Za szybą

Piszę te słowa, bo właśnie łyknąłem wszystkie piguły nasenne, jakie znalazłem w szafce. W gruncie rzeczy nie wiem, po co to piszę, ale wiem, że dobrze jest mieć chwilę spokoju. Trochę mi głupio – miał być wiersz, miały być treny, ale najwyraźniej będzie tylko głupi pamiętnik, więc zignoruj kulki papieru na podłodze. Oto ostatni dzień mojego życia.

 

***

Budzik. Siódma. Pisk, który sprawia, że dusza przybiera na wadze. Powoli zwlekam się z łóżka, czując weltschmerz jak zawsze. Przede mną też to, co zawsze – kibel, kanapka i zęby, każde w innym odcieniu szarości. Siadam, kładę talerz na stole i drapię się po jajach, przeżuwając miks chleba z pasztetem. W tle słyszę plastikowy głos oznajmiający ze szczerym – jak zwykle – przejęciem, że zginęli kolejni ludzie. Jebać ich w dupę. Mam dobre życie. Mam dobre życie. Mam dobre życie. Moją uwagę przykuwa wyróżniająca się, potężnie czerwona gaśnica. W chwilach nudy lubię czytać nadrukowane na niej ostrzeżenia i przestrogi. Świat ilustrowany przez gaśnice na pewno jest bardziej poukładany, niż ten zionący tanią farbą drukarską. Zarzucam brązowy łach (lubię brązowy), ściągam klucz z kołka przymocowanego dokładnie na takiej wysokości, abym mógł codziennie zgrabnym ruchem zbierać go podczas obrotu po buty i wychodzę. Głuchy szczęk zamka już nikogo nie zaskakuje. Mam dobre życie.

To paradoksalne, ale w szkole idzie mi naprawdę dobrze, odkąd mieszkam sam. To chyba jakiś rodzaj znudzenia sprawia, że z braku laku biorę się do nauki. Pranie – nuda, kuchnia – nuda. Już wolę poczytać, jak uzewnętrznia się na szczycie góry jakaś romantyczna pizda. Na korytarzu mijam czerwonych ludzi stojących za szybą w błękitnych strojach, ale zdaję sobie sprawę, że jestem inny – że nigdy nie nawiążę z nimi kontaktu. Kiedy mówię ‘inny’ myślisz pewnie, że jestem pogrążony w depresji i nie mogę znaleźć sensu życia, ale mylisz się. Jestem lepszy od nich pod każdym kurwa względem. Zbieram takie oceny, że dziąsła mi się złocą. Podobno jestem brunetem, ale ja uważam się za blondyna. Mam dobre życie – zgarniam nagrody za konkursy literackie, mam nową dziewczynę co miesiąc. Nie chcę brzmieć buńczucznie, ale naprawdę się powodzi. Jeśli coś będzie nie tak, pomoże mi mój regularny harem. Nie martw się.

Moje killing spree kończy się wraz z dzwonkiem. Zarzucam torbę na plecy i ruszam do domu. Asfalt jest szary jak zawsze, a ja mam to w dupie – jak zawsze. Spieszy mi się na autobus, ale ciągle trafiam na czerwone światło. Mijam znak ‘STOP’, który jest cholernym wybojem na gładkiej drodze i docieram na przystanek. W oczy kłuje mnie krzykliwy napis przestrzegający przed falą depresji w dzisiejszych szybkich czasach. W zajezdni widzę dwa autobusy – stodwudziestkajedynka i dwieściepięćdziesiątkaszóstka. W gruncie rzeczy do domu dojadę oboma. Jeden zetnie Plac Białoszewskiego i zachęci do przyjemnego spaceru po Alejach, drugi wysadzi mnie pod domem. Przeszedłbym się, ale mam dziś dużo roboty. Przejdę się. Nie, mam dużo roboty. Przejdę się…?

Widzę dzieciaka siedzącego w pekaesie. Nasze spojrzenia krzyżują się. Mały podnosi dłoń, ściska ją w pięść i puka w szybę z zaciekawieniem, jakbym był pieprzonym zwierzęciem z ZOO. Szczyl najwyraźniej nie może zrozumieć, że to on jest zwierzyną, a ja człowiekiem. Że to jego rozumek jest mniejszy od mojego, nie odwrotnie. Że w tym układzie to on jest ograniczony. Śmieszą mnie takie pajace.

Na twarzy brzdąca pojawia się dziwny uśmiech. Przeczuwając najgorsze odwracam się – oba busy uciekły. Siadam na ławce, zapalam fajka i czekam.

Głuchy szczęk zamka już nikogo nie zaskakuje. Za oknem biało-błękitne niebo, a ja wpatruję się w rozgotowany gulasz, który smak stracił w momencie dodania E666. Pochłaniam to pseudomięso, czując jakiś dziwny smutek rozbijający się na wewnętrznej powierzchni czaszki. Nie mogę się powstrzymać i znów staję przy oknie – zadziwia mnie zielona trawa, czerwone hydranty i ta panna w różowym. Wychodzę szybko, zostawiając gulasz i myśli na wolnym ogniu.

Feeria barw uderza mnie, gdy tylko przekraczam próg bloku. Przecinam szybko mały, osiedlowy skwer. Dostrzegam tamtą dziewczynę w różu – okazuje się, że jest ruda. Uśmiecham się najmilej, jak potrafię, i kontynuuję samotny rajd. Postanawiam, że dojadę metrem do swojego parku. Podróż przebiega szybko i przyjemnie – wpatruję się w przemykającą na szybie smugę światła. Muszę jeszcze przedrzeć się przez schody ruchome, ale blokuje mnie jakaś baba w pomarańczowej kurtce. Kiedy chcę ominąć ją z prawej – przesuwa się w prawo i tak dalej. Rozkwaszę łeb na ścianie tej suce. Odpycham ją, zakładam słuchawki i staram się uspokoić. Mijam znów znak ‘STOP’ – znów proces zatrzymuje czerwone światło. Chcę przejść w ulubioną Pseudonimującą, ale okazuje się, jest remont, a więc przejścia nie ma. Przechadzam się po parku, rozróżniając odcienie granatu.

Głuchy szczęk zamka nikogo już nie zaskoczy. Wchodzę, siadam, myślę. Nie czuję nic. Mam dobre życie. Nie czuję nic. Podchodzę spokojnym krokiem do toaletki i wyciągam wszystko, co może mi pomóc. I jestem w końcu tu – przy tym biurku, które przeżyło ze mną tyle sukcesów. Biurko jest brązowe. Lubię brązowy. Świat zaczyna powoli wirować. Spoglądam znowu na gaśnicę. Lecę do ciebie. Ja nie jestem sobą? To patrz…

***

Człowiek zginął śmiercią – niewątpliwie – tragiczną. Świat jednak pozostał dokładnie taki, jaki był. Jedynie budzik zareagował, zanosząc się elektronicznym żalem nad losem człowieka, trwającym jednak tylko tyle, na ile energii jest w bateriach.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Canulas 25.11.2018
    Co ja mogę napisać poza synonimami slowa: świetne?
    Nie wiem, chwilowo nie mam prądu, ale naprawdę wyborne.
  • O, proza od Ciebie. Mnie takze sie podobalo. Takie nie silace sie na nic. W tym tego sila. Surowe. Meskie xd. Bycze. Ale ja chyba preferuje Twoja poezje.
  • jesień2018 25.11.2018
    Życie na granicy wybuchu, zdania na granicy wybuchu, wielka złość, wielka pustka. Świetnie napisane.
  • Adelajda 25.11.2018
    Miło widzieć prozę w Twoim wydaniu. Jest w tym tekście tyle smutku, pomimo obojętnego nastawienia do świata bohatera.
    "Mam dobre życie. Nie czuję nic." - ironia, a może czarna prawda, a może i to i to
    Ja poniekąd widzę w tym tekście siebie, w pewnym okresie życia. Bezsenność, samotność, samodestrukcja, nie wiem czym jest depresja, chyba jej nie mam, a jednak. Mam dobre życie, miałam dobre życie.
    Jakie to smutne, że współczesny człowiek ma niby tak wiele, a coraz częściej nie potrafi być szczęśliwy.
    Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania