Wyznanie

To był dobry dzień, znacznie lepszy od innych, rzadko kiedy można tyle fantów zdobyć i sprzedać ze sporym zyskiem. Zazwyczaj tacy ludzie jak Błażej, czyli niewidoczni, nie mogą pozwolić sobie na dobrą wódkę i to w innym towarzystwie niż zwykle. Tym razem wczesnym wieczorem, po odebraniu wypłaty w składzie złomu, znalazł się w niezłej knajpie. Zaraz po przekroczeniu drzwi wiedział, że ten lokal nie jest dla takich jak on. Kelner natychmiast wystartował do bezdomnego, lecz garść banknotów trzymana w dłoni, zahamowała jego zapędy, wyrzucenia śmiecia na zbity pysk. Znacznie łatwiejszym i szybszym sposobem na pozbycie się menela, było nafaszerowanie go kilkoma głębszymi, a gdy miał w czubie, wystarczyło zgarnąć szmal i na rozpęd kopnąć w brudną dupę.

Tacy ludzie jak przybłęda w zasadzie się nie skarżyli, bo i komu, skoro policja ich traktowała podobnie jak reszta społeczeństwa. Czyli stawali się niewidoczni, niewygodni i wyjęci spod prawa, które było zarezerwowane tylko dla dobrych, pracujących i wpływowych obywateli.

Akurat tego dnia pomimo ssania w brzuchu i dwudniowej ścisłej diety, żul nie był w stanie się upić. Alkohol przelatywał się przez niego niczym rozjeżdżana kołami samochodów woda w kałuży i nie trafiał w okolice głowy. Zamiast zwyczajowego zamroczenia po kilku głębszych, z każdym wlanym w siebie kieliszkiem stawał się trzeźwiejszy i bardziej przytomny. Powoli wydawało mu się, że to wcześniej był pijany, a teraz trzeźwieje. Barman podobnie jak on tym zjawiskiem był zaszokowany. Dlatego wymienił kieliszek na szklankę i lał prawie czysty spirytus z dodatkiem chemii, która powaliłaby w krótkim czasie nawet konia, a jakimś sposobem na łajzę nie działała.

Sam zainteresowany nie znał przyczyny, w chwilowym zaburzeniu pracy organizmu. Od samego początku pragnął być pijanym i czuł spore rozczarowanie, że nie mógł doprowadzić się do błogiego stanu i mechanicznie zamawiał nową kolejkę. Wielu klientów, którzy przyszli później i stali obok niego przy barze, utraciło węch, dostało błędny wzrok i nawiedziła ich bełkotliwa mowa. Najgorsze w tym wszystkim dla niego było patrzenie na ochlapusów i poczucie rosnącej do nich niechęci. Wtedy po raz pierwszy doświadczył uczucia, jakie często towarzyszyło jego byłej żonie, gdy wracał do domu pijany.

Gdyby kierował się zdrowym rozsądkiem, to powinien przy kolejnym przyklejeniu się do niego, pijanego gościa w drogim garniturze, uregulować rachunek i wyjść jak normalni ludzie. Tylko od dzieciństwa był chorobliwie uparty i trwał przy największych idiotyzmach niczym kapitan na mostku tonącego statku.

Gdzieś około drugiej w nocy usłyszał, głos dochodzący z pobliskiego stolika.

- Mówiłem szmacie, że ją, jej marudzenia nie cierpię i ma się wynosić do matki, zanim wrócę do domu.

Życie innych osób nigdy go nie interesowało, lecz ten, co to powiedział, rozgadał się na dobre. Gdyby zamilkł, z pewnością nie dowiedziałby się, że mówi o Marcie, o jego szkolnej miłości. Najprawdopodobniej, gdyby pojawiła się we wspomnieniach jakaś inna sympatia, z pewnością nie pamiętałby o szczenięcym zauroczeniu. Jeszcze wtedy miał wielkie plany i zwariowane pomysły na zostanie kimś wyjątkowym w przyszłości. Stało się zupełnie inaczej i zanim osiągnął pełnoletniość, został nałogowcem, bez perspektyw na przyszłość.

Przypadkowo poznał dziewczynę, która zakochała się w nim i starała się coś dobrego dla ich wspólnej przyszłości uczynić. Jednak alkohol był na pierwszym miejscu i pomimo jej wysiłków pozostał.

Kiedy typ nabijał się z jego dziecięcej sympatii, że jest stara, gruba i brzydka, coś w nim pękło, wstał, odwrócił się i uniósł gościa z krzesła. Wtedy najzwyczajniej w świecie dał mu w pysk. Wypita wóda do łba nie dotarła, lecz z pewnością swoje ulokowanie odnalazła w wychudzonych mięśniach, ponieważ cios, gdy dotarł, znokautował klienta. Chłopek oderwał stopy od wypolerowanego białego marmuru i poszybował nad stolikiem.

W pierwszym odruchu właściciele chcieli obszczymura wywalić, jednak po wnikliwej analizie jego czynu, doszli do wniosku, że lepiej go nie dotykać. On, gdyby był pijany, z pewnością poszedłby mu poprawić. Tylko jako trzeźwy człowiek, nabrał ogłady towarzyskiej i dobrych manier. Zaniechał przemocy i zaakceptował swoje niestosownego zachowanie w publicznym lokalu, za które przeprosił. Rachunek uregulował, zapłacił za wyrządzone szkody i zostawił solidny napiwek, zanim wyszedł.

Minęło kilka dni ciepłych i bezdeszczowych, idealnych do pozyskiwania surowców wtórnych. Interes się kręcił i wzorem lat poprzednich Błażej każdego dnia powinien być zalany w trupa, lecz po ostatnim piciu nalewka nie smakowała jak dawniej. Kiedy próbował na siłę wlać w siebie wódę, naparzał go łeb i tracił wzrok. Najszybciej mijało, gdy zwijał się w kłębek i leżał bez ruchu. Myśli same kotłowały się w głowie i wbrew jego woli wracały do czasów dzieciństwa. Jakoś dziwne, powiedziałby irracjonalnie, zaczęło mu zależeć na Marcie, która według jej męża była gruba, brzydka i głupia, więc teoretycznie przeznaczona dla niego. Pchany ciekawością zaczął jej szukać, zaczynając od miejsca, w jakim w czasach szkolnych mieszkała.

Kolega po fachu chcąc się go pozbyć ze swojego rewiru, skierował go do dzielnicy, w której od kilkunastu lat mieszkała. Dokładnego adresu nie znał, lecz wskazówki i sugestie były cenne. Dlatego zaczepił innego podobnemu sobie i on wskazał mu dokładną lokalizację. Nawet dużo wiedział o tym małżeństwie, ponieważ zawartość kubłów na śmieci sporo informacji o nich dostarczała.

Kiedy ją zobaczył następnego dnia, jak wracała z pracy, dostrzegł w niej coś przykuwającego uwagę. Wtedy był niemal pewny, że nikt oprócz niego tego nie dostrzega. Wtedy nawiedziła go myśl, stara miłość nie rdzewieje, która gdzieś przetrwała pod warstwą brudu, pijaństwa i unikania wysiłku. Zapragnął do niej się zbliżyć, lecz w takim stanie, jakim był, mógł ją tylko wystraszyć. Dlatego po raz pierwszy poszedł do schroniska dla bezdomnych i jak zaznaczył w jednym celu. Tam mu nikt z początku nie dowierzał, lecz jako nieliczny wykorzystał otrzymaną szansę.

Pewnego dnia niedaleko swojego domu Marta dostrzegła Błażeja, dawnego kolegę szkolnego, który się postarzał, lecz niewiele się zmienił. Wyglądał jak na swoje lata niezwykle korzystnie, przy nim poczuła się zaniedbana i chciała go minąć niezauważona. Spodziewała się, że łatwo jej to przyjdzie, ponieważ w przeciwieństwie do niego, bardzo się zmieniła. Jednak on, tak jak kiedyś był spostrzegawczy i nie przeszedł obojętnie, tylko zapytał.

- Marta to ty?

- Poznałeś mnie Błażej – odpowiedziała zaskoczona i zaczęła porównywać zmiany, jakie w nich nastąpiły od czasu ostatniego spotkania. Wtedy byli podlotkami i żadne z nich nie myślało poważnie o planach na przyszłość. Najważniejsze były oceny, zadane prace, ferie i wakacje. Dorosłe życie dopadło ich znacznie szybciej, niż się spodziewali. Ciało i jego potrzeby oszukały ją, plany musiały być przycięte do realiów, a nie do mrzonek o cudownej, szczęśliwej przyszłości. Wszyscy w klasie chcieli być sławni i bogaci, lecz zazwyczaj los decydował za nich. Straconego czasu nikt nie był w stanie cofnąć, obowiązki przytłaczały, a w tej sytuacji pozostała niezobowiązująca rozmowa.

Oboje utracili niepoznane miejsca, niezapomniane chwile, poczucie przyjemności ze wspólnie spędzanego czasu, przyjaźń, miłość, zmartwienia, rozczarowania. Tak wiele przez ten czas znikło i już się nie pojawi, tym bardziej że mężczyzna był poważnie chory, a ona zajęta. Jednak życie lubi spłatać figle i często zdrowy nagle umiera, chory cudownie zdrowieje, albo ktoś poznaje znacznie młodszą kobitę, odchodzi od swojej żony i z nią zostaje.

Czy tak się stanie i przeznaczenie połączy Martę z Błażejem?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania