Poprzednie częściZ wakacji, część 1

Z wakacji, część 2

Wakacje sprzyjają obcowaniu ze sztuką trochę lżejszą. Wybitnie wakacyjną, jak dla mnie, jest kabaret. Z natury jestem optymistką, lubię się śmiać, a świat daje wiele okazji do śmiechu, pokazując swoje humorystyczne oblicze, nawet jeśli czasem jest to czarny humor. Nic tak nie zmienia perspektywy, jak śmiech, wyśmianie, obśmianie, czy nawet tylko zaśmianie się. O ile kiedyś, dość dawno temu, korzystałam często z okazji oglądania kabaretów na żywo, tak teraz, są to sporadyczne przypadki. Z takiego oglądania wyszłam ostatnio porażona wchodzeniem władzy między pośladki, przedstawianiem codziennego życia w sposób wulgarny, dosłowny, z podaniem na tacy, jak odbiorca powinien wszystko zrozumieć. Co ciekawe, gdy potem ogląda się to w telewizji, kamera przekazuje zaśmiewających się ludzi na widowni, skupiając się przeważnie na pojedynczych osobach (bo ci obok bywają zakłopotani, zniesmaczeni), lub na twarzach kobiet, które kamera lubi.

I taka drobna dygresja. Obok mnie mieszkają rodziny z nastoletnimi dziećmi. Kiedyś nie wytrzymałam i zwróciłam uwagę pewnemu piętnastolatkowi; "Dlaczego ty tak przeklinasz?" . Towarzyszący mu kolega zareagował błyskawicznie: "On ćwiczy, bo chce zostać stand–uperem."

Uznaje się, ze kabaret pełni rolę kulturotwórczą, tym bardziej, że w wielu miejscowościach w Polsce jest bardziej dostępny niż teatr, opera, operetka. Pozostaje mieć nadzieję, ze twórcy kabaretowi będą tego świadomi.

Owszem, wciąż są wśród kabaretów wyjątki. Być może zacznie wiać lepszy wiatr.

Koncerty? Lubię, ponieważ inaczej słucha się muzyki na żywo i nie lubię, ponieważ jestem z tych, którzy nie poddają się atmosferze. W związku z tym obiektem moich obserwacji staje się także publiczność. Ponieważ obraz działa na ludzi bardzo silnie, większość nie zwraca uwagi na słowa. A szkoda. Wszak na początku było słowo. Scena pełna jest przebierańców, albo rozbierańców. Im więcej takich, tym bardziej głupieją widzowie. Nie to, co kiedyś. Artysta ubrany po szyję, w eleganckim stroju, musiał umieć śpiewać.

W wakacje posłuchałam sobie na żywo m.in. "Mój jest ten kawałek podłogi". Taki powrót do przeszłości.

Do zaplanowanych działań pozostała mi jeszcze sztuka współczesna. Uwielbiam. Szczególnie późniejsze spory ze znajomymi znawcami tego zagadnienia. Bo przecież oczywiście powszechnie wiadomo, że sztuka powinna szokować i zmuszać do myślenia. Najlepiej jednak zmusza tak, że trzeba się zaopatrzyć w przewodnik po wystawie, żeby się dowiedzieć, co niby autor miał na myśli. Najgorzej ma jednak personel sprzątający.

W Bolzano, stolicy Południowego Tyrolu, ekipa sprzątająca zastała jedną z sal zaśmieconą pustymi butelkami po szampanie i dekoracjami imprezowymi (instalacja artystów Goldschmied & Chiari). Uznano to za pozostałości po imprezie i wszystko znalazło się w koszu na śmieci. Na szczęście śmieci nie zostały wywiezione i instalacje przywrócono. Obyło się bez sądów. Już nie tak dobrze zakończyło się chyba dla sprzątaczki w Muzeum Ostwall w Dortmundzie. Woda wyciśnięta ze ścierki i spuszczona do ścieków w Dortmundzie kosztowała 800 000 euro.

Ostatnio podzieliłam się ze znajomymi koneserami pomysłem, by zrobić obraz własną pupą, w mrocznych kolorach. Potem trzeba będzie tylko wynająć za godziwe pieniądze jakąś znaną twarz celebrycką, wymyślić eksperta (przecież i tak nikt nie zada sobie trudu, by sprawdzić kto to jest, a jak będzie zagraniczny, to już w ogóle) i zrobić odpowiednią kampanię. Dziecka, które krzyknie, że król jest nagi z pewnością nie będzie. Nikt nie zechce być uznanym za tępego kmiota.

Obraz byłby milionowym sukcesem. Jestem pewna. I wcale nie byłoby to szokujące w świecie teatrów pod waginą, czy wypróżniania się na scenie.

W 1961 roku włoski artysta Piero Manzoni stwarzając niezapomniane dzieło o tytule "Merda d’artista " (Gówno artysty) zadbał o dyskusję gdzie są granice sztuki.

I wciąż wraca wraca to zagadnienie. A granice się przesuwają. Czy w dobrym kierunku?

Tak na marginesie: puszkę tego dzieła sprzedawano w 1961 roku za około 37 dolarów, a w 2004 roku sprzedano jedną za 52 tysiące dolarów. "Gówno artysty" jest coraz cenniejsze.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • droga_we_mgle ponad rok temu
    Ten fragment o sztuce współczesnej przypomniał mi o tej sprawie: https://pl.wikipedia.org/wiki/Pierre_Brassau

    Patrząc na jej przebieg, ta kampania mogłaby Ci się udać...

    W dalszym ciągu dobrze się czyta. Krótko i na temat.

    Pozdrawiam :)
  • Adela ponad rok temu
    droga_we_mgle, bardzo dziękuję Ci za komentarz i link :). Pozdrawiam wzajemnie
  • Marian ponad rok temu
    Ciekawe rozważania.
  • Adela ponad rok temu
    Dziękuję za komentarz.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania