Wyspa
Niedawno wyruszyłem w podróż —
na wyspę, której nie było na mapach.
Nie było jej nawet w nawigacji,
a jednak popłynąłem.
Po drodze mijałem wiele wichrów,
kutrów, łodzi —
i spotkałem skarb.
Najprawdziwsze złoto.
W Twoim blasku rosłem,
stałem się złoty, jakby taki sam.
Ale to było tylko odbicie.
To nie był mój blask.
Zgasłem.
Zacząłem tylko brać od Ciebie.
Trochę jak pasożyt.
Zabrałem, co najczystsze,
i zostawiłem po sobie patynę.
Ten metal nie błyszczy już pięknie.
Choć Twoje wnętrze wciąż jest złote,
wiem, że wkrótce znów rozświetlisz się
jak dawniej.
Przepraszam,
że zabrałem Ci Twój blask.
Że wciągnąłem Cię w podróż
do mojej krainy cieni.
Cieszę się, że się z tego wycofałaś.
Że wróciłaś na swoją wyspę.
A ja?
Wróciłem na bagna.
Bagna samotności, bólu i lęku.
Lęku —
przed samym sobą.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania