Za kilka sarkazmów więcej
(Ze słabości do westernów i Clinta Eastwooda)
Jeszcze nie mam złych poranków, znowu bezczelnie patrzę w niebo,
gdzie są miejsca i sprawy nie do zastąpienia, nieprzegonione przez wiatr.
Przyjaźnie zaciągnięte kurtyną z deszczu, do ostatniej spłaty w słowach,
Romansowe prowizorki na haczyk, zaszczepkę krwi.
Niejedna miała oczy matki, zrywane na pierwsze śniadanie.
Rozbierałem je z nadruków aż do gołych ścian, nowych zasłon.
Do fugi między echem serca a natrętnym dnem skóry.
Dawno temu, odpalając świt i papierosa grzałką do wody,
zrozumiałem, że nie można przestać myśleć o życiu,
do odbierania przez samozwańczych łowców nagród
w zaokiennej niesprawdzalności.
Komentarze (3)
Cały wiersz - ze wspierającym, ale też nostalgicznym, a także pobłażliwym spojrzeniem na siebie, podoba się.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania