Poprzednie częściWysłanniczka

Wysłanniczka cz.2

Górska sprawdziła magazynek karabinu, wypełniła kieszenie nabojami. Na wszelki wypadek. Kuznetsova pozwoliła jej poruszać się swobodnie po całym obszarze rejonu z wyjątkiem ulic prowadzących w stronę wyjścia i zagwarantowała bezpieczeństwo, ale czarodziejka nie potrafiła przyzwyczaić się do myśli, że znajdzie się wśród Przeklętych bez broni. Aby dobić targu, zmuszona była skrócić rozejm o cztery dni.

- Idziemy? - spytał Bazyli.

Chłopak obserwował jej krzątaninę z rosnącym zniecierpliwieniem. Sam nie wziął nawet noża.

- Idziemy -odburknęła niechętnie.

Kobieta nazwiskiem Petrova otworzyła przed nimi pancerne drzwi, poczekała, aż wyjdą na plac, i zatrzasnęła je pospiesznie. Górska wzdrygnęła się, słysząc zgrzyt zasuwanych rygli. Były w rejonie. We dwie. Moskiewski rejon nie należał do największych, obejmował obszar między Sankt Petersburgiem a Kaliningradem. Bazyli bez namysłu ruszył w kierunku charakterystycznej, cebulowej kopuły. Czarodziejka westchnęła, znajdowały się na peryferiach miasta, zabudowa miejscami bardziej przypominała wieś niż dumną stolicę imperium. Nikt rozsądny nie budowałby tu cerkwi. Chyba że razem z cmentarzem...

Nie musiała długo czekać na ziszczenie obaw: zza parkanu wyjrzały mogiły oznaczone prawosławnym krzyżem. Chłopak pchnął bramę z kutego żelaza, zgrzyt zardzewiałych zawiasów spłoszył stado kruków.

- Obrzydliwe ptaszyska - mruknęła Górska.

Odruchowo zarepetowała karabin, Bazyli powstrzymał ją gwałtownym gestem.

- Ani się waż! - ostrzegł. - Wystarczy, że zranisz coś albo kogoś, choćby przypadkiem, i Kuznetsova poczuje się zwolniona z umowy. Nic nam nie grozi - zapewnił.

- Te inkluzje są bezpieczne?

- Tak.

- Sprawdziłeś to osobiście czy tylko tak ci się wydaje? - spytała nieufnie.

- Sprawdziłem.

- Dlaczego uważasz, że Kuznetsova nic o nich nie wie?

- Moc nie zawsze idzie w parze z wiedzą. Poza tym, nawet gdyby orientowała się, czym są inkluzje, raczej nie traciłaby czasu na ich poszukiwanie. Jest panią rejonu, jej siła wzrasta z każdą Przeklętą, która zasili jej armię, kilka artefaktów niewiele by zmieniło. No i jest zajęta czym innym. Myślisz, że łatwo utrzymać w posłuszeństwie rzeszę opętanych na punkcie dominacji czarownic? Założę się, że nie ma dnia, aby ktoś nie rzucił jej wyzwania.

Grobowiec, do którego podszedł chłopak, zabezpieczony był metalową kratą. A za nią czaił się mrok.

- Wiesz, co masz robić - powiedział Bazyli.

Górska z ociąganiem zbadała zamek, po czym wypowiedziała słowo mocy. Bez zdziwienia, a nawet z odcieniem satysfakcji poczuła w dłoni masywny klucz. Obrót nadgarstka i wejście stanęło otworem.

- Pospiesz się - ponaglił chłopak. - Mamy czas do zmroku, a jeszcze trzeba wrócić do koszar.

Czarodziejka zapaliła wojskową latarkę i ciemność cofnęła się o kilka kroków. Strome schody poprowadziły ich w dół, zdawałoby się, dalej niż do najgłębiej nawet umieszczonej krypty. W końcu dotarli do szerokiego korytarza zbudowanego z nieobrobionych, wilgotnych w dotyku kamieni.

- Daleko jeszcze?

- Nie, jesteśmy tuż-tuż.

Komnata wielkością przypominała salon, ale na tym kończyły się wszelkie podobieństwa: przede wszystkim nie było widać żadnych mebli, tak jakby korzystająca z niej istota nie potrzebowała odpoczynku ani nie czuła zmęczenia.

- Rozejrzyj się! - polecił szorstko Bazyli. - I zgaś latarkę.

- Przecież tu nic nie ma! Gołe ściany i tyle.

- Nie. Patrz uważnie. Jak myślisz, po co wziąłem cię ze sobą? W inkluzji to, co zakryte przed jednym, czasem dostrzega kto inny.

Usiadł, krzyżując nogi, i wpatrzył się w ścianę. Dopiero teraz Górska zauważyła, że z podłogi i sufitu sączy się delikatna poświata, bardziej przypominająca promienie księżyca niż blask elektrycznej czy gazowej lampy. Czarodziejka skierowała wzrok w dół, podłoga początkowo sprawiała wrażenie gładkiej i jednolicie czarnej, jednak stopniowo wyłaniały się z niej subtelne, o ton jaśniejsze wzory. W miarę upływu czasu owa niby-mozaika nabierała głębi, Górska miała wrażenie, że cała podłoga jest jedynie czymś w rodzaju drzwi, które wystarczy otworzyć, aby sięgnąć po niewyobrażalne. Ba, otworzyć! Tylko jak? Przecież nie nacisnę klamki, pomyślała. A może to wszystko złudzenie? Bo przecież stoję na tej mozaice, czuję pod stopami twardą, nieustępliwą powierzchnię.

Górska zgięła kolana i przysiadła na piętach, ostrożnie dotknęła podłogi. Jej palce przeniknęły barierę podobną do pajęczej sieci i zniknęły pod posadzką. Cofnęła gwałtownie dłoń i obejrzała ją uważnie, na ile pozwalało mdłe światło. Nie zauważyła żadnych zmian. Ponownie sięgnęła w dół, tym razem zanurzając rękę w nicości aż po łokieć. Znienacka poczuła skurcz, jak gdyby poraził ją elektryczny impuls, jednak i tym razem na dłoni nie było żadnych śladów.

- Mamy jeszcze pięć minut - odezwał się napiętym głosem Bazyli.

Czarodziejka desperacko zanurkowała w ciemność, wykonując zagarniający ruch, jakby chciała schwytać rybę gołymi rękoma. Jej palce zacisnęły się na niewielkim obłym przedmiocie i Górska wydobyła go gwałtownym szarpnięciem. Srebrny walec pokryty był symbolami znajdującymi się w nieustannym ruchu. Lewe oko czarodziejki natychmiast zaczęło łzawić, ukazując wzory wykwitające niczym miniaturowe błyskawice.

- Mam coś - poinformowała Górska.

- Świetnie! W takim razie zbieramy się stąd - zadecydował chłopak.

Nie czekając na odpowiedź, wybiegł z komnaty. Czarodziejka popędziła za nim. Tym razem schody wydały jej się bardziej strome niż poprzednio, serce kołatało boleśnie, a płuca paliły żywym ogniem przy każdym oddechu, jakby były zmuszane do nie wiadomo jak wielkiego wysiłku.

- Nie mogę już - wysapała. - Zwolnij!

Bazyli bez słowa chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą z siłą niewyobrażalną u zwykłego człowieka.

- Prędzej!

Kiedy dopadli wyjścia, chłopak oddychał tylko nieco szybciej niż normalnie, za to Górska zlana była potem i dyszała niczym miech kowalski.

- Zwariowałeś?! Dostałam ruptury w trzech miejscach, a zaraz serce mi pęknie!

- Nieważne! Grunt, że zdążyliśmy.

- Przecież do zachodu słońca zostały dobre dwie godziny, a do koszar kwadrans drogi.

Bazyli pokręcił głową, przez moment wyglądał jak dziecko przyłapane na kradzieży słodyczy.

- Chodzi o inkluzję - powiedział. - Kiedy przyszliśmy, ona już się zamykała.

- Co to znaczy: zamykała?!

- Inkluzja to anomalia i pojawia się tylko na pewien czas. Kiedy znika, lepiej znajdować się gdzie indziej. I nie bij, bo kiedy zwolnisz mnie z przysięgi, to oddam! - ostrzegł. Górska rozluźniła zaciśnięte pięści.

- O ile pamiętam, nigdy cię nie uderzyłam. - wycedziła. - Ale chyba zaczynam rozumieć Kuznetsovą...

- Oj tam! Najważniejsze, że wszystko się udało. Co znalazłaś?

- A ty? - odbiła pytanie.

Chłopak sięgnął do kieszeni płaszcza i zademonstrował sporych rozmiarów pierścień.

- Co to jest?

- Nie mam najmniejszego pojęcia, będę musiał zbadać ten artefakt.

- Ciekawe, w jaki sposób?

- Cóż, to skomplikowane.

- Gadaj! - warknęła czarodziejka. - Natychmiast!

- Bywa, że zwykła obserwacja daje niezłe rezultaty - powiedział niechętnie. - Czasami.

- Co to znaczy: obserwacja? Mam siedzieć i wpatrywać się w to jak sroka w gnat? Tam są jakieś symbole i oko mi łzawi.

- Jakie symbole? Co znalazłaś? - powtórzył.

Górska bez słowa podała mu dziwny walec.

- Nic nie widzę - stwierdził z żalem. - Tak, musisz wpatrywać się w ten przedmiot.

- Głowa mnie boli.

- Łyknij jakiś proszek - odparł obojętnie Bazyli.

- Nie rozumiesz, boli mnie od patrzenia na to coś.

- Niestety, tego nie da się uniknąć. Twoje zmysły nie są przystosowane do odbierania innej rzeczywistości. Musisz przywyknąć.

- To minie?

- Owszem. Z czasem.

- No dobrze, obserwacja. Co jeszcze?

- Eksperymenty.

- A konkretnie? Co mam z tym zrobić? Zanurzyć w kwasie? Potraktować elektrycznością?

- Co tylko zechcesz. Tego typu artefakty trudno zniszczyć, ale nie zaszkodzi odrobina ostrożności. I zdrowego rozsądku. - dodał kąśliwie.

Górska obrzuciła go taksującym spojrzeniem, nie ulegało wątpliwości, że panicz Bazyli coraz niechętniej dzieli się wiedzą. A co będzie, kiedy zwolni go z przysięgi? Pół biedy, jeżeli tylko odmówi wyjaśnień. Gorzej, jeśli zacznie się mścić za wyimaginowane krzywdy.

- Coś jeszcze? - rzuciła sucho.

- To znaczy?

- Czy jest coś jeszcze, co powinnam wiedzieć w związku z naszą wycieczką do inkluzji? - wyjaśniła, wymawiając słowa z przesadną starannością. Odpowiedziało jej milczenie. Czekała cierpliwie, wiedziała, że Bazyli nie może jej zignorować. Jeszcze nie.

- Obejrzyj swój ekwipunek - powiedział w końcu. - Wasz świat jest zbudowany głównie z materii, nasz z energii. W przypadku zetknięcia obu rzeczywistości następuje coś w rodzaju efektu naczyń połączonych i właściwości przedmiotów wystawionych na działanie anomalii w rodzaju inkluzji mogą się zmienić.

- Czyli artefakty z waszego świata poddane oddziaływaniu naszego robią się bardziej materialne, a w odwrotnej sytuacji wzrasta poziom energii? Dobrze zrozumiałam?

- Tak. Stąd na przykład grające bez przerwy patefony w rejonie.

Górska pokiwała głową.

- Czyli wystarczy intencja - wymamrotała. - Patefony wymyślono, żeby odtwarzać muzykę, więc energia skoncentrowana w rejonie uruchamia je, realizując cel, dla którego zostały stworzone.

Bazyli nie skomentował wywodu czarodziejki, ale widoczne na jej twarzy napięcie świadczyło, że słucha jej uważnie. Kiedy tylko weszli na plac przed magazynem broni, natychmiast zauważyli zmiany: w oknach przybyło karabinów, a oba samochody pancerne zapuściły silniki.

- Coś jest nie tak - powiedziała zaniepokojona Górska.

- Spokojnie! Zwolnij! - syknął chłopak. - Na razie mamy układ z Kuznetsovą. Lepiej, żeby nie zaczęła nas podejrzewać o jakiś podstęp.

Smirnova stanęła w drzwiach magazynu, ponagliła ich gestem. Widząc, że nie reagują, sama wybiegła im na spotkanie.

- Co się stało? - spytała Górska.

- Przybył goniec ze sztabu - poinformowała oficer, ciężko dysząc.

- I co?

- Nataszka prosi o zwłokę.

Czarodziejka zaklęła, umowa z Kuznetsovą przewidywała, że w ciągu dwóch dni Rosjanie wyznaczą bramę, przez którą będzie mogła wyjść Przeklęta i jej świta. Posłaniec miał potwierdzić gotowość do rozpoczęcia operacji.

- Jeden z tych... mężczyzn wyszedł na plac i dawał jakieś dziwne znaki. Myślę, że Kuznetsova chce się z tobą widzieć. - dodała Rosjanka.

- Nic dziwnego - burknął Bazyli. - Myśli, że za tydzień opuści rejon.

- Ile czasu potrzebuje Nataszka?

- Przynajmniej trzy dni. Co robimy?

- Będziemy negocjować - odparła nieswoim głosem Górska. - I odwołaj ten alarm!

- Jesteś pewna? Przecież teraz...

- Jestem - ucięła czarodziejka.

Smirnova niechętnie wykonała polecenie. W oknach pozostało tylko kilku obserwatorów, choć czarodziejka założyłaby się o każde pieniądze, że żadna z oficerek nie odłożyła broni, silniki samochodów zgasły.

- Musisz... - zaczął Bazyli.

- Następny, który powie mi, co muszę, zarobi w pysk, niezależnie od płci - Górska przerwała mu rwącym się z wściekłości głosem. - A teraz idź, umów mnie na spotkanie z Kuznetsovą!

Chłopak wzdrygnął się jak smagnięty batem i natychmiast popędził przez plac. Smirnova skrzywiła się niechętnie, widać było, że ma ochotę zaprotestować, ale ostatecznie zrezygnowała z komentarza. Najwyraźniej doszła do wniosku, że tu i teraz istnieją większe kłopoty niż brak szacunku wobec mężczyzn wykazywany przez pewną polską aptekarkę, pomyślała z ironią Górska. Na plac zaczęła powracać mgła.

Następne częściWysłanniczka cz.3

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Vespera 12.05.2022
    Kieszeń pełna naboi na wszelki wypadek - to jest podejście, które lubię!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania