Wyjdź z mgły

Stał przy stolikach, nawet, kiedy minęło pół godziny, wciąż czekał. Niecierpliwie wiercił stopą między kafelkami, imitując zabijanie czasu. Spojrzał przelotnie w stronę placu z nadzieją, że ona się tam pojawi. Nic z tych rzeczy. Jedynym, co widział, była nieprzenikniona mgła, gęsta i szara, otaczała kawiarnię niczym mur.

- Zaraz przyjdzie, spoko, Jake… - mruczał sam do siebie, drapiąc się w rękę. Ciepła ciecz spływała po jego lewym przedramieniu, pod paznokciami zalegała zaschła ropa.

Nie mógł się pogodzić z tym, co jej zrobił. To był ogromny błąd, największy w jego życiu. Jeśli przyjdzie, wszystko będzie jak dawniej, jeśli nie, to koniec. Decydujący, kulminacyjny moment w jego życiu. Podniósł przewrócone krzesło i usiadł, chowając twarz w dłoniach. Mimowolnie popłynęły łzy.

Spojrzał w stronę kawiarni, zobaczył wybitą szybę. Westchnął. Ze środka wiało trupem, pustką, na ścianie zaś zasychała posoka, pod nią leżał wykrwawiający się powolnie mężczyzna. Od kilku minut był nieruchomy. Drzwi do budynku, połamane w pół, leżały wewnątrz, stoliki i krzesełka w środku, jak i na zewnątrz, były poprzewracane.

- Przyjdzie, kocha mnie – wmawiał sobie. Wstał i spojrzał znów na plac. Nic, tylko cisza.

Spojrzał na swoją kurtkę, była cała umazana w szkarłatnej cieczy. Odruchowo przetarł ją ręką i poczuł, jak krew lepi się do jego dłoni. Przyłożył do nosa i powąchał.

- Śmierdzi – stwierdził, po czym wszedł do kawiarni.

Wiedział, że jeśli przyjdzie, posoką na ubraniach jej nie przekona, by do niego wróciła. Powiódł wzrokiem po ladzie, namierzył drzwi do łazienki. Ruszył, minął leżące ciało, nawet nie zwracając na nie uwagi. Buty chlapnęły, maczając podeszwy w kałuży krwi. Szedł dalej niewzruszony.

Usłyszał kilka stuknięć i huk. Odruchowo przystanął, gardło zacisnęło się niczym w pętli. Przełknął ślinę i chwycił leżące na podłodze krzesło. Ruszył dalej. Otworzył drzwi do łazienki kopniakiem, lecz te z drugiej strony uderzyły w coś.

Jake w jednej chwili wpadł do środka i zatrzasnął drzwi. Zobaczył go. Mimo że skóra schodziła z niego, jakby zdzierana pasami, mimo że w oczach miał pustkę, mimo że był pozbawiony ręki, chłopak nawet nie był zaskoczony.

Mebel poszybował w stronę nieznajomego i zmasakrował nieznajomemu twarz. Płat skóry odleciał, przyklejając się do ściany jak na klej. Mężczyzna jednak miał to za nic i gdy krzesło odbiło się od jego czerepu, ruszył do ataku. Strzyknęło coś w jego kręgosłupie, zgarbił się nagle i wystawił ręce przed siebie, obnażając zęby.

Jęki, stękania i straszliwy jazgot nie ruszyły Jake’a ani trochę. Złapał nieznajomego za gardło i zaczął zacieśniać uchwyt. Przycisnął go do ściany, coś chrupnęło i zachrzęściło.

- Ona przyjdzie – mówił Jake, jakby do siebie – przyjdzie, a ty nie żyjesz. Za chwilę i teraz, potem znikniesz, trupie, znikniesz, znikniesz, znikniesz, znikniesz...

Przycisnął łokieć do gardła przeciwnika i, obnażając zęby, uderzył go głową. Kolejny chrzęst. Jake spojrzał na niego i ujrzał pęknięcie, jakby czaszka truposza wklęsła się. Posoka zaczęła powoli wyciekać z rany.

Mimo że kręciło się mu w głowie, przyłożył truposzowi czołem jeszcze raz. Czaszka przeciwnika pękła z trzaskiem, ale jej właściciel nawet nie jęknął z tego powodu. Jake krzyknął ze złości, zajazgotał jak jakieś zwierzę i rzucił trupem o ścianę. Jego głowa uderzyła z hukiem o marmur, polała się krew. Cisza.

Gdy go puścił, ten opadł na podłogę, pokazując, co ma pięknego w czaszce. Mózg drgał jeszcze chwilę, a krew, która wcześniej go oblewała, wypłynęła na podłogę, tuż pod nogi Jake’a. On jednak spojrzał z pogardą na trupa, splunął, ustabilizował oddech i odwrócił się w stronę umywalek, jak gdyby nigdy nic.

Zobaczył nagle w lustrze szatyna oblepionego krwią, z błądzącymi, pozbawionymi źrenic, zielonymi oczami i długą, szeroką raną na czole. Zmarszczył brwi i spojrzał przez ramię. Powiódł wzrokiem od kabin do drzwi, ale nikogo tam nie było. Popatrzył jeszcze raz w lustro, ale oczy przysłoniła mu czerwona ciecz spływająca z czoła. Odkręcił kurek i szybko obmył twarz. Krew wciąż się lała.

Spojrzał po raz trzeci w lustro z pogardą wobec tego, kogo w nim widział. Nie wiedział, że to on.

- Kim jesteś? – spytał poważnie. Nikt nie odpowiedział.

Jake miał powoli dość, warknął i wymierzył cios prosto w lustro. Szkło pękło i wbiło się w pięść chłopaka. Usłyszał chrupnięcie, nagle nadgarstek zdrętwiał i przestał się ruszać. Spojrzał na niego zaskoczony, wnet krew znów oblała mu całą twarz.

Wrzasnął, ale nie z gniewu, lecz bólu. Nie bolała go jednak głowa, ani dłoń, bolało go serce, nadzieja na przybycie jego ukochanej niknęła z każdą chwilą, na dodatek wszystko wokoło niego zdawało się być nierealne. Uderzył w zlew w całej siły, porcelanowa umywalka drgnęła i zatrzęsła się, a nadgarstek pękł z trzaskiem, przekrzywiając się pod dziwnym kątem.

Chwycił ręcznik papierowy zdrową ręką i pociągnął. Rolka obróciła się kilkukrotnie, aż cały papier z niej zleciał. Chłopak wcisnął go sobie w czoło, poczuł mdłości, do gardła podeszły mu wymiociny. Beknął.

- Przyjdzie, na pewno przyjdzie – bąknął do siebie. Spojrzał na drzwi wyjściowe i rzucił mokrym od krwi papierem w ścianę. Przylepił się do niej, chlapiąc posoką wokoło.

Jake wyszedł z toalety i skierował się ku wyjściu z kawiarni. Miał wrażenie, że o czymś zapomniał, obejrzał się, ale po chwili uczucie minęło.

Usłyszał coś, jakby uderzenie mokrej stopy o beton. Wybałuszył oczy. Z placu naprzeciwko kawiarni, z mgły, wychodziła właśnie wysoka postać, a że jej długie włosy powiewały na wietrze, chłopak rozpoznał ją. Przyszła do niego, mimo że ten zachował się jak ostatni dupek, mimo że ją zdradził, mimo że robił to już wcześniej.

- Jesteś! - krzyknął radośnie i wystrzelił z kawiarni jak z procy.

Nagle poczuł, jak jego noga przestaje go słuchać, upadł na kolano i spojrzał na krwawiącą obficie łydkę. Sterczało z niej szkło i wyglądało na to, że właśnie uszkodziło ważne nerwy. Zignorował, wstał i poczłapał ku swojej ukochanej.

Szła, również powoli, w podartej koszuli nocnej, jęcząc i stękając. Włosy brunatne niczym futro niedźwiedzia powiewały na wietrze, jak zawsze piękne. Jake poczuł znowu mdłości, miał wrażenie, że lada moment upadnie i straci przytomność, jednak szedł dalej, wycierając co chwilę swoją twarz z krwi.

- Jesteś, skarbie! - krzyknął, ale nie słyszał już swojego głosu, a piskliwy szwargot. Nagle rana na ręce zaczęła piec jeszcze bardziej, odbierała czucie w lewym przedramieniu, podobnie było z łydką.

Powoli zaczęło do niego docierać, że jest ranny i że czuje jakikolwiek ból. Mimo to, szedł dalej, na spotkanie z ukochaną. Spojrzał na nią, rozmazywała mu się w oczach, ale była coraz bliżej. Wyciągnęła ku niemu ręce, rozpostarła swe ramiona, stęknęła. Chwycił ją za szyję, czując lepiącą się maź na palcach.

Jęknęła i zacharczała, chwyciła go mocno za ramiona, wbijając w nie swoje paznokcie. Odrobina krwi wytrysnęła z dziur, ale Jake tego nie czuł. Pocałował ją prosto w usta, a ona rozwarła swoje i zatrzasnęła szczękę. Zęby wbiły się w wargi chłopaka, posoka trysnęła na jej twarz.

Stał nadal, czując jak po ustach spływa mu krew. Wtedy dopiero dotarło do niego, że umiera. Upadł na kolano i spostrzegł, że świat pociemniał, zamazał się, oddalił od niego, a ukochana jest przy nim.

Był szczęśliwy.

 

NOTKA: Dlaczego ja takie chore opowiadania piszę? ;_; Liczę na to, że jeśli przeczytasz, postawisz adekwatną ocenę (bądź nie) i/lub skomentujesz ;) Pozdrawiam :)

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • Anonim 31.10.2015
    Ciekawym był debiutu Twego. Tego prawdziwego, bo bitwa to jednak bitwa. Hmm... Nie wiem czy pierwsze zdanie nie cierpi czasem na nadmiar przecinków? W jeszcze jednym miejscu odniosłem podobne wrażenie, te interpunkcyjne pauzy oddechowe wyglądają czasem paskudnie.

    "Spojrzał w stronę kawiarni, zobaczył wybitą szybę. Westchnął." - Spójrz jaka surowa składnia, mimo że poprawna. Na osiem słów, aż trzy czasowniki. Bardzo liniowe.
    "wykrwawiający się powolnie mężczyzna." - "powoli"
    "Zobaczył go. Mimo że skóra schodziła z niego, " - "Go" i "niego" są w tym kontekście powtórzeniem.
    "w stronę nieznajomego i zmasakrował nieznajomemu twarz." - Powtórzenie.
    "Obnażając zęby" jest dość charakterystycznym sformułowaniem, występuję trochę zbyt blisko siebie, no tylko cztery wersy poniżej.
    "do niego docierać, że jest ranny i że czuje jakikolwiek ból." - Jakikolwiek?

    Nie był to do końca horror, brakowało mi pierwiastka nadprzyrodzonego z prawdziwego zdarzenia. Nie do końca też uchwyciłem kontekst, nie wiem do czego sprowadza się ukochana, to personifikacja śmierci? (Ech, wpadłem wczoraj na identyczny pomysł ;__;) Dostrzegam natomiast większy sens tej historii. Już tytuł jest metaforyczny, a wyjście z mgły można odebrać jako wyzwolenie wewnętrznej bestii. opuszczenie samego siebie, niezrozumienie czy w końcu śmierć ~ wyzwolenie z mgły życia. Refleksje autora mogłyby być bardziej niestereotypowe, mógł być bardziej błyskotliwy w przemyśleniach, motyw "to ja czy już nie ja" jest bardzo popularny. Trochę za bardzo, bo nieco się przejadł.

    Głównym "ale" jest nie do końca zgodne z kategorią podejście. Dbasz natomiast o przecinki, i to się chwali. Większość błędów, to błędy robocze, takie których zwykle się nie widzi przy korekcie. Historia mogła być dobra, ale kurde czegoś mi zabrakło. Po zakończeniu też mam mały niedosyt, bo nie do końca wiem w co tu się grało.
  • DeadHuman 31.10.2015
    Czegoś zabrakło, mówisz? Hmm... Możliwe, że to nutka realizmu i więcej emocji... Niemniej, jestem średnio zadowolony z tego tekstu, stać mnie na więcej.
    Dobry w pisaniu horrorów nie jestem, toteż wątpiłem w to, czy wstawić to w tą kategorię, niestety, dla zombi nie ma innego miejsca.
    Nadinterpretujesz, naprawdę... To po prostu historia prawdziwego człowieka, choć podoba mi się twoja interpretacja, choć, jeśli ja miałbym to jakoś zinterpretować, to wyglądałoby to bardziej na coś bardziej prywatnego, nie śmierć.
    Tak czy siak, dzięki za komentarz, cieszę się, żę ktoś to przeczytał :)
  • Anonim 31.10.2015
    DeadHuman, ja zawsze nadinterpretuję, zawsze i wszędzie. :D Widzę, że masz wysoką samoocenę, to dobra cecha u pisarza. Na pewno nie pokusisz się na bitwę? :) Pachniesz godnym przeciwnikiem. ^_^
  • DeadHuman 31.10.2015
    Jared
    Wolę nie brać udziału w bitwie, którą sam zapodałem.
    Wysoką samoocenę? Nie... Po prostu znam swoją wartość i wiem, w czym jestem dobry. Dzięki ;)
  • Anonim 31.10.2015
    "Zobaczył go. Mimo że skóra schodziła z niego, " - możliwe, że się mylę, ale słowa: go i niego, są powtórzeniem, zastąpiłabym jedno z nich czymś innym
    "w stronę nieznajomego i zmasakrował nieznajomemu twarz." - nieznajomy, nieznajomy

    No Death, trzecioosobowa narracja wychodzi ci świetnie, zobaczyłam oczami wyobraźni stworzony przez ciebie świat, psychiczność zachowania głównego bohatera, który z każdym gestem mnie fascynował, to jak uderzył pięścią w lustro, jak zmasakrował człowieka/zombie w łazience, jak chodził po krwi, oraz jak cudownie marzył o swej ukochanej, która potem go zjadła... Trochę takie przykre, jednocześnie główny bohater miesza panikę z miłością, ogromną panikę i ogromne emocje, jestem pod wrażeniem. Możliwe dlatego, że pierwszy raz na opowi zdarzyło mi się czytać coś o zombi, mam nadzieję, że będzie kolejna część!

    Mój ulubiony fragment: "Wrzasnął, ale nie z gniewu, lecz bólu. Nie bolała go jednak głowa, ani dłoń, bolało go serce, nadzieja na przybycie jego ukochanej niknęła z każdą chwilą, na dodatek wszystko wokoło niego zdawało się być nierealne."
  • DeadHuman 31.10.2015
    Woho! Efria mnie zaszczyciła swoją obecnością i pochwaliła!
    Cóż... Tekst nie jest najwyższych lotów, stać mnie najwięcej, niemniej cieszę się, że ci się podobało ^^
    Na kolejną część nie masz szans... Ale! Na kolejne opowiadanie o tej tematyce, kto wie?
    Pozdrawiam :)
  • Anonim 31.10.2015
    DeadHuman
    "Woho! Efria mnie zaszczyciła swoją obecnością i pochwaliła!" - czuję, że to był sarkazm XD
    Proszę Daeth, proszę : D
    No i jeszcze... Jared ma rację, "pachniesz" dobrym przecinkiem i zachęcam do udziału w nowej edycji bitwy
  • DeadHuman 31.10.2015
    Efria
    Nie będę powtarzał, co odpisałem Jaredowi.
    Nie, to nie był sarkazm... No, może trochę hiperbola?
  • Jack O'Frost 01.11.2015
    Kojarzę Twój nick, poza tym tytuł mnie przyciągnął, więc postanowiłem sprawdzić, co masz do zaoferowania.
    Opowiadanie mnie zaciekawiło, szczególnie że jest dobrze napisane. Błędów nie wyłapałem, niekiedy składnia mi nie odpowiadała, nic poza tym. Mam też wrażenie, że nie dałeś z siebie wszystkiego, a szkoda. W każdym razie jedno z lepszych opowiadań, jakie tu czytałem. Spodobał mi się klimat, pomysł i tematyka. Lubię wszystko, co związane z zombie, a do tego dramat... No cóż, nie będę się już zachwycał tematyką. Myślę, że rozumiesz, co i jak.
    Opowiadanie podobało mi się. Bohater, jak się przekonaliśmy, nie był idealny przed apokalipsą (mogę tak to nazwać?), co mi się podoba, choć zachował się nie fair w stosunku do ukochanej osoby. Nie rozumiem, jak można kogoś zdradzić, ale nie będę ingerował w Twoją myśl, tylko przyjmuję ją, taką jaką jest.
    Odniosłem wrażenie, że psychika bohatera łamie się, a jedyną rzeczą, która trzyma go przy jako tako zdrowych zmysłach, czy może nawet przy życiu, jest myśl o jego dziewczynie. Gdy tylko ją zauważył, pobiegł do niej, nie zważając, że niesie to ze sobą ryzyko. Zresztą, skoro jego ukochana i tak już była martwa...
    Podobało mi się, jak przedstawiłeś życie w świecie zombie. Adrenalina nie opuszczała bohatera ani na moment, co dawało mu możliwość szybkiej reakcji. Podobała mi się scena walki, a przede wszystkim ta z lustrem, która pokazała mi, jak krucha jest psychika głównej postaci.
    Wiedziałem od początku, jakie będzie zakończenie, ale mimo wszystko spodobało mi się. Ukochana zżera bohatera, który tak długo na nią czekał... hm....
    Mam tylko kilka małych ale. Ekspertem nie jestem, lecz mam wątpliwości, czy kawałek szkła w łydce może uszkodzić nerwy na tyle, by uniemożliwić poruszanie nogą. Być może się mylę, choć wydaje mi się to naciągane, szczególnie że nerwów jest wiele. Może nie mógłby nią poruszać z bólu, ale bohater bólu nie czuł... naprawdę nie wiem, co o tym myśleć, więc z góry nie zakładam, że to błąd.
    Kolejnym ale jest pęknięcie czaszki, poprzez uderzenie w nią głową. Nie tak łatwo ją uszkodzić, nawet jeśli jest się pod wpływem adrenaliny. Kości są wytrzymałe. Przykładowo: do złamania kości udowej pod kątem 90 stopni trzeba więcej siły (100N) niż na złamanie betonu pod tym samym kątem (60N). Choć nie jestem pewien, jak to jest z kośćmi czaszki, lecz podejrzewam, że również są bardzo wytrzymałe.
    Niemniej całkiem mi się podobało. Nie zwiodłem się w każdym razie ;)
    PS. Przepraszam za ewentualne błędy w komentarzu, ale zmęczony już jestem, siły nie mam :/
  • DeadHuman 01.11.2015
    Cóż... Jeśli byłeś zmęczony, trzeba było napisać to jutro :P
    Niemniej, cieszę się z kolejnego komentarza ^^
    Masz rację co do szkła w łydce i czaszki... Chciałem uchwycić w ten sposób adrenalinę, siłę szaleństwa, ale chyba trochę przesadziłem.
    Nie, nie jest to apokalipsa, oj nie, ale nazywaj, jak chcesz, sam nie wiem, jak można by inaczej to ująć :/
    Dzięki za komentarz i opinię, i pozdrawiam ;)
  • Jack O'Frost 01.11.2015
    Nie mógłbym napisać, jutro szkoła, a zaraz potem jeszcze do pracy muszę jechać.
    No cóż, nie miałem lepszego określenia niż apokalipsa.
    Pozdrawiam również ;)
  • elenawest 01.11.2015
    Mnie osobiście tekst jakoś nie porwał. Sorki, ale wydawało mi się to wszystko dość sztuczne. Daję dlatego tylko 3
  • DeadHuman 01.11.2015
    Hm...
    Szaleńcy, opętani, ich się nie da zrozumieć, a co za tym idzie? Są nielogiczni, więc i mają przesadzone odruchy, co wydaje nam się sztuczne.
    Przynajmniej tak sobie to tłumaczę, bo sam nie do końca jestem pewien co do 'realistyczności' tego opowiadania ;)
    Dzięki za komentarz i opinię, i pozdrawiam :D
  • KarolaKorman 01.11.2015
    ,,wystawił ręce przed siebie, '' - miał tylko jedną rękę, bo drugiej, jak napisałeś, był pozbawiony
    ,,Przyszła do niego, mimo że ten zachował się jak ostatni dupek, mimo że ją zdradził, mimo że robił to już wcześniej.'' - to zdanie zacytowałam, bo a propos niego mam pytanie. Czym urzekały bohatera inne dziewczyny, z którymi zdradzał ukochaną? Głębszymi oczodołami?
    Takie halloweenowe opowiadanko, fajne, 4 :)
  • DeadHuman 01.11.2015
    Walorami kobiety? Możliwe też, że Jake był zwykłym kobieciarzem, ale dopiero później odkrył, że sam sobie nie poradzi i ubzdurał sobie, iż kocha tą pierwszą.
    Nie rozumiem takich facetów, ale czemu by ich nie wykorzystać w opowiadaniu? :D
    Co do pierwszego błędu, racja ;)
    Czy ja wiem, czy halloweenowe? Nie obchodzę, wiec nawet nie wiedziałem, pisząc to, że będzie niedługo.
    Dzięki za komentarz i opinię ;)
    Pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania