Wypalenie

Patrzę,

A tam maszyna pracuje ociężale,

Tłoczy coś na sobie, niby Achilles w szale

Wokół murów Troi. Coś szarpie, a coś dmucha,

Wciąż dym z kominów leci, wciąż coś hardo bucha.

 

Płomienie jak iskry się rozpięły nazad

I ruszają do przodu - czy w obronie, czy w atak;

Biją nieustannie bębny ciężkich tłoków,

Robią tak trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku.

 

Tkwię tam w zbieraninie okropnej kakofonii,

Gdzie dźwięk dźwiękowi mówi, że go wnet rozstroi

I gorąc tak palący wśród fabrycznych dymów,

Że za nic na świecie nie znajdę wśród nich rymów.

 

Nagle tak zasuwa cylinder w obie strony,

Widać, jak się topi drążek mimośrody,

Jak się wwierca w niego zamęt, zbieranina pusta,

W końcu i cylinder, i drążek nagle puszcza.

 

Popłoch i zamęt się wokół wtem rozgrywał,

Kierownik oddziału przyszedł i zwyzywał

Pracowników jego, niewinnych paniczów,

Mężczyzn, kobiety, robotnice, robotników.

 

I na nic się zdały tłumaczenia starszych,

Pozbyto się części wszystkich, tych już nic nie wartych;

Nikt nie zjażył przedto, a byłoby to w cenie,

Że maszyna zepsuta przez zwykłe wypalenie.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania