych oczach odbiła się niepewność i niechęć.
-To ty wlazłaś mi w drogę!- identyczna niechęć brzmiała w jego głosie.- Po jaką cholerę włóczysz się sama po nocy?!
-Wiec puścisz mnie i o wszystkim zapomnimy?- powiedziałam z nadzieją, jednak nie doczekałam się odpowiedzi, ale w zamian usłyszałam jak dzwoni telefon. Jego telefon.
Kiedy odbierał, jego spojrzenie nie wróżyło dla mnie nic dobrego.
Z kim on rozmawiał?! Dwa krótkie „Nie” i jedno „Tak”.
Jedno było pewne. Ten ktoś budził w nim respekt i to nie mały!
Kiedy skończył, bez słowa i nie patrząc na mnie podszedł do szafki. Chwilę czegoś szukał mrucząc gniewnie pod nosem. Rozmowa rozeźliła go. Było to widać w jego szybkich, nerwowych ruchach. Z narastającym przerażeniem patrzyłam jak zatrzaskuje szufladę i odwraca się do mnie.
I nim zdążyłam otworzyć usta, jednym szybkim ruchem zakleił mi je taśmą.
>>Do licha! Jak on tak szybko to zrobił?!<<
Nawet nie zdążyłam mrugnąć oczami! Ale jedno było raczej pewne. Nie miałam co liczyć na „zapominanie” i „wypuszczanie”!
-Nic na to nie poradzę. Sama narobiłaś sobie kłopotów!- mówił przez zaciśnięte zęby.- Zaraz będzie tu ktoś, kto zadecyduje co z tobą zrobić.
Poczułam lodowaty dreszcz. Zabrzmiało to tak, jakbym miała umrzeć. Do tego zupełnie zdrętwiały mi ręce i nogi!
Na dźwięk pukania omal nie zemdlałam ze strachu! Z moich oczu zaczęły kapać łzy, a z piersi wydobył się żałosny szloch. Nie chciałam w ten sposób kończyć życia!
Z przerażeniem patrzyłam jak otwierają się drzwi. Mężczyzna który wszedł do pokoju był naprawdę groźny. I wcale nie chodziło mi o jego wygląd. Gdy tylko popatrzył na mnie, podniosły mi się wszystkie włoski na karku.
„Lodowe oczy”. Tylko tyle przychodziło mi na myśl.
Przeraźliwy błękit jego spojrzenia mroził krew w żyłach. Nie byłam w stanie oderwać od niego wzroku. W smagłej twarzy takie jasne oczy robiły niesamowite wrażenie, a przebijające w nich okrucieństwo nie pozostawiało cienia wątpliwości jakim był człowiekiem!
-Dlaczego się jej nie pozbyłeś?- w tym pytaniu była zawarta groźba. Najwidoczniej przybysz nie był zadowolony z tego, że jeszcze oddycham.
-Nie wiedziałem co mam zrobić.- plątał się mój porywacz. Wyraźnie było słychać, że boi się.- Nie zorientowała się kim jestem...
-To na cholerę ją tu przywlokłeś!- to stanowcze warknięcie było niczym strzelenie z bata.
-Przepraszam panie...- tylko tyle wydobyło się z ust przerażonego mężczyzny.
>>Przepraszam panie?!<<
Co to za wyrażenie? Byli członkami jakiejś sekty, czy co?!
Tego co nastąpiło później, nigdy nie zapomnę.
Mężczyzna podszedł do mnie i usiadł na łóżku. Ze strachu próbowałam się od niego odsunąć, ale nie na wiele się to zdało. Przez jego twarz przeleciał kpiący uśmiech. Napawał się moim przerażeniem!
Gdy pochylił się nade mną, zacisnęłam powieki oczekując śmiertelnego ciosu. Nagły ból zmusił mnie do otworzenia oczu. Z przerażeniem patrzyłam jak mężczyzna przegryzłszy skórę na mojej ręce... pił moją krew?!
Przez głowę przeleciały mi wszystkie historie o zboczeńcach, którzy wypijają ze swoich ofiar krew tylko po to, żeby przez chwilę poczuć się wampirem!
Szarpnęłam się. Ręka niesamowicie mnie bolała, byłam bliska obłędu ze strachu, ale mężczyzna oderwał swoje zęby ode mnie. Na moment na jego twarzy odmalowało się zaskoczenie i niedowierzanie, jednakże szybko się opanował.
-Zabieramy ją do domu.- powiedział to cicho i bardzo groźnie. Jego oczy przypatrywały mi się badawczo.
W proteście wygięłam ciało chcąc przetoczyć się na bok, ale solidny cios w szczękę skutecznie mnie uspokoił.
Kiedy się ocknęłam, instynktownie zerwałam się na nogi i ku mojemu zaskoczeniu udało mi się to. W jednej chwili byłam przy drzwiach ciągnąc za klamkę. Niestety były zamknięte! Rozczarowanie zapaliło mnie żywym ogniem.
-Uspokój się.
Na niespodziewany dźwięk głosu aż nogi ugięły się pode mną. Dopiero teraz zauważyłam młodą kobietę na krześle. Siedziała prosto z równo złożonymi dłońmi na kolanach. Zupełnie jak manekin.
-Kim jesteś?- zapytałam niepewna, czy jest takim samym więźniem jak ja, czy może moim strażnikiem.
-Mam na imię Karen.- głos kobiety był spokojny i melodyjny. Wydawała się być zupełnie rozluźniona co przekonało mnie, że nie jest ona więźniem.
-Czego ode mnie chcecie?- szepnęłam słabo.- Jesteście jakąś sektą?
Rozbawiłam ją. Jej dźwięczny śmiech rozległ się w pokoju.
-Cień wszystko ci wytłumaczy.
-Cień?- spytałam słabo.
-Shadow. Tak nazywamy swojego patrona...- powiedziała i nieznacznie zawiesiła głos patrząc na mnie z ciekawością.- Poznałaś go wczoraj.
Raczej było wiadome, że nie chodzi jej o mojego porywacza, tylko o mężczyznę o błękitnych oczach.
-A ten młody mężczyzna...
-Dawid?- zapytała ze smutkiem.- Narobił sobie kłopotów z twojego powodu.
Patrząc na kobietę błagałam w myślach, żebym obudziła się z tego koszmarnego snu. Ale ona zanim wyszła, jeszcze tylko wszystko dokładnie mi objaśniła.
-Od tej pory to będzie twój pokój.- mówiła spokojnym, opanowanym głosem.- Tam z tyłu jest łazienka. Żeby było jasne, nie wolno ci go opuszczać. Lepiej żebyś nie drażniła Cienia. Potrafi być okrutny i bezlitosny.
W to akurat byłam święcie przekonana. Wciąż miałam w pamięci jasno błękitne oczy. I o zgrozo jego zęby na mojej ręce!
Ani się nie oglądnęłam jak zostałam sama.
W głowie miałam kompletny mętlik. Jedyne co mi przychodziło na myśl to jakaś pieprzona sekta! A cały ten Shadow?!
Ze strachem popatrzyłam na ślad na ręce. Cholerny zboczeniec ugryzł mnie! Zachciało mu się zabawy w wampira!
Nie pozostało mi nic innego jak rozglądnąć się po moim więzieniu. Sypialnia choć może nie urządzona z przepychem, na pewno była elegancka. Duże łóżko, toaletka z krzesłem, a pod ścianą kanapa z fotelami. Łazienka była równie czysta i zadbana co pokój.
Z tęsknotą podeszłam do okna. O ucieczce nie było mowy, zbyt dużo osób krzątało się przed domem. Zrezygnowana usiadłam na łóżku. Jaki czekał mnie los? Czy ktokolwiek zainteresuje się moim zniknięciem? Bo Czarek na pewno nie!
Głośne burczenie w brzuchu przypomniało mi, że od wczoraj nic nie jadłam.
>>To chyba moje najmniejsze zmartwienie.<<- pomyślałam z ironią.
Moim ciałem zaczął wstrząsać szloch. Byłam uwięziona, bezradna i przerażona.
Co ja takiego zrobiłam, że spotkał mnie taki los?
Gdy trochę się uspokoiłam, za oknem były pierwsze oznaki zbliżającego się wieczoru. Na dźwięk przekręcanego klucza w zamku, spięłam się w każdej chwili gotowa do ucieczki. Moje serce ze strachu wykonywało karkołomne podskoki, pozbawiając mnie oddechu.
To był on. Shadow.
Stał bez słowa i z zainteresowaniem przyglądał mi się. Gdyby nie to, że przeraźliwie się go bałam można byłoby go uznać za wręcz nieprzyzwoicie przystojnego. Wysoki, muskularny, choć bez przesady. Ciemne spodnie podkreślały długie nogi i szczupłe biodra, a biały podkoszulek szczelnie okrywał mięśnie klatki i ramion.
Popatrzyłam mu niepewnie w twarz. Szczupła o mocno zarysowanych kościach policzkowych, otoczona starannie przystrzyżonymi lśniąco czarnymi włosami.
Gdy nasze oczy spotkały się, zdałam sobie sprawę, że kpiąco się uśmiecha czując moje taksujące spojrzenie.
-Dlaczego mnie ugryzłeś?- zapytałam czując, że zbiera mi się na płacz.
Jego uśmiech był porażający, chociaż dużo było w nim z okrucieństwa.
-Wampiry tak się pożywiają.
Tego było już dla mnie za wiele. Mój śmiech poniósł się po całym pokoju.
Wampiry! Dobre sobie!
Niestety moja histeryczna reakcja nie spodobała się Cieniowi. Jednym drapieżnym skokiem był przy mnie, mocno ściskając mnie za gardło. Uchwyt był tak silny, że nawet nie mogłam wydobyć jęku. Kilka milimetrów od twarzy miałam oblicze demona wykrzywione wściekłością. Zamiast błękitnych oczu, patrzyły na mnie dwie przeraźliwie czerwone szparki.
Z tego co się potem wydarzyło, niewiele zostało mi w pamięci.
Nie zajęło mu zbyt dużo czasu rozebranie mnie i przywiązanie do łóżka. Czym zacieklej walczyłam, tym większa radość błyszczała w jego oczach. W tej chwili byłam gotowa we wszystko uwierzyć. Nawet w to, że mam przed sobą wampira!
Z oczu lawiną popłynęły mi łzy upokorzenia. Jego lubieżny wzrok leniwie ogarniał moje ciało.
-Proszę...- wyszeptałam błagalnie.
W odpowiedzi jego ręka przesunęła się po mojej nodze. Szarpnęłam się.
-Nie dotykaj mnie!- w desperacji wrzasnęłam na całe gardło.
Roześmiał się. Jego oczy błyszczały mrocznym, czerwonym blaskiem, a twarz wyrażała chore pożądanie.
-Będę krzyczała...
-Krzycz.
Przerażający ból, gdy zatopił swoje kły w moim udzie, sam wyrwał z mojej piersi krzyk. Czułam jak krew pomału spływa mi po nodze, a on leniwie, zmysłowo zlizuje ją.
Po udzie przyszła kolej na ramię i rękę.
Po godzinie moje gardło było tak obolałe, że byłam w stanie jedynie jęczeć. Gdy już się wydawało, że zaspokoił swoje pragnienie i zostawi mnie w spokoju, zaczął z rozmysłem, dręcząco pieścić mnie.
Zaprotestowałam, gwałtownie wykręcając ciało. Na ten widok roześmiał się cicho, zmysłowo, zadając mi kolejne tortury i upokorzenie.
Wiedziałam do czego zmierza. Pomimo początkowych tortur i bólu, jego pieszczoty zaczynały mnie rozpalać. Dokładał wszelkich starań, by właśnie tak się stało. Nie pozostawił nawet centymetra na moim ciele wolnego od dotyku ust i pieszczoty rąk. Dręczył mnie dotąd, aż z moich ust wyrwał się jęk spełnienia.
Upokorzył mnie tak, jak tylko potrafi to zrobić bezlitosny oprawca swojej ofierze.
Nienawidziłam i jego i siebie.
Gdy się podniósł, otworzyłam oczy.
-Do zobaczenia następnym razem.- powiedział prawie uwodzicielsko.
W kilka chwil po tym jak wyszedł, w pokoju pojawiła się Karen. Popatrzyła na mnie z dezaprobatą, ale i politowaniem.
-Mówiłam ci, żebyś nie drażniła Cienia.- powiedziała rozwiązując mnie. Byłam tak wycieńczona, że musiała mi pomóc w ubieraniu się.- Jeżeli będziesz rozsądna- mówiła krzątając się po pokoju.- będzie dla ciebie miły. Jest surowy, ale sprawiedliwy.
Słuchałam ją bez słowa. Czułam się jak w koszmarnym śnie.
-Rozumiem, że już wiesz kim jesteśmy.- dalej ciągnęła swój monolog.
Nie czułam się w obowiązku odpowiadać jej. Wampiry!!! Czułam, że jeżeli zacznę nad tym myśleć, stracę resztkę zdrowego rozsądku.
-Podobasz mu się.
Zamrugałam gwałtownie oczami.
-Kazał cię dobrze traktować.- dodała poważnie, ale nie doczekawszy się odpowiedzi, westchnęła.- Zaraz przyniosę ci kolację.
>>Podobasz mu się.<<
Poczułam obrzydzenie.
>><<
Tak przetrwałam pierwszy tydzień. Przez całe siedem dni nie przyszedł do mnie.
Od dwóch dni wolno mi było otworzyć okno i patrzeć się przez nie. Już wiedziałam, że wszyscy mieszkańcy tego koszmarnego domu są wampirami. Przypatrywali mi się z zaciekawieniem, tylko Karen przyjaźnie machała mi ręką. Raz zobaczyłam Dawida. Na mój widok szybko odwrócił głowę...
Dzisiaj gdy z utęsknieniem wpatrywałam się w wysoki mur, zauważyłam jak nieopodal w cieniu stoi Shadow.
>>Cień w cieniu.<<- pomyślałam ironicznie i wróciłam do pokoju. Widok mojego kata zepsuł mi radość z ładnej pogody.
Ku mojemu zaskoczeniu, po obiedzie, Karen w towarzystwie dwóch innych wampirów przyniosła sporą ilość pakunków. Na moje nieme pytanie odpowiedziała z uśmiechem.
-Masz za mało ubrań.
Zmarszczyłam czoło i mruknęłam z niechęcią.
-Powiedz mu, żeby się tym wypchał.
Na moje słowa obaj mężczyźni stanęli niezdecydowanie. Karen pokręciła głową i ruchem ręki odprawiła ich.
-Doceń to co dla ciebie robi.- zaczęła poważnie.- Jeżeli nie zmienisz swojego zachowania, urazisz go.
Nadal uparcie milczałam.
-Uwierz mi, że może cię spotkać o wiele gorszy los.
Tym razem jej słowa zabrzmiały jak groźba.
-Zawsze może cię oddać swoim podwładnym.- dodała brutalnie.- Bycie z Shadowem stawia cię w uprzywilejowanej pozycji.
Coś w jej głosie zastanowiło mnie.
-To się ze mną zamień.- powiedziałam ciężko. Skoro go tak uwielbiała...
W odpowiedzi roześmiała się perliście.
-William jest moim ojcem.- rzuciła z przekąsem.- Nawet wśród nas wampirów byłoby to niestosowne.
Chwilę trwało nim dotarły do mnie słowa wampirzycy.
Shadow, William... ojciec Karen.
Wreszcie skupiłam na niej wzrok. Nie miałam miłych wspomnień z widokiem Cienia, ale rzeczywiście można było dostrzec łączące ich podobieństwo.
-Dziś Shadow zaprasza cię na kolację, będzie cała nasza rodzina.- powiedziała spokojnie, po czym dodała z powagą.- Uszanuj to, a będzie ci o wiele łatwiej znieść niewolę.
Przed wyjściem podała mi jeszcze dość sporych rozmiarów torbę.
-Zastanów się nad tym. Przyjdę o osiemnastej.
Było się nad czym zastanawiać. Ale choćbym nie wiem jak chciała się przekonać do słów dziewczyny, w pamięci wciąż miałam palący wstyd i upokorzenie tym, co ze mną robił.
Z drugiej strony będąc posłuszną, mogłam zyskać więcej swobody, uśpić jego czujność...
Energicznie wysypałam na łóżko zawartość torby.
Elegancka kremowa suknia, pantofelki na obcasie, pończochy...
Cholera zadbał o wszystko! Były nawet kosmetyki i bielizna!
Dokładnie o osiemnastej weszła Karen.
Na mój widok uśmiechnęła się z aprobatą. Sama była bardzo szykownie ubrana, a w niebieskim było jej niezwykle do twarzy.
Widząc moją niepewną minę, położyła mi na ramieniu rękę.
Drgnęłam. Jej dłoń była bardzo zimna.
-Jak będzie wyglądała ta kolacja?- zapytałam niepewnie. Już miałam na końcu języka żeby dodać, czy będą się mną po kolei wymieniali, ale zrezygnowałam. Miałam być grzeczna!
-Shadow chce cię przedstawić jako nowego członka rodziny.
Zaskoczyła mnie tym. Nie miałam zamiaru stawać się członkiem jakiejkolwiek rodziny, a już na pewno nie tej wampirzej.
-Wszystko zależy od ciebie.- powiedziała, jakby czytała w moich myślach.- Poznasz nas, a przy odrobinie dobrej woli naprawdę można nas polubić.
>>Polubić jak kura lisa w kurniku!<<- pomyślałam drwiąco.
Kiedy wyszłyśmy z pokoju, rozglądnęłam się z ciekawością. Dom był urządzony w dość starym stylu, ale bardzo gustownie. Sądząc po ilości mijanych pomieszczeń nie należał do małych.
Czym wyraźniejsze stawały się rozbawione głosy, tym większa ogarniała mnie panika. Już nie byłam taka pewna, czy dam radę to przetrwać.
Na widok zebranych przy stole, stanęłam zaskoczona. Na oko było tu jakieś trzydzieści osób. Rzucało się w oczy, że kobiety w tym towarzystwie należą do mniejszości. Razem ze mną i Karen, naliczyłam ich tylko dziesięć.
W jednym momencie zapanowała absolutna cisza. Wszyscy patrzyli na mnie wyczekująco. Przełknęłam nerwowo ślinę i z niepewnym uśmiechem szepnęłam.
-Dobry wieczór.
Na co po niektórych twarzach pojawiły się uśmiechy, a ogólne „Dobry wieczór” wypadło dość życzliwie.
Następnym trudnym momentem było popatrzeć na Shadowa. Zajmował miejsce u szczytu stołu, a na mój widok pomału podniósł się. Z drżącym sercem patrzyłam jak podchodzi do mnie. Jego oczy z uwagą wpatrywały się we mnie.
Był piękny.
Poruszał się z gracją dzikiego kota i … nienawidziłam go całym sercem.
Dotyk jego palców na moim rozgrzanym policzku, był chłodny.
Z dziwnym uczuciem patrzyłam jak pochyla głowę i całuje z kurtuazją moją dłoń. Kiedy podał mi ramię, ostrożnie wsunęłam w nie rękę. Pod palcami wyczułam sploty stalowych mięśni, których nie był w stanie ukryć elegancki garnitur.
Przy stole poczułam się jeszcze bardziej skrępowana. Przed każdym stał kielich. Tylko mogłam się domyślać co jest w środku. Niepewnie zerknęłam na Cienia. Patrzył na mnie z kpiącym uśmiechem, dobrze wiedział co zaprzątało moje myśli.
Nie spuszczając ze mnie oczu sięgnął po naczynie i podniósł się.
-Przywitajmy nowego członka naszej rodziny!- powiedział dźwięcznie, podnosząc w górę puchar.
Ze zgrozą utkwiłam wzrok w moim kielichu.
Wszyscy w napięciu czekali na to co zrobię. Z obrzydzenia pociemniało mi w oczach. Nigdy nie będę w stanie tego wypić!
Ale jednak, pomału...
Drżącą ręką sięgnęłam po niego. Poczułam jak żołądek gwałtownie przewraca mi się w proteście.
Wreszcie odważyłam się i zaglądnęłam do środka. Ulga jaką poczułam omal nie podcięła mi nóg! W środku było czerwone wino! Fakt, że czerwone, ale wino!
Kiedy niepewnie spojrzałam na Cienia, w jego oczach zobaczyłam drwinę.
Gdy w końcu podano kolację, oczywiście tylko ja jadłam, musiałam z niechęcią przyznać, że wszyscy na prawdę byli bardzo mili. Rozmowy dotyczyły zwykłych, codziennych spraw, a oni tworzyli rodzinę, która czuła do siebie ogromny szacunek i przywiązanie. Żartowali, śmiali się wciągając mnie w rozmowy...
Po pewnym czasie rozluźniłam się na tyle, że z niejaką przyjemnością brałam udział w dyskusjach. Sebastianowi bardzo zaimponowała moja wiedza o komputerach. To była moja pasja, o tym mogłam rozmawiać całymi godzinami.
Gdy poczułam na ramieniu chłodne palce, spięłam się w sobie. Przez chwilę udało mi się zapomnieć o nim.
-Na mnie już pora.- rzuciłam w popłochu, podnosząc się.
Równocześnie ze mną wstał Shadow. Było to jednoznaczne z zakończeniem kolacji.
Kiedy stanęliśmy przed drzwiami „mojej” sypialni, zawahałam się.
-Przyjdziesz dziś do mnie?- zapytałam niepewnie i gdy tylko skończyłam mówić sama miałam ochotę odgryźć sobie jęzor!
Zanim mi odpowiedział chwilę patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Nie mogę.
Jego odpowiedź zaskoczyła mnie. Nie do końca rozumiałam uczucia jakie mnie ogarnęły. Powinnam poczuć ulgę, gdy tymczasem... Nieważne!
Stojąc pod prysznicem starałam się skupić swoje myśli na osobach jakie dziś poznałam.
Urszula, Zefira, Poldek, Mateusz... Tyle było tych imion, że nie mogłam ich spamiętać. Ale stanowczo najbardziej do gustu przypadł mi Sebastian. Mieliśmy wspólne zainteresowania i polubiłam jego poczucie humoru. Żartobliwie nazywał mnie swoją „siostrzyczką”.
Wampir i człowiek... niezły duet!
Rano obudziłam się niezwykle wypoczęta. Na dobrą sprawę to ubiegła noc była pierwszą bez strachu i przelanych łez.
Zanim przyszła Karen, starannie poukładałam ubrania, pościeliłam łóżko i ubrałam się. Byłam strasznie ciekawa jej opinii na temat kolacji. Na pewno rozmawiali o mnie po moim wyjściu. A może Cień jej coś powiedział?
Pierwsze słowa wampirzycy zbiły mnie z tropu.
-I jak było?- zapytała z szelmowskim błyskiem w oczach. Jej twarz wręcz płonęła z ciekawości!
-Przecież widziałaś. Starałam się być miła dla wszystkich...
-Nie o to mi chodziło głuptasie!- roześmiała się.- Jak minęła ci noc?
-Dobrze.- odpowiedziałam niepewnie.- Wyspałam się...
-I...?- zawiesiła oczekująco głos.
-I tyle.
Patrzyła na mnie jakbym postradała zmysły!
-A co z Shadowem?
Tym razem to ja popatrzyłam na nią podejrzliwie.
-Odprowadził mnie i poszedł.
- Jak to poszedł?!- aż zachłysnęła się z wrażenia.
-Zwyczajnie!- warknęłam.
Miałam już dość tej rozmowy. Karen przymrużyła oczy i dokładnie przyglądnęła się mi. Jej chytry, domyślny uśmiech rozzłościł mnie na dobre, ale zanim zdążyłam otworzyć usta, rzuciła z entuzjazmem.
-Rodzina jest tobą zachwycona!
Po jej słowach poczułam ulgę, a jednak zależało mi na ich opinii tylko sama przed sobą nie chciałam się do tego przyznać.
-Ale najważniejsze, że zachwycony jest tobą Cień!
Popatrzyłam na nią sceptycznie. Coś słabe to jego zachwycenie skoro nie został na noc.
>>Cholera! Co ja plotę?!<<- pomyślałam ze złością.
-Mówił coś o mnie?- zapytałam obojętnym tonem i aż zastygłam w oczekiwaniu.
-Nie.- poczułam się jak balon z którego uszło powietrze.- Ale pozwolił ci się poruszać po całym domu, a nawet ogrodzie! Czy to nie cudowne?
Dosłownie zamurowało mnie. Nigdy nie przypuszczałam, że tak szybko uda mi się odzyskać choć częściową wolność!
-Koniecznie muszę ci pokazać cały dom!- roześmiała się ciągnąc mnie do drzwi.- Na pewno ci się spodoba!
W jednym Karen miała rację. Dom był wspaniały.
Większości pomieszczeń zwyczajnie nie zwiedziłam, gdyż były to prywatne pokoje domowników. Nie licząc kilku wolnych sypialni i pokoju Karen (który był cudowny!), odwiedziłam kuchnię, jadalnię, okazały salon oraz bibliotekę. Do gabinetu Karen raczej kazała nie wchodzić. Było to wyłączne królestwo Cienia i nieproszona wizyta mogła się źle skończyć.
Kiedy zatrzymała się przy następnych drzwiach jej twarz rozjaśnił szelmowski uśmiech.
-Nie jesteś ciekawa co tam jest?- zapytała melodyjnym głosem.
Byłam w dobrym humorze, więc tylko roześmiałam się.
-No dobra. Zdradź mi tę tajemnicę.
-Sypialnia mojego ojca!
Przez moje ciało przebiegł słodki dreszcz. Mimowolnie wyciągnęłam rękę i delikatnie dotknęłam gładkich drzwi. A więc to tutaj była jaskinia demona! Kusiło mnie by zaglądnąć do środka, ale bałam się spotkać tam Cienia. Serce niemiłosiernie tłukło mi się od ogarniających mnie emocji. Sama przestawałam siebie rozumieć.
Po obiedzie dostałam odręcznie narysowany plan domu. Jeżeli miałam sama się po nim poruszać, to musiałam się nauczyć gdzie co jest.
Oczywiście zaglądnęłam również do ogrodu. Od drzwi do bramy wjazdowej było jakieś dwieście metrów. Na prawo stały garaże, a przed nimi kilka samochodów. Obchodząc dom dookoła starałam się, aby żadna z mijanych osób nie zauważyła ogarniającego mnie rozczarowania. Całą posiadłość okalał bardzo wysoki, solidny mur. Nie było sposobu abym go pokonała! Brama też raczej była zamknięta. Znajdowałam się w małej fortecy!
Nie mając na razie nic lepszego do roboty, stanęłam przy ogrodzeniu dla koni i patrzyłam jak wesoło brykają po łące. Wszystkich było sześć, ale mi w oko wpadł piękny, kary ogier. Miał niezwykle długą grzywę i ogon. Z podziwem patrzyłam jak przemierza drobnych truchtem pastwisko.
-Mogę się przyłączyć?
Na dźwięk tego głosu omal nie zemdlałam!
-Skradasz się jak cień!- powiedziałam cicho, nie patrząc na niego.
Jego głos powodował we mnie dziwne wibracje. Bałam się tego. Bałam się jego...
-Lubisz konie?- zagadnął, stając koło mnie.
Zerknęłam na niego ukradkiem. Ubrany był cały na czarno i wyglądał jak książę ciemności. Dopiero teraz mogłam się przekonać jaki był wysoki. Głową ledwie sięgałam mu do ramienia.
-Lubię,- odpowiedziałam cicho.- tylko jakoś one za mną nie przepadają.
Konie w mojej obecności zawsze stawały się niespokojne, niecierpliwie przestępowały z nogi na nogę nie dając się dotknąć.
-Podoba ci się któryś z tych?- zapytał tym swoim melodyjnym głosem.
Popatrzyłam na niego. Jego błękitne oczy z uwagą wpatrywały się we mnie, a na ustach błąkał się nieznaczny uśmiech. Nerwowo przełknęłam ślinę i szybko odwróciłam wzrok. Stanowczo było tego dla mnie za wiele!
-Ten kary jest piękny.- powiedziałam z westchnieniem.
-Wabi się Zeus.- i jakby od niechcenia, dodał.- Zawołaj go.
Popatrzyłam na Cienia sceptycznie. Jak koń miał zareagować na obcą osobę?
Ale on nie patrzył już na mnie... wzrok miał utkwiony w zwierzęciu.
-Zawołaj go.
-Zeus!- krzyknęłam bez przekonania.
Wampir nie wampir, ale chyba pomieszało mu się w głowie! Kiedy popatrzyłam na ogiera, otworzyłam ze zdumienia usta. Koń węsząc i strzygąc uszami, pomału ruszył w naszą stronę. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom! Popatrzyłam niedowierzająco na Cienia.
Stał z rękami w kieszeniach i patrzył na mnie z tajemniczym uśmiechem. Wszystko w tej chwili zatrzymało się w miejscu. Świergot ptaków, blask słońca... wydawało się, że tylko moje serce i jego oczy żyją własnym życiem.
-Poznaj Zeusa.- szepnął i jakby na zawołanie koń trącił mnie łbem w ramię. Świat ożył. Znów słyszałam ptaki, czułam na twarzy ciepły powiew wiatru.
Ostrożnie wyciągnęłam rękę. Zarżał, ale nie cofnął się. Wydawało się, że ta czarowna chwila nigdy nie skończy się...
-Jak to zrobiłeś?- zapytałam miękko.
Oczy wampira popatrzyły na mnie z uśmiechem.
-Magia.
I nagle wszystko prysnęło. Koń potrząsnął łbem i truchtem pobiegł w kierunku stada.
Już się odwracałam, kiedy Shadow szybkim ruchem złapał mnie w pasie i posadził na ogrodzeniu. Zdusiłam jęk przerażenia, a w oczach pociemniało mi ze strachu. Atmosfera gwałtownie zmieniała się, poczułam chłodny dreszcz na plecach kiedy bezceremonialnie rozchylił moje uda, napierając na nie biodrami. Zachwiałam się i odruchowo złapałam go za ramiona. Z jego piersi wydarł się groźny pomruk. Czułam niemal fizycznie jak rośnie w nim pożądanie.
Jego oczy już nie były niebieskie... pałały gorącą czerwienią. Westchnęłam z rozkoszą, ale i ze strachem, gdy jego ręka zmysłowo przesunęła się po moim łonie. Wplotłam palce w jego włosy i mocno przytrzymałam. Nie chciałam żeby to się działo... nie chciałam go, a jednak nie mogłam przestać.
Pocałunek był bolesny. Siła z jaką to zrobił przeraziła mnie i właśnie to otrzeźwiło mnie. Gwałtownie szarpnęłam do tyłu głowę.
W jednej chwili znalazłam się na ziemi. Staliśmy naprzeciw siebie ciężko dysząc, w powietrzu gromadziło się coś złego. Z przerażeniem zauważyłam jak jego mięśnie drgają niczym u drapieżnika gotowego do skoku.
-Wynoś się!
Ten krótki chrapliwy rozkaz dodał mi skrzydeł. Biegłam na oślep byleby tylko jak najdalej od niego! Moją pierś dławił szloch, a z oczu płynęły łzy. W drzwiach zderzyłam się z zaskoczoną Karen. Minęłam ją bez słowa i pognałam do pokoju.
Dopiero za drzwiami rozpłakałam się na dobre. Za co spotkał mnie taki los? Ile zdołam jeszcze wytrzymać? Byłam bezwolną zabawką w rękach demona!
Jeżeli sądziłam, że na dzisiaj dostałam już swoją dawkę emocji to grubo się pomyliłam.
Był późny wieczór, gdy drzwi gwałtownie otworzyły się. Z przerażeniem patrzyłam jak stoi w nich wielki, ponury, czarny... mój oprawca.
-Zostaw mnie...- szepnęłam, kiedy zaczął się do mnie zbliżać.
Jego twarz rozjaśnił okrutny uśmiech. Bez zastanowienia pobiegłam do łazienki, ale był szybszy ode mnie. Poczułam mocne szarpnięcie i wylądowałam pod nim na łóżku. Gryząc i drapiąc broniłam się wściekle, ale mój opór tylko podniecał go bardziej. Kiedy zatopił kły w mojej ręce zaczęłam krzyczeć.
Długo krzyczałam tej nocy.
Był dręcząco okrutny upijając po trochu mojej krwi. Ból zdawał się ciągnąć nieskończonym pasmem cierpienia. Byłam tak obolała, że nie miałam już sił bronić się. Mój krzyk też przeszedł w ciche, żałosne jęki udręczenia.
Kiedy skończył nie byłam nawet w stanie okryć mojego pokaleczonego, nagiego ciała.
Z wysiłkiem otworzyłam opuchnięte od płaczu oczy. Siedział i z ponurą miną patrzył na mnie.
-Nienawidzę cię!- wychrypiałam ciężko. Było mi wszystko jedno. Chciałam tylko umrzeć!
-To dobrze. Tak powinno być.- jego głos też był zachrypnięty.
-Jesteś zwykłym zboczeńcem.- szepnęłam.
Nie zależało mi już na niczym. Chciałam go sprowokować, by zakończył moje cierpienie. I prawie mi się udało. Sprowokowałam go, ale... przeżyłam.
Jeżeli wcześniej tylko zaspokajał swoją potrzebę i pożywiał się, to teraz z premedytacją zadawał mi ból.
Straciłam przytomność.
Nie wiem ile czasu leżałam bez czucia, ale nowa, gwałtowna fala bólu przywróciła mi świadomość.
Z przerażeniem poczułam, że jest we mnie! Zajęczałam i otworzyłam oczy. Mój wzrok był przymglony bólem, ale kiedy poruszył się, absurdalnie ten sam ból wyostrzył mi spojrzenie.
Czułam jak przy każdym jego ruchu moje kruche ciało pęka. Ciepła, lepka krew znaczyła ślad po moich udach. Spojrzenie jego czerwonych oczu było szydercze. Twarz wykrzywiał grymas okrucieństwa...
Chciałam się bronić, ale ręce nie chciały mnie słuchać. A on nadal dręcząco, powoli kołysał biodrami biorąc mnie w posiadanie.
-Kocham cię...- wyszeptał do mojego ucha.
Zapadła ciemność.
>><<
Z późniejszego okresu pamiętam tylko głosy. Na przemian traciłam i odzyskiwałam przytomność. W końcu okresy świadomości stawały się coraz dłuższe, ale byłam pogrążona w kompletnym odizolowaniu.
Nie mogłam otworzyć oczu, wydobyć głosu, poruszyć się...
Słyszałam jak Karen krząta się przy mnie opowiadając co się dzieje w domu. Słuchałam jej i wbrew sobie czułam, jak wraca mi chęć życia.
-Dziś jest piękny, słoneczny dzień Aniu.- mówiła pogodnym głosem.- Wczoraj był u ciebie Sebastian.- ciągnęła dalej.- Brakuje mu waszych rozmów o komputerach. Tęskni za tobą.
Zasnęłam.
Obudziło mnie coś mokrego na moim ciele. Tak. Najwyraźniej ktoś mnie mył. Chciałam zaprotestować, ale ciało nie słuchało umysłu.
-Jak się czuje?- na dźwięk tego głosu ogarnął mnie szaleńczy strach.
-Mógłbyś zapukać zanim wejdziesz!- w głosie Karen zadźwięczał wyrzut. Poczułam jak okrywa mnie prześcieradłem.
-Jak się czuje?- ponowił pytanie niskim, groźnym głosem.
-Tak jak wygląda.- odpowiedziała sucho.- Prawie zakatowałeś ją na śmierć.
-To nie twoja sprawa!- nie spodobała mu się odpowiedź córki.
-Ona nie jest winna śmierci mamy.- głos Karen był cichy, ale stanowczy.- Długo będziesz się tak jeszcze mścił?
-Wyjdź stąd!
Po tych słowach zapadła cisza. Kiedy ugięło się łóżko, chciałam z przerażenia krzyczeć! Wiedziałam, że tym razem nie zniosę już takiego bólu i okrucieństwa. Byłam bliska obłędu!
-Przepraszam cię...- udręczony głos i czuły dotyk na moim policzku zatrzymały moje szaleńczo galopujące myśli.
-Wróć do mnie.- szeptał z bólem.- Wróć, proszę...
Otworzyłam oczy.
Miałam nad sobą przepełnioną udręką twarz Cienia. Jego wielkie, błękitne oczy patrzyły na mnie z rozpaczą. Kiedy zauważył, że na niego patrzę, w jego spojrzeniu odbiło się zaskoczenie, ale i ulga.
Wstał i wcisnął ręce w kieszenie jeansów. Był zmieszany. Na pewno zastanawiał się czy słyszałam jego wcześniejsze słowa... ale ostatecznie odwrócił się i wyszedł.
Teraz wszystko potoczyło się z szybkością lawiny. Odwiedziny innych wampirów, mój powrót do zdrowia.
Po tygodniu siedziałam oparta o poduszki i cierpliwie czekałam aż Karen skończy mnie karmić. Przełykanie przychodziło mi jeszcze z trudem. Gardło miałam potwornie obolałe.
-Jak zginęła twoja matka?- wychrypiałam.
Było to pytanie które dręczyło mnie już od tygodnia. Chociaż ciężko mi było wyobrazić sobie kochającego Cienia.
„Kocham cię.”
Z obrzydzeniem drgnęłam na wspomnienie jego słów.
-Skąd wiesz?- zapytała zaskoczona. W jej oczach odbił się smutek i ból.
-Słyszałam... waszą rozmowę...
Popatrzyła na mnie i ciężko westchnęła.
-A więc dobrze.- zaczęła poważnie.- Opowiem ci historię naszego życia. Nie będę opowiadała w jaki sposób zostaliśmy wampirami, bo to mało przyjemna część tej historii do tego były wtedy zupełnie inne czasy. Po początkowej tułaczce wreszcie trafiliśmy na wampira, który zainteresował się naszym losem. Zaprowadził nas przed oblicze RADY, a jako, że miła z nas była „rodzinka”, Niezniszczalny osobiście się nami zaopiekował. Ojcu bardzo spodobała się hierarchia panująca na wampirzym dworze. Niegdyś był wojskowym i odpowiadało mu takie życie. Niezniszczalny widząc jego starania i zaangażowanie, mianował go na Egzekutora. Egzekutor był głównym strażnikiem porządku w naszych szeregach. RADA bardzo nie lubiła gdy jakieś wampiry powodowały rzeź ludzi. Co innego było pożywiać się, a co innego bezcelowe mordy. Wtedy wysyłali mojego ojca by zrobił z tym porządek. Był tak skuteczny w tym co robił, że nadano mu przydomek Cień. Za to moja matka była zupełnym przeciwieństwem ojca. Nigdy nie zabiła człowieka, pożywiała się, tylko nieznacznie upijając krew swoim ofiarom. Zawsze robiła to w nocy i bardzo delikatnie. Lubiła ludzi. Często jeździłyśmy do miasta tylko po to by popatrzeć jak całe rodziny spacerują po skwerach, śmieją się i żartują, a dzieci biegają rozbawione. Zawsze powtarzała mi, że życie to największy skarb.
Po tych słowach zapadła cisza. Widziałam jak ramiona Karen skuliły się, a na twarzy odbił się bezmiar smutku.
-Tamtego dnia na przejażdżkę pojechała sama.- szepnęła udręczonym głosem.- Pod wieczór przyjechał jeden z naszych z wiadomością, że Katrina została pojmana. W ciągu paru sekund ojciec i jego łowcy byli już w drodze. Nigdy nie dowiedzieliśmy się, co się stało. W jaki sposób ludzie odkryli kim jest. Jej ciało zostało rozczłonkowane i spalone. Po tym wydarzeniu ojciec oszalał. Wymordował wtedy całą osadę, która uśmierciła moją matkę. Od tej pory stał się najzacieklejszym wrogiem ludzi. Niezniszczalnemu nie podobało się to. Z żalem, ale jednak odsunął ojca od jego obowiązków. Nowy Egzekutor miał dla nas dużo współczucia. Nie chciał rozprawiać się z ojcem, szanował go. W tę pamiętną noc długo ze sobą rozmawiali. Efektem był nasz wyjazd. Przez wiele lat żyliśmy jak koczownicy, przenosząc się z miejsca na miejsce. W końcu osiedliliśmy się tu w Polsce. Tak daleko od naszego ojczystego kraju. Nowy Egzekutor dotrzymał słowa. Pomógł nam wykupić ziemie, zbudować ten dom i wyprosić pozwolenie na założenie rodziny... Był rok 1960.
Długo myślałam nad tym co usłyszałam. Zresztą czasu akurat miałam pod dostatkiem. Dopiero po miesiącu udało mi się postawić pierwsze kroki. Z żalem zauważyłam, że lato ma się ku końcowi. Na moją prośbę Sebastian pomógł mi się dostać do ogrodu. Chociaż niekoniecznie chodziło mi o taki sposób.
-Jesteś jeszcze za słaba!- powiedział poważnym głosem, biorąc mnie na ręce. Tak czy inaczej znalazłam się na polu.
Kiedy minęliśmy drzwi z przyjemnością wciągnęłam powietrze. Popatrzyłam z tęsknotą na szybujące w górze ptaki. One były wolne...
I nagle ciało Sebastiana stężało niczym odlane z brązu. Już miałam się zapytać go o co chodzi, gdy mój wzrok padł na grupę mężczyzn stojącą przed garażami. Był wśród nich Cień.
Jego twarz wykrzywiał grymas wściekłości, a oczy płonęły dziką czerwienią. Czułam jak powietrze zaczyna wibrować od zbierającego się niebezpieczeństwa.
-Postaw mnie.- powiedziałam powoli do Sebastiana, nie spuszczając z oczu twarzy Cienia.
Wiedziałam co mu się nie spodobało. Byłam jego własnością, gdy tymczasem jeden z jego podwładnych ośmielił się mnie dotknąć.
-Jesteś za słaba!- zaprotestował. Wiedział, że przedłużając tą chwilę naraża się na straszną karę, ale zwyczajnie martwił się o mnie.
-Po prostu zrób to.- szepnęłam błagalnie.
Nie chciałam drażnić Shadowa. Bałam się. Bałam się jego gniewu.
Gdy moje stopy dotknęły ziemi zachwiałam się, ale nie przyjęłam ręki Sebastiana. Powoli, niepewnie ruszyłam w stronę Cienia. Kiedy nieśmiało się do niego uśmiechnęłam w jego oczach odbiło się zaskoczenie, ale i ogromna tęsknota.
-Witaj Williamie.- szepnęłam stając przed nim.
Obawiałam się, że zezłości się na mnie za to, iż zwróciłam się do niego po imieniu, ale on tylko patrzył na mnie.
-Weź mnie na spacer.- poprosiłam nieśmiało.- Tak dawno nie byłam na świeżym powietrzu...
Przez jego twarz przebiegł cień udręki, ale posłusznie objął mnie biorąc w swoje ramiona. Oplotłam go rękami wtulając twarz w jego szyję. Aż westchnął z wrażenia.
Bez słowa ruszył przed siebie, unosząc mnie po zielonej trawie, między szumiące drzewa.
Nie ważne było jakim był potworem i co mi zrobił... Ważne było, że stał się nim przez ludzi i to ja człowiek musiałam mu to wynagrodzić. Nie bardzo wiedziałam w jaki sposób i czy on się na to zgodzi, ale musiałam spróbować.
Zatrzymał się dopiero wtedy, kiedy minęliśmy mały lasek. Usiadł na trawie sadzając mnie sobie na kolanach. Jego ramiona oplotły mnie delikatnie. Zamknęłam oczy i leciutko tak jakby na próbę, pocałowałam go w szyję.
Drgnął, a z jego ust wydobył się udręczony głos.
-Dlaczego to robisz?
Uniosłam głowę i poważnie popatrzyłam mu w oczy.
-Jeżeli mam być twoją kobietą, nie możesz mnie tak krzywdzić.
Moje słowa sprawiły mu ból. Tym bardziej przekonało mnie to do tego, że okrucieństwem bronił się przed cierpieniem.
-Mówiłaś, że mnie nienawidzisz!- powiedział z wyrzutem. Coraz wyraźniej było widać jak jego gruba skorupa kruszy się.
-Za to ty mówiłeś, że mnie kochasz...
Nic mi na to nie odpowiedział, tylko zamknął oczy.
Ostrożnie wzięłam w dłonie jego twarz i z czułością pocałowałam w usta. Nawet nie drgnął.
-Jestem dużo delikatniejsza od ciebie.- szeptałam przeplatając pocałunkami słowa.- Pocałuj mnie proszę...
Wreszcie z cichym jękiem poddał się. Jakże inny był ten pocałunek od poprzednich. Jego język zmysłowo wsunął się w moje rozchylone usta, a wargi pieściły powodując niecierpliwe drżenie. Wszystko trwało sekundy, gdy z chrapliwym westchnieniem oderwał się od moich ust.
-Nie mogę.- jęknął udręczony.
Patrząc w jego twarz wiedziałam o co mu chodzi. Pożądanie brało w nim górę i nie chciał stracić nad sobą kontroli.
-Dobrze.- szepnęłam z uśmiechem.- Na dziś wystarczy.
Chwilę na mnie patrzył po czym roześmiał się. Napięcie minęło.
-Wiesz, że ryzykujesz?- zapytał nagle poważniejąc. Jego oczy z uwagą przypatrywały mi się szukając oznak strachu.
-Ufam ci.- odparłam równie poważnym tonem.
Kiedy dochodziliśmy do domu, przypominałam sobie o jeszcze jednej ważnej sprawie.
-Williamie?- zaczęłam nieśmiało.- Ukarzesz Sebastiana?
Przystanął i popatrzył na mnie z uwagą. Nic nie mogłam wyczytać z jego spojrzenia, ale wyraźnie czułam jego niechęć do tego tematu.
-Nie miał prawa dotykać cię.- powiedział w końcu ponuro.
Z żalem objęłam go w pasie, wtulając twarz w jego pierś.
-Wybacz mu, proszę...- szeptałam żarliwie.- On tylko martwił się o mnie...
-Dobrze.- przyznał z ociąganiem.- Ale musi zrozumieć, że jesteś moja!
Uśmiechnęłam się. W serce zaczęła mi wstępować cicha nadzieja.
Wieczorem przy kolacji Karen badawczo przyglądała mi się.
-Jesteś w nad podziw dobrym humorze.- rzuciła od niechcenia.- I apetyt ci wrócił...
Widziałam jak zżera ją ciekawość, ale swoją rozmowę z Williamem postanowiłam zachować dla siebie. Przynajmniej na razie.
-Cieszę się, że wracam do zdrowia.- mruknęłam z uśmiechem.- No i spacer dobrze mi zrobił.
Byłam ciekawa czy otwarcie spyta się co robiliśmy z Cieniem, ale najwyraźniej była na tyle dyskretna, by nie wtrącać się w nasze sprawy.
-Czy twój ojciec jest w domu?- tym pytaniem zaskoczyłam ją.
Przymrużyła oczy i ciekawie przekręciła głowę.
-Czy jest coś o czy powinnam wiedzieć?
Z uśmiechem w oczach pokręciłam głową.
-Jeżeli jest... poproś, żeby przyszedł do mnie.
Gdy zostałam sama entuzjazm zaczął mnie opuszczać. A co będzie jeżeli nie da rady powstrzymać się? Miał rację mówiąc, że ryzykuję. Ryzykowałam swoim życiem.
Nie musiałam długo na niego czekać.
-Proszę.- powiedziałam, słysząc energiczne pukanie.
Gdy wszedł, serce gwałtownie mi podskoczyło. Był świeżo ogolony, a włosy jeszcze mu lśniły od wody. W ciemnej twarzy rażąco błyszczały błękitne oczy.
-Chciałaś coś ode mnie?- pytanie z pozoru obojętne, ale wypowiedział to takim tonem, że zaschło mi w ustach.
Nerwowo podeszłam do kanapy i usiadłam. Nie miałam zielonego pojęcia jak zacząć rozmowę. Shadow z niejakim rozbawieniem usiadł w fotelu naprzeciw i czekał.
-Mam do ciebie pytanie- zaczęłam, nerwowo przełykając ślinę.- i proszę żebyś był dla mnie wyrozumiały. Nigdy nie interesowałam się wampirami...
Na moje ostatnie słowa w jego oczach odbiła się ostrożność.
-Tak?
Spuściłam głowę i wypaliłam jednym tchem:
-Czy zawsze w ten sposób posilacie się? Czy zawsze to tak boli?
Ze strachu trzęsły mi się ręce i nie mogłam popatrzeć mu w oczy. Cisza jaka zapanowała po moich słowach stawała się nie do zniesienia. Nie wytrzymałam i podniosłam głowę.
Siedział z bardzo poważną miną, ale nie czułam by był zdenerwowany.
-Robiłem to z premedytacją.- powiedział powoli.- Chciałem, żebyś cierpiała.
Pomimo, że spodziewałam się takiej odpowiedzi i tak zabolały mnie jego słowa. Poczułam jak dławi mnie płacz.
-Chcę, żebyś dzisiaj napił się mojej krwi.- wyszeptałam drżącym głosem.
Kiedy uklęknął przede mną, serce omal nie wyskoczyło mi z piersi.
-Boisz się.
Jego głos był bardzo spokojny.
Bezradnie popatrzyłam na niego. Powoli uniósł mnie i posadził sobie na kolanach. Tulił mnie do siebie niczym małe dziecko.
-Wybacz mi.
W odpowiedzi uśmiechnęłam się przez łzy.
-Przegryzienie skóry zawsze boli- powiedział udręczonym głosem.- jedynie można starać się zrobić to zdecydowanie i szybko. Ale i tak nie będzie to należało do przyjemności. Dużym plusem jest pozytywne nastawienie dawcy, ale ból zawsze pozostanie bólem.
-Gdzie najlepiej...- nie wiedziałam jak zadać pytanie, by nie zabrzmiało śmiesznie.
-Ugryźć?- wyręczył mnie.
Niepewnie pokiwałam głową. Jego chłodne palce delikatnie zesunęły się z mojego ramienia zatrzymując w zgięciu łokcia.
-Zrobisz to?- zapytałam bojąc się, że jeszcze chwila, a rozmyślę się.
Bez słowa podniósł się, unosząc mnie w swych ramionach. Z jego ciała napływał do mnie spokój, ale i tak przepełniał mnie lęk. Miałam zaufać wampirowi, zawierzyć mu swoje życie...
Jego pokój był mroczny. Cały w ciemnych kolorach, stwarzał atmosferę tajemniczości. Pobudzał zmysły. Z westchnieniem utonęłam w chłodnej, satynowej pościeli. Moje ciało drżało z oczekiwania, a serce trzepotało z obawy przed tym co nastąpi.
-Postaram się by wszystko było jak najlepiej.- powiedział zachrypniętym głosem, wpatrując się w moją twarz.- Tylko nie możesz mnie dotykać. Obiecaj.
Bezwolnie potaknęłam głową. Gdy delikatnie rozpiął mi bluzkę, świat zawirował mi przed oczami. Powoli, wręcz dręcząco uwalniał mnie z ubrań. Był wspaniały gdy tak centymetr po centymetrze odkrywał ustami moje ciało. Podniecenie kołysało mnie dając zatracenie w cud błękicie jego oczu. Kiedy ustami dotknął mojego łona nie opanowałam krzyku rozkoszy. Upojny taniec jego języka wydawał się nie mieć końca. Biała błyskawica spełnienia rozdarła mój umysł.
Gdy otworzyłam oczy z zaskoczeniem zauważyłam, że William delikatnym pocałunkiem kończy „posiłek”.
W jego oczach zobaczyłam pytanie.
Uśmiechnęłam się.
Warto było zaufać wampirowi.
Kiedy zmysły już uspokoiły się, niepewnie rozglądnęłam się za swoją garderobą. Teraz po wszystkim czułam się zawstydzona. Bezbłędnie odczytał mój zamiar i nim zdążyłam się podnieść, płynnym ruchem przyciągnął mnie do siebie okrywając prześcieradłem.
-Zostań ze mną.- mruknął, zmysłowo przeciągając palcami po moim nagim ramieniu.
-Nie wiem czy to wypada...- szepnęłam speszona. Wtedy już wszyscy dowiedzieliby się o tym co nas połączyło.
-To jest mój dom.- zauważył z lekką kpiną.
Przyjemnie było tak leżeć w jego ramionach i czuć jego zapach. Nie przeszkadzało mi, że jego ręka na moich plecach jest chłodna i nigdy nie będzie inna. Nawet cisza na jego piersi była kojąca.
Cisza która ukołysała mnie do snu.
Jeżeli moje zaśnięcie było bajką, to przebudzenie koszmarem.
-Nigdzie nie mogę znaleźć Anki!- głos Karen zabrzmiał jak wystrzał armatni.
Moment oprzytomniałam podciągając pod brodę prześcieradło.
-Nie umiesz pukać?- mało przyjemny głos Cienia współgrał z wyrazem jego twarzy.
Karen dopiero w tej chwili skupiła na mnie swój wzrok. Jej powieki gwałtownie zatrzepotały, a usta otwierały i zamykały się.
Nie miałam odwagi odezwać się, by nie zawiódł mnie głos. I nagle jej twarz rozjaśnił szeroki, domyślny uśmiech.
-Śniadanie będzie za godzinę.- oznajmiła słodkim głosem.- Nie spieszcie się.
Gdy zamknęły się za nią drzwi sapnęłam niepewnie:
-I jednak głupio wyszło...
William tylko roześmiał się.
Przy śniadaniu niespodziewanie miałam spokój. Po jadalni kręciło się zbyt dużo osób i Karen nie zdecydowała się przyprzeć na mnie szturmu, ale wiedziałam, że jeżeli tylko nadarzy się okazja wyciśnie ze mnie wszystko jak cytrynkę.
Kiedy wkładałam naczynia do zmywarki, niespodziewanie podszedł do mnie Shadow, obejmując ramionami. Był to bardzo intymny gest, wyrażał zażyłość jaka nas połączyła. Spoczęło na nas przy tym kilka dość zaciekawionych spojrzeń.
-Ubierz się wygodnie, ale ciepło.- wymruczał, skubiąc moje ucho.- Czekam na ciebie przed domem.
Z konsternacją patrzyłam jak szybkim krokiem wychodzi z jadalni. Nie było rady. Wytarłam ręce i ruszyłam jego śladem, starając się ignorować domyślne uśmiechy.
Ubieranie się nie zajęło mi dużo czasu. Jeansy, bluza i adidasy. Po namyśle sięgnęłam jeszcze po kurtkę.
„Ubierz się ciepło.”
Ciekawe o co mu chodziło? Na zewnątrz była piękna pogoda, bez letnich upałów, ale było na prawdę bardzo przyjemnie.
Prawie biegiem wypadłam z domu ciekawa niespodzianki Cienia, ale widok jaki zastałam wmurował mnie w miejscu.
William cały ubrany w czarne skóry, siedział niedbale na czarnym, błyszczącym monstrum. Na mój widok jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
-Wsiadaj.
Ja?! Na tym czymś z piekła rodem i na dodatek z wampirem?!
NIE MA MOWY!!!
Gdy nie zareagowałam, oczy Cienia gwałtownie zmrużyły się. Odwróciłam się gotowa do ucieczki i w tej samej chwili żelazny uścisk zatrzymał mnie w miejscu.
>>Cholera! Zapomniałam, że wampiry są takie szybkie!<<
-Nie wsiądę z tobą na motor!- sapnęłam zła ze strachu.
Shadow jedną ręką objął mnie, a drugą uniósł moją głowę.
- Będziesz cały czas bezpieczna.- powiedział poważnie, patrząc mi w oczy. Jego głos melodyjnie wibrował mi w głowie.- Zaufaj mi.
Westchnęłam i skinęłam głową. Cierpliwie czekałam, aż starannie zasunął mi kurtkę i założył kask.
Patrzyłam jak z gracją przekłada nogę i siada na motorze. Niepewnie przyjęłam jego wyciągniętą dłoń, gdy tylko usiadłam od razu drapieżnie przylgnęłam do jego ciała.
-Rozluźnij się.- mruknął lekko rozbawiony.- Nie pojadę szybciej niż sama będziesz chciała.
-To już możemy zejść i prowadzić motor.- szepnęłam przez zaciśnięte zęby.
Roześmiał się.
Kiedy uruchomił silnik, potężny ryk zatkał mi uszy. W efekcie jeszcze mocniej wpiłam palce w jego kurtkę.
Wbrew temu co myślałam, ruszył bardzo wolno. Z niedowierzaniem patrzyłam jak mijamy bramę. Pomału docierało do mnie, że właśnie opuściłam mury mojego więzienia. Fakt, że okolica którą jechaliśmy była szczerym pustkowiem, ale jednak byłam za murami!
Jechaliśmy tak dobre pół godziny, zanim dotarliśmy do niewielkiej stacji benzynowej.
Shadow zatrzymał się po drugiej stronie ulicy. Z tęsknotą popatrzyłam na sklepik koło stacji. Kręciło się tam parę osób...
Za przykładem Cienia ściągnęłam kask.
-Muszę zatankować.- jego słowa dochodziły do mnie jakby z oddali.- Chcesz coś ze sklepu?
-Chce mi się pić.- usłyszałam swoją odpowiedź.
-Kup sobie coś, zaczekam.- ze ściśniętym sercem patrzyłam na banknot w jego ręce.
Starałam się by każdy mój ruch był swobodny i naturalny. Nawet uśmiechnęłam się do niego gdy brałam pieniądze. Ze wszystkich sił starałam się nie pobiec.
>>Tylko spokojnie, tylko spokojnie.<<- powtarzałam w myślach.
Za tą ulicą, za tymi drzwiami, czeka na mnie ratunek, moja wolność.
Gdy tylko zamknęły się za mną drzwi, odwróciłam się i niepewnie spojrzałam na Cienia.
Stał oparty o motor, ze spuszczoną głową...
>>Mówił, że musi zatankować.<<- przemknęło mi przez głowę, ale on nadal tam stał, bez ruchu...
Zamknęłam oczy.
Właśnie dotarło do mnie, że William dał mi możliwość wyboru. Być z nim, lub wrócić do mojego dawnego życia. W podzięce za moje zaufanie, kład na szali swoje życie. Dla mnie narażał całą swoją rodzinę.
Wystarczyło tylko odwrócić się i zadzwonić po pomoc.
Rozum nakazywał mi zrobić to i to jak najszybciej. Serce kazało otworzyć oczy i patrzeć na tą smutną, czarną postać. To samo nieznośne serce z uporem przypominało mi o czułym pocałunku i słowach „Kocham cię” usłyszanych w chwili największego cierpienia.
-Coś pani podać?- uprzejme słowa ekspedientki przywróciły mnie do życia.
-Poproszę mineralną.- szepnęłam ze słabym uśmiechem.
Kiedy wyszłam ze sklepu, drgnął i popatrzył na mnie. Powoli odkręciłam napój i łapczywie wypiłam do połowy, nie spuszczając z niego wzroku. Zdecydowanym ruchem wrzuciłam butelkę do kosza i ruszyłam przez ulicę.
Gdy dotarłam do niego w jego oczach odbił się smutek i niepewność. Bez słowa wyciągnął ręce i przytulił mnie do siebie.
-Wracajmy do domu.- szepnęłam zduszonym głosem.
W drodze powrotnej postanowiłam sobie, że nie będę myślała o tym co zrobiłam. Jedyne określenie jakie przychodziło mi do głowy to obłęd!
Na podwórku zsiadłam z motoru i podałam Williamowi kask. Od razu pojawił się koło nas Dawid. Mruknąwszy krótkie „Cześć”, zabrał motor do garażu.
-Chodź.- rzucił Cień nie patrząc na mnie.
Głos miał niski, lekko zachrypnięty. Nic nie dawało się wyczytać z jego twarzy, jedynie oczy wydawały się być ciemniejsze niż zazwyczaj. Jego palce niezwykle chłodne zacisnęły się na mojej ręce. Poczułam rozkoszny dreszcz, gdy zmysłowo kciukiem pogładził wnętrze mojej dłoni. Zaskoczona zauważyłam, że idziemy prosto do gabinetu. Jeszcze nigdy tu nie byłam. Rozglądnęłam się ciekawie.
Nie był zbyt przesadnie umeblowany... duże biurko, krzesło, naprzeciw trzy fotele. Na lewo stała ogromna sofa z fotelami i elegancki stolik. Do kompletu było kilka regałów i piękny obraz na ścianie. Z tęsknotą popatrzyłam na komputer stojący na biurku.
-Dlaczego?
Aż podskoczyłam słysząc w jego głosie niebezpieczną nutę. Popatrzyłam na niego niepewnie. Stał oparty o biurko z rękami splecionymi na piersi. Jego oczy były już prawie granatowe.
Miałam ochotę zapytać się „Co dlaczego?”, ale zdawałam sobie sprawę, że takie gierki nie przejdą, a nie chciałam go dodatkowo złościć.
-Bo nie mogłam.- powiedziałam w końcu zrezygnowana.- Nie mogłam odwrócić się i uciec.
-Nadal nie odpowiedziałaś mi!- jego głos na prawdę stawał się niebezpieczny.
Nie rozumiał dlaczego nie skorzystałam z szansy ucieczki, tylko potulnie wróciłam! Ale jak ja miałam mu to wytłumaczyć, skoro w moim sercu panował kompletny chaos?
-Zwyczajnie Cieniu,- szepnęłam.- nie pozwoliłeś mi. Pamiętasz Zeusa? To magia.
-Mogłaś już być wolna.- rzucił udręczonym głosem, jednocześnie ciasno oplatając mnie ramionami. Jego słowa nijak miały się do gestów.- A ty wybrałaś niewolę.
-Wybrałam ciebie.- powiedziałam z przekonaniem.- Wolność sam mi zwróciłeś.
W odpowiedzi uniósł mnie na ręce i ruszył w stronę wyjścia. Czułam jego zniewalający zapach i grę stalowych mięśni. Zaczynało się we mnie budzić pożądanie. Nie szliśmy daleko, naszym celem były następne drzwi. Jego sypialnia.
Był bardzo opanowany gdy mnie rozbierał. Dręcząco, powoli, z zachwytem patrząc na każdy skrawek odkrywanego ciała. Podniecenie narastało we mnie rozlewając przyjemne ciepło. Wyciągnęłam ku niemu błagalnie ręce, ale zaprzeczył ruchem głowy. Z jękiem zawodu popatrzyłam mu w twarz.
-Obiecuje, że dziś spróbujemy.- szepnął cicho.
Moje serce gwałtownie drgnęło, po czym jak oszalałe zaczęło tłuc się w piersi. Zafascynowana patrzyłam jak pomału ściąga kurtkę i rozpina koszulę. W końcu stał przede mną nagi do pasa. Niewiele, a jednak dużo. Jego nieokiełznana natura była dla mnie niebezpieczna, ale pomału uczył się kontrolować ją.
Jego ciało choć szczupłe, było obleczone stalowymi mięśniami. Czarny zarost z piersi schodził wąskim paskiem i ginął gdzieś za linią spodni. Z rozkosznym drżeniem patrzyłam jak pochyla głowę i językiem pieści moją pierś.
Na tysiące sposobów dziękował mi za to, że nie odeszłam od niego. Całe popołudnie trzymał w ramionach, udowadniając jak bardzo jestem mu potrzebna. Wieczorem gdy zmęczona zasypiałam na jego piersi, delikatnie kołysał mnie do snu. Kiedy przebudzałam się, natychmiast porywał mnie w wir namiętności, niestrudzony za każdym razem.
Obudziłam się późno i byłam sama. Z rozkoszą przeciągnęłam się mając w pamięci noc spędzoną z Williamem. Na prawdę postarał się bym nie żałowała swojej decyzji.
Na dźwięk głosów za drzwiami, poderwałam się, zebrałam ubrania i uciekłam do łazienki. Już ubrana niepewnie zajrzałam do pokoju, ale był pusty. Przed wyjściem jeszcze starannie zaścieliłam łóżko i zaraz za drzwiami natknęłam się na Karen.
Czułam się bardzo niezręcznie pod jej badawczym spojrzeniem. Zupełnie tak jakby przyłapała mnie na kradzieży ciasteczek!
-Cześć.- mruknęłam speszona.
-Nie sądziłam, że tak wcześnie wstaniesz.- jej głos był wielce domyślający.- Shadow zabronił cię budzić.
Czyli jednak wiedziała, że całą noc spędziłam z nim.
-Ale skoro już wstałaś, przyszykuję ci śniadanie i przyniosę do pokoju.
Stanęłam osłupiała. Zanosiło się na jakąś poważniejszą rozmowę, a ja nie bardzo miałam na nią ochotę. Odmówić Karen? Raczej nie odniosłoby to pożądanego skutku!
Po orzeźwiającym prysznicu i świeżo przebrana z apetytem zajadałam kanapki. Wczoraj minął mnie i obiad i kolacja!
Karen cierpliwie czekała aż skończę, a nie mogłam w nieskończoność przeciągać posiłku. Z cichym „Dziękuję”, odsunęłam pusty talerz.
-Dlaczego?
No tak! Chyba uparli się, żeby zadręczyć mnie tym pytaniem.
-Może zwyczajnie spodobało mi się życie wśród was?- odpowiedziałam zaczepnie.
Sama do końca nie wiedziałam dlaczego, a co najgorsze, nie chciałam się nawet nad tym zastanawiać.
-Ojciec mówił, że zwrócił ci wolność,- ciągnęła zachrypniętym głosem.- a ty bez wahania wróciłaś do niego. Dlaczego?
-Nie wiem! Zwyczajnie nie wiem!- warknęłam ze złością.
-Na pewno nie narzucił ci swojej woli.- powiedziała z przekonaniem.- Jest na to zbyt dumny!
>>Narzucić wolę?!<< Co ona plotła?!
Karen widząc moją zdumioną minę, uśmiechnęła się.
-Nie wiedziałaś, że to umie, prawda?- zapytała, jakby była z siebie zadowolona.
-Nie rozumiem...
-Zwyczajnie.- powiedziała wzruszając ramionami.- Jego specjalnością jest wabienie zwierząt. Nawet najgroźniejszy tygrys będzie leżał u jego stóp jak rozkoszny kociak, jeżeli tylko sobie tego zażyczy. Z ludźmi jest ciężej, ale w zwykłych, prostych poleceniach nikt mu się nie oprze.
-Ale jak...?- zapytałam słabo. To wszystko nie mieściło mi się w głowie.
-Na przykład, nie chcesz czegoś zrobić. Powiedzmy wyjść z pokoju. Siłą swojej woli nakaże ci to, a ty posłusznie to zrobisz.
W głowie zaczęły mi się kołatać setki myśli. Czyżbym jednak pod wpływem jego woli została? Niemiłe uczucie ścisnęło mnie w żołądku. Przed oczami znów stanęły mi chwile, kiedy znęcał się nade mną. Poczułam jak ból gwałtownie ogarnia moje ciało. Zwinęłam się na łóżku i mocno zacisnęłam oczy.
Był moim oprawcą i katem, a ja jednak zaufałam mu.
Ja zaufałam, czy on mi tak kazał?
Poczułam jak z oczu płyną mi łzy.
-Zostaw mnie.- szepnęłam udręczonym głosem.- Chcę być sama.
Potężny szloch wstrząsał raz za razem moim ciałem. Jak mógł mnie tak oszukać?
>>Jest wampirem, zawsze zrobi to co chce!<<- bezlitośnie odpowiadał rozum.
>>A cała czułość i delikatność? To wszystko było naprawdę!<<- broniło się uparcie serce.
A co jeżeli tego nie zrobił?
A co jeżeli zrobił?
Błędne koło.
Przed obiadem ogarnęłam się już na tyle, że spokojnie mogłam wyjść ze sypialni.
Chyba już wszyscy w całym domu wiedzieli o moim „wyczynie”, bo uśmiechali się do mnie radośnie, a co po niektórzy nawet ściskali mnie. Byłam tym skrępowana tym bardziej, iż mogło się okazać, że ktoś podjął tą decyzję za mnie.
Ktoś, znaczy Shadow!
Przy obiedzie towarzystwa dotrzymał mi Poldek. Młody, sympatyczny wampir. To właśnie od niego dowiedziałam się, że każdy wampir ma specjalny dar. Czasem jest to coś mało efektownego, czasem przerażająca siła.
-A twój dar jaki jest?- zapytałam z uśmiechem. Zaczynałam lubić tego beztroskiego „chłopca”.
-Woda.
-Woda?- popatrzyłam na niego niepewnie.
W odpowiedzi wskazał szklankę na stole.
Zafascynowana patrzyłam jak woda zaczyna leniwie wirować. Coraz szybciej i szybciej, by w końcu wystrzelić w górę fontanną setek kropli. To było coś niesamowitego!
-Nasz Polduś popisuje się przed swoją panią!- rzuciła kwaśno Kornelia.- Sam sprzątasz ten bałagan!
Nie spodobało mi się to „swoją panią”.
Poldek w zawstydzeniu spuścił głowę i szepnął:
-Przepraszam, zaraz posprzątam.
Bez słowa wstałam i wzięłam z kredensu papierowe ręczniki. Kornelia na ten widok tylko przymrużyła oczy.
-Pozbieraj naczynia, a ja zetrę stół.- powiedziałam z uśmiechem do speszonego wampira.
Uwinęliśmy się raz dwa. Patrząc na pełne uwielbienia oczy Poldka wiedziałam, że zyskałam w nim przyjaciela.
-Kiedyś musisz mi to jeszcze koniecznie pokazać, tylko z większą ilością wody!- rzuciłam ze śmiechem na odchodnym.
Na korytarzu rozglądnęłam się niepewnie. Wszyscy byli czymś zajęci tylko nie ja. Co miałam robić? Bezczynność dobijała mnie!
Na widok Karen i Zefiry idących z wielkim koszem prania odetchnęłam z ulgą.
-Mogę wam pomóc?- zagadnęłam z nadzieją.
W oczach Zefiry odbiła się obawa, za to Karen roześmiała się.
-Cień pourywałby nam głowy wiedząc, że zagoniłyśmy cię do roboty. Nie ma mowy!
Po słowach wampirzycy, choć były wypowiedziane żartobliwym tonem, poczułam nieprzyjemny skurcz.
-Nie wiesz czasem czy wrócił już?
Popatrzyła na mnie zaskoczona.
-Nigdzie nie wyjeżdżał. Cały czas jest w domu, siedzi w garażu i coś majstruje przy samochodach.
Tym razem ja byłam zaskoczona. Myślałam, że skoro zostawił mnie rano samą... Nie ważne!
-Dziękuję.- mruknęłam niewyraźnie. Wciskając ręce w kieszenie jeansów ruszyłam do wyjścia.
Rzeczywiście. Przed garażami stały dwa auta, a przy nich Cień z dwoma innymi wampirami.
Idąc w ich kierunku próbowałam opanować nerwy i te na Shadowa i te, że może mi się dostać za to co zamierzałam mu powiedzieć.
Ale William już z daleka wyczuł, że nie jestem w najlepszym nastroju. Wyprostował się, a jego oczy z uwagą wpatrywały się we mnie.
-Zrobiłeś to?- zapytałam bez ogródek, chociaż głos nieznacznie mi zadrżał.- Narzuciłeś mi swoją wolę?
Na moment w jego oczach odbiło się zaskoczenie, ale po chwili niebezpiecznie zmrużył je, a jego szczęka gwałtownie zadrgała. Nieznacznym ruchem ręki odprawił mężczyzn. Zostaliśmy sami.
-Doszłaś do wniosku, że zmusiłem cię?- jego głos był denerwująco spokojny, w przeciwieństwie do tego co działo się ze mną.
-Do niczego nie doszłam. Odpowiedz mi!- mój głos zaczynał wchodzić na niebezpiecznie wysokie tony. Bałam się, że zaraz nie opanuję histerii.
-Nie ułatwię ci sprawy, odpowiadając.- warknął stanowczo.- Sama musisz do tego dojść!
Uraziłam go. Z rozpaczą patrzyłam jak mija mnie i idzie do domu. Moje serce drgnęło boleśnie.
-William!
Zatrzymał się i powoli odwrócił... na moment w jego oczach dostrzegłam smutek i żal.
-Wierzę ci.- wyszeptałam żarliwie.
W odpowiedzi tylko rozłożył ręce. W jednej chwili byłam w jego ramionach, szepcząc ustami przy jego ustach.
-Przepraszam...
Link do kolejnych rozdziałów
http://van-elizabeth.blog.onet.pl/%E2%98%A5wszystko-to-co-zle-%E2%98%A5/

Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania