Z nadzieją przez świat

Dawno mnie tu nie było, a i opowiadanie nowe nie jest. Ale postanowiłam, że się nim z Wami podzielę.

 

- Melody, zatrzymaj się. Błagam, proszę.

- Zostaw mnie. Nie chcę. Odejdź.

- Ale... Melody...

- Nie chcę. Zostaw mnie, daj mi spokój.

Tali odpuściła pokonana. Bolało ją, że Melody odrzuca jej pomoc, lecz nie narzekała. Wiedziała, że dziewczyna kiedyś zrozumie błąd.

• * * *

• Tymczasem Melody – niska brunetka o brązowych oczach - biegła przed siebie, a z jej oczu jak groch płynęły łzy. Była załamana. Wszystko zwaliło się na nią w tym samym czasie, a ona nie potrafiła tego udźwignąć.

"Boże, dlaczego na to pozwalasz? Powiedz dlaczego? - myślała. - Dlaczego każesz nam cierpieć? Mówią, że istniejesz. Ale skąd ja mam to wiedzieć? Dlaczego mam wierzyć, skoro nigdy Cię nie widziałam? Boże, powiedz!"

Myśli dziewczyny były pełne żalu i rozgoryczenia. Powoli i niechętnie zaczęła wracać do domu. Nie chciała nikogo widzieć. Nie po tym, co się stało. Wspomnieniami wciąż wracała do tamtych wydarzeń. Teraz też tak było.

- Melody, muszę ci coś powiedzieć - powiedziała mama, wchodząc do pokoju córki.

Była tak samo niska, lecz wyróżniał ją zmizerniały wyraz twarzy i ogromna bladość. Dziewczyna podniosła wzrok znad czytanej książki.

- O co chodzi, mamo? – zapytała.

- Jestem chora – odezwała się kobieta. Głos miała cichy i poważny. – Na raka.

Melody patrzyła na nią w milczeniu. Słowa matki jakby do niej nie dotarły.

- Mamo... - szepnęła.

- Tak, kochanie – powtórzyła kobieta. – Jestem chora na raka. Dzisiaj byłam u lekarza. Jutro mam iść do szpitala, jednak oni nie dają mi żadnych szans. Nie wygram tej walki.

Słowa zabolały. Z ust dziewczyny wydobył się jęk bólu i rozpaczy.

- Mamo, niee… - Głos jej brzmiał rozdzierająco. – To nieprawda. Ty wygrasz tą walkę. Ty przeżyjesz. Ty... Ty musisz żyć, mamo! Musisz!

Ostatnie zdanie było wręcz rozkazem. Kobieta podeszła do córki, położyła jej dłoń na ramieniu. W jasno oświetlonym pokoju wyglądała jeszcze bladziej.

- Stanie się tak jak chce Bóg. To on nami kieruje. Ja nie mogę się sprzeciwić Jego woli.

- Mamo! – krzyknęła Melody, czując jak do jej oczu napływają łzy. – Bóg? Gdzie w tym wszystkim jest Bóg? Gdyby On był, nie odbierałby mi ciebie! Nie odbierał!

Głos jej się załamał, przeszedł w spazmatyczny szloch.

- Kiedyś to zrozumiesz, kochanie – odparła kobieta, obejmując dziewczynę ramieniem. – Proszę cię, nie płacz. Ranisz mnie tym w samo serce. Nie płacz, kochanie, proszę.

Melody jednak nie potrafiła się uspokoić. Miała żal do Boga, że odbiera jej osobę tak ważną w jej młodym życiu. Rozgoryczona i rozżalona wyszła z domu. To było ponad jej siły. Westchnęła głęboko. Wspomnienie tamtej rozmowy wciąż bolało. Wciąż nie mogła się powstrzymać od łez. Wiedziała, że z mamą jest coraz gorzej. Bała się tej straty. A jeszcze w dodatku Tali.

„Ona nic nie rozumie – pomyślała z goryczą, wchodząc do domu. – Ona nigdy nie była w takiej sytuacji. Nie wie, jak to jest tracić kogoś z rodziny. Nie wie! Więc po co się odzywa? Po co mi to tłumaczy? Przecież ja wiem, że Bóg by tego nie zrobił. Bóg by mi jej nie odebrał. Nigdy!”

Wszedłszy do pokoju i zamknąwszy drzwi, usiadła przy biurku. Nie potrafiła się na niczym skoncentrować. Wizja umierającej matki przytłaczała ją. Ojciec odszedł. Dziewczyna była zdana tylko i wyłącznie na siebie. Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Przez chwilę nie reagowała, jednak pukanie powtórzyło się. Zniechęcona wstała. W drzwiach ujrzała Nel, dziewczynę średniego wzrostu o długich, kręconych włosach, zielonych oczach i delikatnych rysach twarzy.

- Cześć, Nel – odezwała się Melody, a jej twarz rozświetlił delikatny uśmiech.

- Witaj, Melody – odparła Nel spokojnie. – Mogę wejść? Chciałam porozmawiać.

- Jasne. – Dziewczyna zaprosiła ją do środka.

Kiedy usiadły w pokoju, Nel popatrzyła na przyjaciółkę.

- Tylko nie myśl sobie, że mi też się poprzewracało w głowie – zaczęła poważnie. – Bo to wcale nie tak. Melody, Tali może oszukasz, ale mnie nie. Co się z tobą dzieje? Widzę, że coś jest na rzeczy.

- Tali wie – odburknęła dziewczyna.

- Wiem, że wie – odparła spokojnie Nel. – Ale nie wie tego, co ja widzę. A nie wie tego, bo nie umie patrzeć głębiej. Możesz mi powiedzieć, co się z tobą dzieje? Chcę ci pomóc.

Melody długo milczała, nie patrząc przyjaciółce w oczy. W końcu, po długim czasie podniosła wzrok.

- Boga nie ma – powiedziała bezbarwnym głosem. – Gdyby był, nie zabierałby mi mamy. Gdyby był, ojciec by nie odszedł. Gdyby był, nie byłabym sama. Gdyby był...

- Gdyby, gdyby, gdyby... – Nel westchnęła. – Co by było, gdyby tak? Melody, posłuchaj mnie teraz przez chwilę.

- Tylko mi nie mów, że On istnieje! – krzyknęła dziewczyna. – W to nigdy nie uwierzę, rozumiesz? Nigdy!

- A właśnie, że powiem – odparła spokojnie Nel, nie zważając na protesty przyjaciółki. – Wiesz dlaczego? Czasami Bóg ma wobec nas inne plany. Plany, o których my nie mamy zielonego pojęcia, lecz tylko do czasu.

- Inne plany... – Melody prychnęła jak rozjuszona kotka. – Niby jakie? Powiedz mi, Nel, jakie?

- Nie wiem – odparła dziewczyna niewzruszona wybuchem. – Tego nikt nie wie, poza Nim. On to wie, ale nigdy nam nie zdradzi, jeśli nie nadarzy się taka konieczność.

Melody milczała, patrząc na nią.

- Myślisz, że wobec mnie też ma jakiś plan? – zapytała cicho.

- Oczywiście. – Nel uśmiechnęła się. – Wobec każdego z nas. Wiesz? Wydaje mi się, że... to nie jest tak jak myślisz. Taaak... To nie jest tak.

- Ale co? Bo nie rozumiem.

- Pamiętasz? Twoja mama powiedziała ci, że nie wygra walki z chorobą. Że swoje cierpienie ofiaruje Bogu. Pamiętasz?

Melody niepewnie skinęła głową.

- Mam dziwne przeczucie, że ona jednak wygra tą walkę. Przeżyje i będziecie obie szczęśliwe.

- Skąd to wiesz?

- Nie wiem. Tak czuję – odparła Nel. – Pamiętaj, że nie należy się poddawać. Trzeba iść z nadzieją przez świat, bo tylko nadzieja, wiara i miłość nas uratują. Zapamiętaj to, Mel.

Następnie wstała, uśmiechając się do zaskoczonej dziewczyny.

- Trzymaj się, mała. Głowa do góry. Będzie dobrze.

Kiedy wyszła, Melody długo nie mogła przestać myśleć o jej słowach.

- Z nadzieją przez świat – powtórzyła cicho. – Ale jak ja mam iść z nadzieją przez świat, skoro na świecie jest tyle zła? Jak mam kroczyć drogą tą, skoro ciągle czuję strach?

Nawet nie spostrzegła, gdy owe pytania przerodziły się w piosenkę. Po chwili zaczęła ją cicho śpiewać, a w miarę gdy to robiła, czuła się coraz lżej.

- Boże, proszę, podaj dłoń, poprowadź mnie, ukołysz przerwany sen. Proszę Cię, zmiłuj się, na nowo narodzić się moja dusza chce.

Kiedy skończyła, odetchnęła głęboko.

- Nel ma rację – powiedziała. – Z nadzieją przez świat. Powinnam teraz pójść i przeprosić Tali. Zasłużyła na to.

Gdy dziesięć minut później opowiedziała przyjaciółce o rozmowie z Nel, ta uściskała ją serdecznie.

- Widzisz, Mała? – Jej twarz rozświetlił uśmiech. – To samo cały czas próbowałam ci przekazać, ale mnie nie słuchałaś.

- Bo byłam głupia. – Melody zachichotała.

- Nie, nie byłaś głupia – zaprotestowała Tali. – Ty się po prostu pogubiłaś. Każdy ma do tego prawo. Każdy ma w swoim życiu pewien kryzys, ale z pomocą oddanych przyjaciół i Boga można ów kryzys przetrwać.

- Ty też... też... – Dziewczyna zawahała się.

- Tak, Mel, ja też. – Tali wciąż się uśmiechała. – To było dawno. Ale ja też przeżywałam swój kryzys wiary. Bardzo ciężki. Gdyby nie przyjaciele, nie wyszłabym z niego. Do tej pory jestem im za to bardzo wdzięczna.

- Dziękuję wam. – Melody spojrzała jej prosto w oczy. – Tobie, Nel... Wam wszystkim.

- Do usług – odparła Tali z uśmiechem.

Kiedy na następny dzień Melody poszła do szpitala odwiedzić mamę, usłyszała:

- Córeczko, ja... ja będę zdrowa. Lekarze mówią, że jestem na dobrej drodze. Ja wyzdrowieję, słyszysz? Wyzdrowieję!

Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko bez słowa się do niej przytuliła. Ten gest wyrażał wszystko.

Wróciwszy do domu, wzięła do ręki kartkę, na której napisała cztery słowa, a następnie powiesiła ją na ścianie. Uśmiechnęła się, oglądając swoje dzieło.

- Z nadzieją przez świat – przeczytała.

Następnie odwróciła się, podeszła do okna i wyjrzała przez nie. Był wieczór, słońce chyliło się ku zachodowi. Dziewczyna uśmiechnęła się.

Taaak... – szepnęła w ciemność. - Wiara, nadzieja, miłość. Tylko one pomogą nam przetrwać. Dziękuję Ci, Boże.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • KarolaKorman 28.03.2016
    Piękne, wzruszające opowiadanie. Ja osobiście nie przekonywałabym nikogo, że taki jest boski plan, ale często takie myślenie pomaga w smutnych chwilach. Jeśli jeszcze weźmiemy pod uwagę, że czasem coś trzeba poświecić, by coś zyskać (i nie myślę tu o śmierci bliskiej osoby) to łatwiej przyjąć stratę :) Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę wesołych świąt :)*
  • Celtic1705 30.03.2016
    Dziękuję Ci bardzo. To opowiadanie jest jakby... o mnie trochę. :)
  • Łowczyni 30.03.2016
    Zgadzam się z Karolą. Opowiadanie naprawdę przejmujące, piękne. :) Skoro już po świętach, życzę radości na każdy dzień. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania