Wzgórza Strzelińskie rozrywkowo: 29.10.2021

Strzelin (od Strzelina szlak niebieski) – Biały Kościół – Skrzyżowanie pod Dębem – Las nad Krzywiną (od Lasu żółty szlak) – Gromnik – Biały Kościół (od Białego szlak niebieski) – Strzelin (boczne jakieś drogi) – Warkocz

 

Sporo czasu straciłem, wysiadając w Strzelinie. Mogłem spokojnie wysiąść w Białym Kościele. Wiele wtenczas możliwości wędrowania by się przede mną otworzyło, na przykład potencjalna wizyta w Przewornie albo Bożnowicach. Ech, czy to ważne?! Wszakże chodzi tylko o relaks, o relaks i nic więcej!

Godzina rosy – czymże ona jest ta godzina rosy? A ranek ten piękny i pięknie leniwy? Cóż można by o nim tu powiedzieć? Chyba to, że jest wieczny, że nie chce się skończyć, a w każdym razie ja nie chcę, by się skończył.

I oto pojawia się ta wąska alejka oraz ładna polanka tuż za Białym Kościołem (Biały Kościół – ciekawa nazwa; już zawsze będzie mi się kojarzyła z widokiem na kościół, również biały, z mego dobrzykowickiego domu; to skojarzenie, czy tego chcę, czy nie, pozostanie już ze mną na zawsze, zakotwiczy się). Oto więc pojawia się ta wąska alejka i ładna polanka tuż za Białym Kościołem. Fajne niewysokie skałki, coś jakby Szwajcaria Lwówecka po drodze gdzieś sobie.

Dalej: nieczynny kamieniołom i droga w kółko i w koło Macieju. Błądzenie tamże. A ja idę i sobie myślę: „facet w busie to bus-men czy Buszmen?”. Kurcze, jak te opadłe z rozczapierzonych drzew listki wspaniale pachną. Ciekawe czy są jadalne pod jakąkolwiek postacią, na przykład po zmieleniu, podsmażeniu, z mlekiem w postaci zupy mlecznej? Mniejsza z tym. Ma być relaks? I będzie!

O, znajoma leśniczka pod Gromnikiem i krótka z nią rozmowa, a polanka wraz z amboną tuż obok, obok, a jednak poza szlakiem żółtym. Potem Gębczyce i dużo ruin i jakichś jeziorek. Lecę i ścigam się z ważką.

Pod Warkoczem podwożą mnie Cyganie efektownym swym pojazdem. Piękny wieczór z dużą ilości gwiazd na niebie, a ja sobie czekam na pociąg w Warkoczu, stojąc na wybrukowanej efektownie dróżce. No takiej drobnej kostki to już dawno nie widziałem.

I wreszcie: koniec wycieczki. Koniec wygląda w ten sposób, że wysiadam w Smardzowie, gdzie nic, tylko cisza i czarna pustka, nie taka pustka, jak we wsi Warkocz wszakże. Odprowadzam pewną biegaczkę, którą niechcący wyprzedziłem, za co też i przeprosiłem. Biegaczka się śmieje i chwali mą kondycję. Następnie krótka z nią pogawędka, w trakcie truchtu.

Pojawia się taki oto pomysł na creepypastę literacki: napisać horror o opadłych z drzew jesienią listkach, całej ich nawałnicy, o istnym listnym kataklizmie i listnej powodzi.

A teraz już nic, tylko relaksik i spanko.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania