Za okładką

Tekst na TW

 

Postać: Bibliotekarka

Wydarzenie: Mielenie cyfr czyli matematyczny soczek

 

Każdy z nas ma w sobie coś z podglądacza. Nie żebym się wybielał, ale czy nie śledzimy życia celebrytów? Nie zaglądamy do ich łóżek i szaf? Czy pijąc samotnie przy zbyt dużym stoliku nie obserwujemy krzątaniny urodziwej kelnerki? Jej ruchów? Mimiki? Koloru szminki w mdłym świetle barowych kinkietów? Ale do rzeczy. Miałem wtedy trzydzieści dziewięć lat i pracowałem dorywczo na różnych budowach. Dziś tu, jutro tam. Nosiło mnie. Byłem zakałą rodziny i tylko babcia miała jeszcze nadzieję. Wznosząc, bledsze z każdym dniem oczy ku niebu, modliła się o matkę dla swoich prawnuków. O szyję, która trzymałaby moją głowę ponad powierzchnią gówna w którym taplałem się z lubością od tylu już lat. Tamtego dnia olałem wznoszony na obrzeżach miasta apartamentowiec i byłbym tak gnił do wieczora, gdyby babcia nie rzuciła we mnie stosem harlequinów z prośbą bym odniósł je do biblioteki i przyniósł nowe. Były jej niezbędne do zaczytywania pustych wieczorów. Mnie wystarczały do tego wóda i ćmiki. Tak odpływałem wgłąb swojego mrocznego umysłu. Kiedyś powiedzą o nim: umysł szaleńca. Kiedyś. Ale jeszcze nie dziś. Nie jutro.

 

Wdrapałem się na drugie piętro, pokonałem przeszklone drzwi i stanąłem przy biurku. Stanąłem chyba zbyt cicho, bo bibliotekarka, zajęta wprowadzaniem do systemu kolumn liczb, dostrzegła mnie dopiero po mocno dłuższym oczekiwaniu. Ja przez ten czas upajałem się nieziemskim widokiem. Bezczelnie obserwując jej zgrabne palce, cień jaki rzucały rzęsy, na piegi rozsiane po twarzy niby ziarenka pieprzu dodające pikanterii łagodnym rysom.To był mój początek i koniec. Choć wtedy jeszcze tego nie wiedziałem. Nie mogłem wiedzieć. Dwa dni później wypiliśmy pierwszą wspólną kawę. Pierwszą z dwustu trzydziestu trzech. Kolejne piłem już sam, patrząc jak Eliza miota się przykuta kajdankami do ram metalowego łóżka. Jak próbuje krzyczeć. Przeciskać dźwięki przez taśmę w jej ulubionym, złotym kolorze. Eliza. Moja Eliza. Eliza, której obiecałem, że rozbiorę ją ze wszystkich tajemnic. Ja - Hannibal z Powiśla. Lubiłem tak o sobie myśleć. Tak jak lubiłem liczyć. Od zawsze. Z przerwami na kaca. Jeszcze za dzieciaka, obsesyjnie notowałen w kajeciku liczbę mijanych po drodze drzew (z podziałem na liściaste i i iglaste), napotkanych ludzi - oczywiście z podziałem na płcie. Teraz liczyłem oddechy swojej kobiety. Uderzenia jej serca. Mrugnięcia. Krople krwi, które upuszczała kiedy nacinałen kolejne miejsca. Zawsze w towarzystwie książki, którą wtedy wypożyczyłem i która stała się moją biblią. Przewodnikiem po mrokach i zakamarkach, ciałem, które spożywałem na własną chwałę i zgubę. Eliza nie mogła pozostać tą jedyną. Tak było zapisane. Po mnie też mieli przyjść kolejni. Wyznawcy? Naśladowcy? Szaleństwo jest jak religia. Pociąga za sobą tłumy. Byłem jak bóg, zadawałem i obmywałem rany. Poprzez ból wybawiałem je od kary. Eliza, Anna, Dorota... Mieliłem w ustach ich imiona, obracałem na języku sylaby i przypisane do moich kobiet cyfry o tendencjach do wzrostu. Do wypełnienia piwnicy po brzegi. To było jak modlitwa i bluźnierstwo jednocześnie. W kościele pełnych obumarłych aniołów w które wkładałem palce żeby poczuć jak drżą, jak napinają mięśnie zanim wyjdzie z nich słabość. Były moim odkupieniem za które sprzedałem się diabłu, czując na języku słodki posmak purpurowego atramentu. Spożywałem krew wyciśniętą z cyfr. Później już liczb. Za każdą stał człowiek.

 

*******

 

Eliza nie pamiętała końca. Pamiętała za to początek. To, że sama wydała na siebie wyrok, polecając Arturowi taką a nie inną książkę. Przykuta do łóżka nie czekała na cud. I cud się nie wydarzył. Bo nie mógł. Nie siliła się na próbę zrozumienia czegoś czego zdrowy umysł i tak nie pojmie. Odpuściła. Miejsce w którym się obudziła było nieoczywiste. Nie potrafiłaby go opisać ani nazwać. Coś kazało jej iść więc szła, gdzieś ponad drogą, w kosmicznym pyle, który równie dobrze mógłby być mgłą. Cisza, która brzmi. Wibruje. Czerń i purpura, która nie jest krwią. To miała w glowie. Tam gdzie jest mrok musi istnieć też światło. Świt musiał przyjść. Bez niego noc nie miałaby prawa bytu. Wystarczyło otworzyć oczy. Odwrócone do wewnątrz miały wgląd do duszy. Ta była czystka jak kartka papieru nie skojarzona jeszcze z drukiem, który mógłby ją zbrukać.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • Łukaszenko dwa lata temu
    Przeczytałem z przyjemnością, ciekawa opowieść.
  • IgaIga dwa lata temu
    Łukaszenko - się cieszę. Dzięki.
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Igalga↔Jaki to człowiek potrafi być skomplikowany. Do czasu, kiedy supełki w mózgu, potrafi próbować rozplątać. Plastycznie opisany tekst.
    Trza uważać, jaką księgę komu się wypożycza, bo to może być gwóźdź do.
    Jeżeli dobrze zajarzyłem. Dobrze czyta się. Z psychopatyczną nutką.
    Pozdrawiam?:)
  • IgaIga dwa lata temu
    DD - pięknie dziękuję! Pozdrawiam:)
  • MartynaM dwa lata temu
    Iga, bardzo dobry tekst.
    W nocy przeczytałam, ale zapomniałam zostawić komentarza.
    A czystym sumieniem zostawiam 6
  • IgaIga dwa lata temu
    MartynaM - bardzo dziękuję.
  • Tjeri dwa lata temu
    Komenicłam gdzie indziej, to nie będę silić się na wymyślanie czegoś nowego. Przekleję:

    Zestaw dla mnie miałaś super. Ale w sumie na tym atrakcyjność zabawy polega, że każdemu co innego pasi.
    Biorąc pod uwagę, że Tobie temat nie podszedł, to wybrnęłaś. Ale na kolana mnie nie rzuciło. Sam pomysł ok, nie czuję zaś bohatera. Nie przekonał mnie, że istnieje. Więc "w ogóle" dla mnie średnio i poniżej Twoich możliwości. Za to "w szczególe" mignęły mi fajności, takie jak ta:
    "Byłem zakałą rodziny i tylko babcia miała jeszcze nadzieję. Wznosząc, bledsze z każdym dniem oczy ku niebu, modliła się o matkę dla swoich prawnuków".
    Podsumowując — tekst średni, z dobrymi momentami i ciekawym pomysłem na wykorzystanie zestawu.
  • MartynaM dwa lata temu
    Przeczytałam jeszcze raz zarówno Tjeri, jak i Igi opko i jestem bardzo zaskoczona komentarzem Tjeri, bo, moim zdaniem, Iga poradziła sobie o stopień wyzej od Tjeri.
    Bardziej zaciekawiła Iga, no i lepiej mì się czytało, bo u Tjeri pewne znużenie wywołały opisy, dla mnie przydlugie i bez znaczenia. Iga zaś pisala konkretnie i na temat, bez lania wody.

    Rozumiem, że to jakaś rywalizacja i sposób na konkurencję? Trochę na wzór HuH
  • Tjeri dwa lata temu
    Może sądzisz podług siebie, Martyno? Nie wiem nie wnikam. I skąd w ogóle porównanie do mojego tekstu :D? Znów nie wnikam.Ja raczej porównuję do innych tekstów z prozy Igi (a miała świetne) — jeśli już, bo w sumie nawet za bardzo nie.
    Zapisałam swoje zdanie — zawsze staram się szczerze. A każdy może mieć opinię inną, bez dopasowana do reszty.
    A co do TW, to polecam. Element konkurencji akurat jest znikomy, żeby nie powiedzieć żaden (bo jednak jakieś głosowanie jest). Chodzi o rozpisanie i to jest w tej inicjatywie piękne. Życzę mniej zainfefowania teoriami spiskowymi! :)). Szczerze. Tak jest zdrowiej.
  • MartynaM dwa lata temu
    Tjeri, o czym ty?
    Przeczytałam oba teksty i w porownaniu tekst Igi oczko wyzej od twojego. Z tego też powodu zdziwiłam się, że tak nisko oceniasz... przy tym przypomniały mi te wariacje u heleny.

    Tu nie ma teorii spiskowej, bo jaka?
    Że lepiej czyta mi się tekst Igi?

    A te pobożne życzenia raczej sobie daruj, bo żenada!
  • Tjeri dwa lata temu
    MartynaM
    Na zdrowie :)
  • MartynaM dwa lata temu
    Tjeri, pomyślałaś że ja złośliwie... naprawdę?

    No cóż... uciekam, zanim faktycznie obudzisz złośliwość.
    Narka!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania