"Wymarzone wakacje"

ROZDZIAŁ I : WYJAZD

 

Otwieram oczy, wyciągam ręce mocno za siebie a palcami u stóp próbuję dotknąć oparcia łóżka (standardowo śpię głową w nogach) i rozciągam się tak mocno, aż łapie mnie skurcz w prawej łydce. Aua! Błyskawicznie wykonuję jeden brzuszek i dźwigam się do pozycji siedzącej. Chwytam za palce okrutnie bolącej nogi i przyciągam do siebie mocno wyprostowując i rozciągając nogę - to podobno pomaga. Po chwili masuję łydkę. Oczywiście z silnego bólu robi mi się słabo, więc przewracam się na brzuch. Żeby krew dopłynęła mi do mózgu mój łeb wisi i gapię się w podłogę. Brudna, ale po co mam sprzątać skoro jutro wyjeżdżam? Zrywam się z pozycji wiszącej, gdy dostrzegam pająka wychodzącego spod łóżka. Ty mendo! Niech Cię szlag! Szukam jakiegoś buta, żeby zabić gnoja. Nie cierpię tego paskudztwa! Już Cię nie ma! Sprzątam zwłoki pająka i rozglądam się, czy nie przyprowadził kolegów.

Słońce przebija się przez zasłonięte okna. Rozsuwam zasłony, otwieram okno i wpuszczam do sypialni rześkie majowe powietrze. Biorę głęboki oddech i połykam zapach wiosny. Czuję się świetnie. W całym mieszkaniu nie mam ani jednego zegara, jedynie w telefonie, który jak zwykle jest rozładowany. Muszę zobaczyć, która jest godzina. Biorę przygotowaną na parapecie lornetkę i tak jak zawsze zaglądam w okno sąsiadów w bloku naprzeciw. Wstają wcześniej ode mnie, więc okna mają już odsłonięte. Na pustej ścianie na wprost okna wisi brzydki, okrągły, ze zwykłą białą tarczą i czarnymi wskazówkami zegar. Jest godzina 9:05. Biada mi, jak kiedyś będą spali dłużej ode mnie. Biegnę do łazienki potykając się o walizkę, którą podstawiłam sobie w przedpokoju niemal pod drzwiami z sypialni. Wylądowałam na brzuchu w łazience, popychając swoim ciałem drzwi, które siłą uderzenia zmiażdżyły plastikowy kosz na pranie. Podnoszę się, przy okazji zbieram z podłogi wczorajsze skarpetki, których nie chciało mi się wrzucić do kosza. Teraz też tego nie zrobię, bo kosz pękł. Dopiero wstałam, a już się zmęczyłam. Ciężki ten poranek. Myję zęby, chlapię się wodą po twarzy, nakładam krem i kieruję się z powrotem do sypialni. Do kuchni nawet nie wchodzę, boję się, że wyrządzę sobie kolejną krzywdę. Daruję sobie śniadanie, zjem później. Wyciągam z szuflady leginsy i top. Zdejmuję piżamę i siadam na łóżko. Coraz bardziej wierzę w teorię Darwina. Jestem żywym dowodem na to, że człowiek pochodzi od małpy. Musiałam zapuścić włosy na nogach, żeby łatwiej depilowało się je woskiem. Dobrze, że początek maja był chłodny i ukrywałam to pod spodniami. Co za wstyd! Mam się rozebrać przed kosmetyczką? Wyślą mnie do działu dla mężczyzn. Zaraz będzie po wszystkim, jutro będę piękna i gładka. Wyglądam jeszcze raz przez lornetkę w celu sprawdzenia godziny. Jest 9:05. Hę? No to mnie zaskoczyliście drodzy sąsiedzi. Co ma wisieć nie utonie, ale za to stanie! – tak mawiał zawsze Pablo, kierując te słowa do Val, kiedy poruszali tematy łóżkowe. Wrr! Idę na oślep, na mieście dowiem się która godzina. No to komu w drogę temu trampki.

Uwaga, idzie Robocop! Wydepilowałam sobie też bikini. Normalny człowiek idąc ulicą wygląda jak literka „I”, mnie tak pieką pachwiny, że rozłożyłam nogi niemal na szpagat i przypominam „Y” go góry nogami. Nawet mijając ludzi na wąskich chodnikach, jedną nogą muszę zejść na ulicę. Mijając ich z prawej strony, raz weszłam nogą do sklepu, gdzie zaćwierkał witający sztuczny wróbelek. Ekspedientka już miała nadzieję, że chcę coś u niej kupić. Kosmetyczka dała mi łagodzący krem na oparzenia. Od razu po powrocie do domu nakładam jego grubą warstwę i swobodnie hasam po mieszkaniu w samych majtkach. Chcesz być piękna? To cierp! Włączam w końcu telefon. Nikt nie dzwonił, nie pisał. Pakuję ostatnie rzeczy do walizki. Cieszę się na ten wyjazd. Trzy lata odkładam pieniądze na wakacje. Praca spokojnie pozwala mi na taki długi wypoczynek. Biorę ze sobą laptop, w razie czego będzie ze mną kontakt. Rok temu założyłam ze znajomą małe wydawnictwo, w którym redaguję nadesłane do nas teksty. Niektóre dzieła naszych autorów trochę poczekają, ja muszę w końcu wyjechać. Sara da sobie radę.

Odpalam Internet i już rozkoszuję się piękną Gran Canarią. Słońce, morze, imprezy na plaży. Faceci! O tak! Jestem wolna jak ptaszyna i będę szalała, korzystała i bawiła się ile wlezie. Trochę czuję się jak piąte koło u wozu, bo Nicolas z Leticią i Pablo z Valentiną są parami od kilku lat. To oni namówili mnie na ten wyjazd. Trochę martwię się co będę robić w tym czasie, kiedy oni będą uprawiać ulubiony windsurfing. Jeżdżą tam od paru lat. Rodzice Pablo mają na Gran Canarii w Puerto Rico domki letniskowe i co roku są zapraszani, tak jak ja. Dopiero w tym roku korzystam z zaproszenia. Mój problem polega na tym, że panicznie boję się głębokiej wody. W zasadzie nie tylko głębokiej, bo gdy zachłysnę się strumieniem wody z prysznica to mam wrażenie, że tonę. Śmieszny jest pewnie przy tym mój wyraz twarzy. Cóż, znajdę tam sobie jakieś zajęcie. Będę się wylegiwać na plaży, albo przy basenie sącząc kolorowego drinka z parasolką i czekać jak foczka na przypływ fali opalonych samców. Może nie od razu ta fala przypłynie, bo nawet nie poszłam na solarium, żeby chociaż trochę się zarumienić. Póki co będę zlewać się z białym leżakiem.

- Mamo, będę na siebie uważała. Nie przyjadę z brzuchem, po trzech miesiącach jeszcze nie widać – humor nigdy mnie nie opuszcza, nawet w poważnych sprawach – Wyślę kartkę z zaproszeniem na ślub – uwielbiam tak dobijać. - Też Cię kocham Mamo, pa!

Rozłączam się i nie zdążę odłożyć telefonu, dzwoni Leti:

- Spakowana? Walizka pewnie pęka w szwach? – pyta.

- Nie pęka, spokojnie jeszcze ja tam wejdę. Mówiłam Ci, że nie mam za dużo letnich ciuchów – odpowiadam.

- Nie martw się, tam sobie na pewno coś kupisz, znajdziemy jakiś second – hand i podbijesz świat mody – śmieje się.

- Nie chcę robić Ci konkurencji – zaczyna się wojna w dogadywaniu.

- Dobra maleńka pakuj się do tej walizki. Jutro punkt 10:00 podjedzie wesoły busik z Twoimi kochanymi przyjaciółmi! – padają ostatnie słowa Leti.

- Sama się pakuj!

Czerwone podrażnienia na nogach powoli się goją. Walizkę stawiam bardziej przy drzwiach wyjściowych, żebym Broń Boże o niej nie zapomniała. Zawsze mam taki problem z pełnym workiem śmieci – jak nie postawię przy drzwiach to mogę ich nie wyrzucić nawet przez tydzień. A właśnie! Śmieci! Jak ich jutro nie wyrzucę, to po powrocie mogę spodziewać się eksmisji przez karaluchy. Mama mówiła, że będzie zaglądać tutaj dwa razy w tygodniu na wszelki wypadek i odkurzy. Zostawiam mieszkanie w dobrych rękach.

 

- Rosi!

- Rosalia!

- Sklejcie te mordy! – marudzę jeszcze śpiąca.

- Rosi! – wciąż wołają z dworu.

Dobra wstaję! Co oni się tak wydzierają? Biorę lornetkę, spoglądam na zegar 9:05. Mieli być o 10:00! Kurwa! Przypomniało mi się, że ten fałszywy zegar zatrzymał swój czas. Też chciałabym być wiecznie młoda. Zacznij chodzić Ty gracie!

- Dajcie mi pięć minut! – krzyczę do nich z balkonu mojej sypialni.

- Pospiesz się! – słyszę odpowiedź Pablo.

Biegnę do łazienki, tym razem o nic się nie potykając. Zakładam maskę do nurkowania z goglami, kieruję na swoją twarz mocny strumień wody z prysznica – żeby szybciej się opamiętać i nie utonąć. Pół łazienki zalanej, rozkładam na podłodze ręcznik i wchłaniam wodę. Dzwonek do drzwi. Biegnę otworzyć, zapominając o zdjęciu maski. U progu stoi zdębiały Nicolas.

- W samolocie wypadają maski tlenowe w razie spadku ciśnienia – skomentował mój widok.

- A ja wolę zabrać swoją – nie potrafimy uwolnić się od napadu śmiechu.

- Zrób ze sobą porządek a ja zniosę walizkę na dół – oznajmił.

- Dziękuję, jesteś kochany!

Wesoła z nas paczka dwudziestopięciolatków. Śmiejemy się w niebo głosy. Kierowca busa wyraźnie ma nas dosyć. Leti i Nicolas nucą jakieś rockowe piosenki. Sami ubrani są w podobnym stylu. Podobają mi się buty od Leti, są za kostkę. Do tego krótkie jeansowe spodenki, biały top, dwadzieścia bransoletek na prawej ręce i duże koła w uszach. Wysoko upięty blond kok, pomalowane ma tylko delikatnie rzęsy – nic więcej nie musi robić, żeby błyszczeć, jest taka ładna. Dobrali się z Nicolasem – on w poszarpanych do kolan spodenkach również jeansowych i szarej polówce, wygląda niczym gwiazdor rocka. Ciemny blond przystojniaczek o niebieskich, czarujących oczach. Świetnie się bawią wyklepując rytm muzyki to w dłonie to po swoich udach. Bujam jedną nogą – podoba mi się. Od pierwszego dnia wiosny, kiedy mocniej zaczyna przygrzewać słońce Pablo nie zdejmuje okularów przeciwsłonecznych. Przystojny brunet uśmiecha się i po cichu nuci melodię razem z Leti i Nicolasem. Mam wrażenie, że ten jego wizerunek z okularami to pewnego rodzaju kamuflaż przed Valentiną. Ona lubi być ważniejsza w ich związku. Dlatego często jej przytakuje, sztucznie się uśmiechając nie patrząc jej w oczy. Swoją drogą, jaką metodę ucieczki Pablo stosuje zimą? Ah no tak, jeżdżą na desce, zapomniałam. Wtedy zakłada gogle. Ja mam gogle pod prysznic, każdy ma jakieś gogle. Obecnie są zaręczeni. Od daty ich zaręczyn czyli od 11 września ubiegłego roku założyłam złotą kopertę podpisaną „ślub Pablo i Val”. Uzbierałam już niezłą sumę, lecz teraz muszę na nowo. Val piłuje swoje paznokcie i w dupie ma zabawę pozostałych uczestników wycieczki, chyba strzeliła focha. Spoglądam na swoje paznokcie i brak mi słów, znowu obgryzłam. Wstyd pokazać takie dłonie. Witając się z kimś, nie będę wystawiać swojej dłoni jak do pocałunku tylko przybiję tak zwanego „żółwika”. Val poprosiła żebym została jej pierwszą druhną. Zaraz po powrocie z wakacji razem z Leti – drugą druhną, mamy wybrać dla niej suknię ślubną. To będzie niezła przepychanka, każda z nas ma zupełnie inny gust.

- Rosi, kiedy Ty w końcu włożysz jakieś ładne szpilki? - Val spogląda na moje stopy.

Zerkam również na moje, trochę zabrudzone trampki.

- A co Ci się w tych nie podoba? - nie rozumiem aluzji.

- Są spoko, ale mam nadzieję, że zabrałaś ze sobą jakieś inne buty?

- Spakowałam! Nie rób ze mnie takiej sieroty, zamierzam tam wyrywać facetów!

- Rosi i podryw na stare trampki – Pablo dorzucił swoje trzy grosze.

Nicolas dołączył do szyderczych kolegów, ale ja się nie poddaję.

- Stary trampek to Wy macie w ryju kiedy się budzicie!

- Oo! Rosi drapieżnik! A kto by pomyślał, że taka chudzinka w koszulce z Myszką Miki potrafi tak zadzierać? - Pablo uśmiecha się do mnie szeroko.

- Akurat z Wami czuję się swobodnie, wiecie, że Was wszystkich kocham – posyłam im buziaki.

Czego się czepiają? Wyglądam zbyt dziecinnie? Lubię luźne ciuchy z postaciami z bajek. Potrafię się ubrać na specjalne okazje. Ja im jeszcze pokażę!

Jesteśmy już na lotnisku. Kierowcy dziękuję i przepraszam za głośne towarzystwo. Ten się krzywi i odjeżdża. Burak! Kierujemy się do terminalu A. Pablo ciągnie za sobą dwie ogromne walizki. Val ma zawieszoną na przedramieniu torebkę. Weszłabym w zakład, że w tej torebce mieści się cały bagaż Pablo, a do walizek Val wcisnęła wszystkie swoje szmaty. Damulka, zarzuca swoimi rudymi, kręconymi włosami, które z gorąca kleją się jej do karku. Ma na sobie czerwone, obcisłe i ledwo zakrywające pośladki spodenki. Bluzka na cienkich ramiączkach w złote cekiny i oczywiście wysokie szpilki – bardzo wygodne na podróż. Biust wypięty i uniesiony stanikiem push – up. W dodatku żuje gumę tak jakby miała ich w buzi dziesięć .Wszyscy jesteśmy już w środku i szukamy odprawy.

- Gdzie jest Val? - zainteresowała się Leti.

Rozglądam się i pękam ze śmiechu. Bidula utknęła! I na co były jej takie szpilki? Jej obcas ugrzązł w kratce do obuwia znajdującej się na zewnątrz przed rozsuwanymi drzwiami do budynku. Co lepsze, Val nie zatrzymała się z butem na kratce. Chcąc pójść po prostu dalej, swoim silnym udem wyjęła i pociągnęła tę kratkę za sobą. Lubi być w centrum uwagi, znowu skupiła ją na sobie. Tym razem padła ofiarą gapiów, którzy nie kryją śmiechu. Pablo wcale nie rzuca się na pomoc swojej wybrance, więc biegnę ja, choć ktoś już się zaopiekował Val i uwolnił biedną kratkę od jej ostrej szpilki.

- Powinni to badziewie zlikwidować! Zniszczyłam sobie obcas! - Val wścieka się.

- Pożyczyć Ci trampki? - nie szczędzę jej.

- Kochanie, ale to jest praktyczne i potrzebne. Przed Tobą Nicolas otrzepał tam psie gówno, do którego wdepnął. Chciałabyś, żeby w samolocie unosił się zapach psich odchodów? - Pablo pocieszył ją i pocałował w czoło .

Och ta miłość! W samolocie musiałam usiąść między Pablo i Val. Albowiem, po wyjaśnieniu Pablo do czego służy kratka do obuwia, Val nie ma ochoty nawet na niego patrzeć. Nicolas i Leti siedzą za nami. Leti co chwilę szepcze mi jakieś pierdoły do ucha. Próbuję powstrzymać śmiech. Val zerka na mnie ukradkiem a Pablo smacznie śpi. Nico ma na uszach wielkie słuchawki i przeniósł się w świat rockowej muzyki.

- Muszę siku – oznajmia Val.

Na nieszczęście usiadła pod oknem. Podnoszę nogi i robię jej przejście a ta zamiast zrobić krok przez nogi Pabla budzi go, żeby wstał bo ona musi siku. Specjalnie ociera się o niego swoim tyłkiem. Daje mu do zrozumienia „zapomnij”. Zdziwiony zachowaniem swojej przyszłej żony wytrzeszcza oczy i robi minę typu „jeszcze będziesz błagała”. Znam ich na wylot.

- Ona pójdzie do toalety jeszcze ze dwa razy, daj mi usiąść pod oknem – prosi mnie Pablo.

Wraca Val. Nic nie mówi na swoją eksmisję spod okna, robi tylko naburmuszoną minę i siada z brzegu.

- Rosi powiedz temu palantowi, że śpi dzisiaj u rodziców.

Zwariowała? Mam się bawić w „głuchy telefon”?

- Obojętnie któremu palantowi? - zapytałam.

- Temu obok Ciebie!

- Val daj spokój – próbuję ją uspokoić.

- Powiedz jej, że Mama już jej pościeliła na kutrze – odezwał się Pablo.

Val ze zdziwienia robi z ust tak zwanego karpika i wytrzeszcza gały. Zanim chciałaby coś powiedzieć zatykam jej usta.

- Spokój! Dosyć tego! - krzyczę.

Oboje odwrócili głowy, Ten gapi się w okno, a Ta nurkuje w swojej torebce i nerwowo czegoś szuka.

 

Ciąg dalszy na www.somestories.blog.onet.pl

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Marzycielka29 18.08.2015
    Może najpierw kilka rad:) Godziny i daty piszemy słownie.
    Jest troche powtórzeń, popracuj nad zamiennikami. Brakło kilku przecinków, ale ja także mam problemy z interpunkcją;) Wszystkie zwroty typu pani, pan, cie...piszemy z małej litery w opowiadaniach chyba, że wplatasz w tekst list albo znajdują się na początku zdania. Ogólnie pomysł lekki, fajny na wakacje dla relaksu:) To, co daje Ci ode mnie duży plus to, to, że piszesz w czasie teraźniejszym w pierwszej osobie. Uwielbiam ten styl i sama go czasem stosuję. Na początek 3. Wszystkiego można się naiczyć, wiem to po sobie:P Powodzenia, i pisz dalej :)
  • Gaby M. 18.08.2015
    Dzięki, przyda się każda dobra rada :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania