Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Wybranka

Kiedy skończyłem trzydzieści lat, przyszło mi sięgać pamięcią do najmroczniejszych zakamarków mego umysłu, by móc zatracić się w krainie wiecznej ciemności. I wtedy pojawiała się ona. Zjawiskowo piękna istota, nikły promyczek nadziei, niczym światełko w tunelu.

– S-szybko… m-m-mamy mało czasu – powtarzała za każdym razem, ściskając niewielkie zawiniątko. Pakunek tlił się i dymił, dlatego też nigdy nie odważyłem się zapytać, co jest w środku, mając nadzieję, że niewiasta poruszy ów temat na jednej z naszych schadzek.

Chcąc częściej widywać swą tajemniczą wybrankę, praktykowałem świadome śnienie. "Będę śnił. Śnił świadomie". Co noc poświęcałem na ten osobliwy, a zarazem specyficzny rytuał przynajmniej kwadrans. Gdy już udało mi się zapaść w takowy sen, kreowałem sam siebie na nieustraszonego rycerza o zdolnościach nadprzyrodzonych. Walczyłem z coraz to silniejszymi przeciwnikami, czyniąc ich darmową siłą roboczą. W ten sposób zbudowałem potężne imperium, po którym miałem oprowadzić mą ukochaną.

– Widzisz? To wszystko dla ciebie. Specjalnie dla ciebie… – powiedziałem, gdy już się spotkaliśmy, splatając nasze wyniszczone ciała w miłosnym uścisku, tworzącym jeden współdziałający organizm. Uścisku mówiącym tak wiele. Bo miłość to nie czułe słówka. Miłość to także szacunek, zaufanie. Miłość to…

– T-ty nie rozumiesz – wykrztusiła, odsuwając się, by z trudem złapać oddech. Jej sine usta układały się w kształt wypowiadanych przez nią słów. Krzywdzących, bolesnych słów.

– A-ale… o czym ty mówisz, kochanie?

– Mój miły, jesteś dla mnie wszystkim. Jesteś nie tylko kochankiem, ale i przyjacielem. Jesteś nie tylko nauczycielem, ale i ogrodnikiem, bo pielęgnujesz naszą relację, jakby to było drzewko, tętniące życiem – moja luba zalała się łzami, przechadzając wokół zabytkowej fontanny.

– Skarbie – upadłem na kolana – Mówiłem ci już, jak wiele dla mnie uczyniłaś? Mówiłem ci już, kim byłem, zanim pojawiłaś się ty? Zanim lek na całe zło zagościł w moim sercu na dobre?

Mój lek na całe zło odetchnął głęboko, przysuwając się do mnie. i tak płynął czas, nie doganiając nas. Żyliśmy pomalutku, bez przygnębiającego smutku pukającego do drzwi. Pewnego dnia do drzwi zapukała koścista postać, od której bił przenikliwy chłód. Śmierć.

– Jestem gotowy. Weź mnie. Weź mnie zamiast niej. Tu i teraz – wziąłem kostuchę pod ramię, niczym starego dobrego przyjaciela, ocierając łzę ściekającą po policzku. Okręciłem się na pięcie, rzucając odchodne spojrzenie mej pierwszej i ostatniej prawdziwej miłości. W końcu… wreszcie mogłem się na coś przydać. Ileż można zmieniać tożsamość? Ileż można dążyć do celu po trupach? Ostatecznie i tak niewiasta pokochała mnie takim, jakim byłem, bez względu na moje wady. Bo miłość to nie czułe słówka…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania