Wypełnić przeznaczenie

Nathaniel

Obudziło go trzaśnięcie drzwiami. Normalnie nie przejął by się tym, ale zastanowiło go jedno. Dlaczego były otwarte? Uchylił powieki, lustrując otoczenie. W pokoju było ciemno i zimno. Spojrzał w kierunku okna które było otwarte. Dlaczego? Zmarszczył brwi i powoli wstał z łóżka. Cicho podszedł do okna, szybkim ruchem zamykając je. Wypuścił powietrze tym razem spoglądając na drzwi. Spiął się lekko i złapał za klamkę. Stwierdził, że zachowuje się jak małe dziecko po obejrzeniu horroru. Jeszcze jeden oddech i otworzył je. Nie wie czego się spodziewał ale cokolwiek to było, na korytarzu panowała cisza i całkowity brak potworów. Gdy pozbył się obaw wiedział już, że nie zaśnie, więc postanowił zrobić coś ze sobą. Wziął szybki prysznic a kiedy przerzucał ubrania szukając tych odpowiednich, na dworze wciąż panował mrok. Gotowy, a przynajmniej fizycznie, do szkoły zbiegł po schodach. Będąc na dole ciszę przerwał dzwonek do drzwi. Syknął cicho bo wiedział, że na górze śpi jego mama. Dzwonek wydarł się kolejny raz co znaczyło nadejście pory otworzenia bramy. Otworzył je a jego oczom ukazał się chłopak w kapturze.

-Czy coś się stało?- zapytał ostrożnie.

Człowiek zdjął z głowy kaptur i odezwał się radosnym głosem.

-Dobrze, że jesteś gotowy Nate bo idziemy do kawiarni!

 

  -To jest twój najgorszy pomysł- burknął do towarzysza.

-Dlaczego marudzisz? Przecież nawet ci kawę postawię- prychnął jego przyjaciel z uśmiechem.

-To cud, że jeszcze żyjesz- poinformował mierząc go znaczącym wzrokiem. Chłopak tylko roześmiał się wchodząc do kawiarni. Musiał przyznać, że było to przytulne miejsce. Tylko nie o 6 rano. Opadł na krzesło a kelnerka od razu do nich podeszła. To pewnie dlatego, że nikogo oprócz nich nie było.

-Cześć chłopcy. Jakim cudem, Matt, wyciągnąłeś go z domu o tej godzinie?- Przywitała się z nimi Lia i skierowała pytanie do jego przyjaciela.

-Mam dar przekonywania.

-Przyszedłeś pod mój dom kiedy już nie spałem- poinformował  z oburzeniem.

-No mówię przecież- stwierdził zbywając go machnięciem ręki.

Złożyli swoje zamówienia a Nathan oparł głowę na rękach przymykając oczy. Matthias chyba zrozumiał, że za pobudkę o 5 rano powinien pozwolić mu na krótką drzemkę. Obudziło go dopiero postawienie przed nim kawy. Rozejrzał się wokół i zauważył, że w kawiarni jest coraz więcej ludzi. Szybko wypili ciepły napój po czym udali się w kierunku szkoły. Żadno z nich nie było zadowolone z tego pomysłu ale wiedzieli, że nie mają innego wyjścia. Stojąc w holu spojrzeli po sobie ostatni raz w sposób jakby mieli się więcej nie zobaczyć.

 

  Pomimo ich spektakularnego pożegnania następne spotkanie wypadło już kilka godzin później. Siedzieli w stołówce jedząc obiad i ciesząc się z końca lekcji. Z powodu nieobecności kilku nauczycieli sporo klas kończyło wcześniej co nie znaczyło, że nie zostali na obiad. Po posiłku wspólnie stwierdzili, że dom Matthiasa będzie ich następnym przystankiem i tam jeśli będzie im się chciało to odrobią lekcje.

Przechodzili właśnie koło zwykłej uliczki gdy nagle zrobiło mu się ciemno przed oczami a jedyne co poczuł to mocne szarpnięcie.

 

  Powoli zaczął odzyskiwać zmysły a do jego uszu doszedł szmer prawdopodobnie dwóch głosów. Próbował wysilić słuch ale jeszcze nie był w stanie rozróżnić słów. Potrząsnął głową z irytacją co najwyraźniej się udało. Zaćmienie ustało a po nim zostało już tylko tępe pulsowanie w głowie. Otworzył z jękiem oczy patrząc na swoich oprawców. Była to dwójka młodych mężczyzn lekko po 20(dwudziestce). Kątem oka zauważył, że Matt jeszcze się nie ocknął.

-Ktoś się chyba obudził- usłyszał głos jednego z ludzi w którym było słychać lekką ulgę. Posłał im nienawistne spojrzenie ale nic nie odpowiedział. Któryś z nich uklęknął przed nim i przejechał mu ręką przed twarzą.

-Nie ma większych uszkodzeń- poinformował wstając z ziemi i otrzepał spodnie.

-A drugi?- zapytał ten wyglądający jakby był po czymś mocnym.

-Zaraz dojdzie do siebie, damy mu jeszcze chwilę.

-Czego od nas chcecie? Bo jeśli pieniędzy to cholernie wam współczuję. Też bym je chciał- burknął ciekawy czy dobrze trafił.

-Nie chcemy waszych pieniędzy idioto. Widziałeś tamtych ludzi na stołówce? - zapytał starszy mężczyzna zirytowanym tonem. Nie wiedział co to miało do rzeczy ale niepewnie skinął głową na potwierdzenie.

-W takim razie wiesz, że jesteście w dupie- stwierdził wzruszając ramionami. Wciąż nie mógł zrozumieć co ci nie zbyt przyjaźnie wyglądający ludzie na stołówce mogą mieć do zamachu na ich życie. Uniósł brew w pytającym geście a facet który próbował mu to wytłumaczyć wyglądał jakby miał go za chwilę rozszarpać.

-Domyślałem się, że skoro jesteście ludźmi to raczej inteligencją nie grzeszycie ale żeby aż tak?- warknął i tylko dłoń jego przyjaciela na ramieniu  powstrzymywała go przed rzucenia się na niego.

-Dlaczego on nas obraża?- usłyszał zdezorientowany głos Matthiasa.

-Ponieważ chcą was rozszarpać potwory a wy jesteście niczego nie świadomi- odparł ten spokojny beznamiętnym głosem. Jęknął przeciągle zaciskając oczy. Tamten chyba jednak był ćpunem. Mają do czynienia z szaleńcami. I to jeszcze uzbrojonymi po zęby, pomyślał załamany.

-Jesteście chorzy.

Znów otworzył oczy i już chciał się odezwać i wymyślić więcej określeń na ich psychpatyczną postawę gdy kątem oka wyłapał jakiś ruch. Odwrócił głowę w tamtą stronę a widok który ujrzał sprawił, że zamarł.

-Pamietacie może co mówiliście o potworach?- wyjąkał a gdy ich prześladowcy ujrzeli prawdopodobnie to co on z ust jednego z nich popłynęła kreatywna wiązanka. Na pierwszy rzut oka mogli uchodzić za ludzi lecz gdy spojrzało się na ich twarze wrażenie od razu znikało. Poza tym, że byli paskudni to ich paszcze wykrzywiało podniecenie z tego, że zaraz rozerwą ich na strzępy i patrząc na nich pewnie zjedzą. Poderwał się na równe nogi i mimo, że lekko się zachwiał wciąż stał na nogach. W ręce starszego pojawiło się lśniące ostrze a u drugiego sztylet który wyglądał jakby płonął. Choć po widoku tych potworów był w stanie uwierzyć w płonący sztylecik. Podał rękę Mattowi który ledwo mógł ustać. Jego twarz przepełniona była strachem i złością. Nie wiedział co zrobić więc stanął za ludźmi którzy aktualnie byli bezpieczniejszym wyborem. Myślał, że będzie świadkiem walki ale chyba jeszcze nie teraz. Ten od miecza złapał go za nadgarstek i pociągnął za sobą by zaczął biec. Chciał się wyrwać i wrócić po przyjaciela ale Matt pobiegł w drugą stronę razem z tym od sztyletu. Ruszył za nimi tylko jeden stwór co znaczyło, że drugiego na głowie będzie miał jego przyjaciel. Zignorował jednak tą myśl całkowicie skupiając się na tym by biec przed siebie. Czuł jak cierpną mu nogi a oddech był coraz cięższy do złapania. W końcu zatrzymali się w innej uliczce. Co oni mają do takich miejsc. Czy lepiej się czują w zabudowanych przez bloki korytarzach? Nie miał czasu by znaleźć odpowiedź na to pytanie bo został pchnięty prosto za jakiś stos kartonów. Wczołgał się za nie jeszcze bardziej ale na tyle by mieć dobry widok na to co dzieje się z przodu. Chwilę po nich na miejsce dotarł potwór rycząc wściekle.

-Nie mam czasu bawić się z wami w kotka i myszkę. Jestem głodny a Anioła Śmierci jeszcze nie jadłem- zaryczał groźnie. Teraz w rękach tego całego "Anioła Śmierci" były dwa identyczne miecze które wyglądały jakby tylko czekały żeby rozpłatać stwora na kawałki. Nie była to zbyt zachęcająca wizja ale nie miał zamiaru narzekać. Póki ta agresja nie jest skierowana na niego to jest mu bez różnicy. W łapach stworzenie trzymało sporą maczugę ale nie był pewny czy to taka dobra broń na tą okazję. Bardzo szybko okazało się, że jednak maczuga była niezłym wyborem. Natarł na jego towarzysza który pod siłą impetu walnął w ścianę na końcu alejki. Syknął słysząc paskudny trzask. Myślał że już po jego bohaterze ale on wstał i z furią rzucił się na przeciwnika który nie spodziewał się takiej agresji. Pomimo, że mężczyzna dostał jeszcze z co najmniej dwa razy tym kijem, w końcu potwór padł martwy. Wszystko było by okej gdyby nie to, że był cały oblepiony krwią swoją i tego stwora. Bez niczego ruszył w stronę wyjścia na miasto a on pobiegł za nim by go powstrzymać. Było już jednak za późno. Wyszedł w tym stanie na ulicę a przechodzę zaczęli krzyczeć i uciekać. Tak jak się spodziewał zrobili niezłe zamieszanie. Był ciekawy jak bardzo źle skończy Matt. Na ich nieszczęście już po chwili pojawiła się policja. Chcieli uciekać i wmieszać się w tłum ale zanim im się to udało zostali skuci w kajdanki.

-Pojedziecie z nami- powiedział groźnie policjant a Nathan nie mógł uwierzyć w znudzenie na twarzy Anioła. Policjant szybkim ruchem wpakował ich obok siebie na tylnie siedzenia radiowozu a on nie mając innego wyjścia oparł głowę o szybę samochodu przymykając oczy. Był zmęczony i miał totalnie dość tego dnia. Jeśli jego mama dowie się o jego aresztowaniu to go wypatroszy.

                                 ***

Matthias

Mężczyzna trzymał go mocno bo chłopak sam nie był w stanie biec. Wbiegli w miasto przeciskając się przez tłumy ludzi. Nie był pewien czy jego towarzysz wie co robi ale musiał zdać się na jego instynkt. W końcu rozpoznał okolicę i wiedział już w stronę czego się kierują. Ta wiedza jednak nie specjalnie go pocieszyła. To pewnie dlatego, że coraz bardziej zbliżali się do stadionu w którym tego dnia miał odbyć się koncert. Przeszło mu przez myśl, że może przez nich potwór dopadnie innych biednych ludzi ale szybko zdał sobie sprawę, że to coś jest na nich tak skupione, że nie widziało nic oprócz ich. Biegli coraz szybciej a Matthias czuł jak jego nogi i płuca płoną bólem. Ale wystarczyło tylko jedno spojrzenie za siebie by poczuł się wyjątkowo zmotywowany do dalszej ucieczki. Dobiegli na tyły stadionu i wbiegli do jego środka. Matt aktualnie nie bardzo chciał wiedzieć jak towarzysz otworzył drzwi bo bardziej skupili się na szukaniu schronienia. Na końcu korytarza otworzyli jedyne przejście i wpadli do sporego pomieszczenia. Rozejrzał się uważnie a jego były oprawca majstrował coś przy drzwiach. Matt spojrzał w stronę lustra i aż pisnął gdy zobaczył, że tam ktoś siedzi i ich obserwuje.

-To niekulturalne Aniele wchodzić bez pukania. Czyżbym zalazł komuś za skórę?- zapytał nieznajomy kierując pytanie do jednak-nie-człowieka który wstał i odwrócił się zaskoczony.

-Kim jesteś?- zapytał groźnie. Chłopak roześmiał się zdziwiony.

-Jestem gwiazdą tego koncertu.

nie udało im się powiedzieć nic więcej ponieważ usłyszeli głośny huk. Niestety w polu rażenia drzwi znalazł się jego wybawiciel. Został przygnieciony przez do ściany a bestia wpadła do pokoju patrząc na wszystkich wściekle. Był przez chwilę ciekawy czy ten stwór potrafi mówić ale szybko mu przeszło gdy zaczął biec w jego stronę. Krzyknął zdumiony a przed jego nogami wylądował nóż. Szybko podniósł przedmiot niewiadomego pochodzenia i zamachnął się. Ciął potwora który ryknął z furią. Odskoczył niezadowolony więc tym razem za ofiarę wziął sobie gwiazdkę.

-Rzuć nóż!- krzyknął wyciągając rękę. Wiedział, że średnio mu idzie rzucanie ale wykonał polecenie by pomóc chłopakowi. Mimo, że broń poleciała trochę bardziej po łuku Nicholás, bo tak nazywał się piosenkarz, i tak go złapał i znów dźgnął bestie która zawyła z taką nienawiścią, że jeszcze chwilę dzwoniło mu w uszach. Stwór odwrócił się do niego widząc że jest bezbronny i rozszarpała by go gdyby nie szybka interwencja Anioła. Potwór padł martwy na ziemię powoli tracąc krew. Lekko drżał patrząc na ciało bez życia. Wiedział że to coś zasługiwało na swój los ale mimo wszystko ciężko było mu to znieść. Poczuł dłoń na ramieniu więc odwrócił głowę w stronę Nicholása który patrzył na niego z ciekawością.

-On jest człowiekiem. Wątpię żeby widział kiedyś martwego Piekielnego- poinformował Anioł stojąc oparty o ścianę ścierając krew z rąk.

-Co się wydarzyło i co dalej?- zapytał niepewnie.

-Zaraz skontaktuję się z Victorem i zapytam go co z nimi.

Wyciągnął z kieszeni niewielki okrągły kamień. Zamknął oczy i odezwał się.

-Vic jesteś tam?- wyszeptał a gdy nie doczekał się odpowiedzi rzucił kamieniem ze złością. Na szczęście Nico w ostatniej chwili złapał go i obejrzał.

-Hamuj się bo gdyby nie ja to było by po wszystkim- westchnął z irytacją. Matt odwrócił się do nich i chwilę zastanowił. Skoro istnieją Anioły i jakieś potwory to domyślał się, że Niebo i inne takie również. Była to ciekawa wizja ale nie rozumiał jakim cudem został w to wplątany. Mama pewnie myśli, że jest teraz i Nate'a. Ależ by się zdziwiła gdyby go tutaj zobaczyła. Ale nie było by to pozytywne zaskoczenie. Nagle usłyszeli ciche dzwonienie a ich wzrok utkwiony został na przedmiocie w ręku Nico. Główny zainteresowany ścisnął kamień a z niego popłynął głos pełen napięcia.

-Luca mamy problem.

Anioł drgnął na dźwięk imienia które w takim razie do niego należało.

-Gdzie jesteś i czy z człowiekiem wszystko okej?- zapytał Luca a on słuchał uważnie ich każdego słowa.

-Myślę, że odpowiedź na pierwsze pytanie ci się nie spodoba za to człowiek żyje i ma się nieźle.

-Gdzie jesteście?- warknął Anioł tracąc cierpliwość a po drugiej stronie wydobyło się niepewne kaszlnięcie.

-Nad Morzem- usłyszeli burknięcie a Lucas ścisnął mocno nasadę nosa a Matt był mu wdzięczny, że nie wybuchł.

-Prawdopodobnie nie masz na myśli jakiejś uroczej plaży pełnej turystów i słońca- westchnął już spokojniej. Milczenie uznał za potwierdzenie.- Czy jesteś w stanie odstawić człowieka na Dół?

-Niestety nie. Szukamy transportu do Piekła. Czy mógłbyś wziąć tego drugiego? Znajdziesz jakiś transport?- drugi Anioł mówił dużo i chyba nawet wyczuł w jego głosie trochę przeprosin.

-Znajdę coś. Będziemy w kontakcie.

Rozłączyli się a w pomieszczeniu zapadła cisza.

-Jeśli nie masz nic przeciwko to zabiorę się z wami- ciszę przerwał wymuszenie radosny Nicholás. Matthias myślał, że Luca zaprotestuje ale chyba nie miał już na to sił.- Spokojnie, ten człowiek wydaje się super. Jak masz na imię?

-Matthias. Wasze imiona już znam.

Nico i Matt podali sobie ręce na przypieczętowanie nowej znajomości ale żaden z nich nie był chętny zbliżyć się do Lucasa.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Garść 09.11.2021
    Potencjał na ciekawą powieść młodzieżową jest, ale tekst pisany w takim pośpiechu, jakby potwór z opka dał Autorowi kwadrans na spisanie fabuły. Korekta, korekta, i jeszcze raz korekta.
    Cierpliwości, Suzie :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania