Za późno.
Wyszła z domu, nie mówiąc o tym nikomu. Chciała być sama, w ostatnich chwilach swojego marnego życia. Ciemność otaczała ją ze wszystkich stron, ale tam umiała trafić niewidząc nawet skrawka drogi.
Równo 666 kroków i stała na brzegu jeziora. Blask księżyca przywoływał jej wspomnienia z dzieciństwa. Nie, nawet ono nie było tak beztroskie, jak mogłoby się wydawać.
Jej brat - młodszy, lecz wszechstronnie utalentowany - to on był oczkiem w głowie rodziców. Ona była tylko porównywana. Porównywana przez cały czas. Całe swoje życie, nawet kiedy on zmarł. Zmarł z jej ręki, dokładnie trzy lata temu, o tej samej godzinie, w dokładnie takim blasku księżyca, który teraz oświetlał jezioro, ale nikt nie był w stanie tego potwierdzić. Rodzice nie mieli pojęcia. Policja myślała, że zaginął. Ale on... On w spokoju leżał na dnie jeziora, przytrzymywany przez ciężkie kamienie. Tak, to właśnie to jezioro, któremu chciała się teraz ofiarować. Chciała zatopić w nim wszystkie swoje zmartwienia, cały swój ból.
Powróciła do rzeczywistości. Stała przed taflą wody i jeszcze chwilę wpatrywała się w jasny księżyc.
Odsunęła się. Zdjęła buty i wyryła w ziemi napis:
"To ja go zabiłam. Przepraszam, że byłam psychpatą"
Szyderczo się zaśmiała. Przecież to wszystko była ich wina. To oni, przez swoją głupotę doprowadzili do jego śmierci. Nie doceniani jej - właśnie tutaj popełnili błąd.
Położyła mokre, buty zaraz koło pustych przeprosin. Sama znów podeszła na skraj jeziora. Mogła poczuć lodowate fale, obmywające jej stopy. Cieszyła się - po raz pierwszy. Teraz mogła o wszystkim zapomnieć. Mogła odejść, w spokoju. Pośród szumu fal i wiatru.
Nie przejmując się temperaturą, wchodziła wgłąb jeziora. Czuła błogi spokój, którego nie było jej dane poczuć nigdy wcześniej. Przystanęła na chwilę, by ostatni raz spojrzeć na blask księżyca, odbijający się od lodowatej tafli jeziora.
Już zdecydowała - dawno. Odbiła się od dna i płynęła wciąż głębiej, do czasu gdy nie miała już w płucach powietrza. Gdy powoli wypływała na powierzchnię, wyjęła nóż i wbiła go prosto w serce, aby mieć pewność, że już nigdy się nie obudzi. Dławiła się wodą. Z jej ust wypływała krew, ale była szczęśliwa - mimo wszystko.
Ból odpływał wraz z wodą płynącą do brzegu. Nie czuła już ciała, ale wciąż nie przestała myśleć.
Mogła wbić nóż w mózg - może wtedy szybciej by się to skończyło?
Teraz pierwszy raz poczuła wyrzuty - zabiła brata. To przez nią wszyscy cierpieli. To jej wina, że nie umiała żyć normalnie. Była zła. Śmierć jej się należała, ale dlaczego? Dlaczego to zrobiła?
Łzy zaczęły wypływać z jej prawie martwych już oczu, ale nie było ich widać. Nikt już nigdy ich nie zobaczy. Zawsze była samotna, ale dopiero teraz zaczęła jej to przeszkadzać, a przynajmniej tak jej się wydawało. Dlaczego? Dlaczego akurat w obliczu śmierci kogoś potrzebowała.
Nagle przypomniała sobie, dlaczego rodzice tacy byli - to nie ich wina. To wszystko stało się przez nią.
Chciała krzyknąć, lecz żaden dźwięk nie wydobył się z jej ust. Była martwa.
Została sama na wieki.
Komentarze (8)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania