Poprzednie częściWysłanniczka

Wysłanniczka cz.3

Przodem jechały samochody pancerne, w ślad za nimi w idealnie sformowanej kolumnie czwórkowej maszerowały oficerki i niedobitki z grupy Kuznetsovej. Mimo że wszystkie miały broń, bardziej przypominały jeńców niż wracający z udanej akcji oddział. I nic dziwnego: otaczały je niewolnicy Ivanovnej. Sama Górska znajdowała się w centrum grupy, z Bazylim u boku. I cieniutkim złotym łańcuszkiem na szyi. Nie żeby nagle odczuła pociąg do biżuterii, przypominającą obrożę błyskotką obdarzył ją Bazyli, i to bynajmniej nie z nadmiaru uczuć. Jak poinformował Górską zaraz po zwolnieniu z przysięgi, ozdóbka była narzędziem dekapitacji. Jeśli Rosjanie nie dotrzymają warunków kontraktu, ona umrze pierwsza. Górska nie miała złudzeń, żądania Ivanovnej były nie do przyjęcia. W zamian za zgodę Przeklętej na kilkudniową zwłokę czarodziejka musiała zrezygnować nawet z pozorów rozejmu, władczyni rejonu obiecała, że nie zaatakuje nikogo, dopóki wszyscy ludzie nie znikną jej z oczu. Niestety, nie rozwiązywało to podstawowego problemu: jak zabezpieczyć Moskwę przed czarownicami? Do tego Ivanovna zażyczyła sobie, aby w promieniu dwustu sążni od bramy nie było ani jednej żołnierki, działa czy samochodu pancernego. Nawet gdyby Kuznetsova skoncentrowała siły gdzieś poz strefą zdemilitaryzowaną, w żadnym wypadku nie zdążyłaby powstzrymać Przeklętych przed ucieczką. Inna rzecz, że Ivanovna nie wyglądała na kogoś, kto chce uciekać. Czarodziejka nie była w stanie policzyć akolitów władczyni rejonu - większość z nich trzymała się poza zasięgiem wzroku - podejrzewała jednak, że czarownice stanowiłyby zagrożenie nawet dla pułku piechoty.

- Widać już wieże strażnicze - stwierdziła Petrova. - Jesteśmy u celu.

Górska przełknęła z trudem ślinę, magiczna obroża nie sprawiała fizycznego dyskomfortu, jednak cały czas miała wrażenie, że łańcuch zaciska jej się na gardle.

- Kuznetsova- mruknął Bazyli. - Idzie do nas.

Jednak Przeklęta obrzuciła ich jedynie przelotnym spojrzeniem i wymownym gestem skierowała kilku niewolników w stronę bramy. Ci natychmiast wykonali rozkaz, ale szli powoli, jakby musieli pokonywać opór niewidzialnej materii.

No tak: srebro...

- Chce sprawdzić, czy po drugiej stronie wszystko w porządku - powiedziała Rosjanka.

Górska uśmiechnęła się gorzko, zostało jej kilka minut życia. Miała nadzieję, że śmierć nie będzie zbyt bolesna. Brama uchyliła się z lekkim skrzypieniem i pierwsze Przeklęte znalazły się na wolności. Po chwili wrota otworzyły się na całą szerokość.

- Wychodzimy - powiedziała z ulgą Kucharska. - Wreszcie.

Kobieta, jak i inne oficerki, ściskała nerwowo karabin, ale czarodziejka wątpiła, żeby zdołała - jakby co - zrobić z niego użytek: skurwysyny Ivanovnej otaczały ich ciasnym kręgiem. Zanim uniesie broń i wyceluje, skończy z rozprutym brzuchem. Jak Smirnova.

Któraś z Rosjanek zaklęła cicho, zawtórowały jej i inne. Wygląd dzielnicy graniczącej z rejonem zmienił się radykalnie, wyburzono wszystkie budynki w promieniu kilkuset metrów od bramy.

- Mądra decyzja - skomentował Bazyli. - Kuznetsova nie będzie mogła nam nic zarzucić, widać, że w pobliżu nikt się nie ukrywa.

Przeklęta pojawiła się przed nimi niczym za skinieniem czarodziejskiej różdżki, wymieniła z chłopakiem kilka zdań w starohebrajskim.

- Ona przyznaje, że dotrzymaliśmy słowa i przekazuje nam jeńców - poinformował Bazyli. - Możemy odejść, ale Kuznetsova ostrzega, że dopóki nie znikniemy jej z oczu, każe naruszenie obszaru wokół bramy zostanie potraktowanie jako zdrada.

Spojrzenie żółtych jak u tygrysicy oczu uderzyło w czarodziejkę z siłą kowalskiego młota. Górska zacisnęła zęby, lecz nie odwróciła wzroku.

- Idziemy! - rzuciła.

Poszli. Tym razem oba samochody pancerne zamykały szyk, aby odeprzeć ewentualny atak czarownic. Skutych kajdanami więźniów odpowiedzialnych za atak na carycę eskortowało kilka oficerek. Górska zabawiała się zamianą sążni na metry, wyszło jej, że dwieście sążni to czterysta dwadzieścia sześć metrów. Biorąc pod uwagę, że pojedynczy krok liczy sobie około siedemdziesięciu centymetrów, do pierwszych zabudowań pozostało jakieś sześćset kroków. Czarodziejka postanowiła liczyć je od końca. Kiedy dojdzie do zera, umrze. Rachunki przerwało jej szarpnięcie. Bazyli chwycił ją za rękę i bez słowa wskazał w górę.

- Co znowu?

- Sterowiec! - wysyczał. - A jeszcze nie wyszliśmy z pola widzenia Kuznetsovej.

Górska poczuła, jak pot spływa jej po plecach.

- I co teraz?! - warknęła przyciszonym głosem. - Zabijesz mnie?

Petrova zerknęła na nich niespokojnie, Rosjanka nie była głupia i mimo że nikt nie wtajemniczał jej w detale układu z Przeklętymi, instynktownie wyczuwała zagrożenie.

- Nie. Nie z powodu sterowca. Obszar wokół bramy nadal pozostaje pusty, a Kuznetsova nic nie mówiła o tym, co może pojawić się nad jej głową - odparł ze złośliwym uśmiechem. - Jej błąd.

Nieoczekiwanie czarodziejka poczuła przypływ nadziei. Może Kuznetsova wpadła na pomysł, jak wymanewrować władczynię rejonu?

- Ciekawe, co Nataszka wymyśliła? - zawtórował jej na głos chłopak.

Jakby w odpowiedzi na jego pytanie, zza sterty gruzu, tuż przy krańcu oczyszczonej na żądanie Przeklętych przestrzeni, wyłoniła się Kuznetsova. Jej gest był jednoznaczny: mieli się zatrzymać. Dobre dwadzieścia metrów od zabudowań.

- Co ona robi?! - zawołała Kucharska. - Jeszcze nie zeszliśmy z placu.

Seria wybuchów niemal ich ogłuszyła, grupa Przeklętych zniknęła za chmurą dymu.

- Miny - stwierdziła beznamiętnie Petrova. - Detonowane na odległość. Myślę, że za pomocą elektryczności.

- Nikt nie wszedł na puste pole! - zaznaczyła szybko Górska.

Bazyli skinął głową.

- Rzeczywiście - potwierdził. - Tylko co teraz? To chyba trochę za mało, żeby ich zabić.

Sterowiec majestatycznie przechylił się na burtę i wykonał ciasny skręt, tracąc jednocześnie wysokość. W dół poleciały ogromne szklane pojemniki, wiatr przyniósł zapach palonego mięsa i zgnilizny.

- Srebro! - wymamrotała Górska. - To musi być azotan srebra!

Oficerki bez rozkazu utworzyły ochronny krąg, wieżyczki samochodów pancernych poruszały się nerwowo, szukając celu.

- Miny pewnie też były nafaszerowane srebrem - powiedział chłopak. - Jednak Ivanovna... - Pokręcił frasobliwie głową.

Sterowiec wykonał kolejny skręt i zaczął się oddalać, niemal w tym samym momencie rozległo się dziwne mechaniczne brzęczenie i znad dachu pobliskiego pałacyku wychynęła niezgrabna sylwetka podobna do gigantycznej ważki. W ślad za nią pojawiły się inne, mniejsze i bardziej zwinne.

- Bombowiec - wyjaśniła Kucharska, widząc niezrozumienie na twarzy czarodziejki. - W eskorcie myśliwców.

- Będą zrzucać bomby? - spytała Górska.

Zanim ktokolwiek zdołał odpowiedzieć na jej pytanie, czarodziejka znalazła się w uścisku Kuznetsovej.

- Nie bomby - odparła Rosjanka, odsuwając przyjaciółkę na długość ramienia. - Pod kadłubem mają zamontowane specjalne kasety, a w nich stalowe strzałki. To niemiecki wynalazek, świetnie sprawdza się przy oczyszczaniu okopów.

- A jakże! - przytaknęła ponuro Petrova.

- Kazałam pokryć je srebrem - kontynuowała Kuznetsova.

Górska gwałtownym gestem zerwała z szyi obrożę i cisnęła ją pod nogi Bazylego.

- Rozumiem, że temat Ivanovnej i jej akolitów możemy uznać za załatwiony? - upewniła się.

- Tak myślę - potwierdziła Kuznetsova. - Patrzcie.

Dym nadal nie pozwalał dostrzec szczegółów, jednak przeraźliwy, świszczący dźwięk oznajmił rozpoczęcie ataku. Jeden z samolotów zniknął w ognistym rozbłysku, a drugi spadł na ziemię, jakby strąciła go ręka Boga, jednak pozostałe nadal siały śmiercią.

- Żaden z warunków umowy nie został naruszony - powiedziała wyzywająco Górska, zwracając się do Bazylego. Chłopak skwitował to lekceważącym wzruszeniem ramion.

- Na twoim miejscu martwiłbym się Ivanovną, a nie porozumieniem z czarownicami - odpalił.

- O to zatroszczyła się już nasza kuzynka.

- Chyba nie do końca - wymamrotała oszołomiona Petrova.

Istota, która wynurzyła się z ognistego piekła, przypominała człowieka w takim samym stopniu jak topornie wykonana celuloidowa lalka. Miała ręce, nogi i głowę. Na tym kończyło się podobieństwo. Jej skóra schodziła płatami, odsłaniając mięśnie i napięte powrósła ścięgien. Kroczyła niezgrabnie, niczym kierowana przez nieudolnego sztukmistrza pacynka, przy każdym ruchu plamiła ziemię gęstą, ciemną posoką.

Oba wozy natychmiast wyprysnęły do przodu, po chwili wszystkie odgłosy zagłuszył łoskot ciężkich karabinów maszynowych. Oficerki błyskawicznie sformowały dwa szeregi i wsparły ogniem samochody pancerne. Sama Górska także zarepetowała swojego mosina i bez pośpiechu - wokół byli lepsi od niej - złożyła się do strzału. Niespodziewanie oko, tym razem prawe, zaczęło jej łzawić, a kiedy skończyła mrugać, ujrzała w detalach głowę Ivanovnej, jakby zwykły wojskowy karabin zaopatrzony był w celownik optyczny. Zanim nacisnęła spust, broń ukazała jej na czole Przeklętej dziwny czerwony punkt. Wystrzeliła. I nagle władczyni rejonu, której demoniczna żywotność zdawała się nie mieć granic, upadła na ziemię. Kuznetsova uniosła ręce, krzyżując je nad głową, i na placu pojawiło się kilka żołnierek objuczonych dziwną aparaturą.

- Co to takiego? - spytała czarodziejka.

- Miotacz ognia - odpowiedziała z roztargnieniem Kuznetsova.

Żołnierki ostrożnie podeszły do miejsca, gdzie leżało ciało Ivanovnej, i po trwających dobrą chwilę manipulacjach uruchomiły urządzenie. Rozległo się suche kaszlnięcie i z dyszy wytrysnął płomień. Górska wzdrygnęła się, widząc, jak potraktowane ogniem zwłoki Przeklętej zmieniają pozycję.

- To tylko skurcz mięśni - skomentowała niepewnie Petrova.

- Tak czy owak, spalimy ją na popiół. - stwierdziła spokojnie Kuznetsova. - Jakich by mocy mistycznych nie posiadała, raczej nie zmartwychwstanie. Prawda, kuzyneczku?

Bazyli skinął głową z nic niemówiącym wyrazem twarzy.

- I dziękuję wam wszystkim - powiedziała Kuznetsova. - Gdyby nie wy, nie wróciłabym z rejonu.

Tymczasem na plac wmaszerował oddział wojska w pełnym rynsztunku bojowym, nie wyłączając masek przeciwgazowych, a pod bramę podjechała kolumna wozów pancernych.

- Co się dzieje? - spytała Kucharska.

Major podeszła do nich z bronią trzymaną nonszalancko w zgięciu łokcia, jakby znajdowała się na polowaniu.

- Aleksandro Romanova. - Postanowiliśmy wykorzystać sytuację i zaprowadzić porządek w rejonie. - Uśmiechnęła się drapieżnie. - Bo przecież najgroźniejsze z Przeklętych zostały właśnie zlikwidowane. Została sama drobnica.

- My? - Bazyli uniósł brwi.

- Stawka - wyjaśniła niecierpliwie Kuznetsova. - Za przyzwoleniem Jej Wysokości. Wymieciemy miejscową faunę z ulic i założymy posterunki.

- Wewnątrz rejonu?

- Właśnie tak. To pomoże kontrolować czarownice i ułatwi pracę wróżkom i czarodziejkom - dodała, spoglądając wymownie na Górską. - Ale o tym porozmawiamy później, teraz mam coś jeszcze do zrobienia.

- No to wracajmy - westchnęła Górska. - Marzę o gorącej kąpieli.

- Nie martw się, będziesz miała swoją kąpiel. Wuj na pewno postawił na nogi całą służbę.

- Myślałam, że pojedziemy prosto do pałacu.

- Nie, Jej Wysokość spotka się z wami jutro.

Kuznetsova pożegnała ich niedbałym gestem i ruszyła w stronę tłoczących się pod bramą żołnierek. Młoda, niewiele ponad dwudziestoletnia dziewczyna skierowała ich w niewyróżniającą się niczym uliczkę. Zaraz za zakrętem zaparkowano kilka samochodów.

- Co z tą obrożą było nie tak? - zapytała szeptem czarodziejka, kiedy usadowili się już na tylnym siedzeniu automobilu. - Bo przecież kiedy zdarłam ją z szyi, magia powinna zadziałać.

Chłopak prychnął pogardliwie i ostentacyjnie odwrócił się w drugą stronę.

- Bazyli!

- Ciszej! I grzeczniej - skarcił ją zimno. - Już nie jestem twoim niewolnikiem, pamiętasz?

- Nieustannie - zapewniła. - A wracając do sprawy?

- Nie ma żadnej sprawy, nie odpowiadam na głupie pytania. A teraz przestań marudzić i odpocznij.

Górska chciała zaprotestować. Choć chłopak nie użył słowa mocy, nagle ogarnęło ją przemożne zmęczenie, a powieki zaczęły ciążyć mimo desperackich wysiłków, aby nie ulec sugestii.

- Nie będę...

- Będziesz, będziesz - zapewnił Bazyli. - Mała drzemka dobrze ci zrobi.

Cichy szum motoru pozbawił ją resztek woli i czarodziejka odpłynęła w sen.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Vespera 17.05.2022
    Te strzałki zrzucane z powietrza miały swoją nazwę i kiedyś nawet ją pamiętałam... Świetny pomysł na ich użycie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania