Za późno, aby znaleźć powód
Dwanaście godzin w pracy to wieczność, ale czekanie trzy minuty na tramwaj po pracy to nieskończoność. Piotr stał ledwo na nogach, opierał się o słup. Czuł w stopach przebiegnięty boso maraton, po drodze usłanej żarem. Mimo że wciąż miał przed oczami twarze oślizgłych i zaplutych gości, których obsługiwał. Udało się Piotrowi skupić na czytaniu notatek. Po weekendzie czekał go egzamin.
Ryk motocykla rozgrzał bębenki do czerwoności. Piekły go niczym spalona opona zieloną trawę.
— Dawca organów, zidiociały — pomyślał.
Ból ugasił, wykładając słuchawki, w których rozbrzmiały słowa piosenki “Cola” Lany Del Rey.
W tramwaju chciał kontynuować naukę, ale zachodzące słońce atakowało z każdej strony. Wtedy weszła ona. Wpierw, zanim ją zobaczył, zdążył poczuć zapach. Pachniała mleczkiem kokosowym z domieszką imbiru. W przeciwieństwie do innych nie gapiła się w świecący prostokąt. Ze skórzanej torby — świetnie zgranej z sandałkami na obcasie — wyciągnęła książkę. Czytała “Tamte dni, tamte noce”.
Zanim dziewczyna zajęła miejsce, sprawdziła rozkład. Palec ozdobiony pierścionkiem z różowego złota zatrzymała na ostatniej stacji. Według rozkładu tramwaj miał dojechać do celu podróży w dwadzieścia minut.
Przed nieznajomą było siedem przystanków. Z każdym kolejnym Piotr szukał powodu, aby zagadać do miłośniczki skórzanych toreb.
Podczas kolejnego postoju do wagonu wsiadły panie, które zajęły miejsca przed i za nieznajomą. Piotr obawiał się, że stojąc nad jej głową, wprawi ją w dyskomfort.
Na trzecim zaczął gdybać. Co, jeśli, po zaproszeniu na kawę, spędziliby razem noc. Piotr uskrzydlony miłością. Naćpany smakiem skóry i opity śliną, mógłby zapomnieć wszystko o ideach regulatywnych Kanta. Oblać egzamin, w rezultacie wziąć warunek. Zwątpić w sens studiowania, ostatecznie rzucić uczelnie. Skończyć w roli kelnera za stawkę niższą niż płaca minimalna. Ciułałby skąpe napiwki na wygórowany czynsz bez końca.
Przy piątym postoju wsiadł Włoch. Był piękny jak szkło pełne wina. Trzymał pod pachą kask, na grzbiecie nosił znane logo. Gdy kupował bilet z maszyny, wymienił uśmiech z miłośniczką różowego złota. Paskudny uśmiech, od którego kipi smrodem fluidów.
Nim Piotr zdążył się zorientować, nieznajoma wsadziła książkę w torbę. Stanęła przy wyjściu. Zostawiła zakładkę na siedzisku. Prędko, szybciej o pół sekundy od Włocha, Piotr dobiegł do zakładki. Dziewczyna już opuściła tramwaj, a drzwi miały się zamknąć. Piotr wyskoczył z wagonu szybciej od korka w szampanie.
Zdołał ledwie poczuć asfalt pod butami. Zdążył tylko otworzyć usta. Potrącił go rozpędzony motocyklista, który ścigał ostatnie promienie słońca ukrytego za horyzontem.
Zanim Piotr w nicości usłyszał “we made it out to the other side”. Uszy wypełnił mu kobiecy krzyk, a nozdrza swąd dymiącej gumy.
Komentarze (8)
Pozdrawiam serdecznie.
Pozdrawiam
Ogólnie mocne. (Nie pierwszy raz piszę to o Twoim kawałku.) Niby "lepiej późno niż wcale", ale... czasem jednak późno to za późno...
5, pozdrawiam
wystarczy:
Ryk motocykla rozgrzał bębenki do czerwoności.
Wpierw, zanim ją zobaczył, zdążył poczuć jej zapach.
podobnie:
Wpierw, zanim zobaczył, zdążył poczuć jej zapach.
Według rozkładu tramwaj miał dojechać do jej celu podróży w dwadzieścia minut.
i znowu:
Według rozkładu tramwaj miał dojechać do celu podróży w dwadzieścia minut.
Z każdym kolejnym Piotr szukał powodu, aby nie zagadać do miłośniczki skórzanych toreb.
raczej "zagadać", niż "nie zgadać".
Z każdym kolejnym Piotr szukał powodu, aby zagadać do miłośniczki skórzanych toreb.
Co, jeśli, po zaproszeniu jej na kawę, spędziliby razem noc.
i znowu bez "jej"
Co, jeśli, po zaproszeniu na kawę, spędziliby razem noc.
Naćpany smakiem jej skóry i opity śliną, mógłby zapomnieć wszystko o ideach regulatywnych Kanta.
Naćpany smakiem skóry i opity śliną, mógłby zapomnieć wszystko o ideach regulatywnych Kanta.
Był piękny jak szkło pełne wina.
Bardzo ładne zdanie.
Całość jest ok.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania