Wzgórze Pana (Impresja muzyczna)

W noc ciemną, o losie szczęśliwy! - wyszłam, nie spostrzeżona, gdy mój dom był już wyciszony. Szłam bez światła i prowadzenia, prócz tego, które w mym sercu płonęło - i to mnie prowadziło, o wiele pewnej niż światło południa, gdzie mnie oczekiwał Ten, którego dobrze znałam.

- św. Jan od Krzyża, Noc ciemna

 

I. UWERTURA

 

Mówiła: nie idź, już dogasa lampa,

siądziemy razem pod szerokim oknem

byś miał ten swój księżyc! -

czy mi spojrzała wtedy prosto w oczy,

czy udawała tylko, że nic nie rozumie?

(że „ten z okna księżyc - to ten sam nad rzeką,

że ta rzeka z okna - równie posrebrzona

jak ta wywiedziona pod szkielety mostów”)

Wiem jedynie, że jedno tylko jej spojrzenie

spotyka się daleko pod zasłoną źrenic

z drgającą struną prawdy;

a troskę jej i trwogę poczułem bez niego.

 

***

 

Wrócę rankiem! nie uśniesz - będzie ci się dłużyć.

Wrócę, matko, ze słońcem, co tchu!

Nie wypatruj daremnie, idę dalej jeszcze

niż bulwary i rzeki tej nurt.

Otwórz okno - a może ognie empirejskie

wyhaftują na oczach ci sen?

Żegnaj, matko! złóż gwiazdę na moje posłanie,

żeby zajął jej miejsce mój cień,

który będzie okadzać opuszczone szafiry,

kiedy wejdę w ostatnią już noc

i wyciągnę ramiona w głuche głębie strachu,

lecz o świcie powrócę -

 

II. UCIECZKA

 

Niebo łakomie otwarte, gdym wyszedł na plac

połknęło swym ogromem cały świat!

A ja, gdym głowę zadarł nad kołtuny wzgórz

przeczułem zewsząd oblizanie ust.

Tak bardzo zgęstniało powietrze

od pereł stelarnych po bruk,

jak gdyby ktoś chusty, etole

spopielił na sznurze,

po czym rozpostarł półkolem,

wiążąc największe budowle

w sklepienie snu.

Kołował żeliwny witraż zakurzonych gwiazd,

w czardaszach swoich to płonął, to gasł;

i stało się w jednej chwili, że zaparłem dech,

jakby nóż na gardle kładł mi lęk.

Moje nogi - pozbawione dróg -

giąć się poczęły bez skargi,

zaś dłonie odjęte od skrzypiec

kuliły się w pięści -

i jedna mi myśl: by przybiec

daleko, na wzgórza czarne,

na skały czyste!

 

III. KAMIENICE

 

Dobra jest droga dla tych,

którzy w płaszczach chowają swój smutek

i dla tych życzliwa jest,

co nie święcą łzami domów złych historii.

A pogodna zdaje się zwykle

stąpającym miękko w wygodnych butach;

a otwarta i szeroka -

nie mającym serca, co ucieka bez końca

jak wymowna skarga o skazie z czerwieni.

 

Kiedy takie serce wykrada się z domu

- chociażby mieszkało i na siódmym piętrze -

wszyscy myślą, że nadal spoczywa bezpiecznie

tam, gdzie się zwykło palcem przy przysiędze

przydawać mu stateczność wbrew jego naturze.

 

Dzisiaj to pojąłem! Idę je odzyskać

tam, gdzie na mnie czeka, przed laty spłoszone

pierwszym krzykiem życia.

Z tamtym krzykiem się zmierzę tak dziś, jako co dzień -

a to jest bój o miejsce, w którym ma wybrzmiewać.

 

IV. MOST

 

Słychać skrzypce. Skąd? Cicho na moście.

Zbyt cicho… powietrze gra.

Z długich, samotnych szpalerów latarni

uchodzą nuty. Dmie wiatr.

Żółte jamy poddaszy - tak liczne -

ziewają zazdrośnie do siebie

i gasną powoli. A księżyc

jest dzisiaj jedynym godnym posagiem,

marzeniem tych, którzy nie wracają na noc do domów…

 

(czardasz)

 

Plącze się rzewna nić; a zda się, że skrzypce

przędą nie płaczem, lecz strachem.

Nurt się wyostrza, skacze w takt; srebrzyste

gną się konary.

 

Przeszywa złoty nóż. Gęste legata

rozchodzą się po kościach;

kołaczą półtony osierocone

na wysokościach.

 

Staccata wprost na orbitę

w pośpiechu nawlekane

krążą bezładnie wokół księżyca

nierozpoznane.

 

Zaś cymbał - pan dawnych królestw

obrosłych jarzębiną

dotyka dziecięcych komnat sprzed czasu

co w łzy się chylą.

 

Czy na tę chwilę przyszedłem?

Ojcze, przeczułem!

Prosto na czarną grań, w środek duszy,

na twoją górę!

 

V. WZGÓRZE PANA

 

skało posępna

ponura grani

 

to tutaj przebywa moje serce

z dala od światła

po omacku

przeczuwa wszystkie swoje pragnienia

 

łapczywość mojego serca

- widzę to teraz -

jest głodem o stu twarzach

nie odsłoniętych do końca

 

kiedy zapadał zmierzch

poszło ufnie za słońcem

przesłaniając sobie horyzont

drogami bez odwrotu

zawędrowało aż tutaj

 

- gdzie jesteś, nasycenie?

gdzie jesteś, ogniu spełnienia?

 

- jestem tutaj

w samym środku

płonę ciemny

aby cię nie spalić

 

- więc zbudź się, płomieniu!

 

- oto jestem przy tobie

na każdy twój bezsilny krzyk

daj się ogrzać

nie spłoniesz

daj się oświetlić

nie oślepniesz

daj się otulić

będziesz wolna

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania