Poprzednie częściWycinki z osiedlowej szarzyzny

Wycinki z osiedlowej szarzyzny 2

Hektor wracał akurat z roboty, kiedy grupka gapiów zaczęła formować się przy wejściu do sąsiedniej klatki. Słońce prażyło pierwszy raz tak potwornie w tym roku. Wiatr ucichł zupełnie. Chłopak co chwila ocierał skronie z kropel potu, idąc aleją wyłożoną popękanym od lat asfaltem. Cuchnęło smołą. Zapach osiadał w powietrzu jak szron na szybach.

Chciał przejść niezauważony. Najpierw odbił w prawo, w boczną, wydeptaną w trawniku ścieżkę, która przed jakiś czas biegła za murowanym zadaszeniem śmietników. Potem musiał, nie rzucając się w oczy, iść przez kilkanaście metrów w stronę grupki gapiów, po czym szybko odbić znowu w prawo i do tego płynnie wstukać kod domofonu, aby otworzyć drzwi klatki.

– Hektor, ty go znałeś pewnie, prawda? – to pytanie było echem sromotnej klęski.

Wąsaty facet w poplamionej potem podkoszulce zwisającej z wydatnego brzucha jak kurtyna albo zasłona wskazał na Hektora swoim lekko napuchniętym paluchem. Część ludzi obrzuciła chłopaka wzrokiem.

– Coś się stało? – Postanowił rozegrać to szybko. Pytanie, odpowiedź, kondolencje ogólne i do mieszkania.

– No chyba chłopak Marciniaków umarł. Jak mu tam było? Grzesiek?

– Nie mam pojęcia – odpowiedział zgodnie z prawdą Hektor. Nie był typem, który za wszelką cenę chce od razu nawiązać relacje z każdą osobą z bloku.

Wąsacz zmarszczył czoło.

– Jak możesz go nie znać, chłopie. Jest pewnie twoim rówieśnikiem albo blisko tego. Na pewno go kojarzysz.

Hektor zaprzeczył. W tym czasie na parking niedaleko bloku podjechała karetka. Ratownicy weszli do klatki z rozkładanymi noszami.

– A skąd wiadomo, że umarł? – zapytał jeszcze Hektor, chcąc stworzyć wrażenie troski od nieznajomego, którego doskonale musiał znać.

Kobieta przypominająca Filomenę Burtz-Walewską spojrzała na Hektora badawczo.

– Nie słyszał wrzasków Marciniakowej? Darła japę, aż ją pewnie na drugim końcu miasta słyszeli.

– Musiałem być jeszcze w pracy.

– No to na pewno. W pracy. Twoja babka się w grobie przewraca, żeś taki zmarnowany. Wasze pokolenie ma wszystko, tylko chęci brak. Nasze nie miało nic, oprócz zapału.

Kobieta odeszła, nie dając Hektorowi możliwości obrony siebie i ludzi z jego pokolenia. Pachniało od niej tanimi perfumami, która można kupić na bazarku za kilka złotych. Po chwili zapach wywietrzał i ponownie w nozdrza uderzył fetor smoły z asfaltowych alejek.

Okno w mieszkaniu Marciniaków na szóstym piętrze było uchylone. Dlatego w pewnej chwili dało usłyszeć się rozpaczliwe zawołania wypowiadane drżącym kobiecym głosem. Potem nastąpiła cisza, a po kolejnych minutach ratownicy wyszli z klatki i powędrowali do ambulansu. Na pytania ludzi nie chcieli odpowiadać.

– Pewnie, że umarł. Słyszeliście, jak Marciniakowa szlocha. Szkoda chłopaka – powiedział wąsacz.

Hektora odszedł dwa kroki od grupki, a kiedy ta zajęła się wzajemnymi rozmówkami o stanie rodziny Marciniaków, ocenach Grześka i kondycji społeczeństwa polskiego, wykorzystał okazję. Podszedł do swojej klatki, szybko wklepał kod domofonu i powędrował w półmroku do mieszkania.

****

Przez okno widział karawan pogrzebowy, czarnego, lśniącego mercedesa. Auto miało agresywną, nowoczesną linię dającą odpowiedni współczynnik aerodynamiczny. Nie wyglądało jak typowy roboczy van z zabudową pogrzebową i nalepkami firmy, dla której jeździł. Czterech mężczyzn odzianych w skrojone na wymiar garnitury weszło do klatki Marciniaków z podobnymi noszami, jakie mieli ratownicy. Po niedługim czasie nieśli na nich pakunek załadowany w czarny worek. Hektor pomyślał, że ci goście muszą nieźle się gotować w swoich roboczych wdziankach. Kiedy karawan odjechał, odszedł od okna na dobre, usiadł na kanapie, a po kwadransie pustego gapienia się w ekran telewizora, zasnął.

****

Babcia Miranda stała przy kanapie. Była ubrana w swój standardowy, chabrowy fartuch, w którym zawsze lepiła pierogi albo wałkowała i cięła na paseczki ciasto na kluski do popisowej pomidorówki. Miała smutny wzrok i o wiele więcej zmarszczek na twarzy niż Hektor by przypuszczał. Chłopak zerwał się na równe nogi.

– Babciu, co ty tu…

– Siadaj, wnusiu, musimy porozmawiać – powiedziała z rozczarowaniem w głosie.

– Ale…

– Rozmawiałam z Amelią. Poznałeś ją dzisiaj pod blokiem. Opowiedziała mi wszystko.

Hektor siedział z oczami wpatrzonymi w postać babci. Oddychał powoli i głęboko.

– O mnie? – zapytał.

– Tak, o tobie. O tym, że się zmarnowałeś, że masz słabą pracę, nie chcesz skończyć studiów i ustatkować się.

– Co ona może o mnie wiedzieć? Nawet mnie nie zna.

– Nie mów tak o niej! – Miranda podniosła głos. Nie robiła tego często. Hektor musiałby się bardzo wysilić, aby wygrzebać z pamięci wspomnienia krzyczącej na niego babci.

– Nie lubi mnie, to wszystko.

– To moja dobra przyjaciółka. Znam ją doskonale. I ufam jej. Wierzę, że skoro powiedziała mi o tobie te wszystkie przykrości, to są one prawdziwe.

– Nie, ona…

– Nie przerywaj. Dałam ci to mieszkanie, abyś miał lżej. O wiele niż ja w twoim wieku, kiedy patrząc na dopiero co bieloną wapnem powałę, leżąc na sienniku w starej chałupie, marzyłam o mieście, o maturze, dobrej pracy. Na studia byłam za cienka. Jak dostaliśmy z dziadkiem przydział, myślałam, że śnię. Daję ci jeszcze jedną szansę. Zmień coś, wnusiu. Inaczej odbiorę ci mieszkanie.

Hektor zmarszczył czoło i zacisnął pięści.

– Niby jak? Nie żyjesz.

Miranda uśmiechnęła się serdecznie. Zawsze powtarzała, że nie umie inaczej.

– Nie igraj ze mną, Hektorze. Dałam ci szansę. Od ciebie zależy czy ją wykorzystasz.

****

Dochodziła osiemnasta, kiedy się obudził. Podkoszulek na plecach nosił dużą plamę poty w centralnej części. Hektor wstał i spojrzał w miejsce, gdzie stała babcia Miranda. Dopiero w tej chwili uświadomił sobie, że to tylko sen. Czuł się źle. Głowa wydawała się dwa razy cięższa, a wszystkie mocne dźwięki drażniły. Za oknem ujadały dwa psy. Spacerowicze rozdzielali atakujące się, puchate kundelki, które za wszelką cenę chciały się sobie rzucić do gardeł. Zamknął okno i poszedł do kuchni. Wypił dwie szklanki mineralnej, lekko gazowanej wody. To nieco polepszyło sytuację. Potem jednak zadzwonił dzwonek do drzwi. Podszedł i sprawdził przez wizjer kogo niesie. Wyglądało, że to znowu ten wąsacz. Facet nerwowo przebierał nogami. Hektor potrzymał go jeszcze chwilę w niepewności. Potem niechętnie otworzył.

– Czym ty się narobiłeś chłopie, żeby o tej porze spać?

Hektor pomyślał, że się przesłyszał.

– Słucham?

– Raczej nie. Dobijałem się do ciebie godzinę temu i nic.

– Uciąłem sobie drzemkę. Ale co panu do tego właściwie?

– Tylko nie tym tonem. Lubiłem twoją babcię, nawet bardzo. Miranda zawsze miała dla każdego czas i ciepły uśmiech. Ty jesteś zupełnie inny.

– Jeszcze coś? – Miał ochotę przywalić wąsaczowi w wydatny czerwonawy nochal z siateczkami popękanych naczynek po bokach w liliowym kolorze.

– Pilnuj się. Nie jesteś tu na razie mile widziany. Nie zapisałeś się do koła osiedlowego, nie rozmawiasz z prawie nikim. Nikt nie ma o tobie dobrego zdania.

– Dobijał się pan do mnie, żeby mi pogrozić?

Wąsacz zmarszczył czoło.

– Uprzedzam, to wszystko. Żyliśmy razem w zgodzie od lat. Ale odkąd się pojawiłeś, nieszczęścia zaczynają chodzić nie tylko parami.

Hektor pomyślał, że facet zapewne pije do śmierci Grześka i dwóch wypadków samochodowych na parkingu osiedlowym.

– No, jestem złym omenem. Słuchaj, osiedlowy strażniku stanów przedzawałowych. Mieszkam tu i będę mieszkał. I będę rozmawiał albo wcale nie z kim chce, albo i z nikim. I nic tobie czy innym do tego.

Wąsacz najwyraźniej nie miał pary na dalszą dyskusję. Zszedł energicznie po schodach, zupełnie zaprzeczając teorii, jakoby wystający bebzon zbyt agresywnie ciągnął środek ciężkości w przód. Hektor zamknął drzwi i podszedł do okna. Spacerowiczów i kundli już nie było. Na ławkach pojawiło się za to kilka znajomych, usianych zmarszczkami twarzy. Rozmawiali ze sobą, co jakiś czas wskazując na mieszkanie Hektora.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • droga_we_mgle 7 miesięcy temu
    O, jak szybko 😄

    Ta część podoba mi się bardziej od pierwszej - zapewne dlatego, że ma już fabułę. Jestem ciekawa, co będzie dalej i szczegółów całej sprawy.

    Tylko wiesz, czuję się bardzo dziwnie, bo w noc przed przeczytaniem Twojego tekstu (przeczytałam go wczoraj)... śniła mi się moja babcia. Która zmarła trzy tygodnie temu... Nie straszyła mnie jak głównego bohatera, po prostu była sobą, ale... podobno zmarli śnią się nam, gdy czegoś od nas chcą.

    Hektor na początku historii: nie chcę robić sobie wroga z sąsiadki.
    Hektor w drugiej części: zraża do siebie całe sąsiedztwo 🤠

    Co do rozmowy na końcu... ja niedawno też miałam niedawno podobną, tylko że nie w środowisku sąsiedzkim. Pobuntowałam się trochę, ale postanowiłam się przełamać... i cała ta integracja nie była taka zła😁 Kibicuję głównemu bohaterowi, żeby dobrze wykorzystał swoją szansę.

    Ogólnie próbuję powiedzieć, że Twój tekst znalazł mnie w odpowiednim momencie.

    Daję piątkę i Pozdrawiam :)
    (No i chyba Wesołych Świąt :))
  • Rubinowy 7 miesięcy temu
    Też mi się udało trafić z tym opowiadaniem. Faktycznie wyszło mega dziwnie. Oby następne zaskoczyło w mniej osobliwy sposób.
    Tobie również Wesołych;)))
  • Nemo1214 7 miesięcy temu
    Dobrze napisane, umiesz budować klimat i dialogi pasujące do postaci. Trudna sztuka.
  • Rubinowy 7 miesięcy temu
    Miło mi, dzięki :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania