Wyraz miłosny, część I

*

Wiedziałam już, że wypił zbyt wiele. Wskazywały na to nie tylko jego gesty, ale też dziwne spojrzenia. Był żonaty, był przystojny, elegancki. To prawda. To fakt. Gdy byłam w łazience, często wchodził za mną, ale był grzeczny. Tylko ten jeden raz, ostatni raz. Otwierając drzwi, on wbiegł jak opętany za mną. I mimo, że był pijany, miałam wrażenie, że wie co robi, że wie co chce zrobić. Zakluczył za sobą drzwi. Ja myłam ręce. Liczyłam na to, że coś mu się pomyliło, z powodu zbyt dużej ilości alkoholu, więc zachowywałam się normalnie. Ja tak, lecz on nie.

Tylko stał i patrzył na mnie. Czekał aż wytrę ręce. Tak mi się wydawało, bo dopiero gdy to zrobiłam - on do mnie podszedł. A raczej podbiegł. Cały czas liczyłam na to, że to jakieś żarty, że się napił i zaraz z tąd wyjdę, że to wygłupy z jego strony i tyle. Jego komentarze podczas tańców też uważałam za niewinne żarty pijanego mężczyzny. Myliłam się. Mimo, że był pijany, to był świadomy i silny. Przyparł mnie do ściany i patrzył tak głęboko w moje oczy. Jakby chciał odczytać z nich strach. Chyba tego właśnie chciał. Byłam spokojna, mogłam krzyczeć, ale nie chciałam. Liczyłam na to, że zaraz z tąd wyjdę, że to są tylko żarty, więc uśmiechałam się do niego, cały czas powtarzając "noo już wystarczy, idziemy na salę".

- Pójdziemy, ale najpierw pokaż mi co masz pod sukienką - cały czas to mówił, cały czas tylko patrzył w moje oczy, a ja cały czas się uśmiechałam i powtarzałam to samo. Aż w końcu odepchnęłam go od siebie i kierowałam się do drzwi. Jednak był szybszy i zdążył chwycić mnie za sukienkę, przyciągając mnie do siebie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 10

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania