Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Z pamiętnika małego podludzia (18+)
To dostosujmy się :)
Jestem Kasia i mam sześć lat.
Umiem pisać i czytać, bo mój kochany tatuś powiedział kiedyś, że skoro nie ma syna, to musi zrobić jakąś namiastkę człowieka z baby. Co to jest namiastka? Jakieś ciastka?
Niech choć mądrzejsza będzie – powiedział tatko i linijką tłukł za mną elementarz Falskiego. Oczywiście nie książkę tłukł.
Nie wiem, czy jakiś związek z tymi lekcjami miała stojąca zawsze przed nim butelka z czymś okropnym. Kiedyś spróbowałam, ale bardzo piekła ta woda. Zakrztusiłam się i plułam, a tato śmiał się i strugnął mi tak, że nauczyłam się od razu trzech liter i czytanki o Asie.
Na pamięć.
Będę więc na pewno ludziem, choć to dziwne stworzenia. Robią rzeczy, których nie rozumiem. Wczoraj mama zdjęła majtki, sąsiad Szczekalski swoje też i coś jej robił od tyłu. Po co zdejmować majtki w kuchni? Siku albo kupkę robi się przecież w łazience. No, ale Szczekalski jest lekarzem. Nie umiem powiedzieć od czego. Prota… propto… prokto…, no, w każdym razie jakimś logiem.
Tak mnie uczył tata, stukając linijką w dłoń. Czasem w moją pupę.
Bawię się z rudym Gienkiem spod czwórki, w piaskownicy. W Szczekalskiego też, ale boli, bo Gienek nie wytarł palców i piasek boleśnie trze we mnie. Gienek nie powinien zostać medykiem. Przynajmniej nie prędko, skoro nie myje rąk przed badaniem. Tak robi zawsze doktor w naszej przychodni.
A tu nagle wyskakuje z klatki schodowej stary Życki i pędzi do śmietnika. Łomocze w kubłach i brzydko krzyczy:
- Kurwa, gdzie moje winogrona?
Robaczkowej, która akurat wracała z mszy dopołudniowej, aż fioletowy, moherowy berecik spadł z głowy. Prosto na kupę Azorka, Siemiczów. On zawsze robi to na chodnik przed domem. Pewnie też go uczyli linijką.
- Panie Życki coś pan! Winogrona w śmietniku? I nie przeklinaj pan. Dzieci się tu bawią.
- Kurwa, gdzie to opakowanie?
- Jakie opakowanie, panie Życki? Znowuś pan klej wąchał? A fe, w tym wieku…
- No, pani kochana, patrz pani. Jadłem wczoraj winogrona. Niestety, pestkowe. I te właśnie pestki wchodziły mi pod protezę. Więc ją wyjąłem i włożyłem do tej foremki od winogron. Kurwa, wyrzuciłem foremkę! A dziś zebranie kółka różańcowego i będzie tam Grzeszczakowa! Jaka ona piękna w kwiecie wieku! Siedemdziesiątka to pełny rozkwit urody kobiecej, a ona ostatnio puszczała do mnie oko. I krygowała się, że to brak magnezu i taki skurcz, kokietka jedna. – Zapluł się bez tej szczęki. Ślina sączyła mu się strużką z boku brody. – Gdzie te zęby, do chuja pana?!
Łomot przewracanych pojemników zepsuł nam trochę zabawę.
Przyjechała karetka. To tacy panowie w białych fartuchach, którzy leczą chorych. Teraz wyprowadzają pana Kowalika. Mieszka sam w malutkim mieszkanku na drugim piętrze. Ma fajne obrazki na ścianach (panów z gołymi siusiakami) i daje dzieciom cukierki.
Jest organistą w naszym kościele. Ma ładne, falujące włosy i buzię aniołka. Tego, co stoi w kapliczce na wyjeździe z osiedla.
Podobno pan Kowalik jest najlepszy. Sama to słyszałam, kiedy raz wlazłam przez dziurę w ogrodzeniu do księżowskiego sadu.
Proboszcz stał z Kowalikiem pod gruszą, całował go w usta i tak właśnie mówił: Jesteś najlepszy i nikt ci nie dorówna.
Pięknie gra na mszy. Panie płaczą, a panowie zgrzytają zębami. Myślę, że zazdroszczą organiście jak ładnie gra.
A teraz lekarze w białych fartuszkach prowadzą Kowalika do samochodu, ubranego w dziwny płaszcz z za długimi rękawami. To pewnie nie jego płaszcz. Żeby się te rękawy nie wlokły po ziemi, to zawiązali je na jego plecach. Śmiesznie to wygląda. Tym bardziej, że panowie – lekarze, mają na głowach reklamówki z wyciętymi dziurami.
Ta z Biedronki jest najfajniejsza.
Pan Kowalik pluje na te reklamówki. Podobno biegał po wszystkich sąsiadach, pluł na telewizory i krzyczał: Tusek pierdolony!
Nie wiem co to znaczy, ale wszyscy się złościli. Nikt nie lubi wycierać ciągle telewizora. Nawet ja nie lubię, kiedy mama prosi o sprzątanie.
To zabrali go, a on pluł na nich i ciągle krzyczał: Tusek pierdolony, wybrali go znowu, a my, Polacy nie chcemy Tuseka pierdolonego!.
Strasznie brzydko. Tata szybko by go nauczył linijką, że nie można tak nieładnie mówić.
My się bawimy z Gienkiem w naszej piaskownicy, a na ławce usiadł Mirek, syn Buraczkowej. Tej spod szesnastki. Jest duży, łysy i pryszczaty. Chodzi w dresie i strasznie śmierdzi. Pali papierosa, a za chwilę pstryka niedopałkiem w moją stronę. Oparzył mi ramię i się rozpłakałam.
Obok przechodził pan Zasławski. Bardzo miły nauczyciel z osiedlowej szkoły. Zawsze nosił pod szyją taką śmieszną rzecz, którą nazywają muchą. Nie wiem dlaczego, bo to nie lata, ani nie brzęczy. Tata mówi, że to jest ludź mądry i wykształcony. Mama, że jest bardzo kulturalny i też zna się na leczeniu.
Więc pan Zasławski złapał pryszczatego Mirka za fraki i mówi:
- Gdzie chuju pstrykasz? Dzieci się tu bawią.
Tamten patrzy na Zasławskiego. Tak jakoś dziwnie.
- Jestem gejem.
- Pierdolę kim jesteś. Pstrykasz petem do piaskownicy. Jak się tu mają bawić dzieci i Azorek Siemiczów?
A ten swoje:
- Jestem gejem.
To mu pan Zasławski tak walnął, że się pryszczak nogami nakrył. Zebrał z ziemi parę zębów, otarł krew z buzi i złapał za telefon.
Przyjechała policja i zabrała pana Zasławskiego. Powiedzieli, że jest nietore… nietole…cyjny i atakuje mniejszość. Jak to mniejszość, skoro on był jeden i pan Zasławski, jeden?
To jest chwila spokoju i bawię się z rudym Gienkiem. On mnie bada, a ja go zakopuję. Bo postanowiłam, że jak będę duża to zostanę grabarzem. Ożenię się z lekarzem Gienkiem i założymy biznes. To fajne słowo i umiem je wypowiedzieć.
Mama i tata chwalą mój pomysł. Tata mówi, że jednak będzie ze mnie ludź, a mama, że jestem wyzwolona, pio.. nie…rska i będę pierwszą grabarką. Tu mam kłopot. Podoba mi się „Grabarz”. Tak groźnie słychać i wszyscy by się mnie bali.
Lubię nasze osiedle i mój blok. Chciałabym tu zawsze mieszkać.
Z mamą, tatą i rudym Gienkiem.
Komentarze (18)
Jestem na tak i gdyby to był "Mam Talent", włączyłbym światełko oznaczające, że git.
Nawet w takiej dupereli można powiedzieć coś ciekawego o świecie.
Kontekst jest taki, że ona tłukła w sensie wkuwania, a tatulek tłukł ją za pomocą linikii, aby się uczyła.
Ale może niejasno sprawę zapisałem.
Zdanko proponowałbym nieśmiało by deczko zmienić. ;)
Szybko powoduje zaistnienie szerokiego fan clubu, bo piszę bezpośrednio, nie umiem ubierać krytyki w cieplutkie i łagodne sformułowania.
Ale jestem merytoryczny i nigdy nie piszę tylko "chała", "gniot", "porażka" bez uzasadnienia.
To raczej motor napędowy dla malutkich zawistników, którzy próbują zdeprecjonować nowego, a najlepiej pogonić, aby dalej brylować we własnym grajdole..
I chyba widzę ten szczególny problem Małgosi.
Więcej u niej się nie pojawię.
Różni się tylko natężenie i akcent na poszczególne zjawiska.
No i poziom.
Bo jak się zaczyna ze mną od kurew i chujów w tle to... kieruję do psychiatry.
Za stary i bywały jestem, aby mnie oszołomstwo straszyło.
Zostało im tylko wycinanie punktacji, bo to anonim. :)
W każdym razie Małgosia może się spokojnie dopieszczać, jak tam lubi :)))
Pozdrawiam
Jakbym miał taką ambicję!
To tylko stylizacja na użytek przekazu.
Taki tekst z obszaru purnonsensu, a dziecko jako peel, jest tylko środkiem do przedstawienia w krzywym zwierciadle obserwacji i wniosków.
Dziecko, to tu tylko środek do celu.
Dzięki.
Jechałem kiedyś w niedzielę na Podkarpacie.
Zatrzymałem sie pod wiejskim sklepikiem, gdzie siedzieli odświętnie ubrani goście i żenili podobne teksty.
Obok w kupie piachu bawiła się dwójka dzieciaków, które przyglądały się dorosłym i chichotały.
A dzwony właśnie zaczęły bić... :)))
Idę na głęboką resekcję :)
Z drugiej strony zawsze przerażało mnie, że dzieci mają aż tak ograniczone widzenie. Ze są od nas uzależnione. Dla nich dom to to, co im prezentujemy naszymi zachowaniami. Szybko się dostosowują. Codzienne gwałty mogą stać się czymś normalnym. Jakiś totalny dramat.
No, ale tekst dobry. Jak mówiłam - nie moja ulubiona kategoria, ale pokazujesz styl.
Chylę kapelusika i lecę dalej.
Oczywiście wąski wycinek rzeczywistości (na szczęście), a w każdym razie nie w takiej kumulacji w jednym miejscu i osobie.
Nie jestem tak dobry w analizowaniu postaci, jak Ty. Ich motywacji i znaczenia różnych czynników.
Dlatego u mnie z reguły pokazane są wydarzenia, które mają na nas wpływ. Nie robię z bohaterów myślicieli i nie walę sążnistych fragmentów z przemyśliwaniami.
A jaki jest ten wpływ, to od takich wniosków są czytelnicy.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania