Wulkan
przepraszam, ale nie tańczę
stopy mi się zrosły z podłogą
utknęłam między domem a domem
niby bezpieczna – a duszę się życiem
ciągle czuję, że mnie nie ma
niewidzialna w cudzych obietnicach
znikam, zanim zdążę zapytać
czy mnie naprawdę widzisz?
jestem jak moj pies rozjechany na chodniku
W ostatniej chwili zauważony
zabrali mi miłość, zostawili ciszę
i nic już nie jest takie jak było
nawet ja – a może szczególnie ja
chciałam tylko być kochana
i móc kochać
chciałam się kimś zaopiekować
i żeby ktoś wreszcie zaopiekował się mną
jeszcze stoję
ale we mnie wszystko się kotłuje
ruszę – obiecuję –
jak konie w galopie
ale jeszcze nie teraz
jeszcze nie mogę ruszyć się
boję się przebudzenia
tak jak boją się wulkanu ci, co mieszkają obok
boję się, że zniszczę to, co znam
a nie zbuduję nic nowego
boję się żyć otwarcie
że mnie nie zrozumieją
że powiem “jestem”
a świat odpowie: “nie chcemy cię takiej”
ale kiedyś – ruszę
może wtedy, kiedy się naprawdę zmęczę
albo kiedy już nie będę miała nic do stracenia
albo kiedy ktoś mnie pierwszy raz nie zostawi
albo sama
sama się wyciągnę
z tej ziemi
z tego betonu
z tego snu
bo jeszcze jestem
choć nie wiem, jak długo
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania