Za weneckim lustrem

Za szkłem cień, cisza i samotność widza,

który nie może dotknąć, chociaż pragnie.

Ty jesteś w świecie żywym, bo realnym…

Twój świat się nie da w żadne lustro wcisnąć.

 

Widzę, gdy wzdychasz, przecierając oczy,

może znużona, może tylko z troski?

A ja trwam tutaj za szklaną barierą,

choć wiem o tobie więcej, niż ty myślisz.

 

Kocham w milczeniu i bez twojej zgody,


jak wiatr, co gładzi mórz wzburzone wody… 


Ty płyniesz ufnie po spokojnej fali, 


a ja – na brzegu, w mroku własnej łodzi.

 

Jestem po stronie, gdzie cisza ma oczy,


w niej zapamiętam każde drgnienie twarzy…


Ty nie wiesz o tym, jestem całkiem blisko –


twoja niewiedza rani serce, boli.

 

Czasem podnosisz wzrok, jakbyś coś czuła,


ale odbicie nie da odpowiedzi.


Znam twoje myśli, chociaż nie mam klucza;


ty żyjesz życiem – a ja… tylko śledzę.

 

Po drugiej stronie ja” i „ty” się wchłania,


powstaje światło bez cienia i woli.


Tu rzeczywistość oddycha z ukrycia,


każdy twój obraz bolesnym złudzeniem.

Po mojej stronie domy są z powietrza,


dzieci się śmieją, nie rodząc się wcale,


a Bóg nie mówi, jest płynną przestrzenią,


w której się żyje w ciszy i w milczeniu.


Mój świat się składa z błysku i z oddechu,


tu śmierć i życie tkwią przy jednym stole


i grają w kości w ciszy, bez uśmiechu –

na twarzach blizny pragnień niespełnionych.

 

Nie zmam do ciebie drogi, chociaż pragnę,


więc snuję mosty z czułości i marzeń,


znikając z wolna, jak dym po pożarze,


który nie spłonął, bo brakło mu żaru.

 

Przejść przez to lustro – to jak umrzeć lekko


i żyć naprawdę, choćby chwilę krótką.

Nie chcę tu zostać, choć cisza urzeka,


ta strona lustra nie jest dla człowieka.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania