Z magią po sąsiedzku – rozdział 3

Remik

 

Lea była interesującą osobą. I była moją przyjaciółką. Bo dokładnie wczoraj wieczorem udało mi się ją przekonać, żeby się przełamała. I mimo że tak bardzo się wtedy cieszyłem, czytałem jej smutne myśli o tym, jak jej rodzina ją odpycha. A może inaczej: jak Lea czuje się odpychana.

Widziałem to już wtedy, gdy jej rodzeństwo wcięło się w rozmowę. Widziałem, z jakim niesmakiem przerwała i przedstawiła mi tych ludzi, tak bardzo do siebie podobnych. Wyglądali jak ta sama osoba w dwóch wersjach: damska i męska. Nawet myśli mieli podobne. Nieprawdopodobne wydało mi się wtedy, że mieli w ogóle czelność pomyśleć o swojej siostrze coś takiego.

Nie pamiętam już, kto z nich to pomyślał, ale wydało mi się tak bezczelne, że z trudem powstrzymałem zaciśnięcie dłoni w pięści.

„Mała w końcu znalazła sobie kogoś, kto odpowiada jej głupotą, niezdarnością i tym beznadziejnym poczuciem, że jest się ważnym, nawet, jeśli jest się tylko pustą osobą bez niczego w środku”.

Kto tak myśli o rodzeństwie?! I w dodatku tak nieprawdopodobnie dyplomatycznie?! Jak można tak pomyśleć o siostrze, która urodziła się w ten sam dzień, tego samego roku i tej samej godziny, co ty?

Być może Lea nie potrzebowała mojego współczucia, bo wyglądała mi na taką, która potrafi zawalczyć o swoje. Ona wiedziała, czego chce i była w stanie dostać to bez żadnych problemów. Wystarczyło, że wyciągnie rękę. Dlaczego więc tego nie brała? Dlaczego nigdy nie postawiła się rodzeństwu?

 

* * *

 

Siedzieliśmy przy stole w jadalni i jedliśmy obiad. Znów bez rodziców. I znowu karciłem się w duchu za to, że dawałem sobie złudną nadzieję, że oni w końcu się pojawią. Jak co tydzień na piątkowy obiedzie, na który babcia robiła swoją popisową zupę grzybową i inne dziwne potrawy.

Było nas trzech – ja, mój brat i babcia. I czarny kot, który kręcił się pod stołem w poszukiwaniu jedzenia. Drewniana podłoga lśniła czystością, czerwone ściany, na których wisiały liczne obrazy wcale nie wydawały mi się tak ogromne jak kiedyś, a trzy duże półokrągłe okna z tyłu pomieszczenia dopuszczały do nas smugi dziennego światła.

– Miałeś nadzieję, że przyjadą? – spytał mnie Artur.

Nie odpowiedziałem. Mój brat znał mnie tak dobrze, iż doskonale wiedział, że tak, owszem. Chciałem i miałem nadzieję na to, że moi rodzice, których nie widziałem tak długo w końcu raczą pojawić się na obiedzie, który obiecywali mi od trzech lat. „Tak, może nie jutro, ale za tydzień”. „Przepraszamy cię, Remik, ale nie w tym miesiącu”. „Może następnym razem”.

Artur nie czytał w myślach. Nie był też nadzwyczaj silny, nie latał, nie przenosił się w czasie, ani nic takiego.

Po prostu był – mimo że miał umrzeć jako dzieciak, gdy spadł z drzewa, na które się wspiął. Nie było mnie przy tym, bo urodziłem się rok później. Znałem to tylko z opowieści babci.

Ale Artur nie był duchem. Nie był latającą duszą, ani nie przenikał przez ściany. Miał normalne ciało i żył jak każdy inny człowiek. Po prostu przeżył śmierć – miał na tyle rozwiniętą siłę woli, że nie pozwolił sobie na odejście nawet w wieku czterech lat. W końcu urodził się w magicznej rodzinie, prawda? Miał prawo do różnych dziwnych akcji.

– Przecież wiesz, że oni…

– Wiem. Wiem, że nie przyjadą, okej? Wiem, że nie zobaczę ich tak szybko, jakbym chciał, ale nic nie poradzę na to, że tak bardzo chcę w końcu przynajmniej poczuć ich zapach i wiedzieć, że są obok!

– Chłopcy… – zrugała nas babcia. – Nie kłóćcie się przy stole.

– To nie kłótnia, tylko dyskusja. Nawet nie. Po prostu stwierdzenie faktów – mruknąłem, a makaron na moim talerzu wydał mi się akurat nadzwyczaj interesujący. Zacząłem grzebać w nim widelcem.

Babcia westchnęła.

– Zmieńmy temat – zaproponowała. – Arturze, jak się czuje Amanda?

Mój brat oparł widelce o brzeg talerza i wziął do ręki kubek z lemoniadą.

– Dobrze.

– Kiedy masz zamiar się jej oświadczyć?

Artur zakrztusił się napojem, a mnie nagle znudził się makaron. Zaczynało robić się ciekawie.

– Co proszę? – wykaszlał, dalej się krztusząc.

– Jak to „co”? Masz osiemnaście lat, najwyższy czas się ustatkować!

Z trudem stłumiłem uśmiech.

– Babciu, normalni ludzie w moim wieku dopiero co zaczynają pierwszy rok studiów we wrześniu. Nie… Nie poganiaj mnie. Mam swoje tępo – powiedział, a ja wiedziałem, że gdyby mógł roześmiałby się głośno.

Dobrze, że dzisiaj Amanda nie mogła przyjść. Była zaproszona, ale coś tam jej wypadło. Też była z magicznej rodziny zaprzyjaźnionej z naszą. I myślę, że zrobiłoby się niezręcznie, gdyby babcia zadała takie pytanie przy niej.

– Ależ, Arturze…

– Babciu, jakie masz na dzisiaj plany? – przerwałem jej i tym samym uratowałem brata przed dalszymi pytaniami, za co posłał mi pełne wdzięczności spojrzenie. Chyba się nie zorientowała i odpowiedziała jakby nigdy nic:

– Myślałam o odwiedzeniu Matyldy. Jesteś chętny?

Czy jestem chętny do odwiedzenia ciotki Matyldy? Oczywiście, że nie! Nigdy nie byłem i nie będę. Ta kobieta po prostu działa mi na nerwy. Być może była siostrą mojej mamy, a jej dzieci były moimi najbliższymi kuzynami, ale… Nie, nigdy nie polubię tych ludzi.

W sumie czas miałem. Zdałem egzamin, który pisałem zawsze na koniec roku szkolnego, żeby udowodnić jakimś ważnym ludziom, iż uczyłem się na tej całej edukacji domowej. Miałem czas, bo zaczęły się dla mnie wakacje. Ale równie dobrze mogłem go wykorzystać na coś fajniejszego.

– Niezbyt, miałem na dziś już coś zaplanowane…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • rozwiazanie 7 miesięcy temu
    Podoba mi się Twój styl pisania.😊
  • Sandra 7 miesięcy temu
    Dziękuję bardzo ❤️
  • zsrrknight 7 miesięcy temu
    "nawet, jeśli jest się tylko pustą osobą bez niczego w środku”." - a masło się składa z masła i jakby zrobić w nim dziurę to byłaby dziura pośród masła
    "Babciu, normalni ludzie w moim wieku dopiero co zaczynają pierwszy rok studiów we wrześniu." - studia zaczynają się w październiku
    "Mam swoje tępo" - tempo

    Tym razem krócej.
    No i wygląda na to, że Remik też dramatyzuje. No bo "Mała w końcu znalazła sobie kogoś, kto odpowiada jej głupotą, niezdarnością i tym beznadziejnym poczuciem, że jest się ważnym, nawet, jeśli jest się tylko pustą osobą bez niczego w środku" nie jest, naprawdę, aż tak straszną myślą ze strony rodzeństwa. Jak sobie przypomnę, co ja myślałem o moim bracie albo co mu mówiłem prosto w twarz... Nie, nie kupuję tego. Niech Dominik i Dominika zaczną się zachowywać naprawdę okropnie, bo nie póki co zupełnie nie wierzę, że są tak okropni, jak sugeruje narracja.
    Pozdrawiam
  • Sandra 7 miesięcy temu
    Odpowiadam na Twoje komentarze od tyłu, ale trudno.

    Co do października – jestem tak zamotaną osobą, że byłam pewna, że już to poprawiłam a się okazało że wcale nie (?)

    Okropieństwa się pojawią, jak Marianna postanowi ujawnić sekret
  • Sandra 7 miesięcy temu
    Kurde mam za długi język

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania